Jak mawia moja Ukochana: “Nigdy nie wiemy kiedy robimy coś po raz ostatni.” Kiedy widzimy coś po raz ostatni. Po prostu pewnego dnia radośnie pijesz z kumplem do bladego świtu, a potem już nigdy więcej nie uda wam się ustawić. Idziesz na spotkanie klasy licealnej rok, dwa, pięć po maturze, widzisz te twarze wśród których wyrosłeś, a potem pojawia się dorosłe życie, nowi znajomi i już nigdy na takie spotkanie nie pójdziesz. Spotykasz dalekiego znajomego, hej cześć, kopę lat, co u Ciebie, wiesz teraz się śpieszę, koniecznie musimy iść kiedyś na piwo, masz mój numer, to do zobaczenia niedługo!… 3 dni później widzisz na fejsie, że pogrzeb w czwartek, no wiesz, był wypadek. Dzisiaj całujesz jeszcze tą ekscytującą, piękną dziewczynę z którą chyba chcesz związać swoje życie, a wieczorem nie wiecie na co iść do kina i od słowa do słowa nagle orientujecie się że to związek bez przyszłości i nigdy więcej jej nie pocałujesz. Parę lat później idziesz na imprezę pobawić się, może poflirtować z dziewczynami, być młodym szalonym, korzystać z życia, a chwilę później wpadasz na mnie w przedpokoju, Twoje oczy trochę smutne chyba patrzą prosto w moje… i nagle już nigdy więcej nie idziesz poznawać nowych kobiet. Dziecko usypia Ci dzisiaj na kolanach i to jest coś zwykłego, co chyba będzie łączyło was do końca życia… a następnego dnia okazuje się, że jest już na to za duże i nigdy więcej go tak nie uśpisz. Grasz w koszykówkę i już zawsze będzie to Twoją główną pasją, będziesz grał do późnej starości… chwilę później ktoś wpada Ci w kolano, kontuzja, operacja, planujesz już wielki powrót, powikłania, druga operacja, rehabilitacja, wciąż wierzysz, potem coraz mniej… aż nagle orientujesz się, że wtedy, dwa lata temu prawdopodobnie grałeś po raz ostatni. Nie w wieku 50 lat a trzydziestu-paru. O ile nie jesteś w trakcie dużej zaplanowanej zmiany w Twoim życiu, przeprowadzki, czy celowej zmiany nawyków, nie widzisz i nie czujesz tego ostatniego razu dopóki nie będzie za późno. Możesz teraz spojrzeć wstecz i zdziwić się rzeczami które robiłeś po raz ostatni i kiedy to było. To dobre ćwiczenie na pokorę. Smutne, ale też budujące. Ostatnie razy najczęściej mają w sobie dziwną mieszaninę goryczy i rozwoju, bo są też symbolem naszych kroków naprzód. To oczywiście dotyczy też sportu. Naszego sportu. NBA.
Oglądając 5 mecz Finałów 2014 nie wiedziałeś, że oglądasz ostatni mecz Raya Allena w NBA i ostatni mecz LeBrona Jamesa w barwach Miami Heat.
10 kwietnia 2013 oglądając jak Lakers wygrywają z Blazers w Staples Center dzięki 47 punktom Kobego Bryanta, nie wiedziałeś, że po raz ostatni widzisz tego wielkiego gracza w pełni zdrowego.
Myślisz, że jako fan Detroit wiedziałem 30 maja 2008 roku kiedy grali w The Palace z Boston Celtics w 6. Meczu Finałów Wschodu, zmuszając późniejszych mistrzów do maksymalnego wysiłku, że to ostatnie chwile tej wielkiej drużyny… i ostatni mecz o coś więcej niż awans do drugiej rundy playoffs w historii tej legendarnej hali?
Myślisz, że fani Spurs wiedzieli w trakcie Game 7 przeciwko Denver Nuggets, że to koniec playoffowego runu najlepszej drużyny ostatnich dwudziestu lat w NBA?
Myślisz, że sam Greg Popovich wiedział kiedy krzyczał na LaMarcusa Aldridge’a żeby do kurwy nędzy wreszcie sfaulował, że to być może jego ostatni mecz w życiu w playoffs?
Możesz to czuć, możesz się tego bać. Ale na koniec nigdy się tego ostatniego razu nie spodziewasz.
Fani Suprs bali się już od lat, może czuli to w zeszłym sezonie, ale to co obiecywał sezon obecny z pewnością sprawiło, że się nie spodziewali tego co się dzieje.
Przypomnijmy – Dwa lata temu San Antonio awansowało do playoffs mimo tylko 6 rozegranych przez Kawhia Leonarda spotkań. Potem, w zeszłym sezonie Spurs oddali niezadowolonego gwiazdora i Danny Greena za DeMara DeRozana i Jakoba Poeltla (jeszcze do tego wrócimy), następnie stracili na rok Dejounte Murraya, stracili na część sezonu Derricka White, a gracze których pozyskali za Leonarda okazali się być tak słabi, że DDR zanotował jeden z najgorszych plusominusów w zespole, a młody Austriak większość sezonu spędził na ławce rezerwowych. Mimo to ponownie awansowali do Playoffs, gdzie w pierwszej rundzie byli naprawdę blisko wyeliminowania faworyzowanych Denver Nuggets, przegrywając ostatecznie w G7 po być może najbardziej abstrakcyjnej sekwencji w końcówce w swojej historii.
Niemniej w Playoffs byli i byli tam dobrzy. Bo Spurs zawsze są w Playoffs i są tam dobrzy…
Prawda?
Wygląda na to że nie.
Są teraz słabi, szokująco słabi. Ale zanim dojdziemy do tego jacy są teraz, a powiedziano już o tym wiele słów, warto spojrzeć na nich przekrojowo. To że się kończą nie ma źródła tylko w tym sezonie, a w ostatnich paru latach. Ta wzorowa do niedawna organizacja ma za sobą całą serię średnich i złych decyzji. Tyle, że te decyzje tak wyglądają kiedy patrzymy na nie teraz, mając w głowie, że być może widzimy koniec ich epoki. Jednak tak jak nie wiesz, że robisz coś ostatni raz, tak te decyzje w danym momencie były w pełni racjonalne. Kojarzy mi się to z innym upadkiem dużej serii, wspomnianym już końcem wielkich Pistons. Tam też mieliśmy kolejne ruchy które były na pozór konieczne, a ostatecznie położyły drużynę. Stąd mam teraz w sobie wiele ciepłych uczuć względem fanów Spurs. Znam to. Byłem tam gdzie wy.
Kiedy to się zaczęło?
To łatwe. Sezon 2016-17. Latem Tim Duncan odchodzi na emeryturę i kończy się pewna era. Na oparach tej ery Spurs będą lecieli jeszcze kolejne dwa lata, ale ten moment wydaje się absolutnie przełomowy. Od tej chwili zaczęły się błędy organizacyjne i kontrowersyjne rozwiązania na boisku.
Sezon 16-17:
Spurs wybierają w drafcie Dejounte Murraya z 29. pickiem (+!), podpisują nowe kontrakty z Dewayne Dedmonem, Davisem Bertansem i Brynem Forbesem (+), zastępują Tima Duncana starzejącym się Pau Gasolem oferując mu dwuletni kontrakt wart 30 mln $ (-!).
