Tata

18

Zaczynam ten tekst przed meczem Polski z USA w półfinale Mistrzostw Świata w koszykówce 3×3. Skończę po. Obejrzę w trakcie pisania. To co wiem już teraz to, że nasza świetna (mimo wyniku i ognia jakim pluli rywale) kadra złożona z polskich ligowców z różnych poziomów rozgrywkowych zmierzy się z Amerykanami, z których, w przeciwieństwie do tradycyjnych rozgrywek 3×3 miło się trochę pośmiać. Że nieatletyczni, że wyglądają jak kadra działu księgowości, która naturalizowała Murzyna itd. Kiedy jednak sprawdzisz kto tam gra, wiesz że będzie trudno. Dostajesz Robbiego Hummela, ex gracza Wolves i paru topowych europejskich klubów, najlepszego pure 3×3 gracza w Stanach Damona Huffmana, Kareema Maddoxa, znanego nam z występów z PLK i od dwóch lat także specjalizującego się w 3×3 oraz człowieka przez którego powstał ten przydługi wstęp, czyli Canyona Barry’ego. To syn Ricka Barry’ego, 8 krotnego All Stara i jednego z 50 najlepszych graczy w historii NBA. Mimo że jego Tata miał już 50 lat i 4 synów kiedy Canyon się urodził i tak udało mi się odcisnąć na stylu gry syna rozpoznawalne wszędzie piętno. Najmłodszy z Barrych, tak jak jego niepudłujący z linii ojciec rzuca osobiste w opcji „underhanded”, po naszemu podjajecznym. Nawet kiedy nasz Tata jest stary, wciąż będzie dla nas autorytetem. Wciąż będziemy od niego czerpać, nawet podświadomie, a choćbyśmy byli piątym synem i wcale nie najzdolniejszym z piątki (trzej z czterech starszych braci Canyona grało w NBA), Ojciec będzie nas bezwzględnie kochał i wspierał.

W taki dzień jak dzisiaj warto się zastanowić nad rolą Ojca. W naszym życiu i w życiu koszykarzy NBA. Pięknie się złożyło, że akurat 3 dni temu odbył się draft NBA. Wciąż mam przed oczami RJ Barretta, rocznikowo już mężczyznę, finansowo kogoś kto właśnie potwierdził, że w kilka lat zarobi więcej niż jego staruszek kiedykolwiek marzył i widzę tego nowego gracza NBA płaczącego w ramię swojego niemniej wzruszonego ojca. On płacze, ojciec płacze, to nie ja płaczę tylko Ty płaczesz, nieprawda, sam też płaczę. To się wydarzyło tuż po tym jak Ja Morant też płakał. Oczy zaszły mu łzami gdy jego Tata, w zawadiackim kapeluszu oznajmiał światu jak dumny jest z syna. Spuchł z tej dumy tak, że bałem się, że odleci. Nie był jedyny. Ojczym który wychował Ziona oczywiście że też płakał. Kolejni ojcowie podchodzili z synami do Marii Taylor jeden po drugim niemal zapominając języka w gębie. Wpatrzeni w synów, dumni jak nigdy. Nie tylko dla tych dzieciaków to był najważniejszy moment ich życia. A jeśli ktoś nie miał przy sobie Ojca, to np. tak jak Coby White dedykował mu swój sukces. Bo Tata zmarł przez raka wątroby, ale wcześniej był dla niego wzorem i go wszystkiego nauczył. Co by powiedział w takiej chwili? Że jest dumny. Jak chcesz jeszcze popłakać, to proszę, Coby napisał na Players Trybune coś o Tacie i o drafcie, ale płakać będziesz przez relację z ojcem.

Jeśli myślisz tutaj: Hej, jaki wrażliwy, tylko łzy i łzy, jakbyśmy Supergiganta czytali… to Ci powiem, że to nie ja, to moje córki. One mnie zepsuły. Kiedy masz dzieci, stajesz się Ojcem, zaczynasz się wzruszać. Choćbyś w życiu łzy nie uronił, robił z tego punkt podparcia dla swojej machismo dumy, nawet nie będziesz próbował się powstrzymywać kiedy po raz pierwszy w Twoich rękach wyląduje Twoje pierworodne. A jak już wejdziesz na tę ścieżkę, jak dzieciak przetka Ci kanaliki łzowe to jest już koniec. Nie ma dla Ciebie odwrotu. Teraz płakać będziesz, zwłaszcza kiedy będzie chodzić o dzieci i ich rodziców. Strona siepomaga stanie się czarną dziurą i przekleństwem dla domowego budżetu. Psujesz się i budujesz od nowa, mam nadzieję że w lepszego człowieka… ale na pewno poświęconego już przede wszystkim komuś, nie sobie.

Jak każdy niespełniony koszykarz marzyłem kiedyś o synu i o tym, jak to go wychowam na mistrza NBA. Że wyleczy moje kompleksy, że pokaże światu to czego ja nie pokazałem. A potem urodziła mi się córka. I już wiedziałem że zawsze chciałem mieć córki tylko coś mi się w głowie pochrzaniło wcześniej. Po chwili urodziła się druga, ale tym razem już nie marzyłem o konkretnej płci. Po prostu chciałem, żeby była. Bo już przy pierwszej się nauczyłem, że to nie ona jest dla mnie, a ja dla niej. Że to nie ona ma spełniać moje marzenia o koszykówce, sławie i pieniądzach, a to ja mam jej pomagać w realizacji tego co ona sobie wymarzy. Że owszem, popchnę ją w stronę sportu, ale jej pokażę każdy jeden możliwy, żeby sama wybrała i jeśli będzie chciała grać w ping ponga to kupię stół do ping ponga, który będzie stał w salonie tam gdzie teraz mam kanapę, a jeśli postawi na akrobatykę, to kupię pieprzony trykot i razem z nią będę się kręcił na tych poręczach, tak żeby czuła moje wsparcie w każdej sekundzie swojego życia. A jak postanowi że sport jest głupi a ona zrobi karięrę w Fortnite to spiorę jej tyłek kupię komputer na którym będzie mogła prać tyłki rywalom. I to samo oczywiście dotyczy drugiej. A jak ktoś je skrzywdzi… Cóż, pójdę siedzieć.

Po narodzinach dziecka stajemy się swoimi ojcami i matkami. Czy tego chcemy czy nie. Podświadomie bierzemy komplet cech i musimy walczyć żeby wyeliminować te negatywne i równie mocno walczyć, żeby utrzymać pozytywne wzorce. Czasem cechy które bierzemy, wynikają z tego, że robimy wszystko celowo na odwrót, a czasem bo chcemy iść dokładnie po śladach. Tak czy siak Twój tata potężnie wpłynie na to jakim sam jesteś Tatą i człowiekiem, czy Ci się to podoba czy nie. Mój Tata zabrał mnie po raz pierwszy na kosza, po raz pierwszy oglądał ze mną NBA i o ile do samego sportu się przekonałem za sprawą Przyjaciela, tak nałóg zaszczepił we mnie Ojciec. On też zawsze rano wstawał przed wszystkimi, najpierw robił śniadanie dla mnie i brata i dla mojej Mamy, a potem kiedy już wstaliśmy i jedliśmy robił drugie śniadanie na wynos dla nas do szkoły i pracy. Kiedy już nas wyrzucił wszystkich z domu, zmywał naczynia, sprzątał kuchnię, wyprowadzał psa… i wreszcie mógł usiąść i wypić swoją kawę, bo dla samego siebie już mu się żarcia robić nie chciało, a zresztą z reguły całe kupione pieczywo było zjadane przez jego rodzinę. Robił to aż do mojej wyprowadzki z domu po studiach, dzień w dzień, bez wyjątku, chory czy zdrowy, zmęczony czy niewyspany. Na zawsze to zostanie w mojej głowie jako nieosiągalny dla mnie ideał. A teraz nieoczekiwanie dla mnie samego to ja się odnajduję co rano w kuchni. Poranki należą do mnie i właściwie dopiero po miesiącach takiej rutyny ogarnąłem, że odprawiam swoją trochę pewnie gorszą, wersję rytuału Taty. Na pewno wiele innych rzeczy robię jak on i jestem mu za to wdzięczny. Niektóre rzeczy mógł jak dla mnie zachować tylko dla siebie i ich nie przekazywać, ale skoro już musi, to z radością biorę cały pakiet. Nawet nie wie, że na wielu polach jest moim idolem, bo, no cóż, faceci są głupi w tym kraju i nie umiemy o takich rzeczach mówić. Na pewno jeśli tylko kiedyś wyzdrowieję i będę znów mógł grać w kosza, to pierwsza sala na którą pójdę, będzie tą na której wciąż gra Tata w poniedziałki i środy, z ludźmi 20, 30 i 40 lat młodszymi od siebie.

