Sitarz: Obserwacje (7)

2
fot. AP Photo

Penetracje LeBrona

W 37 minut gry przeciwko Blazers zaliczył 11 penetracji – cztery z nich skończył rzutem, dwa celnym, trzy podaniem do partnerów. To nie był przyjemny mecz dla kochającego przestrzeń gracza. Można przyjąć, że nie więcej niż pięć penetracji zaliczył w ataku pozycyjnym, którego Lakers unikali jak ognia. Średnia długość ofensywnego posiadania wyniosła 11.5 sekundy, które wystarczyły na przeprowadzenia kilku skomplikowanych zagrywek, jednej klasycznej i kilku opartych na zasłonie pin-down bądź ustawionym na lewym łokciu LeBronie. Lakers jednak biegali, grali w dwa-trzy podania, a kiedy James miał piłkę, no to nie miał tego co w Cleveland i w Miami – przestrzeni.

Okaże się czy radykalne up-tempo z 34-letni za parę tygodni LeBronem Jamesem potrafi skutecznie zamaskować kłopoty z rzutem za trzy punkty i czy 37 minut na mecz przy tempie wyższym aż o 15 posiadań niż w ostatnim sezonie z Cavs (spodziewamy się spadku, ale nie do poziomu poniżej 103-105 posiadań w meczu), to na pewno dobry pomysł w roku przejściowym, w konferencji, która już teraz stawia warunki “na serio” i w czasach kiedy playoffowa koszykówka zwalania.

No i są ci Lakers na przekór temu, że izolacje zwiększają swoją wartość, a gra 1-na-1 w otoczeniu strzelców powoli staje się solą tej ligi. Tymczasem spacing zaprezentowany w pierwszym meczu pozwolił Blazers podwajać i potrajać strefę do której próbował dostać się gracz z piłką. I każdy Terry Stotts tej ligi zrobi podobne usprawnienie po oddaniu rywalowi 50 punktów spod obręczy w pierwszych 24 minutach gry. W nocy Rockets od początku bronili inaczej. Czasami uprawiali bezczelny ball-watching – czwórka na słabej stronie odwracała się plecami do zawodników Lakers. Ich dłonie były w pobliżu Jamesa, ich głowy gotowe do udzielenia pomocy.

I ten skład oraz lineupy w których obok LeBrona jest jeden lub dwóch nie rzucających za trzy punkty graczy, generują wątpliwości na przyszłość. Być może spowodują, że Michael Beasley zanotuje horrendalnie wysoki USAGE% w parę minut obok Jamesa, a ten z kolei zaliczy jeden z najgorszych sezonów w karierze pod względem liczby i efektywności penetracji w ataku pozycyjnym. Te w transition pozostaną niebezpieczne, bo Lakers spokojnie stać na seryjne zdobywanie punktów w szybkim ataku. Akcjom coast-2-coast Jamesa też nic nie grozi, ale niech tych 7 celnych rzutów za trzy punkty z 30 prób, z czego 16 było wide-open, jedna asysta Jamesa przy trójce (do Lonzo Balla w czwartej kwarcie), oraz 11 asyst w dwóch meczach zostaną w głowie trenera.

Mecz z Rockets niczego nie zmienił. Dodam jeszcze, że w obu spotkaniach James spędził na parkiecie jakieś +/- pięć minut otoczony rzucającymi graczami (Ingram, Kuzma, Hart) i Lonzo Ballem który trafia 41% rzutów za trzy punkty i kto wie ile to potrwa.

Slip Hardena

Prosta zagrywka, w której niski gracz zrobił slip od obręczy zamiast do niej, posłużyła Rockets na kontrę pierwszych obronionych przez Anthony’ego Davisa posiadań mających skończyć się alley-oopem Clinta Capeli. Prześledźmy ją, ponieważ jest ciekawa, złożona w porównaniu do najpopularniejszych narzędzi Houston w ofensywie, i często ginie w lawinie spread pick-and-rolla na ósmym metrze i izolacji.

