5 na 5: Lakers czy Clippers? Giannis czy LeBron? Zion czy Morant?

13
fot. newspix.pl

1. MUSIMY zacząć tu: Lakers czy Clippers?

Piotr Sitarz: Lakers. Dopóki wszyscy są zdrowi, trzymam się zdania sprzed sezonu. Lakers są lepszym zespołem, mają mniej czarnych dziur w obronie, są zgrani, oddani obronie, atmosfera w szatni wydaje się być topową w NBA, są chyba bardziej na misji niż Clippers i Kawhi, chociaż z nim nigdy nic nie wiadomo. I to w zasadzie moja jedyna obawa w związku z szansami Lakers na wygranie bezpośredniego starcia: Kawhi w prime-time samodzielnie rozstrzygający mecze, wygrywający matchup z Jamesem, switchujący z Brona na Davisa i odwrotnie, zamykający całych Lakers i usprawnienia Vogela, wynoszący takich graczy, jak Reggie Jackson i Marcus Morris do roli topowych zadaniowców. Czyli Kawhi lepszy niż w ubiegłorocznych Finałach. Ale czy może być lepszy? Czy tendinopatia nie zaatakuje w maju? Czy na końcu nie wygra po prostu lepszy zespół, lepiej poukładany? Dzisiaj skłaniam się właśnie ku temu mając w głowie jedną różnicę: trzech graczy Clips potrafi od niechcenia zdobyć w meczu 30 punktów. W Lakers tylko dwóch.

Adam Szczepański: Teraz Lakers, w playoffach Clippers. Lakers od samego początku sezonu stworzyli świetnie funkcjonujący zespół, w którym zawodnicy dobrze się ze sobą czują i tworzą zgrana grupę. To widać po ich grze i wynikach. Clippers to ciągle na razie bardziej zbiór graczy niż kolektyw, co mogło irytować, ale mają mnóstwo talentu, pasujące do siebie elementy i większą głębię niż się sądzi. Do tego wreszcie są zdrowi i w małej próbce pokazali już jak mogą być silni. Do czasu playoffów wszystko powinno kliknąć, dlatego nadal pozostają moim typem na mistrza.

Maciej Kwiatkowski: Clippers. W dwóch dotychczas rozegranych meczach przeciwko Clippers Lakers zdobywali w czwartych kwartach tylko 78.7 punktów na 100 posiadań i nie potrafili wykorzystać tego, że Clippers kończyli te mecze niskimi lineupami z Montrezlem Harrellem na centrze, ani tego że na boisku był Lou Williams. Clippers po powrocie Paula George’a i wraz z przesunięciem po Weekendzie Gwiazd Kawhi’a Leonarda na najlepsze obwodowe opcje rywali (Shai Gilgeous-Alexander był przerażony na początku meczu w Oklahomie ostatniej nocy, wielu jest) stają się obecnie lepsi z meczu na mecz. Jak lepsi mogą stać się jeszcze Lakers w sytuacji, gdy nie mają już najlepszego gracza na boisku? James ma zbyt trudny matchup, dlatego kluczem do pokonania Clippers będzie Anthony Davis i jego decyzje z podwojeń.  Tym bardziej, że wciąż zanosi się na to, że w play-offowym matchupie LeBron musiał będzie zagrać każdą z 12 minut czwartej kwarty.

Michał Kajzerek: Lakers. Nadal Los Angeles Clippers nie ufam. Odnoszę wrażenie, że posypie się im plan w kluczowym momencie. Może de facto być zupełnie inaczej i mogę się mylić, a ich ławka faktycznie będzie najlepszą w lidze. Jednak po prostu im nie ufam, ufam za to LeBronowi Jamesowi i Anthony’emu Davisowi. Tworzą siłę konkretnego kolektywu i w mojej opinii jest to ich przewaga nad Clippers, której rywal zwyczajnie nie przysłoni. Za dużo się wokół Clippers działo podczas sezonu regularnego. Spokój, jaki zapanował w rotacji Lakers był bardzo ważny dla budowania tożsamości tej drużyny. Clippers takiej tożsamości jeszcze nie mają.

Maciej Staszewski: Lakers. LeBron James będzie najlepszym koszykarzem na tej planecie w Playoffs… już jest w dyskusji o tym, patrz punkt niżej, a Anthony Davis to najlepszy drugi gracz w drużynie od czasu duetu Shaq-Kobe. I tak, wiem, że Clippers wygrywają na razie ich bezpośrednie pojedynki i tak, wiem, że Kawhi i PG szykują się na Playoff i tylko Playoffs i tak, wiem, że Doc to w Playoffs ogromna przewaga nad Vogelem. Na koniec po stronie Lakers będzie Bóg Koszykówki i drugi z 3 najlepszych graczy w serii.

