Jak Elgin Baylor ocalił Lakers i rozkochał w sobie Hollywood

1
Youtube.com

Od śmierci Elgina Baylora minęły już dwa tygodnie, ale to wcale nie oznacza, że o nim zapomnieliśmy. Ojciec chrzestny Hang Time’u, właściwie człowiek, który jako pierwszy w lidze na dobre zaczął batalię z grawitacją zasłużył sobie na solidną “stypę”. W swoich czasach był najefektowniej grającym koszykarzem. W dużej mierze to również on przyczynił się do tego, że Lakers zostali przed laty przeniesieni właśnie do Los Angeles, a o bilety na ich mecze zaczęły walczyć największe gwiazdy Hollywood.

Żeby w pełni docenić wkład Elgina Gaya (to naprawdę jego drugie imię) Baylora w historię NBA lepiej będzie przynajmniej na chwilę odłożyć na bok jego dokonania – a raczej ich brak – w roli generalnego menadżera Clippers (o epizodzie jako główny trener nie mówiąc – bilans 86-135 jako coach New Orleans Jazz w drugiej połowie lat 70.).

Przez 22 lata pracy na stanowisku w tym mniej prestiżowym klubie w LA udało mu się dotrzeć do playoffs zaledwie cztery razy. Był przez to stałym gościem podczas corocznej loterii draftu. Dwa razy udało mu się nawet wylosować pierwszy numer. Najpierw jednak miał pecha z Dannym Manningiem w 1988 r., a dziesięć lat później w całkiej niezłej klasie z 1998, wybrał Michaela Olowokandiego. W sumie aż dziw, że utrzymał posadę aż tak długo, ale czego można było się spodziewać po Clippers z czasów Donalda Sterlinga. Tam od samego początku rzadko komu było do śmiechu.

Sytuacja ma się za to zupełnie inaczej, jeśli spojrzymy na osiągnięcia Elgina Baylora z czasów jego zawodniczej kariery.

Kiedy przychodził do NBA pod koniec lat 50. był atletą, jakiego wcześniej nie widziano. Był jak Zion i LeBron w czasach czarno-białej telewizji, a właściwie głównie transmisji radiowych. Nie było wcześniej skrzydłowych poniżej 2 metrów wzrostu, którzy zbierali z tablic tyle piłek. Już jako debiutant Baylor zaliczał ich średnio po 15 na mecz – więcej od niego mieli wówczas tylko Bill Russell i Bob Pettit.

Był to jednak zaledwie ułamek jego możliwości. Baylor był przede wszystkim prawdziwą maszyną do zdobywania punktów. I robił to w sposób niezwykle efektowny jak na tamte czasy.

Ówczesny właściciel Lakers, Bob Short musiał go mieć. W Minneapolis nie zastanawiano się ani chwili i wybrali Baylora jako pierwszego w drafcie w 1958 r. Był to zresztą dopiero drugi przypadek w historii, kiedy z jedynką wybrano ciemnoskórego. Chłopak rodem ze stolicy kraju miał wprowadzić zawodową koszykówkę w zupełnie nową erę. Żeby było ciekawiej było to już drugie podejście do jego zakontraktowania. Baylor był też wzięty przez Lakers w drafcie w 1956 r., ale ostatecznie zdecydował się wówczas pozostać na uczelni. Warto było jednak poczekać na niego dwa lata.

Elgin nie zdążył się jeszcze nawet zameldować w Minneapolis, a po niego już ustawiała się kolejka chętnych. Jeszcze przy okazji draftu Short odebrał telefon z Nowego Jorku. Ówczesny właściciel Knicks, a także hali Madison Square Garden, Ned Irish oferował z miejsca 100 000 dolarów za prawa do Baylora, ale został odesłany z kwitkiem. Mimo to Irish nie rezygnował i ponawiał swoje oferty również w kolejnych latach – oczywiście bez powodzenia.

“Gdyby Elgin Baylor odrzucił propozycję gry dla nas, byłbym skończony. Zbankrutowalibyśmy jako klub”.

Wspominał lata później w wywiadzie dla “Los Angeles Times” Bob Short.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

1 KOMENTARZ