Pozytywne historie to jest teraz coś, co przyda się każdemu, żeby choć na chwilę oderwać się od otaczających nas problemów, dlatego pomyślałem, że to idealny moment, żeby przypomnieć jedną z najbardziej niesamowitych historii w dziejach NBA. Przypomnieć magię nieobecnego w tym momencie sportu, którego tak tam brakuje. Przypomnieć niezwykły czas, kiedy cały koszykarski świat nie był zatrzymany przez pandemię, tylko opanowany przez prawdziwe szaleństwo związane z jednym niepozornym zawodnikiem. A działo się to w skróconym sezonie, po tym jak z powodu lokautu przez kilka miesięcy byliśmy pozbawieni koszykówki, co nieco przypomina obecną sytuację. Teraz też czekamy aż sport wróci i znowu będzie dostarczał nam niezapomnianych emocji.
Linsanity to historia kopciuszka w wydaniu NBA, która wyglądała jak gotowy materiał na hollywoodzki film – zawodnik z końca ławki, na którego nikt nie zwracał szczególnej uwagi, wykorzystuję swoją szansę, nagle wybija się i w kilka dni staje się bohaterem na skalę światową. Z drugiej strony, gdyby to nie wydarzyło się naprawdę, pewnie nie uwierzylibyśmy, że jest realne i uznalibyśmy, że scenarzyści przesadzili próbując podkręcić tę historię.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Kur… mać. To jak wbijanie noża po nasadę.
Spike, zamiast pierdolić smuty i odwalać Rokitę, weź kamerkę i nakręć film o tym (oczywiście jak przeżyjesz teraz tę rzeź w nyc).
Dobrze było sobie przypomnieć ten okres, gamewinnera z Raptors oglądałem na żywo przed komputerem z wypiekami na twarzy, w czasach, gdy byłem największym fanem Duranta i największym hejterem LeBrona. Dzięki Adam za kawał dobrej roboty!
To moja ulubiona historia w NBA, świetnie było ją sobie przypomnieć. Dzięki!
pozytywna historia nie odrywa od codziennych smutków, kiedy na samym wstępie przypomina o istnieniu codziennych smutków… pół żartem pół serio oczywiście, bardzo dobry tekst Adam!