2. Czy wyścig o MVP jest już rozstrzygnięty?

Sitarz: Nie. Czuję w powietrzu, że w ostatnich sześciu tygodniach sezonu regularnego amerykańskie media będą promować LeBrona jeśli tylko będzie grał tak, jak … w dwóch ostatnich meczach z Pelicans. Bo rzeczywistość jest taka, że przede wszystkim narracja może Jamesa przepchnąć na miejsce Giannisa, który stanowi osobną ligę pod względem statystyk. Przeglądałem je wczoraj. Grek jest nie do dogonienia. Dominuje LeBrona w o ponad 250 minut gry mniej. Tutaj możesz znaleźć w czym James jest lepszy. Nie ma tego dużo.

Szczepański: Tak. Giannis Antetokounmpo ma już to MVP w rękach i tylko ucieka rywalom. Można znaleźć rozsądne argumenty za LeBronem Jamesem i może jeszcze dodać kilku innych kandydatów, ale i tak nikt nie jest blisko. Najlepszy zawodnik sezonu, który gra jeszcze lepiej, niż gdy poprzednio był MVP i którego drużyna dominuje NBA, rozgrywając jeden z najlepszych sezonów w historii. Czego chcieć więcej? Nie wiem co musiałiby się wydarzyć, żeby Giannis nie dostał tej nagrody.

Kwiatkowski: Nie. Powinien być, jako że Giannis zdobywa więcej punktów na minutę, jest wyraźnie bardziej wartościowym obrońcą i jest lepszy od LeBrona w praktycznie każdym z zaawansowanych zbiorczych ratingów. Bucks z Giannisem na boisku mają Net-Rating +16.4, podczas gdy Lakers z LeBronem +10.4 i  to James, nie Giannis(!), ma obok siebie Top-7 gracza NBA. To nieprawdopodobne, jak w ostatnich dniach niektórzy próbują łatwo obok tego przejść. James nie był też jednym z dwóch najlepszych graczy na boisku, kiedy 19 grudnia grali w tym sezonie jeden raz przeciwko sobie. W piątek jednak LeBron miał będzie szansę postawić nogę w drzwiach – w końcu nic nie sprzedaje się gorzej, niż rozstrzygnięty wyścig po MVP, a nic lepiej niż sentymenty.

Kajzerek: Nie. LeBron James i Giannis Antetokounmpo będą się bić w tym wyścigu do samego końca. Niewykluczone, że przewagą LBJ-a jest to, jak bardzo Lakers zmienili się w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami. James był w samym centrum tego procesu i doskonale poradził sobie z zadaniem, dlatego w mojej drabinie jest wyżej niż Giannis Antetokounmpo. Końcówka sezonu może być w tym wypadku decydująca. Po porażce z Miami Heat, liga zobaczyła, jak można zatrzymać Giannisa, gdy dobrze się do tego przygotujesz. Czy to będzie punkt zwrotny? Nie, ale pokaże w jakim stopniu Grek radzi sobie z rzucanymi w niego wyzwaniami.

Staszewski: Nie. Możesz mieć cały sezon próbki statystycznej, 5-6 miesięcy niezbitych dowodów na to, że to Giannis jest najlepszy, a na koniec wygra narracja i magnetyzm LeBrona. To jest bardzo realna możliwość a na niekorzyść Giannisa będą grać nie tylko zeszłoroczne kłopoty w Playoffs, ale także, co zabawne, fakt, że przegrał w All Star Game i że nie był tam najważniejszym graczem swojej drużyny. Na pewno chwilę posłuchamy o jego niepewnym rzucie i o tym jak James obrócił Lakers z dupy na drogę chwały. Giannis wciąż powinien wygrać, ale to narracje rządzą tą ligą i nic nie można tu jeszcze wykluczyć.

3. Kto jest dziś lepszy: Zion Williamson czy Ja Morant?

Sitarz: Ja Morant. Powinien zostać jednogłośnym debiutantem sezonu. Gra od października i to gra równo. Prowadzi zespół na parkiecie i poza nim, stworzył świetną chemią z dwójką wysokich, zaliczył mnóstwo highligtów. Sprzedał się tak, jak miał się sprzedać Zion. I niczego nie ujmując drugiemu: w moich rankingach tego sezonu jest daleko za Morantem zarówno w „gracz tego sezonu” i w „kto jest lepszy”. Nie tylko z powodu, że Ja kozłuje i prowadzi atak Grizzlies, ale na dostępnej próbie, to w Morancie zobaczyłem więcej jakości w elementach gry kluczowych dla wygrywania.

