Dniówka: Los Angeles (nagle) obroną stoi, dziś Melo kontra Giannis! Co może pójść nie tak?

7
fot. twitter.com/johnhollinger

Dziś wyjątkowo nawet jak na czwartek tylko dwa mecze i pierwsze wyzwanie dla Terry’ego Stottsa żeby w obronie schować Carmelo Anthony’ego przed Giannisem Antetokounmpo. Jestem prawie pewien, że Giannis nie będzie miał powodów, by nadal nazywać Melo najlepszym trash-talkerem w lidze. W drugim spotkaniu zobaczymy w Nowym Orleanie jak Phoenix Suns poradzą sobie z plagą kontuzji, która w tym tygodniu wyhamowała ich po znakomitym starcie.

(5-10) Portland Trail Blazers @ (11-3) Milwaukee Bucks (godz. 2)

Blazers będą dziś bez Damiana Lillarda (plecy), bez Hassana Whiteside’a (biodro) i bez Anfernee’ego Simonsa (kostka), więc będzie trudno. Pomówmy może o temacie nr 1 w Milwaukee.

W poprzedni czwartek beatwriter Bucks Eric Nehm opublikował na łamach “The Athletic” artykuł, z którego poszedł w świat cytat: “Wish Malcolm was still here”; cytat autorstwa oczywiście Giannisa Antetokounmpo. Giannis zaraz dodał, żartując, że brakuje mu Brogdona, by móc dalej śmiać się z jego brzydoty.

Jeszcze ciekawsze zdania można było jednak znaleźć w innych akapitach. Zdania sugerujące, że decyzja o odejściu Brogdona, który miał status zastrzeżonego wolnego agenta, należała do …niego? Giannis:

“Hey, man, everybody takes their decision. His decision was to go to Indiana and build a team over there. I think that was best for him.”

“Jego decyzją było pójść do Indiany”.

Właściciel Pacers Herb Simon zaoferował zastrzeżonemu Brogdonowi 85 mln dolarów za cztery lata. Następnie, nie chcąc psuć atmosfery pomiędzy klubami z tej samej dywizji (!), skontaktował się z właścicielstwem Bucks i zaproponował wymianę sign-and-trade. W ten sposób Bucks otrzymali od Indiany wybór w pierwszej rundzie draftu i wyjątek od wymiany wart 12 mln dolarów. Wymieniono też kilka drugorundowych picków.

Bucks nie chcieli przekroczyć luxury tax, a latem mieli pełne ręce roboty: Khris Middleton otrzymał 178 mln dolarów za pięć lat, Brook Lopez 52 mln dol. za cztery sezony, a jeszcze w poprzednim sezonie przedłużenie kontraktu podpisał Eric Bledsoe. Szczegóły oferty Bucks dla Brogdona nie są znane.

Gery Woelfel z beatu Bucks wszakże pisał w maju, że Brogdon spodziewać się może zarobków rzędu 14-16 mln dolarów. Nie wiadomo jednak czy w ogóle dostał od Bucks choćby i taką ofertę. Brian Windhorst w swoim podcaście zasugerował tylko, że Bucks mogli nie chcieć wyrównywać oferty Pacers, bo znali historię kontuzji stóp Brogdona. “Prezydent” opuścił końcówkę swojego pierwszego sezonu 2011/12 w Virginii i cały drugi rok koledżu właśnie po złamaniu lewej stopy. Przez trzy pierwsze lata w NBA zagrał w tylko 187 meczach, zeszłej wiosny doznał zapalenia rozcięgna podeszwowego, tym razem w prawej stopie, w sobotę kontuzjował plecy i opuścił dwa ostatnie mecze. Szeroki w biodrach i barkach Brogdon ma nietypową budowę jak na koszykarza: wozi na sobie ok. 103-104 kilo na mierzącym 195 cm ciele.

Sprawa Brogdona istotna jest o tyle, że gdyby Antetokounmpo nie chciał w przyszłe lato podpisać supermaksymalnego przedłużenia kontraktu, jego obóz mógłby wskazać jako jeden z powodów odejścia to, że Bucks nie chcieli płacić pieniędzy za zespół kontendujący do mistrzostwa.

