
“Czy możemy wrócić się do pytań o kontrakty?”
I mały śmiech przeszedł się po sali. Sam Presti przed trzynastoma laty, na samym początku obozu, udzielał wywiadu już po sezonie, w którym Oklahoma City Thunder po raz pierwszy – z dwóch razy – dotarli do Finałów NBA. Cztery poprzednie minuty spędził, najpierw zapytany, a następnie już podpytywany, opowiadając o swojej miłości, nie tylko do muzyki, ale do studiowania jej składowych części. Mówił o nowym dokumencie o George’u Harrisonie, o serii VH1 “Classic Albums”, o procesie twórczym, o swoim zainteresowaniu tym w jaki sposób grupy muzyków razem tworzą utwory w studio. Coraz bardziej zmieszany, został spytany wreszcie o trzech ulubionych artystów, na końcu jednak dodał jeszcze czwartego! Speszony, ale jakby jednak zadowolony, że nagle zechciano przeniknąć do jego drugiego świata; który, okazało się po latach, że jednak chce przed nami ukryć. W ostatnim tygodniu Pablo Torre w swoim podkaście “Pablo Torre Finds Out” dotarł bowiem do niemal-nieznanej płyty, którą Sam Presti wydał w wielkim labelu Relativity Records. A ja przypomniałem sobie, że dziesięć lat temu natrafiłem już na wpis o niej, w tweecie “Skina Wade’a”, reportera meczów Mavericks. Zupełnie zapomniałem o nim. Dziś odkrycie Torre stało się więcej niż niszowym tematem.
Kosze na Drzewach: Styl Wschodni | Drzewo Życia | Kaczka na kamieniu | Thank God I’m a Country Boy | Mike Budenholzer jeździł kiedyś rowerem po Danii | Quin Snyder. Życie i twórczość
Nie ma miesiąca, w którym “Resurrection (Extra P. Remix) Commona nie leci w salonie w dużych głośnikach. Czasem ja – czasem przychodzi ktoś, puści. “I Used to Love H.E.R” to mający już trzydzieści jeden lat hymn, który mogą znać nie tylko fani hip-hopu. “Leave Your Style Cramped” PMD to natomiast muzyczno-odzieżowy, stricte-już-hiphopowy, hymn lat 90-tych; nawet na tych osiedlach. Albo numer “Flow Joe” Fat Joe, kibica Knicks, czy “Stick to Ya Gunz” i cała płyta “Firing Squad” M.O.P. Wszystko to zostało wydane przez Relativity, przez label, który powstał w 82′ roku i zanim w latach 90-tych poszedł w tę najpopularniejszą wtedy muzykę, zaczynał przez dziesięć lat od wydawania rocka, punku, heavy-metalu, jazzu i elektroniki. Swoje rzeczy w Relativity publikowali m.in. Megadeath, Joe Satriani czy całkiem-legendarni, kojarzenie choćby z soundtracków wielu filmów z lat 80-tych, berlińscy królowie synthu Tangerine Dream. Jedną z płyt wydał tam nawet Bog elektroniki, Brian Eno. Slayer, Skinny Puppy, Sepultura, Fish, Steve Vai to już inne melodia. Relativity wydało składankę brytyjskiego The Clash. Zanim z biegiem lat 90-tych mocniej zaczęło wchodzić w hip-hop. To w Relativity swój sub-label miał Eazy E. z NWA. I to w Relativity w 1998 roku Sam Presti, wówczas student Emerson College, wraz z dwoma kolaborującymi muzykami, wydał swój album jazz-blues-acidjazzowy, zahaczający też i o hip-hop, i o nagrania choćby a A Tribe Called Quest. Nie znajdziesz jednak tej płyty na Discogs. Nie znajdziesz też i drugiej.
Być może nie chciał, by ktokolwiek miał się o tym dowiedzieć. Najpewniej sam musiał się zarejestrować i skasować swoje “credits” ze strony, która zbiera wszystko, co kiedykolwiek i gdziekolwiek zostało wydane. Może też nie chciał przyznawać się nawet wtedy – a może zwłaszcza wtedy! – gdy zaczynał jako stażysta w San Antonio Spurs i robił i nagrywał składanki Mike’owi Brownowi.
Młody Sam dostał od rodziców bębny już jako przedszkolak. “Od małego waliłem w garnki, patelnie”. Wychowywał się w 18-tysięcznym Concord, 30 km od Bostonu, i w wywiadzie z 2010 roku mówił, że dopiero jako 12-latek dołączył do szkolnej orkiestry, choć był to akurat warunek postawiony mu przez nauczyciela muzyki – fan Milesa Davisa tak naprawdę wolał grać na bębnach w szkolnym jazz-bandzie. Nauczyciel i dyrektor orkiestry z kolei zwyczajnie chciał, żeby Sammy poduczył się nut i zaczął uczyć się muzyki w sposób bardziej profesjonalny. Nie była to szkoła muzyczna – to były dobre szkoły w Nowej Anglii, przyjemne miasto, bezpieczne osiedla; “leafy state”, jak mówią – ale to właśnie granie na bębnach i pozostawiona w Massachussets perkusja stała się później jednym z powodów, dla których w 97 roku już 21-letni Presti po dwóch latach opuścił uczelnię Virginia Wesleyan i wrócił uczyć się w Bostonie w Emerson College. Przez cały ten czas studiował na interdyscyplinarnym kierunku, obejmującym komunikację, politykę i prawo, ale pracował też z Mike’em Tuckerem (saksofon) i Matthew Morinem (pianino) nad płytą; produkował ją, sam grał na perkusji i także mówił-na-instrumentach – robił coś w rodzaju spoken-word. Był 98 rok, kiedy jego groove wydany został przez Relativity. Album nazywał się “Milk Money” – po naszemu: kieszonkowe. No pewnie, że “kieszonkowe”; przecież nie “doić pieniądze” z muzyki.
