Dniówka: Devin Booker wreszcie wygrywa, ale jego back-to-back 40 teraz nie wystarczyło

4
fot. NBA League Pass

Na 29 sekund przed końcem piątego meczu Finałów, Devin Booker zebrał piłkę po niecelnym rzucie Jrue Holidaya. Phoenix Suns byli w trakcie serii 12-3, mając już tylko punkt straty i właśnie zyskali szansę przejęcia prowadzenia. Piłka była w rękach ich najlepszego strzelca. Booker mając przeciwko sobie PJ Tuckera dostał się w pomalowane, ale tam czekał już na niego Giannis Antetokounmpo. Został osaczony przez rywali, nie miał miejsca na oddanie rzutu i obrócił się… prosto w stronę Holidaya. Zamiast zdobyć kluczowe punkty, stracił piłkę. Zamiast zostać bohaterem wieczoru i przybliżyć Suns do mistrzostwa, został pierwszym zawodnikiem w historii Finałów, który przegrał dwa kolejne mecze mimo 40-punktowej zdobyczy.

Poprzednio rzucił 42 ze skutecznością 60.7%, ale jego super gorący występ zatrzymały faule i przymusowa przerwa na ławce w czwartej kwarcie. Teraz znowu niezwykle ważnym momentem okazał się czas, który Book spędził poza parkietem, bo grał przez całą pierwszą kwartę dominacji Suns, po czym oglądał z ławki jak Milwaukee Bucks szybko niwelują straty na początku drugiej. Potem rozstrzelał się na starcie drugiej połowy i do niego należało 12 z pierwszych 14 punktów gospodarzy. Przez chwilę mogło się wydawać, że podobnie jak w Game 4, przejmie trzecią kwartę, jednak Bucks skutecznie odpowiadali. W sumie Booker zanotował 25 ze swoich 40 punktów po przerwie, a przez cały mecz z nim na parkiecie Suns byli najlepsze +12, ale to nie wystarczyło, żeby wygrać.

Świetne indywidualne cyferki w porażkach. Booker aż za dobrze to zna, bo tak pisała się historia jego pierwszych lat kariery. Teraz to oczywiście zupełnie co innego, bo gra w Finałach, ale przecież jeszcze do niedawna miał łatkę zawodnika, który nabija sobie statystyki w słabej drużynie, bo jego popisy strzeleckie nie przekładały się na lepsze wyniki Suns. Bardzo szybko wyrósł na jednego z najbardziej obiecujących młodych zawodników NBA, ale musiał czekać aż sześć lat, żeby wreszcie zadebiutować w playoffach. Co więcej, dopiero w piątym sezonie po raz pierwszy jego zespół uzbierał przynajmniej 30 zwycięstw. Dlatego dużo było dyskusji o jego rzeczywistej wartości i pytań, czy może być gwiazdą wygrywającej drużyny, czy to raczej puste kalorie?

—-

Jako debiutant, 19-letni Booker był najmłodszym zawodnikiem ligi i początkowo nie dostawał dużych minut gry, ale od początku imponował świetnym rzutem i strzelecką efektywnością. Potem kontuzje Erica Bledsoe i Brandona Knighta otworzyły mu szansę na większą rolę i zakończył rozgrywki w pierwszej All-Rookie Team. Od samego startu kariery prezentował niezwykła pewność siebie i łatwość w dostarczaniu punktów. Przychodził do NBA jako off-screen shooter i początkowo był porównywany do Klaya Thompsona, ale już pod koniec pierwszego sezonu miał okazję pokazać, jak dobrze radzi sobie też mając więcej piłki w rękach i kreując ofensywę drużyny.