Kontrakt dla Gasola to jest swojego rodzaju statement organizacji Spurs – nie zrobimy ani kroku wstecz i będziemy się kurczowo trzymać swojej pozycji w lidze, a także Grega Popovicha – nie będę grał nowocześnie. Duet Aldridge-Gasol wyglądałby znakomicie 5 lat wcześniej, ale w 2016, kiedy górką do przeskoczenia dla Spurs są przede wszystkim grający bardzo nowocześnie Golden State Warriors ze świeżo dodanym Kevinem Durantem, ten duet patrząc wstecz nie miał większego sensu. Dwie wieże zamykają pomalowane dla Kawhia Leonarda i penetracji Parkera i Ginobiliego. To też pierwszy moment w którym widać problemy ze spacingiem w Spurs – piątka Parker-Green-Leonard-LMA-Gasol jest co najmniej podejrzana jeśli chodzi o potencjał rzutowy. A jednak – mimo oczywistych wad, San Antonio notuje fantastyczny sezon regularny na 61 zwycięstw, w typowym dla siebie stylu mieląc jak maszyna przede wszystkim drużyny o niższym potencjale. W Playoffs pokonują pewnie Memphis 4-2 w pierwszej rundzie, i po ciężkiej walce 4-2 Houston (z zablokowanym przez Manu rzutem Hardena na drugą dogrywkę w kluczowym G5) w drugiej rundzie. W Finale Zachodu nadszedł czas na matchup z Warriors w którym San Antonio nieoczekiwanie prowadziło w pierwszym meczu +20 do słynnego incydentu z Zazą, który podchodząc pod rzut z dalekiego półdystansu Leonarda przy stanie 76-55 dla Spurs na 7:55 do końca Q3 kompletnie zmienił ten mecz, serię i być może przyszłość Spurs. Nikt w San Antonio tego wtedy nie wiedział, ale to było ostatnie wielkie… ba, liczące się spotkanie Leonarda w barwach Spurs. Już nigdy nie zdobył w barwach Spurs więcej punktów niż w tym meczu do momentu kontuzji (26 pkt w 23 minuty).
Sezon 17-18:
W drafcie wybierają z 29. pickiem Derricka White (+), następnie podpisują Rudy’ego Gaya (+), Patty’ego Millsa (+), Joffreya Lauvergne (-), pozwalają odejść Dedmonowi (-) i Jonatahanowi Simmonsowi (-), a także po odrzuceniu przez Pau Gasola opcji oferują mu nowy, trzyletni kontrakt wart aż 48 mln $ za 3 lata (- !!!).
Cóż. Spurs tym latem kontynuują dodawanie weteranów i pozwalają odchodzić graczom w prime wychowanym ich w systemie i gotowym na realny udział w wygranych drużyny. Jest to z punktu widzenia chwili w pełni usprawiedliwione jeśli chodzi o potencjalne value for money ale z punktu widzenia czasu dość niezrozumiałe i jedynym usprawiedliwieniem jest tu ich próba ustrzelenia jak najszybciej Warriors na plecach Leonarda. Jednak już w momencie podpisania, 48 mln rocznie dla już 37 letniego Pau, po sezonie w którym grał ledwie 25 minut na mecz i zaliczył wyraźny regres, wygląda koszmarnie. Dedmon, któremu pozwolili odejść za darmo, byłby prawdopodobnie dużo lepszym graczem dla nich. Nie mógł jednak tego pokazać, bo jego zademonstrowana w Hawks wartość polegała głównie na dodaniu rzutu za 3… czego Spurs od niego nie oczekiwali, bo w tym momencie Pop już otwarcie wypowiedział wojnę nowoczesnemu stylowi koszykówki.
W tym sezonie też następuje rozkład relacji z Leonardem w wyniku innego podejścia obu stron do kontuzji gracza. Ostatecznie łącznie wystąpił w ich barwach jeszcze tylko 9 razy w grudniu i styczniu i to były jego ostatnie mecze w koszulce Spurs. Pytanie oczywiste – czy gdyby Greg Popovich i RC Bufford podeszli do sprawy jego zdrowia elastyczniej, jak Toronto czy Clippers idąc od początku do końca graczowi na rękę, to Kawhi zostałby w San Antonio. Trudno to wykluczyć. Jednak kultura organizacyjna Spurs nie pozwalała na samowolkę gracza. Wchodząc tam oddajesz „ja” do puszki i zostaje tylko „my”. Kiedy trzeba było głaskać „ja” Kawhia po jajach, organizacji duma, kultura, tradycja, oldskulizm, nazywaj jak chcesz, na to nie pozwoliły. Oni zadziałali the right way, nawet jeśli przy tym wystawili się na strzał w twarz. Nie ostatni raz.