Szczepański: Ja Morant. Zion robi ogromne wrażenie i zalicza historyczne cyferki jak na debiutanta, ale to dopiero 16 meczów. Morant jest fantastyczny w przekroju już 55 meczów. Od samego początku nie tylko jest najbardziej wyróżniającym się rookie, ale przede wszystkim wyjątkowo dojrzałym zawodnikiem, który stał się liderem drużyny, prowadząc ją do zaskakująco dobrych wyników i teraz trzyma Grizzlies w wyścigu o playoffy.

Kwiatkowski: Zion Williamson. Jednego nazwałem piętnaście miesięcy temu “najlepszą rzeczą w sporcie”, o drugim, po zobaczeniu jego pierwszych 60-70 minut gry, pomyślałem “Hall of Famer”. Dyskutowanie o tym, to jak zastanawianie się po której stronie Boga chce się siedzieć. Ma się wrażenie jakby to Morant naturalniej czuł się na parkiecie NBA, a nie rzadko kozłujący Zion i na jeden mecz play-offowy wybrałbym na pewno Moranta. Już dziś możesz jednak zbudować Top-10 atak z rolującym do kosza Zionem, kończącym pick-and-rolle (1.26 PPP, 78% percentile) i loby, postującym na mismeczach (1.02 PPP, 81% percentile), gdy jeszcze nie można tego samego powiedzieć o Morancie, bo nie jest jeszcze zagrożeniem w rzutach za trzy po koźle 8-9 metrów od kosza. Defensywnie minuty Williamsona bez Derricka Favorsa statystycznie zaskakująco się bronią (poziom 6. obrony NBA), jest jednak w tym bardzo dużo szumu, związanego z klasą rywali Pelicans i przede wszystkim z faktem gry z tyłu za duetem napastników w obronie Holiday/Ball.

Kajzerek: Williamson. Po zaledwie kilku meczach sprawił, że niemal wszystko zaczęło się obracać wokół niego. Odnoszę wrażenie, że już na tym etapie rywale obawiają się go bardziej niż Ja Moranta i nie powinno być to dużym zaskoczeniem. Siła jaką dysponuje, szybkość i umiejętność wyciągania wniosków są imponujące. Ja Morant będzie prawdopodobnie Rookie of The Year, ale gdyby nie miał przewagi większości rozegranego sezonu, takiej dyskusji nawet byśmy teraz nie prowadzili. Zion zdaje się być wszystkim, o czym opowiadaliśmy przed jego debiutem w NBA.

Staszewski: Williamson. Jest już teraz Top25 graczem ligi, a jeśli patrzymy na to jak trudnym indywidualnie matchupem dla rywali jest to w tym aspekcie może być Top5. Obrony nie są na niego gotowe, tak jak nie są gotowe na nowych Rockets i tak samo jak w ich przypadku, wciąż nie do końca wiedzą co z nim zrobić. Co to w ogóle jest, żeby dwumetrowy gość grał centra i żeby był to small ball tylko w nazwie, bo typ fizycznie terroryzuje wszystkich, nawet tych centrów? Morant jest cudowny, ale nie zmienia obron i nie wymusza brania swojego nazwiska w kółeczko na odprawie przedmeczowej. Niemniej warto tu podkreślić jak bardzo oba te dzieciaki zmieniły sezony swoich drużyn, czuję się jakby Shaq i Penny naraz przyszli do ligi, ale do różnych zespołów.

4. Który zespół w Twoich oczach przestał być w 2020 roku kontenderem?

Sitarz: Utah Jazz. Ależ wysoko mierzyliśmy razem gdzieś tam we wrześniu, kiedy Mike Conley i Bojan Bogdanović wzmacniali o kreację i shooting bardzo dobrą pierwszą piątkę Jazz. Część się sprawdziła, część wręcz przeciwnie. Mimo, że są na dobrym 5. miejscu na Zachodzie, a ich gra faluje, bo ma prawo, to niestety: w 2020 roku ani razu nie zobaczyłem ich poza pierwszą rundą. Coś przestało działać, coś w ogóle nie zaczęło. Dzisiaj nie wiem w jaki sposób mieliby postawić następny krok, a to mus, żeby walczyć o Finał Konferencji.