“I had to figure out what my options were. I had two or three teams in the mix that we were really considering, but Indiana was by far the best. It was the team I was really pushing for and my agents made it work.” – Brogdon

Jeżeli jednak było tak, że Brogdon wziął kilka mln dolarów więcej rocznie od Indiany, niż oferowano mu w Milwaukee, być może Giannis patrzy na to tak, że Brogdon nie chciał wziąć mniej żeby zostać. W końcu, pamiętajmy, Antetokounmpo w 2016 roku wziął 6 mln dolarów mniej niż maksymalny kontrakt, próbując na modłę San Antonio Spurs w ten sposób zbudować w Milwaukee kulturę brania mniej, żeby utrzymać skład.

Middleton oczywiście miał inne zdanie na temat tej koncepcji.


Carmelo Anthony w pierwszym meczu w koszulce “00”, jak mu obiecano, wyszedł w pierwszej piątce – podkreślając wielkość krateru Trail Blazers na pozycji nr 4 (najlepszą alternatywą na rynku był prawdopodobnie tylko Dante Cunningham, więc hej) – i grał, jak ktoś, kto nie grał bardzo długo w zorganizowaną koszykówkę pięciu na pięciu.

Na plus to, że dla tych oczu fizycznie wyglądał znacznie lepiej, niż się spodziewałem. Musiał dbać o siebie przez cały (bardzo) długi rok bez pracy, co sprawia że jeszcze bardziej kibicuję “Pączusiowi”. Poważny problem z Anthony’m polega jednak na tym, że na przestrzeni pięciu ostatnich lat stracił sporo lukru przy obu tablicach, a jeszcze większy to, że nie potrafi zatrzymać kozłującego. W obecnej, szeroko granej koszykówce to drugie to bardzo poważny kłopot. A nigdy przecież nie był po tej stronie specjalistą: George Karl, kiedy Melo grał jeszcze w Denver trójkę, wprowadził kiedyś switchowanie do schematu, tylko po to, żeby Anthony nie bronił kozłujących w pick-and-rollu.

Melo będzie musiał trafiać powyżej 40% za trzy, aby mieć dla Trail Blazers sens. Jestem sceptyczny, ale zobaczymy. Z łatwością kibicuję tej historii, widząc jego podejście i zaangażowanie. Oczywiście jest nieco pompatyczny, nieco pasywno-agresywny i zbyt wyniosły, jak choćby tu gdy mówił po pierwszym meczu:

“How I’m able to motivate people. I think overall the way that I stayed strong in the fight. I stayed there. … Burning and all, I stayed there. I never wavered. I stayed strong and I hope that is motivation for everyone else.”

…ale w reakcjach graczy na jego debiut widać było, że różnica w odbiorze Anthony’ego przez samych koszykarzy NBA jest drastycznie inna od tego jak odbiera go opinia publiczna. Jest tu potencjał ciekawej dyskusji dlaczego tak jest i czy winę za to w części nie ponosi przypadkiem polityka medialna New York Knicks.

Lakers mają 2. obronę sezonu, Clippers nr 1 w siedmiu ostatnich meczach

Po pięciu tygodniach dzieje się rzeczy niesłychana: imponująca obrona ze strony dwóch teamów z Los Angeles, do czego absolutnie się nie przyzwyczailiśmy. Lakers nie bronili dobrze od czasu, gdy Andrew Bynum podnosił ręce do góry. Clippers z Blake’m Griffinem nawet w czasach fizycznego prime’u Chrisa Paula i DeAndre Jordana – dziś idzie już zapomnieć, ale to mogła być ostatnia w historii NBA para, która broniła pick-and-rolla we dwóch, nie angażując pomocy (Butler i Noah robili wtedy to samo w Chicago) – nigdy nie ustabilizowali obrony w topie ligi i przez to niektórzy nigdy nie postrzegali ich jako realnego kontendera do tytułu.

