Flesz: “Take foul” wcale nie musi zniknąć

4
fot. Blacksportsonline.com

W dyskutowanych obecnie po drugiej stronie oceanu zmianach w systemie i w sposobie rozgrywek, możliwym skróceniu terminarza z 82 do 78 meczów, dodaniu wreszcie turnieju w środku sezonu, temat faulu nazywanego tam “Take foul” (euro faulu) traktowany jest mam wrażenie zbyt ostrożnie. Ten typ faulu karany ma być od następnego sezonu jednym rzutem wolnym i piłką z boku. Kilka drużyn, w tym mistrzowie NBA, szybko się jednak przekonają, że to mało.

Faule zatrzymujące kontratak to stary standard, choć wcale nie karany od zawsze, bo dopiero co trzy razy przewijałem, żeby zobaczyć dlaczego dunk w kontrze Anthony’ego Cartera w meczu nr 5 półfinału Wschodu z Knicks nie został zaliczony i dlaczego wrócił się na swoją połowę otrzymać piłkę podaną z autu. Długa zbiórka w obronie, kolega ucieka skrzydłem, między Wami jest tylko jeden obrońca, który łapie cię w pół, gdy próbujesz rzucić piłkę do przodu. W NBA to już jest “clear path foul” – nie zawsze był – czyli dwa rzuty wolne i piłka z boku. Tylko, że nie zawsze jest “spalony” przy faulu zatrzymującym kontratak i w to właśnie bawimy się od kilku lat. Jeśli oglądasz NBA w highlightach – wszystko gra, jeśli w on-demand – nic nie szkodzi, gdy na żywo – inna melodia.

Czasem nikt bowiem nie biegnie jeszcze za plecami i technicznie można kogoś łapać. Czasem zatrzymywane są wyjścia 5-na-4, wyjścia 4-na-3, o 3-na-2 nie mówiąc, gdzie faul popełniany jest jeszcze na połowie rywala, czy jak robił to Nikola Jokić od razu po stracie piłki. Istnieje bowiem ryzyko, że w 4-na-3 ktoś zatrzyma się na linii za trzy i szybko otrzyma tam piłkę. Istnieje ryzyko, że klon JR’a Smitha dziabnie tę trójeczkę, że Will Barton wejdzie w rzut tym razem dobrze i trafi z lewego skrzydła. Całe wyjście do przodu po przechwycie zajmie wtedy dwie sekundy. Z powodu “take foul” wszystko trwa dwadzieścia i zegar stoi. Nie powiedziałbym, że tego typu faule były zmorą, nie napisałbym, że były plagą w poprzednim sezonie, nie demonizowałbym tego, ale to dlatego, że oglądanie tego jednym nie weszło, a innym weszło w krew.

Mi weszło.

Dodanie rzutu wolnego – ktoś powie – to jeszcze jedna przerwa w grze, której nie potrzebujemy. Zwłaszcza po tym, jak rozrosły i wydłużyły się obmacywanki sędziów z ekranem varu. Można spalić całego papierosa w kuchni w tym czasie, można też go nie spalić, siedząc przez tę minutę-dwie-trzy na trybunach.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Starzejący się rozgrywający w LA
Następny artykułUtah Jazz gotowi handlować Donovanem Mitchellem, Knicks szykują ofertę

4 KOMENTARZE

  1. 0.85 punktu z wolnego + 1.1 punktu z dodatkowego posiadania. Żeby to przebić trzeba mieć rzut za 3 na poziomie 65% skuteczności, dobrze liczę? Chyba nawet najczystsze trójki tyle nie dadzą, więc nie będzie się opłacało faulowac

    0