Szczepański: Utah Jazz. Długo liczyłem, że wreszcie zaczną grać jak ten świetnie zbilansowany zespół, który wyobrażaliśmy sobie przed sezonem. Ale poza kilkoma gorącymi okresami, to się nie dzieje. Mike Conley nie potrafi odnaleźć formy z zeszłego roku, a jak już zagra dobrze, to wtedy znika Joe Ingles. Do tego brakuje głębi na ławce. Cały czas wydaje się, że jako zespół nie mogą znaleźć chemii i swojej nowej tożsamości. Nawet ich obrona gdzieś się zagubiła i jest poza Top-10. Mają też ujemny bilans przeciwko drużynom na plusie (10-14).

Kwiatkowski: Utah Jazz. Po serii 15-1 w grudniu i styczniu, w której tylko 2 z 16 rywali obecnie ma bilans +0.500, Jazz poszli bez kontuzji w 5-10, w tym trzy z tych zwycięstw odniesionych zostało łączną różnicą 8 punktów. Już przed sezonem martwiłem się o to czy Jazz przypadkiem nie stali się zbyt mało atletycznym teamem, a nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy jak fizycznie sprany przystąpi do tego sezonu Mike Conley. Dodatkowym problemem Utah jest jednak to, że nawet wliczając Conley’a mają tylko siedmiu graczy: Conley, Mitchell, Ingles, Bogdanović, Gobert, Clarkson, O’Neale. W dodatku zabierają oni ewentualne minuty zupełnie przyzwoitemu Mudiay’owi. Ed Davis jest jednym z największych rozczarowań sezonu, Georges Niang nie jest nawet na poziomie Trey’a Lylesa, a za nimi preria i noc. Tymczasem nie wygrasz play-offów w siedmiu i już.

Kajzerek: Houston Rockets. Szanuję Mike’a D’Antoniego za eksperymentalne podejście do swojej pracy. Byłbym jednak bardzo zaskoczony, gdyby udało mu się zdobyć mistrzostwo super small-ballem. Poszli niestandardową droga, bo taką mają filozofię, ale w tej drużynie jest wiele elementów, które muszą funkcjonować na absolutnie najwyższym poziomie, by zapewnić Rockets przewagę. Potrafią zrobić serię sześciu wygranych z rzędu grając schludnie prowadzony basket, ale gdy wypadną z rytmu muszą wszystko budować od początku, dlatego w serii play-off, gdy czytanie rywala ma kluczowe znaczenie, mogą być pozbawieni “czynnika x” decydującego o wygranej.

Staszewski: Denver Nuggets. Utah byłoby tu prostą odpowiedzią, ale jeszcze w dzień trade deadline miałem nadzieję, że Denver pójdzie All-in w ten sezon, poczuje krew, zanim Lakers i Clippers się na dobre ufortyfikują i nie wzmocnią na przyszły dobrymi graczami wziętymi za minima i wyjątki. Niestety, ich chęć rozwoju organicznego może ich zgubić, oddawanie graczy pokroju Beasleya za darmo ugryzie w dupę, a nie granie Porterem to po prostu błąd. Nie widzę szans na to, żeby przeszli trzy rundy Playoffs nie mówiąc już czterech. Żadnego układu planet, nic. Dla Jazz jednak wciąż mogę to sobie wyobrazić.

5. Czy Houston Rockets mogą zdobyć mistrzostwo NBA?

Sitarz: Tak. Musi się wydarzyć sporo rzeczy: zaczynając od przygotowania fizycznego i wytrzymałościowego Rockets na poziomie atletów na dopingu, przechodząc przez fatalną dyspozycję wysokich w Konferencji Zachodniej (Jokić, Davis) i Wschodniej (Embiid, Giannis, Adebayo?), kończąc na najlepszych playoffach w karierach Russella Westbrooka i Jamesa Hardena i to takich, że nie tylko nie pozostawią nic przypadkowi, ale niewiele będzie zależeć od usprawnień Mike’a D’Antoniego. Sporo, ale to nie jest niemożliwe. Świat ostatnio lubi płonąć, więc dlaczego nie?

Szczepański: Mogą …ale nie zdobędą. Ze swoim mikroballem mogą być bardzo niewygodnym rywalem dla każdego, zwłaszcza gdy złapią ogień na dystansie. Mają najlepszego ofensywnego zawodnika w lidze i Russella Westbrooka, który odnalazł drugą młodość. Nie można ich lekceważyć, ale też aż za dobrze znamy dokonania Jamesa Hardena, Westbrooka i Mike’a D’Antoniego w playoffach, żeby wierzyć, że mogą doprowadzić zespół do mistrzostwa. A musieliby wznieść swoją grę na absolutne wyżyny, bo drużyny z LA czy z Milwaukee są od nich po prostu lepsze.