Szybko stał się cudownym chłopcem NBA. Kończący karierę Kobe Bryant miał dla niego tylko jedno przesłanie – “Be Legendary.” LeBron James wymienił go jako najbardziej obiecującego młodego zawodnika w całej lidze. Jego talent był niezaprzeczalny, dlatego już przed drugim sezonem Bookera, w Phoenix nikt nie miał wątpliwości, że przyszłość drużyny leży w jego rękach. Natomiast on tylko potwierdzał swój talent i już w drugim roku zdobywał średnio ponad 20 punktów, będąc najlepszym strzelcem Suns. To też pod koniec jego drugiego sezonu miał miejsce pamiętny mecz w Bostonie…

Mecz na 70 punktów. Booker zapisał się w historii NBA zostając dopiero szóstym zawodnikiem, który osiągnął ten pułap, a miał tylko 20 lat. To był imponujący pokaz jego umiejętności. Zrobił coś niesamowitego, zarezerwowanego tylko dla elitarnego grona najlepszych zawodników wszech czasów. Nikt tak po prostu nie rzuca 70 punktów w meczu najlepszej ligi świata. To samo w sobie jest wielkim osiągnięciem, więc okoliczności teoretycznie nie powinny mieć większego znaczenia… Ale właśnie te okoliczności sprawiły, że to była bardzo dziwna sytuacja. Bo zrobił to w blowoucie. Suns już po pierwszych minutach przegrywali 20 punktami i nigdy nie byli w tamtym meczu, więc całe show Bookera odbyło się w garbage-time. Do tego 16 punktów zanotował przez ostatnie trzy minuty i dobił do 70, bo koledzy pomagali mu, przerywając akcje rywali faulami.

Oczywiście Devin nie dostał tych 70 punktów w prezencie, sam na nie zapracował i zrobił to w pojedynku z drugą najlepszą drużyną Wschodu, mając przeciwko sobie dobrych obrońców. Ale ostatecznie to była najmniej znacząca siedemdziesiątka w historii ligi. Rzucona w wysoko przegranym meczu, w trakcie serii 13-porażek tankujących Suns. Dlatego nawet chcąc docenić ten wyczyn, trudno było się tym zachwycać. Sporo kontrowersji wzbudziło też świętowanie w szatni gości po przegranym meczu.

Tamten mecz umocnił tylko to, w jaki sposób Booker był postrzegany przez kolejne lata. Wybitny talent, świetny strzelec, ale czy lider? Potrafi zdobywać mnóstwo punktów, ale czy może sprawić, żeby jego koledzy grali lepiej i jego drużyna wygrywała? Z każdym sezonem miał coraz lepsze osiągnięcia, ale to nie miało żadnego przełożenia na wyniki i Suns tkwili na danie Zachodu. Nie był zawodnikiem wygrywającym. Choć oczywiście management klubu mu nie pomagał. Book nie miał wiele wsparcia, a przez trzy sezon nie miał obok siebie nawet solidnego rozgrywającego, przez co musiał też zajmować się prowadzeniem gry. Na koniec jednak wszyscy widzieli tylko jego ładne cyferki i mnóstwo porażek Suns, dlatego nawet kiedy w 2018/19 był szóstym strzelcem całej ligi, nadal nie został wyróżniony wyborem do Meczu Gwiazd. Wcześniej All-Starami zostali jego koledzy z draftu 2015 Karl-Anthony Towns i D’Angelo Russell, obaj też szybciej mieli okazję zadebiutować w playoffach. Booker długo musiał czekać, a ten czas jeszcze bardziej się dłużył przez to, że tak szybko ogłoszono go jedną z największych młodych gwiazd. Oczekiwana były ogromne, a sukcesy nie przychodziły.