Więc było to dziwne, oglądać jak we wtorek w pierwszej kwarcie LeBron i Lakers bronili tak, jakby KIBICE LAKERS zapłacili za to, żeby przyjść i obejrzeć mecz  koszykówki z 1994 roku. Wyszli na Thunder jak nakręceni, niemalże popisując się. Już nie tyle co chcieli bardzo, ale ewidentnie mieli z tego a’la garnettowską przyjemność: LeBron schodził przy penetracji środkiem z krótkiego rogu (duże NIE), wiedząc najpewniej, że źle robi i być może tylko żeby pokazać że jest w stanie supersprintem zrotować, zatrzymać się i kontestować rzut. Co zrobił. Mówimy tu o LeBronie, który nie grał w obronie od czasu odejścia z Miami. JaVale McGee po switchu na Paulu zaczął nagle machać rękoma nad sobą, próbując zasłonić mu podanie, obręcz. Lakers wykonywali więcej w obronie niż zmuszał ich do tego atak Thunder. Mnóstwo komunikacji, tylko trochę poklepywania się po piersiach, tak jakby nie można było już się nikomu pomylić. To było 110% obrony, z tymi 10-cioma procentami uzyskanymi tylko dlatego, że definitywnie mecz w mecz są w gazie.

Sam LeBron złapany został nawet na tym, że mówi, że w tym roku się stara:

Ta defensywna mantra przyświecała Lakers już od pierwszego dnia obozu.

No ale dzień później Clippers w tym dusznym, ciasnym, play-offowym must-see meczu (coś dobrego dzieje się NBA z koszykówką w tym sezonie) mieli więcej przechwytów niż Celtics rzutów wolnych w czasie 24 wspólnych, pierwszych minut Kawhi’a Leonarda, Paula George’a i Patricka Beverley’a.

Nie obyło się bez kontrowersyjnych gwizdków i tych podminowujących flow końcówek przerw w grze, ale w crunchtime tego meczu Clippers mieli trzy posiadanie defensywne, które mogłyby figurować jako najlepszy defensywny highlight sezonu San Antonio Spurs (sorry Dejounte Murray, ale po oddaniu WizKids w środę aż 59% z gry, w tym 18 trójek i po przehandlowaniu Leonarda z Greenem tracą 1.25 punktu na każdy kontratak i spadli już na 28. miejsce w obronie). W jednym z tych highlightów wyjście wyżej presją jednego do połowy boiska, pociągnęło wyjście wyżej drugiego, powodując przechwyt. A to był dopiero ich pierwszy mecz. Co będzie jak nauczą się czytać swoje intencje? Zaraz napiszę co może się stać.

Bo Celtics też takie momenty mieli, choćby steal Smarta na Leonardzie, i Smart użyty jako plaster na Sweet Lou w minutach ławek, które Celtics wygrali.

Imponujące, że Lou rozkręcił się w crunchtime czwartej kwarty. No ale na boisko byli też już George i Leonard, i Marcus Smart nie mógł kryć wszystkich. Smart trafiający od dwóch lat na poziomie ligowej średniej, broniący wszystko, nawet centrów, nie jest wcale dużo gorszy niż Draymond Green z jego najlepszych dni.

Plus mała, ale ważna rzecz dziejąca się Clippers: Ivica Zubac zrzucił chyba kilka kilo – jego drzewa jako nogi są teraz mniejszymi drzewami, ale jako wciąż nogi – bardzo dobrze wychodził w pierwszej połowie wysoko w podwajaniu nieco przytłoczonego na końcu meczu Kemby Walkera (oba zespoły, niczym Buddy Ryan, atakowały swoją obroną). Przede wszystkim Zu bronił i rotował mądrze w dobre miejsca. Może przez swoje ograniczenia fizyczne nie być bowiem nigdy dobrym obrońcą, ale z pewnością może być mądrym koszykarzem, który rozumie czego się od niego wymaga. To drugie może w zupełności wystarczyć, żeby pilnować boiska, będąc za plecami trio napastników w obronie: Kawhi, Beverley i George. Żaden z nich nie da się praktycznie pokonać 1-na-1, więc rozeznanie kiedy wychodzić wyżej (Kemba), kiedy nie (Smart), czy w które miejsca się wracać po wyjściu wyżej, będzie kluczowe. Od czasu, gdy Warriors przeżuli jego obronę w play-offach i Doc Rivers szybko musiał zwrócić się ku JaMychaelowi Greenowi, Zubac wygląda w tym sezonie jakby zrozumiał na czym ma się skupić, jeśli chce dorosnąć do 28 mln dolarów za cztery lata, które otrzymał latem od Clippers (21 gwarantowane). Nie jest to oczywiście dużo, ale zarobki centrów w porównaniu z ligową średnią w tej dekadzie spadają i będą spadać. Zapytaj w Łodzi.