Kwiatkowski: Prawdopodobnie nie. Przeciwko Rockets nie tylko działa to, że na wiosnę większe znaczenie odgrywają obrona i zbiórki (są na 30 miejscu w % zbiórek od czasu oddania Capeli), ale przede wszystkim to, że Daryl Morey w ciągu 15 lat pracy jako GM ani razu nie miał jeszcze swojej drużyny w Finałach NBA, a James Harden i Russell Westbrook po +10 latach karier nie wiedzą jak wygrywać w play-offach.

Kajzerek: Nie. Odpowiedziałem na to pytanie w pkt. 4. Moim zdaniem w obecnej konfiguracji nie są w stanie zdobyć mistrzostwa. Nie podoba mi się ich podejście i jest to zespół, który mnie skutecznie od siebie odpycha i może stąd mój brak wiary w to, co budują.

Staszewski: TAK! Jestem superentuzjastycznie nastawiony do tego co robią Rockets. Nie widzę jednego usprawnienia które mogą zrobić łatwo rywale w Playoffs, żeby ich pokonać i w związku z tym, myślę że takiego po prostu nie ma. Usprawnieniem rywali może być pudłowanie Rockets z czystych pozycji, stąd drużyna Houston może przegrać dosłownie każdą serię na Zachodzie, ale też dosłownie każdą wygrać. Powiem więcej, będę im w tym bardzo gorąco kibicował, mimo że moja dusza centra zalewa te słowa krwią. Byli nudni i bez sensu, teraz mają duszę, fuck-off podejście do świata i (znowu!) dwóch z 10 najlepszych graczy na planecie. Wszystko jest w ich głowach.


Jeśli macie swoje propozycje pytań typu “50/50”, czyli takich, na których odpowiedzi nie jesteście pewni i które dotyczą bieżących tematów, albo po prostu chcielibyście poznać nasze opinie, choćby nawet nie wiadomo jakich peryferii NBA miały by one dotyczyć, podeślijcie pytania na [email protected] Mamy trochę książek do rozdania w ramach podziękowań i może coś znajdzie się jeszcze po drodze. 

Poprzedni artykułDniówka: Lillard wraca do gry. D-Rose znowu sypie się w drugiej części sezonu
Następny artykułWarriors nie zatrzymają Dragana Bendera

13 KOMENTARZE

  1. Jakiś czas temu Adam na kolejne zarzuty, ze na portalu brakuje treści wypominał w odpowiedzi, ze inne formaty się nie sprawdziły. Nie minął tydzień i bach – art w formacie, który się przecież nie sprawdza:) dzięki panowie za fajnego arta ( szczerze)!

    0
  2. Proszę Pana, Tato wyjechał kilka miesięcy temu – jestem jego synem.
    Konto zostawił mi i bratu do dyspozycji.
    Nie wydał Nam żadnych dyspozycji, ograniczeń.
    Z tego co mówił to nie wchodzi na Szóstego Gracza.
    My z bratem też jestesmy kibicami LeBrona Jamesa więc pozwoliłem sobie wkleić link.

    Dziękuję, dobranoc.

    0
  3. Rozumiem wszystkie zachwyty nad Zion’em, historyczne statsy punktowe, skrupulatnie liczone serie (pierwszy nastolatek vs Lakers, który…, i takie tam) –
    ale mi osobiście brakuje w jego grze eksplozywności w open court.

    Czegoś co miał młody Barkley, Webber czy LeBron.
    Wynika to zapewne, z jego braków w kozłowaniu, ale i w tym, że rusza się jak wóz z węglem.

    Bully ball w paint, kiedy idzie na dużo większych od siebie centrów, hustle, przyśpieszenie w post, pierwszy krok, wszystko jest, ale dopóki nie poprawi ballhandlingu i nie zrzuci paru kilo, to chyba będzie tego trochę brakować .

    Chłopak dopiero zaczął poważne granie, i na ogromny talent, tak że pewnie przyjdzie to wszystko z czasem. (rzut zapewne też)

    Czy ktoś jest tym podobnie “rozczarowany”, czy się po prostu nie znam?

    Morant łączy streetballową lekkość gry z decyzyjnością rutyniarza.

    0