Mimo braku Leonarda, Spurs dostają się do playoffs mimo że po raz pierwszy od 17 lat nie udało im się złamać bariery 50 zwycięstw. W pierwszej rundzie dostają jednak kontrolowanego dzwona od Warriors 4-1, gdzie wszyscy postrzegają to jeden jako sukces.
Sezon kończy się z przeświadczeniem, że skoro udało im się tak dużo bez Leonarda, to za rok z nim w składzie znowu będą kontenderem.
Sezon 18-19:
Z 18. Pickiem do San Antonio trafia atletyczny młody talent – Lonnie Walker IV.
A potem następuje trzęsienie ziemi.
Kawhi Leonard oficjalnie żąda wymiany. Zaraz po tym jak Spurs pozwalają odejść Tony’emu Parkerowi, być może właśnie po to, żeby Leonarda ułagodzić.
Spurs zaskakują wszystkich i mimo innych ofert oddają go do Toronto za pakiet „win-now” DeMar DeRozan + Jakob Poeltl + przyszły pick Toronto w pierwszej rundzie (z którym niedawno wybrali Keldona Johnsona), dokładając do wymiany Danny’ego Greena. I z perspektywy czasu ta decyzja wydaje się dużo gorsza niż w momencie wymiany… jak większość decyzji Spurs z ostatnich lat.
Co dawały inne drużyny?
Boston podobno dawał duży pakiet oparty na pickach – co przy tym jak wybierają i rozwijają graczy Spurs w long term musiało być lepsze od oferty Raptors. Ale nie dawało staremu Gregowi Popovichowi pewnej walki o playoffs i zamykało trwające jeszcze, pozornie, okienko Spurs. Odrzucenie tego było racjonalne, ale patrząc na to półtora roku później – błędne.
Lakers podobno dawali pakiet oparty na Ingramie, przyszłym picku i kontrakcie Luola Denga. Wiedząc czym się stał Ingram uwolniony od Jamesa, wiemy, że to co wtedy wydawało się skromną ofertą było ofertą dużo lepszą od tej Raptors.
Philadelphia dawała prawdopodobnie to co za Jima Butlera (Covington + Saric) plus jedno z dwójki (według niektórych źródeł oba) Markelle Fultz / pick Miami 2021. Z dzisiejszej perspektywy nie tyle więcej niż Toronto a przytłaczająco więcej. Ten deal jednak ponoć upadł bo Spurs nie chcieli Fultza a zamiast niego kolejne dwie przyszłe pierwsze rundy.
Clippers prawdopodobnie dawali Tobiasa Harrisa i część lub wszystkie z assetów – Beverley, Robinson, przyszły 1st.
Pakiety których szczegółów nie poznaliśmy pochodziły także od Denver (przy ich assetach trudno wyobrazić sobie żeby zebrali gorszy zestaw niż ten od Raptors… ale bardziej na jutro niż na dziś), Phoenix (trudno powiedzieć co mogło być tu na stole – jeśli nie było Aytona/Bookera, prawdopodobnie nie mogli przebić nawet Raptors) i Portland (ESPN sugerował CJ McCollum + 1st za Leonarda + Derricka White). Spurs więc mieli w czym wybierać.