Poniżej zobaczymy proste ścięcie Hardena przez high-post, próbę zmiany krycia pod linią rzutów wolnych z Jamesem Ennisem, zamarkowaną zasłonę dla Erica Gordona i slip do góry w stronę piłki w dłoniach Clinta Capeli, a więc ku akcji hand-off, która przejdzie w szybkiego pick-and-rolla Harden-Capela:

Pelicans bronili bez zmian krycia, a w ostatniej fazie akcji dwóch-na-dwóch z lekką pomocą Elfrida Paytona. Gdy Harden zostawił obrońcę za plecami, Anthony Davis znalazł się sam w pomalowanym i sam przed piłką. I w sumie zrobił wszystko co mógł. Harden rzucił podanie góra kilkanaście centymetrów nad jego paznokciami – niewielu wysokich operuje na takim zasięgu. Rzadko zdarza się też, żeby akcje pick-and-roll Rockets były tak dobrze bronione przy użyciu bardziej konserwatywnej metody, a więc bez zmiany krycia.

To dobry i skuteczny set dla jedynego rozgrywającego na parkiecie z rolującym wysokim i dwoma strzelcami po obu stronach. Z tym, że na lewej Carmelo Anthony powinien skorzystać z zasłony Ennisa i przesunąć się do narożnika. Rockets przywiązują o wiele większą uwagę do kontroli przestrzeni oraz linii piłki niż Thunder, Knicks i wiele innych zespołów w ostatnich latach. To w Houston rezygnuje się ze swoich klepek.

Frontcourt Pelicans

Chociaż tercet Mirotić-Randle-Davis nie spędził ze sobą na parkiecie minuty gry, to duety stworzone wewnątrz najlepszego obecnie frontcourtu w NBA nakazują zastanowić się czy Pelicans są blisko znalezienia remedium na niskie i ultra-niskie piątki w NBA.

Jest wcześnie. Jest też 280 punktów w dwóch meczach. Jest playoffowy Niko Mirotić. Kozłujący i rzucający za trzy Julius Randle. Robiący wszystko Anthony Davis. Problem z obsadą pozycji numer trzy oraz smallballowej czwórki zniknął, a może lepiej – nie pojawił się. Być może w poprzednich playoffach Pelicans dali sygnał, że nie potrzebują dobrych skrzydłowych. Aczkolwiek gdyby udało się wcisnąć do tego zespołu Jimmy’ego Butlera…

Od początku meczu z Rockets korzystali z przewagi wzrostu i talentu na pozycjach cztery-pięć oraz zmian krycia poza piłką. Wtedy Davis momentalnie zajmował pozycję przed nowym obrońcą i zdobywał punkty – szedł do obręczy albo odchodził do tyłu szybkim fadeaway’em. Tak czy inaczej – poza Capelą żaden koszykarz Rockets nie mógł kontestować rzutu na pułapie piłki. Również niewielu może to robić gdy Nikola Mirotić otrzymuje niekontestowane trójki (9 na 15), a te bronione nieźle stanowią niewielki wyjątek – tylko dwa i oba trafione. A Czarnogórzec jeszcze roluje do obręczy i wychodzi po zasłonach.

Dobre to życie z piątką skorych do poruszania się sprintem graczy. Szybkość napędza akcje w kontrach, a podczas secondary-break wrażenie jest takie, że podaje im się piłkę lżej i łatwiej. Mimo prędkości nie dochodzi do dublowania pozycji, nieporozumień i nawału strat – 12.8 na 100 posiadań, 11. miejsce. To wszystko spina klamrą Jrue Holiday, dzisiaj etatowa trójka, który według Basketball Reference rozegrał na pozycji niskiego skrzydłowego aż 47 z 65 minut.

Trzech guardów Hornets

W meczu z Milwaukee Bucks James Borrego przywrócił swój zespół do gry stosując ultra niskie ustawienie z Nicolasem Batumem na pozycji numer pięć, Michaelem Kidd-Gilchristem niżej i trójką guradów. Tony Parker, Kemba Walker i Malik Monk byli +5 w 10 minuty gry. Hornets trafili 10 z 17 rzutów podczas runu 17-4 na początku czwartej kwarty. Pierwszy duży plus dla nowego trenera. Za odwagę i chwilowe przejęcie kontroli nad wydarzeniami na parkiecie.

