Bitwa o Los Angeles. Kiedy Clippers byli w natarciu

2
fot. YouTube/ NBA

Fani Clippers mają powody do optymizmu, w szczególności Billy Crystal, który przez lata przechodził gehennę, kibicując “tej drugiej drużynie z LA”.  Jego ukochany zespół nie był (przynajmniej na papierze) tak mocny od dobrych kilku lat. Po raz pierwszy też pozornie mało znaczące dotychczas derby Los Angeles będą miały aż tak wielkie znaczenie dla układu sił w całej Konferencji Zachodniej.

Można nienawidzić Lakers z wielu powodów, wyśmiewać ich kanarkowo-fioletowe stroje (zwane również w niektórych kręgach “złotem i purpurą”), ale pod względem nie tylko koszykarskim, ale generalnie sportowym, Los Angeles zawsze należało do nich. To nigdy nie było miasto Dodgers, kiedyś Raiders, a już na pewno nie Clippers. I wie to każdy, kto chociaż raz miał okazję tam przebywać.

Szesnastu mistrzowskich tytułów, multum gwiazd, kilku widocznych pomników przed Staples Center czy wreszcie całej ery “Showtime” nie można przebić ot tak. Jeśli chodzi o NBA, Clippers zawsze byli – i póki co będą – ubogim krewnym Lakers.

“Przez bardzo długi czas byliśmy tą drugą drużyną w mieście. Kiedy graliśmy we własnej hali z Lakers, wyglądało to tak naprawdę jakby to oni grali u siebie, ale w wyjazdowych strojach.”

Tak wspominał przed laty tę nierówną walkę o popularność w Los Angeles Danny Manning, kiedyś wybrany przez Clippers z pierwszym numerem draftu w 1988 r.

Być może byłoby inaczej, gdyby fani Clips zdawali sobie sprawę z tego (a jest to fakt niezwykle istotny i wypada o nim pamiętać), że ich ulubieńcy to tak naprawdę znienawidzeni niemal od zawsze w tej części kraju Boston Celtics, dzięki czemu mogli by sobie tak naprawdę przypisać chociaż część ich bogatego dorobku.

W przyszłym sezonie powinniśmy być jednak świadkami czegoś, czego do tej pory kroniki NBA nie notowały. Zanosi się na to, że Clippers i Lakers nareszcie będą dla siebie równorzędnymi rywalami, a ich bezpośrednia rywalizacja może zadecydować o tym, kto ostatecznie znajdzie się w finale po tej stronie ligowej mapy.

Czy kiedykolwiek byliśmy świadkami czegoś podobnego? Właściwie to nigdy, a najbliżej byliśmy być może przed 13 laty, kiedy Clippers po blisko dziesięcioletniej przerwie powrócili do playoffs i od razu znaleźli się w półfinale konferencji. W tym samym czasie Kobe Bryant o mało co nie wysłał za burtę tych “7 seconds or less” Phoenix Suns z idącym po swoją drugą z rzędu nagrodę MVP, Stephenem Johnem Nashem. Było już 3-1 dla Lakers po czwartym meczu z dużą porcją Mamba Mentality, ale później Suns wzięli się do pracy i obyło się bez wpadki w pierwszej rundzie.

Niewiele jednak brakowało, a w playoffs mielibyśmy wówczas pierwsze w historii starcie Lakers z Clippers. Cóż za uśmiech w stronę logistyki całej serii, w której wszystkie mecze odbywałyby się w tym samym obiekcie. Wcześniej taka sytuacja nie byłaby przecież możliwa.

Jesienią 1999 r., kiedy otwierano Staples Center, gracze oraz cały sztab Clippers cieszyli się z tej przeprowadzki być może znacznie bardziej niż ich lokalni i bardziej utytułowani rywale. Lakers nie mieli przecież powodów do narzekań. Pamiętna hala The Great Western Forum trzymała się przecież wtedy całkiem nieźle mimo wieku. Miała (i nadal ma – choć dziś głównie przy okazji odbywających się tam koncertów) niepowtarzalny klimat i była chętnie odwiedzanym miejscem przez największe sławy Hollywood. Jej głównym mankamentem – obok brak luksusowych loży – była przede wszystkim lokalizacja. Dzielnica Inglewood to generalnie mało przyjazne miejsce, szczególnie po zmroku.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE

  1. Bardzo dobry artykuł. Świetnie się czytało.
    Choć odnoszę wrażenie że jeszcze dużo wody upłynie w LA River zanim Clipps będą traktowani na równi z Lakers i nie pomogą w tym ani Leonard który czmychnie po 2 sezonach ani PG. Chyba że uda im się Miśka po drodze zgarnąć w co wątpię

    0