Jego słowa na płycie:
“Music transcends sex, religion, its transcends a lot of that. It’s a reflexion of the human heart”
Był i drugi album: “All Things Considered”. Zdjęcie wyżej to właśnie tył okładki tej płyty. Była ponoć też i trzecia – tytuł nieznany. Gdy w 2013 roku Uniwersytet Oklahoma City honorował Prestiego jedną ze swoich nagród, w oświadczeniu – z pewnością konsultowanym z zainteresowanym – przeczytać można było, że Presti “wyprodukował trzy płyty CD i wszystkie wpływy z nich wzbogaciły fundusz Extra Ordinary Needs w Dziecięcym Szpitalu w Bostonie”. Pomyślałbym, że nie były to znowu wielkie pieniądze, ale, że też nie robił tego dla nich.
Koniec lat 90-tych był też zarazem końcem złotej ery wydawania kaset i płyt. W około-hiphopie zwłaszcza, czy w jazzie nawiązującym do dokonań choćby Native Tongues, dobiegał końca czas, gdy wydawano, jeśli nie wszystko, to dużo, licząc na to, ze coś się przyklei. Było zapotrzebowanie, zapadał już jednak zmrok nad wydawaniem muzyki w sposób w jaki wydawana była ona przez dwadzieścia-trzydzieści lat. Wchodziły już nowe nośniki, pojawiał się format mp3, muzyka była kolportowana darmowo serwerami typu Napster, Soulseek. To wtedy wychodziły “Milk Money”, “All Things Considered” Sama Prestiego i ta tajemnicza trzecia płyta, do której tytułu jeszcze nikt nie dotarł. Może dowiemy się o niej z czasem. Może właśnie na-nowo-odkryty jazz-drummer z Concord sam o tym jeszcze opowie. Może język rozwiąże mu się podczas parady mistrzowskiej w przyszłym tygodniu w Oklahoma City.
W podkaście Torre, omawiając puszczane w tle nagrania Prestiego, pojawia się gościnnie Branford Marsalis, saksofonista i kompozytor, brat bardziej znanego Wyntona, ale przecież współtwórca muzyki do “Do The Right Thing” Spike’a Lee czy też jego “Mo’ Better Blues”, dwóch klasyków. Marsalis przypadkowo zaproszony nie został, bo bracia Marsalis i Presti – fan – poznali się po jednym z koncertów w Oklahomie. Na oficjalnej stronie Wyntona przed ośmioma laty pojawił się artykuł z właśnie ich wypowiedziami – i trochę zaplątał się tam jeszcze były trener Thunder Billy Donovan – o tym, czy, i jeśli tak, to co łączy jazz z koszykówką, i o paralelach pomiędzy uprawianiem muzyki i sportu w grupach. W koszykówce NBA, tak, jak i w jazzie jest miejsce na improwizację, znajdują się w niej ostre, ale i delikatne momenty zmiany kierunku, te chwile zachwytu, te milisekundy, te jakby-drgania, które zmieniają rytm; czasem są kontynuacją swingu, a czasem dramatycznie zmieniają melodię – możesz je znaleźć i w indywidualnym ruchu koszykarzy, możesz znaleźć i w funkcjonowaniu grup graczy, w kierunkach podań i ścięć. Koszykówka, nawet bez głosu, wygrywa sobie swój rytm. A tu okazało się, że prawdopodobnie najlepszy GM w NBA połączył koszykówkę z muzyką jazz i zrobił to jeszcze na tych największych ze scen. Sam Presti, dziś już 46-latek, od 2007 roku nieprzerwanie Generalny Menedżer OKC Thunder.
I gdyby tylko jego klub miał tak zgrabny branding jak okładki tych płyt!
Mega ciekawe, nie znałem tej historii. Wgl temat undergroundowej muzy może się tu pojawiać częściej, ja pochodzę z tej metalowo-gitarowej strony drzewka ale jazzu czy hip hopu z 90s też lubciam czasem cośtam posłuchać, więc jak najbardziej jakieś ciekawostki z pogranicza muzyczka/basket zawsze na propsie.
Maciej często wplatałeś też kulturalne wątki w wake-upy czy fleshe, rekomendacje filmowo-literackie również zawsze mile widziane, myślę, że wiele osób tutaj ma podobnie.
#soulsick
Priesti is a Marsalis of NBA GM Basketball❤️
Słuchałbym
Świetny artykuł. Szacun dla autora za Resurrection i I used to love her!
Brawo Maćku, miło przeczytać i dowiedzieć się że nadal potrafisz sięgać szczytów Himalajów.