Patrząc po rezultatach, pakiet od Blazers był tylko plotką, a Suns nie dawali żadnego z dwóch najcenniejszych assetów. Jednak wszystkie inne oferty patrząc wstecz były lepsze od tego co Spurs zgarnęli z Raptors… a czemu wzięli akurat tę? Po prostu DDR był w danym momencie najlepszym dostępnym graczem. Tylko tyle i aż tyle. Każda inna organizacja za takie kryteria przy wymianie zostałaby spalona przez fanów.
Jeszcze raz – porównaj sobie to co Spurs dostali za Leonarda z tym co Pelicans dostali za Davisa (bardzo podobna sytuacja) czy też z tym co Thunder dostali za mocno wadliwego Russella Westbrooka na koszmarnym kontrakcie. Przecież to jest mocno nieśmieszny żart. Czemu ich za to nie mordujemy? Tylko przez ludzi którzy robili tę wymianę. Nieomylnych.
Niestety, jakby dramy z Leonardem było mało, tuż przed sezonem wypada na rok strasznie hajpowany latem Dejounte Murray.
Ostatecznie Spurs robią bilans 48-34, wchodzą do Playoffs i dociągają Denver Nuggets do siedmiu spotkań. Dwukrotnie prowadzą w tej serii i w crunchtime game 7 zbliżają się do rywali na dwa punkty. Nie są jednak w stanie wyjść na prowadzenie, i ostatecznie odpadają po all-time nieporozumieniu i słynnym braku faulu w końcówce.
To co jednak istotne w tym sezonie – Spurs ciągnie ławka, atak jest o 2.8 a obrona o 2.2 punktu na 100 posiadań gorsze z DeRozanem na parkiecie niż bez. Co gorsza drugi z nowych nabytków Jakob Poeltl cały sezon jest trzymany przez Popa w zagrodzie nie dostając żadnej realnej szansy na pokaznie swoich umiejętności którymi błysnął w Toronto.
Austriak przegrywa walkę o minuty między innymi z emerytowanym Pau Gasolem, który jest tak słaby i schorowany, że po trade deadline Spurs wykupują jego zbyt wysoki kontrakt.
San Antonio gra też niesamowicie archaicznie w skali ligi – oddają najmniej trójek w lidze, są też w low7 prób z linii. Oczywiście, jak to w San Antonio, trójki które oddają, trafiają najlepiej w NBA, ale sam fakt tak małej ilości prób i przywiązania do półdystansu, ten bunt wobec rewolucji ligowej nie wróży im najlepiej na przyszłość.
Porażka 4-3 z Denver, Top10 atak oraz pojedyncze wystrzały Derricka White dają jednak Spurs spore nadzieje na duży progres w kolejnym sezonie. Bo to Spurs. Poradzą sobie. Jak zawsze. Wróci Murray, latem dodadzą młody talent z draftu i będzie dobrze. Prawda?
Nikt nie spodziewa się, że ta seria z Denver to był łabędzi śpiew Grega Popovicha.
Sezon 19/20:
Spurs wybierają w drafcie z 19. numerem Luke Samanica a z 29. Keldona Johnsona.
Oczywiście znowu słuchamy o tym jakie zrobili wielkie przechwyty w drafcie ale… eksperci są zadziwieni ich wykorzystaniem picków. Wciąż trudno powiedzieć, że Luka Samanic nie był dobrym wyborem, ale na razie ukryty jest w kuźni Spurs, a tuż za nim poszli Matisse Thybulle i Brandon Clarke, czyli dwa największe odkrycia tegorocznego naboru.
To co się dzieje później jest patrząc na to dziś trudne do wytłumaczenia.
Spurs uzgadniają warunki kontraktu z Marcusem Morrisem.
Żeby móc podpisać tę umowę, San Antonio wysyła do Waszyngtonu Davisa Bertanasa jako salary drop, jednocześnie pozyskując w trójstronnej wymianie z Waszyngtonem i Brooklynem DeMarre Carrolla w ramach sign and trade.
Marcus Morris zaczyna się wahać, bo Knicks oferują mu więcej kasy.
San Antonio wycofuje ofertę dla Morrisa i podpisuje Treya Lylesa.