Ale kiedy wreszcie skład został poprawiony, kiedy do drużyny dołączyli inni obiecujący gracze i rozgrywający Ricky Rubio, kiedy na ławce pojawił się Monty Williams, Booker od razu zaczął udowodniać, że nie jest tylko gwiazdorem od pustych cyferek. Suns wreszcie ruszyli do przodu, Booker w końcu został oficjalnie włączony do grona All-Starów, a potem był jednym z najlepszych zawodników seeding games w bańce. Zaczęli wygrywać, natomiast Chris Paul pomógł Suns wykonać kolejny krok i razem z Bookerem stworzyli jeden z najlepszych backcourtów ligi. Book wreszcie doczekał się playoffów, a kiedy się w nich pojawił, był gotowy na tę wielką scenę. Już w meczu otwarcia zagrał fantastycznie. Potem miał jeszcze wielkie występy na koniec pierwszej i drugiej rundy, na początku finałów Zachodu, a teraz też błyszczy w Finałach. Po bardzo kiepskim Game 3, odpowiedział w wielkim stylu i to on w ostatnich dwóch meczach ciągnął Suns.

Rozgrywa rewelacyjne playoffy, ale czy teraz uda mu się wygrać jeszcze te dwa najważniejsze mecze, żeby zostać mistrzem? Póki co, jest od tego najdalej od momentu znalezienia się w Finałach. Póki co, jego 82 punkty nie przełożyły się na zwycięstwa, ale to jeszcze nie musi pozostać historią pierwszych Finałów Bookera. Jeszcze ma szansę to zmienić.

Stać go na to, bo jest zawodnikiem wygrywającym, ale też sam nie uratuje drużyny. Sam dla nich tego nie wygra, o czym dotkliwie przekonali się w tej decydującej akcji, w której Holiday wyrwał mu piłkę. Suns aż za bardzo polegali na swoim młodym liderze. Monty Williams wskazywał, że muszą wrócić do bardziej zespołowego grania i większego ruchu piłki. Booker potrzebuje więcej wsparcia, ale on też musi postarać się lepiej uruchomić kolegów. W tych dwóch ostatnich porażkach rozdał łącznie tylko 5 asyst, podczas gdy w dwóch pierwszych finałowych zwycięstwach miał ich 12, a też w poprzednich rundach zaliczał średnio prawie 5 asyst na mecz.

Poprzedni artykułFlesz: Sure Thing, też z Dallas
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (1003): Życie pływaka jest krótkie

4 KOMENTARZE

  1. Zawsze go miałem właśnie za puste kalorie. Ale te po przekonały mnie, że w dupie byłem i gówno widziałem. Najpierw w kwestii Trae, potem Bookera. Kibicując Bucks, za każdym razem kiedy Booker ma piłkę, czuję to samo, co czułem, kiedy piłkę w rękach miał Kobe, czyli: „kurwa, tylko nie to, znowu rzuci, sukinsyn”. Kiedy jest in the zone, nie można mu nic zrobić, killer. Oby złapał szybko te 4 faule w meczu nr 6.

    0
  2. bandwagon since day one, mega duma, że dotarł z Suns do Finałów i kurde jednak szkoda tej ostatniej akcji, mógł rzucać nad Tuckerem/próbować wymusić faul a teraz chyba już może być ciężko to wyrwać
    no ale koniec końców po tylu latach mizerii i gadania o empty stats dobrze, że udowodnił swoją wartość i w PO, oby teraz gościł w nich już regularnie

    0
  3. BOOK – 24 lata/pierwsze PO – w 1 finale – 27/31/10/42/40=150/5=30,0pkt GIANNIS – 26 lat/piąte PO – w 1 finale – 20/42/41/26/32=161/5=32,2pkt Ktoś tu pisał o pustych cyferkach? To jest rzucający obrońca, a nie PF. Zagrał bardzo dobrze w 4 z 5 spotkań, ale najlepsze były pierwsze 2. Wniosek – mniej rzutów/więcej asyst. Ale do takiej gry potrzebne sa występy CP3 na średnio 25 pkt -CP3 chyba to wie, no to może być jego jedyna szansa. Ale on w przeciwieństwie do BILLUPSA ma dzieci zamiast żołnierzy. Jednak to czasami widać. Ale może się udać, i to byłoby najpiękniejsze. GO SUNS.

    0