Clippers z Leonardem – który w crunchtime przesiadł się na Kembę (4/17 FG) i kompletnie go wyciszył – na parkiecie bronią na poziomie nr 1 obrony w NBA (są 8-2 z Kawhi’em, tracą 96,1 punktów na 100 posiadań), a jeszcze lepiej póki co bronią z George’m (92,5). Trzeci w efektywności defensywnej jest oczywiście Beverley.

Przy trzech All-NBA 1st Team Defensive graczach na obwodzie i umiejętnościach rzutowych Leonarda, George’a i Williamsa ten zespół ma potencjał zostania najlepszym zespołem dekady w crunchtime.

Lakers są za to – co można było przewidzieć, gdy spojrzeć na ich rozmiar – na 6. miejscu w punktach traconych w polu trzech sekund, za to zupełnie niespodziewanie są na 5. w wymuszaniu strat rywali (aż 17.1% posiadań). To drugie w kontekście ich schematu defensywnego zaskakuje i w dużej mierze świadczy o intensywności z jaką grają.

(5-9) New Orleans Pelicans @ (7-6) Phoenix Suns (godz. 4:30)

Brandon Ingram wrócił we wtorek, Jrue Holiday po rozmowie z Davidem Griffinem zaczął częściej szukać swoich rzutów (14 na mecz w październiku, 17 na mecz w listopadzie, 19.3 w czterech ostatnich meczach) i Pelicans – od sześciu meczów bez Lonzo Balla, także bez Derricka Favorsa, bez Jahlila Okafora, bez Josha Harta, wciąż czekając na powrót Ziona Williamsona – ze swoim rozklekotanym składem są w trakcie swojej pierwszej passy zwycięstw w tym sezonie (2).

Inaczej w Phoenix, gdzie dwa kluczowe wzmocnienia na pozycjach 1/5, czyli Ricky Rubio (plecy) i Aron Baynes (stłuczenie biodra) są kontuzjowani, przez co Dario Sarić (stłuczenie prawego kolana) i Frank Kaminsky (stłuczenie lewego biodra) prawdopodobnie muszą grać i Suns przegrali nagle 3 z 4 ostatnich meczów. Jevon Carter jest nie gorszym obrońcą niż Rubio, ale w NBA nie potrafi skręcić z piłką do obręczy nawet po pick-and-rollu – przez to Suns nie mogą łatwo rozrzucić obrony. Znów brakuje kozłujących i odium kreowania spada jak przez ostatnie dwa sezony na Devina Bookera. Przydałyby się teraz dobre mecze Tylera Johnsona, który od dwóch lat gra w kratkę.

Poprzedni artykułWake-Up: Trójka Simmonsa. Pierwsze zwycięstwo Kawhi-PG. Nuggets zatrzymali Rockets. 7 porażek Spurs
Następny artykułNie ma chętnych na Chrisa Paula

7 KOMENTARZE

  1. Dopóki Lakers nie sprowadzą scorującego guarda w typie Jamala Crawforda (ale nie będącego dziurą w obronie – powodzenia Lakers) lub kogoś na skrzydło ala Iguodala, nie widzę jak przy zdrowych składach obu drużyn Lakers mogą 4 razy przełamać Leonarda/Georga/Beverleya defense.

    Sorry Tatuś.

    Cała nadzieja w tym, że Kawhi gdzieś po drodze się posypie.

    0
    • Przynajmniej LaL grając z Clippers w Staples Center będą się czuli jakby każdym mecz grali u siebie (vide dzisiaj doping dla Celtics w końcówce) :) A co do braku kreującego obrońcy to trudno się nie zgodzić, z tym że na rynku nikogo ciekawego nie ma. Może Darren Collison wróci z emerytury ponownie pod skrzydła Vogela?

      0