Spurs przedłużają umowę Rudy’ego Gaya.
Nawet nie daję przy tegorocznym offseason Spurs plusów i minusów. To jeden wielki krzyczący minus.
Na teraz:
Źle, na pewno niespójnie z pozostałymi ruchami, wybrali w drafcie. Grają niby win-now, a Thybulle i zwłaszcza Brandon Clarke by im niezwykle pomogli w trakcie bieżącego sezonu. Samanic to projekt. Aż i tylko.
Sam koncept oddania Bertansa, żeby pozyskać Morrisa i Carrolla wygląda po prostu debilnie. Marcus to ball stoper, gość który poza twardością w grze nic by do systemu San Antonio nie wnosił, a lubiąc potrzymać piłkę w łapkach i grając obok lubiących to samo Murraya, DeRozana i Aldridge’a zarżnąłby do reszty słynną drużynową tożsamość Spurs. Carroll to zwłoki. A Bertans to role-playing gwiazda tego sezonu, gość lata po zasłonach jak szalony, wali trójki jak szalony i jest szalonym problemem dla obron rywali. Analitycznie najlepsze podkoszowe ustawienie Spurs w zeszłym sezonie to był Bertans obok LMA. Łatwa teza tutaj jest taka, że ze wszystkich role playerów w lidze, Davis Bertans grający tak jak obecnie, jest najbardziej potrzebnym San Antonio graczem. Nie obrońca na skrzydło, nie jakiś rzucający guard, a właśnie biegający po zasłonach, mający już potężne gravity i trafiający jak zły Łotysz. Problem w tym, że Pop by nim nie grał przez słabą obronę i skłonność do rzucania heat-checków, a taka koszykówka mimo że w przypadku Davisa działa, nie jest the right way i tak się w Teksasie nie gra i już.
To, że pozyskanie Morrisa ostatecznie nie wyszło i w konsekwencji Pop zamienił tańszego Bertansa na droższych Carrolla i Lylesa którzy nie nadają się do rotacji drużyny NBA, to już jest czysty śmiech. Wizards za swojego snajpera podobno będą zimą oczekiwać nie jednego a dwóch picków w pierwszej rundzie, o ile w ogóle zechcą go handlować.
Co więcej latem Popovich wygonił z kadry USA paru dobrych graczy, trzymając ich na ławie żeby móc grać Derrickiem White. (Już pomińmy decyzje typu odstrzelenie Bama Adebayo z kadry żeby grać Masonem Plumlee…) Trudno powiedzieć żeby Derrick spełnił pokładane w sobie oczekiwania, ale na pewno trener mówił o nim, że dostał „exactly what doctor ordered”. Dzięki temu, mając w składzie powracającego Murraya, skazanego na progres White’a i gwiazdę ligi letniej Lonniego Walkera, Spurs mogli optymistycznie patrzeć na swój backcourt… który jednak w tym sezonie zderza się z uporem swojego trenera.
Ratując jakikolwiek spacing wokół dwójkowej gry DeMara DeRozana i LaMarcusa Aldridge’a, Greg Popovich konsekwentnie staggeruje minuty White i Murraya wprost robiąc z jednego zmiennika drugiego, oraz równie konsekwentnie nie daje minut Walkerowi. Zamiast tego dużo gra Bryn fucking Forbes, zdecydowanie najgorszy gracz drużyny w kategorii NetRTG, ale gra, bo umie rzucać za trzy. Nieważne, że we dwóch z Treyem Lylesem są memami w obronie i mimo tego rzutu za 3, atak z nim jest dużo gorszy niż bez niego.