Nie wydaje mi się żeby taka relacja z ojcem była czymś wyjątkowym. Jesteśmy mężczyznami i przy okazji wszystkich świąt i urodzin pojawia się ten niezręczny moment, ucałować, wziąć w ramiona czy podać rękę? Podoba mi się w NBA to, że często tej bariery nie ma. Ojcowie ściskają i przytulają swoje dzieci bez litości na wizji. Obciach czy nie obciach… Nieważne:

LeBron przez to że jest Tatą gra teraz w Los Angeles Cyrkers, a nie gdzieś indziej. To w Los Angeles chciała żyć jego rodzina, to tu przyjaciół mają jego synowie, to tu chcieli iść do liceum… jak długo będzie jeszcze grał w NBA? Aż zagra w jednym meczu ze swoim synem, proste.

LaVar Ball choć pajac, to jako pajac zarabia dla swoich synów pieniądze i buduje ich markę. Poświęcił im się od początku ich życia i mimo że możesz powiedzieć, że leczy nimi kompleksy, to widocznie wskoczył by za nimi w ogień, a oni na pewno w każdej sekundzie istnienia czują jego pełne wsparcie.

Kto pierwszy nie wytrzymał i wygarnął Bostonowi, że Anthony Davis nie chce u nich grać? Jak to kto, Tata.

Kto jest największym idolem dla Zhaire Wade’a? No zgadnij. (Nie LeBron).

Dell Curry od dziecka uczył synów jak trafiać. Rzucanie jest dla lamusów, rodzina Currych trafia. Kiedy grali przeciwko sobie w Finałach Zachodu rodzice mogli być bardziej dumni niż kiedykolwiek wcześniej, a żeby obaj synowie czuli się docenieni, Tata Curry nosił barwy jednego Mama Curry drugiego syna. Oboje cieszyli się po akcjach każdego z nich.

Dariusowi Garlandowi w wywiadzie po drafcie także towarzyszył Tata. Był tak zapatrzony w syna że nawet nie słyszał pytań prowadzącej. I to mimo tego, że sam już grał w NBA… Na pewno teraz marzy o tym żeby syn go przebił. Nikt chyba nie marzy o tym, żeby kolejne pokolenie go nie przeskoczyło.

George Carl tak mocno promował swojego syna, Coby’ego że mimo jego niepowodzeń w NBA, ten stał się chodzącą legendą ligi letniej.

Kto inny mógł zostać trenerem prowadzącym przebudowę Wolves niż syn zmarłego Flipa? Nawet analityczno-rewolucyjny Gersson Rosas nie miał na tyle jaj żeby nie zmienić jego statusu z interim na head coach. I to mimo raczej przeciętnych wyników. Tata czuwa nawet zza grobu.

