Gdyby tylko istniał taki team jak Miami HEAT (cz. 2)

1
fot. youtube.com/NBA

Nic wielkiego, tylko zwycięstwo w meczu nr 3 finału Wschodu, raczkującym jeszcze. PJ Tucker, nie Milwaukee, jest znów po roku w tym miejscu i ostatniej nocy znów miał kilka tych haczków po fake-handoffach, na które wcześniej nie pozwalano mu czy w Houston, czy w Milwaukee. Właściciel największej w lidze kolekcji butów do gry rzucił 17 punktów i przede wszystkim grał, był na parkiecie, mimo plagi różnego rodzaju urazów w swoim 37-letnim ciele.

To jest trudna pora roku dla naszych ulubionych Tuckerów, Smartów i Draymondów, ich rzucanych we wszystko ciał za drużynę, za jej jedność i charakter. Słyszeliśmy jak Smart w trzeciej kwarcie krzyczał z bólu i widzieliśmy jak zaraz heroicznie wracał i trafiał za trzy.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułFlesz: ROOKIE OF THE YEAR
Następny artykułZach LaVine łączony z kilkoma ligowymi drużynami

1 KOMENTARZ