Najlepszy w teście oka i NetRTG gracz Spurs w tym sezonie, Jakob Poeltl, dostaje tylko niespełna 19 minut na mecz. Bo tak. I ponieważ średnio pasuje do dziadka Aldridge’a który w obecnej epoce sam jest centrem. Jednak grając na siłę LMA jako centrem, Pop używa tak śmiesznych graczy jak Carroll i Lyles, czasem posuwając się w desperacji do DeRozana na czwórce, co kończy się morderstwem na desce. San Antonio wygrało AŻ 10 spotkań w tym sezonie siłą ławki – tylko gracze rezerwowi są dodatni w NetRTG. Żaden z dwójki Murray/White nie wyrwał się do przodu jako główny guard drużyny, co wprowadziło w tej sporą stagnację jeśli chodzi o jakość gry teamu, za to chaos jeśli chodzi o codzienną rotację. Pop walczy ale idzie mu to równie dobrze jak na Mistrzostwach Świata w koszykówkę.
Być może najlepszym rozwiązaniem dla Spurs w tym momencie jest lineup Murray-White-Walker-Gay-Poeltl, który jednak ma kilka wad, a przede wszystkim jest agresywnym spojrzeniem w przyszłość… brrrr…. A poza tym wymagałby posadzenia na ławce 60 mln w kontraktach Aldridge’a i DeRozana. Jedno i drugie nie do pomyślenia w tej drużynie. Drużynie która teraz zmierza do nikąd i która, oczywiście, wciąż, będąc tak zła, jest w stanie wejść do Playoffs na tym słabym w środku Zachodzie. Tylko czy jest sens o to się zabijać? Czy warto poświęcać przyszłość organizacji dla ego Popovicha i podtrzymania jego serii? To są bardzo trudne pytania, na które Spurs muszą sobie jak najszybciej odpowiedzieć i to do czego dojdą może wcale nie być dla nich przyjemne.
Na koniec spójrz na wszystko razem:
Boiskowo: Spurs grają archaicznie, stanęli wbrew lidze i przeciwko matematyce, nie używają optymalnie swojego talentu i nawet nie próbują grać naraz wszystkimi swoim najlepszymi graczami, każdy ich mecz to festiwal niezrozumiałych decyzji związanych z rotacją. Wszystko tłumaczone planem Popa.
Organizacyjnie: W ostatnich trzech latach Spurs stracili Dewayne Dedmona, Kawhia Leonarda, Danny’ego Greena, Davisa Bertansa i całą swoją Big3, natomiast postawili mocno na DeMara DeRozana, LaMarcusa Aldridge, Pau Gasola, Rudy’ego Gaya i Marcusa Morrisa płacąc za to dużą cenę. Wszystko tłumaczone planem Popa i RC.
To co ratuje Spurs w oczach publiczności to ich marka i renoma wzorowej organizacji oraz efektywne wykorzystanie picków w drafcie i zgromadzenie i rozwój młodego talentu.
Problem w tym że w tym momencie kompletnie nie umieją tego młodego talentu wykorzystać i używać na boisku. Co też jest świadectwem tego, że ich wzorcowy run dobiega końca.
Czy pamiętasz kiedy ostatni raz Spurs byli drużyną i organizacją której zazdrościła reszta ligi?
Czy czułeś wtedy, że coś się kończy na Twoich oczach?
Czy umiałeś to należycie docenić?
—————————————————————————————————
A swoją drogą…
Jak myślisz, czy będziesz wiedział oglądając ostatni wielki mecz LeBrona Jamesa o coś, że to ostatni wielki mecz LeBrona Jamesa o coś?
Super art
3 grosze:
– Murray w ataku pozycyjnym nic nie umie (ani rozegrać pick’n’rolla, ani rzucić, ani wjechać i rozrzucić obrony); puste kalorie długich ramion w obronie i kontrataku
– frustrujące jest oglądać Spurs w tym sezonie, gdy brakuje talentu i solidności
– moim zdaniem Spurs w tym sezonie nikogo nie wymienią, bo ich największe kontrakty (DDR, LMA) żadnego kontenera nie przerzucą przez górkę.
