Kiedy “Robak” był na szczycie. Dawny fenomen Dennisa Rodmana

2
fot. YouTube

Zbliżające się wielkimi krokami okrągłe urodziny Dennisa Rodmana to chyba dobra okazja, żeby przypomnieć jego sylwetkę. Tym bardziej, że pod względem liczby wybryków i osiągnięć raczej nigdy nie doczekamy się kogoś podobnego.

Od czasu do czasu lubimy tutaj wracać do mistrzowskich “Bad Boys” (“Książę ciemności” dostał kiedyś nawet osobny tekst) i nie raz też sięgaliśmy pamięcią do roku 2004. Nie ma się czemu dziwić, bo w końcu Pistons to jedna z najstarszych marek na rynku. Dla przypomnienia – klub pojawił się na mapie jeszcze w latach 40., chociaż nie w “Motown”, a w Fort Wayne w stanie Indiana. Nie raz zatem wątki tego zespołu przeplatały się z różnymi pamiętnymi wydarzeniami  i niejeden członek Hall of Fame nosił w swojej karierze koszulkę Pistons.

Jednym z nich jest – a jakże – Dennis Keith Rodman. Człowiek, który dziś jedynie odcina kupony od dawnej sławy i próbuje na różne sposoby walczyć ze swoimi problemami finansowymi, ale kiedyś – według słów nieżyjącego już Jacka Haleya – był być może większą gwiazdą w Chicago niż sam Michael Jeffrey Jordan. Było to jednak znacznie później. W Detroit nie był jeszcze ikoną popkultury, w konserwatywnych kręgach nie uchodził za Antychrysta i z pewnością nie był wówczas największym koszmarem Davida Sterna.

Być może o Rodmanie ciężko jest już dzisiaj napisać cokolwiek odkrywczego. Jego, szczególnie ta bardziej rozrywkowa, strona została przecież nawet przypomniana w szeroko komentowanym przez nas “The Last Dance”. Było też kilka autobiografii, mniej lub bardziej udanych. Wszystkie w sumie o tym samym.

Wiemy na pewno w przypadku Rodmana, że całonocne imprezy nie przeszkadzały mu w tym, żeby zbierać z tablic ponad 23% wszystkich dostępnych piłek.

“Jeśli czekałby nas mecz “o wszystko”, wsiadłbym z Dennisem na pokład samolotu do Vegas, pozwoliłbym mu pić przez całą noc w otoczeniu pięknych kobiet, po czym sprowadziłbym go z powrotem na minutę przed rozpoczęciem spotkania. Gwarantuję, że Dennis miałby 35 zbiórek i zwycięstwo mielibyśmy w kieszeni”.

Tak w nieco żartobliwy sposób o Rodmanie powiedział kiedyś Jack Haley, dawny kumpel z czasów gry w San Antonio i Chicago. Chociaż sam Dennis kilkukrotnie zaprzeczał, żeby w trakcie zawodniczej kariery balował kiedyś na dzień przed jakimkolwiek meczem.

Ale pomyślmy o nim w ten sposób. Kto w latach 90. i później mógł przewidzieć, że Dennis Rodman przy swoim stylu życia (najprawdopodobniej) dożyje 60 lat? Okrągłe urodziny będzie obchodził już za kilkanaście dni (przy okazji  – wczoraj tyle samo lat skończył Isiah Thomas. Najlepszego od kibiców Pistons i być może jakiegoś zagubionego i/lub nietrzeźwego fana Knicks). Świat idzie do przodu, koszykówka coraz mniej przypomina tę z czasów świetności Bulls, a Rodman wciąż jakoś się trzyma, niczym emerytowany rockman.

Skupiając się na jego koszykarskiej karierze – ilu ludzi może o sobie powiedzieć, że w swojej karierze grało obok w sumie aż sześciu (!) różnych zdobywców MVP sezonu, miało na koncie 5 tytułów mistrzowskich i 7 razy z rzędu przewodziło w lidze w kategorii zbiórek? Tamte osiągnięcia wciąż budzą respekt, niezależnie od tego jak zmieniła się koszykówka przez ostatnie lata i ile razy Rodman zmieniał po drodze kolor włosów. Ciężko będzie komukolwiek to powtórzyć.

Od momentu gdy Dennis Rodman po raz ostatni wybiegł na parkiet w meczu NBA minęło już ponad 20 lat. Kiedy przez krótki czas biegał w trykocie Mavericks po parkiecie nieistniejącej już Reunion Arena, Mark Cuban stawiał dopiero pierwsze kroki jako właściciel klubu NBA, a Luka… prawdopodobnie stawiał po prostu pierwsze kroki, choć może od razu zaczynał już naukę chodzenia od step backów.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE