Jordanesque

13
fot. NBA League Pass

Nie dostajemy już takich graczy.

Nie przychodzą oni już w draftach.

Michael Jordan ma 59 lat, Kobe Bryant nie żyje, ba, nawet Kawhi Leonard jest zawsze kontuzjowany. Nie dostajemy już tych klasycznych, przede wszystkim silnych i kompetetywnych, pełnych machismo obrońców rzucających w półdystansie, którzy przywodzą nam na myśl lata 90-te. Dostajemy, jeśli już Bradleyów Bealów albo ludzi biegających i rzucających z daleka i bojących się kontaktu. Obrona? O tym nawet nie ma co mówić, nie ma co porównywać.

Nie o Jamesów Hardenów, nie o Devinów Bookerów, nie o Donovanów Mitchellów, nie o lite-NBA, nie o wymyślne fryzury, nie o rurki tu chodzi. Chodzi o te 4 przechwyty jeszcze, tego psa, o tę prezencję, o nieustępliwy charakter, o to co sami koszykarze szanują najbardziej u swoich kolegów z szatni, o to co sprawiło, że współtwórca kultowego bloga “Ball Don’t Lie”, Kelly Dwyer, fan 90’s Bulls, nazwał jego występy w dwóch pierwszych rundach tych playoffów “jordanesque”, co dziś sprawia, że ci statystycy z Basketball-Reference mają go wyraźnie na pierwszym miejscu w tych playoffach w tzw. Win Shares, a zNYK na jednej z polskich ulic niedawno przyuważył kibica Sixers w koszulce Jimmy’ego Butlera, Butlera, który grał w Philly przecież przez trzy sekundy, a do dziś Filadelfia nie potrafi przestać o tym pamiętać, stamtąd wrócić.

Chicago nie potrafi, Minnesota nie potrafi.

Kontuzjami i heroizmem finałów Konferencji Wschodniej obdzielić by można kilka serii, w tym cały finał Zachodu. Jedyne czego w piątkowym meczu nr 6 brakowało, to klatka zwieszona obok parkietu i wodociąg.

Wiemy co stało się w trzecim meczu z kolanem Butlera, wiemy jak siadł w dwóch kolejnych meczach i rzucił w nich razem tylko 18 punktów, do tego trzy kontuzje tej samej kostki w minionym sezonie regularnym, te 58 meczów, których nie przekroczył od lat, wszystko to przypomniało diabelski uśmiech Toma Thibodeau, który zakochał się w Jimmy’m Butlerze, gdy ten wybrany został z nr 30 draftu i później Thibs po prostu nie mógł przestać nim grać, bo takich ludzi nie zdejmuje się z parkietu.

Jak to się stało Chicago, że Jimmy Butler nie spędził całej kariery w Chicago Bulls?

To było 14/5/4 i 2 przechwyty w pierwszych 11 minutach wygranego 111-103 w meczu nr 6 w Bostonie. 14/5/4/2. To było jeszcze lepsze niż też 10/9/6 Giannisa tamże w pierwszej kwarcie meczu nr 7 półfinału Wschodu. I Antetokounmpo kończył tamten mecz zrezygnowany na ławce z odwieszoną w tył głową wprost na wszystkie te bostońskie banery. Butler dociągnął go do samego końca.

To były dwa długie loty w przecięcie linii podań już na początku, skoki i loty od razu zamienione w kontry. To były nagle siedzące trójki, to było znów ja-prowadzę i nie dam nam powtórzyć tej poprzedniej, wstydliwej nocy, gdy w Miami w meczu nr 5 rzuciliśmy tylko 80 punktów. Wezmę ten rozbity kontuzjami, potężnie osłabionym brakiem kreacji Tylera Herro skład, i będę grał dla niego wszystkie pozycje, będę krył wszystkich graczy, a kiedy Herro tak będzie brakować, gdy Bam Adebayo musiał będzie odpocząć, kiedy kontuzjowany Kyle Lowry rozpłaszczy się twarzą do bostońskich klepek, nie zejdę z boiska, ale będę grał też i centra, bo “center” PJ Tucker zrobi mi miejsce w środku, zrobi mi miejsce na linii rzutów wolnych, gdy ja będę markował, rzucał, przepychał się, wjeżdżał, podawał, sprytem i przekonaniem spał na linii rzutów wolnych.

Będę dominował po dwóch stronach parkietu posiadanie po posiadaniu, będę grał na dziabniętym kolanie, nie umilknę jak tak wielu w takiej sytuacji.

Nie dam się sezonowi tak po prostu skończyć, nie dam naszej drużynie stać się obiektem żartów i memów, wezmę na barki całą legendę Pata Rileya, Alonzo Mourninga, Dwyane’a Wade’a, całą historię nieustępliwości organizacji HEAT, po tych wszystkich latach brania odpowiedzialności, po magicznych meczach nr 3 – 40 punktów, 13 asyst, 11 zbiórek, 2 przechwyty, 2 bloki – i nr 5 Finałów NBA w 2020 roku, choć było już 1-3, gdy rzuciłem 35 punktów, miałem 12 zbiórek, 11 asyst i do tego 5 przechwytów dominacji po obu stronach, gdy nawet LeBron James nie zagrał w Finałach na przeciw wtedy równie dominującego posiadanie w posiadanie meczu – będę utykał, będę walczył do upadłego i nigdy nie pozwolę nam się poddać.

Dlatego w Chicago, dlatego w Minnesocie, dlatego w Filadelfii nie ma dziś nikogo kto nie chciałby z powrotem mieć w składzie Jimmy’ego Butlera. Kolejny rok w playoffach widzimy dlaczego.

46 minut, 47 punktów, 9 zbiórek, 8 asyst, 4 przechwyty i jedna strata w meczu nr 6 na wyjeździe.

Przy 2-3.

W Bostonie.

W finałach Konferencji Wschodniej.

Na kontuzjowanym kolanie.

Na kontuzjowanej kostce.

Przeciwko najlepszej obronie w lidze.

W krytycznej sytuacji, jak wtedy w Finałach 20′ przy 1-3, zawsze możesz na niego liczyć.

Nie ma już takich graczy.

Jest dziś pierwszym aż od 1988 roku, i od występów wiadomo kogo, który w jednej serii playoffów miał dwa mecze na 40 punktów + 4 przechwyty.

To nadal historia o chłopaku spod Houston, który miał trzynaście lat, gdy jego własna matka kazała mu pójść sobie w świat. I don’t like the look of you. You gotta go.

Jimmy Butler może nigdy nie zdobyć mistrzostwa, ale jest mistrzem.

13 KOMENTARZE

    • To jest przezajebista obrona w tych po. Czy najlepsza w historii? Co my tam wiemy, nikt z nas nie oglądał wszystkich po w historii. Ale czy ja widziałem lepszą od 1994? Chyba nie.
      Biorąc jednak pod uwagę, jak bardzo dziś koszykówka jest trudna do obrony, ile jest biegania, trójek, ile wysiłku i dyscypliny cała drużyna musi włożyć w obronę, to może tak być, że to najlepsza obrona ever.

      0