Najsłynniejszy ostatnio poza Ballami przypadek relacji ojciec syn w NBA to Riversowie. Kiedy Austinowi nie szło, jego ojciec zaryzykował całą swoją budowaną przez dekady reputację w NBA i wziął go pod swoje skrzydła. Czy był to klasyczny przypadek nepotyzmu? Nie wydaje mi się. Możemy się śmiać ile chcemy ale Doc prawdopodobnie wierzył w syna. W to że on nie tylko da radę jako gracz NBA, ale da też radę w sytuacji presji zwiększonej przez powiązania z trenerem. W którymś podcaście jakiś czas temu słyszałem mądre zdanie: “Łatwo jest być trenerem syna kiedy ten jest bardzo słaby lub najlepszy. Trenowanie go kiedy jest przeciętny to najtrudniejsze z wyzwań.” Austin jest przeciętny w NBA ale Doc zaryzykował wszystko i postawił swoje żetony na niego. Na koniec wygląda na to że mimo wielu wygenerowanych memów obaj wygrali.

Shaq chodzi na mecze synów i mimo że broni przy okazji swojej legendy na Instagramie, uważa że sam jest ich najsłabszym punktem. Że przez Tatę będą pod podwójną presją zawsze, a zwłaszcza rzucając wolne. Na każdym kroku podkreśla że dadzą radę i będą lepsi od Ojca.

Gdzie i kim byłby Bol Bol gdyby nie jego niesamowity ojciec? Pamięć o Ojcu nie pozwoli temu dzieciakowi dać się zniechęcić przez frustrująco niski wybór w drafcie.

Kobe Bryant gra w kosza dzięki Ojcu, to on zaszczepił mu ten legendarny charakter, Mambamentality. Także to on kochał wołowinę kobe i stąd to unikalne imię. 

Luke Walton zwyczajnie nie mógł dorosnąć do poziomu i roli w NBA swojego Ojca. Nie te czasy dla białych ludzi. Dostał jednak od niego ogromny bagaż doświadczenia i boiskowej mądrości, który sprawił że od debiutanckiego sezonu w lidze sprawiał wrażenie weterana. To, że teraz jest trenerem to nie przypadek – mam nadzieję że nie raz dziękował za to Billowi.

Klay Thompson już dawno przerósł na boisku swojego Ojca. Ale Mychal wciąż jest jego rzecznikiem w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Po zerwaniu ACLa przez syna to on rozmawiał z mediami i to on potwierdzał jego przywiązanie do Warriors.

Największym kibicem Kamila Łączyńskiego jest jego Tata, Jacek. Fanatycznym. Jeśli używasz Twittera wiesz ile razy przez to się publicznie wygłupił. Myślisz, że się tym przejmuje? Idę o zakład, że każdą jedną gównoburzę w obronie syna zrobiłby jeszcze raz. I jeszcze. Do skutku.

Wiesz co jest najtrudniejsze w roli trenera małych dzieci? Zapanowanie nad tymi najbardziej fanatycznymi z kibiców, rodzicami. W moim epizodzie z nauką podstaw koszykówki, musiałem często wypraszać ojców z zajęć.

Kiedy jesteś ojcem uczysz się żyć dla kogoś. Być dla niego szczerozłotą drogą. Jeśli się modlisz to Twoja modlitwa zmienia się z modlitwy o zdrowie swoje w modlitwę o cudze. Nie musisz wierzyć żeby prosić wszechświat o to żeby wszystko złego co może przydarzyć się dzieciom, jeśli już musi to żeby przeszło na Ciebie. Pojawia się strach, paraliżujący strach jakiego nigdy nie znałeś, ale też szczęście i duma jakich nie możesz przeżywać sam dla siebie. Kończą Ci się granice żenady, kończą się hamulce i ważne są dla Ciebie rzeczy które pozornie Cię wykańczają.