Borrego wykazał się kreatywnością i od razu wprowadził zamieszanie w struktury obu zespołów, bo w kluczowym momencie odsunął od piłki Kembe Walkera – najlepszego strzelca w Charlotte. Oczywiście rozgrywający wciąż punktował w pick-and-rollu, samodzielnie kreował własny rzut, i to nie tak, że pełnił rolę spot-up strzelca, a Tony Parker, który dyrygował grą, brał ją na swoje barki. Ten manewr zaskoczył Bucks. Hornets zyskali przewagę w ciężkich minutach dla obu stron. Wytrzymali w obronie prezentując bardzo dobre sekwencje na Giannisie, i najważniejsze, że nie wyglądali na zdezorientowanych.

Wciąż – gra z off-ball Walkerem to długofalowy projekt. W poprzednim sezonie zagrał zaledwie 88 takich posiadań – zdobywał niezłe 1.06 PPP. Wtedy nie miał obok siebie gracza zdolnego prowadzić atak. Więc nawet jeśli ustawienie z Parkerem, Walkerem i Monkiem okaże się specjalnym i zachowanym na takie właśnie fragmenty niedoli, warto prześledzić w zasadzie jedną zagrywkę, która nie do końca wyszła Hornets w meczu otwarcia, a wygląda na pasującą wszystkim graczom obecnym na parkiecie.

Był to wysoki pin-down dla ustawionego na lewej stronie Walkera, który przeszedł do dribble hand-offa z MKG, i zaatakował obręcz z rolującym obok skrzydłowym:

A później stracił piłkę:

Bardzo dobra obrona Erica Bledsoe

Gdzieś to się będzie przewijać w ofensywnie Hornets między penetrującym Walkerem po pick-and-rollu – póki co jest najlepszym graczem ligi w tym elemencie – a rzutami po koźle, których trafił ponad połowę.

Sezon jest młody, pewne rzeczy wychodzą częściej, inne sprawiają więcej kłopotów, ale tą zagrywką Borrego wprowadził kolejną opcję na zwiększenie wskaźnika asystowanych rzutów np. po odegraniu Walkera do rolującego czy do strzelca po prawej stronie (tam Parker i Monk muszą pilnować koncentracji). W tej kategorii Hornets skończyli poprzedni sezon na odległym 25 miejscu. Powinno być dobrze, jeśli zwiększą liczbę asyst (dogodnych pozycji rzutowych) utrzymując relatywnie niski poziom strat, który od sezonu 2013/14 jest ich wizytówką (za kadencji Clifforda zawsze zajmowali 1. miejsce w liczbie strat per 100 posiadań).

Ruch Bucks

Na koniec rzecz świeża, o której piszą, że cechuje naprawdę dobre ofensywy. A skoro Bucks zdobywają 111.1 punktów na 100 posiadań…

Spójrz na reakcję Tony’ego Snella gdy tylko zauważył ruch Domantasa Sabonisa do Giannisa z mismatchem na prawym bloku:

W koszykarskiej nomenklaturze ten screen ma pewnie jakąś nazwę, ale mało to istotne, kiedy Bucks w ciężkiej sytuacji kreują otwartą trójkę w lewym narożniku dzięki zasłonie gracza X na przypisanym do niego obrońcy i zatrzymują obronę strefową na słabej stronie. Ten mały screen to nowa w Milwaukee jakość, zaprezentowana nie po raz pierwszy w tym młodym przecież sezonie. A że z biegiem czasu dobrych decyzji w obozie Bucks powinno być więcej, no to co może zmartwić zespół z kompletem zwycięstw? Miłość Giannis do hero-ballu? Raczkujące wrażenie jest takie, że nie zawsze zauważa bądź nie chce zauważyć graczy z mismatchem. To nie jest zarzut, natomiast uwaga już na niedaleką wiosenną przyszłość. Albo jakiś ponowny crunch-time w Charlotte, w którym nie poda do Brooka Lopeza, albo do naprawdę dobrego na mismatchach Khrisa Middletona.

Poprzedni artykuł#SpitGate: Rondo napluł Paulowi w twarz
Następny artykułFlesz: Liga TYLKO jednej prędkości

2 KOMENTARZE

  1. “W koszykarskiej nomenklaturze ten screen ma pewnie jakąś nazwę, ale mało to istotne” – dokładnie.

    Jako, że nie jestem (i nigdy nie będę) Bradem Stevensem to nie jestem fanem czytania tekstów w których muszę co chwilę google’ować o co właściwie chodzi – np “Spartan grany z horns”.

    Poza tym super tekst!

    0