Pozostaje praca u podstaw, pozytywizm
Kapitalny artykuł. Trzeba też mieć nadzieję że nie dogadaja się z DDR na kontrakt w stylu Gasola, a może jednak ktoś się skusi na LMA za cokolwiek.
Pełna zgoda oddanie Bertansa to jedno wielkie WTF
Artykuł sztos.
Typ: Wraz z brakiem awansu do tegorocznych PO, Pop pożegna się z fotelikiem trenera. W styczniu stuknie mu 71 lat. Czas się żegnać.
Fantastyczny wstęp i świetny artykuł. Tak prywatnie, od prawie dwóch lat lekarze nie potrafią poskładać mnie po złamaniu i infekcji kości udowej, w tym tygodniu doktor w końcu powiedział, że muszę liczyć się z amputacją nogi… płakałem całą noc, będę walczył, ale być może ostatnia gra w kosza, piłkę, taniec, przebieżka, spacer i wiele innych były moimi ostatnimi w ogóle w życiu. Część była na pewno bo w najlepszym przypadku czeka mnie jakaś forma kalectwa. Dlatego wzruszył mnie ten wstęp.
Doceniajmy LeBrona, doceniajmy też własne życia, te piękne, ulotne chwile i te zupełnie najzwykleksze codzienne rzeczy.
Bardzo przykro słyszeć. Szczególnie w dobie dzisiejszej ‚kosmicznej’ medycynie rehabilitacyjnej ciężko uwierzyć,że nie można pomóc. Jeżeli mogę się spytać bakteria jest wynikiem zakażenia wewnątrzSzpitalnego?
Tak… Chciałoby się powiedzieć, oczywiście, że tak. Naoglądałem się w szpitalu mnóstwa przypadków zakażeń bakteriami szpitalnymi i niestety jest to plaga naszej służby medycznej. Ja przeszedłem poważny uraz, bo kość udową miałem całkiem strzaskaną więc ryzyko zakażenia było podwyższone, szczególnie też, że miałem w sumie 14 operacji, więc okazji żeby mnie zakazić mieli sporo…
Nie tylko Polskich szpitali. Jak rozmawiałem kiedyś ze specjalistą ds. służby zdrowia, po paru głębszych, to usłyszałem, że każdy szpital powinien być palony! Po 30 latach pracy. Ze względu na niesamowite mutacje bakterii które tam są, mimo że przeciwko nim stosuje się b. silne środki bakteriobójcze. Na wolności tak śmiercionośnych i opornych na antybiotyki bakterii nie ma. Szpitale powinny być polowe, a później palone. Brzmi absurdalnie. Często jest tak ze w dużej mierze śmiertelność na oddziałach kardiochirurgicznych spowodowanych bakteriami są tuszowane i w akcie zgonu jest ostra niewydolność krążeniowa…
Przed swoim wypadkiem pewnie bym Ci nie uwierzył, albo pomyślał, że koloryzujesz. Teraz sam tego doświadczyłem i wierzę w każde słowo. O tym jak bakterie przeżerają ściany i fundamenty też słyszałem i faktycznie powinno się po czasie szpitale doszczętnie niszczyć. Tuszowania sam doświadczyłem, tylko na jednym “papierku” mam napisane jaka to bakteria, wszędzie w szpitalnej dokumentacji omijają pisanie wprost, żebym nie miał podstaw do pozwu…
To nie jest komentarz na który można jakoś rozsądnie odpowiedzieć.
Bardzo współczuję, trzymaj się!
Świetny tekst, dzięki
Wooden obiecuje, ze sie spotkamy!
Czytam z dzieckiem spiacym ma rękach. Kurde, budzi się.
Zatem krótko: F..k Zaza!
for last time! jeszcze jeden, ostatni, marsz entów :-D
Wstęp jest tak kozacki, jak Wooden w fantasy. Genialnie ujęte. Pozdr.
Szacunek za artykuł.
Super artykuł – oby wiecej takich