Mój przyjaciel z drugiego końca kraju który ostatnio dużo podróżuje i rzadko bywa w domu wcale nie tęskni za odpoczynkiem i telewizorem. Nie cieszy się tym że sam nie musi czytać 84 bajki z rzędu a potem opowiadać o czym była. Najbardziej brakuje mu położenia się spać o północy, tylko po to żeby o pierwszej wstała córka i zawołała tatusia na pomoc, bo zły sen, bo niewygodnie, bo cokolwiek. Każdy z nas ojców to zna. Wleczesz się wtedy nieprzytomny do sypialni dzieciaków i je usypiasz często zasypiając razem z nimi, u nich w łóżku, na podłodze obok łóżka, z ręką wykręconą pod dziwnym kątem, tak żeby maluch mógł się przytulić. Budzisz się potem o 4:30, cały połamany, ze zdrętwiałą łapą i wleczesz wykończony do siebie. Narzekasz potem z tego powodu cały dzień a bezdzietni znajomi myślą że dzieci to koszmar. Następnie robisz to znowu i kolejnej nocy i kolejnej… A jak musisz wyjechać to tęsknisz za tym całym sercem. Dokładnie tak jak ten kumpel. Love is love i nic na to nie poradzisz. Będziesz narzekał publicznie i zgrywał twardziela, ale straciłeś duszę kiedy te piękne małe oczka po raz pierwszy się otworzyły i na Ciebie spojrzały i nic już nigdy nie będzie takie samo bo oddasz dla nich wszystko.

Dlatego zadzwoń dziś do swojego Taty i powiedz mu że go kochasz i ile mu zawdzięczasz. To rzadkie między nami mężczyznami więc lepiej wykorzystaj to że akurat masz okazję. Bądź jak gracz NBA i nie kryj się z emocjami kiedy nie musisz.

(Tak, Mamy też są ważne. Są Da Real MVP dla Ojców i dzieci, ale słyszą to dużo częściej, przynajmniej taką mam nadzieję.)

Poprzedni artykułHistoria pewnej koszulki i Mighty Mouse, czyli jak to się wszystko zaczęło
Następny artykułVictor Oladipo nie wróci do gry wcześniej niż w grudniu

18 KOMENTARZE

    • Cieszę się że wciąż umiem zaskoczyć…
      Mam nadzieję że do świerszczyka bo zachęca do robienia dzieci a nie dlatego że uważasz że to poziom dla 5 latków
      PS. Wiem – córka to dla faceta choroba psychiczna, syna się wychowuje :)

      0
      • Współczuć to należy przede wszystkim nie trenerom ale młodym sędziom.
        To co dzieje się na meczach tych najmłodszych klas rozgrywkowych w okręgówkach to czasem istny horror.
        Za moich czasów już było niewesoło ale w tej chwili przerywanie meczów i prośby do organizatora o opanowanie rozwrzeszczanych i bluzgających rodziców to na niektórych halach norma.
        Chociaż, również z własnego doświadczenia, muszę obiektywnie napisać, że czasami zaangażowane mamuśki są o wiele gorsze od ojców :)
        Teraz patrzę na to z perspektywy stolika i naprawdę współczuję tym młodym sędziom ale też i grającym dzieciakom.

        0
        • Mi się zdarzył przecudny super utalentowany 9 latek z mega kulturalnym i miłym ojcem, dyrektorem w dużej firmie który na treningu przy gierkozabawie na koniec biegał przy linii bocznej i darł się na syna “Czemu mu k…wa nie zajebałeś, jak możesz pozwalać na łatwe punkty, weź przypierdol mu jak facet następnym razem”.
          Na mecz go potem nie wpuściłem, po prostu.

          0
          • Stres i frustracje z pracy odreagowywane na meczach dziecka. Wbrew pozorom często widywana sytuacja.
            Niestety.

            0
  1. Woden pięknie też mam to uczucie a od 2 miesięcy jestem szczęśliwym ojcem 3 córki:) najstarsza ma 7 lat i ze sportów to chce pływać:) chociaż tyle bo to mól książkowy że nawet na rowerze nie chce się uczyć jeździć jej to nie sprawia frajdy ale pływanie tak :) a najlepsze że po latach włoczenia się bo boiskach teraz moi kumple z boiska będą uczyć dzieci różnych sportow tak jak najstarszą pływania:)

    0