Zacząłem pisać Kosze Na Drzewach w MVP, ponieważ bardzo chciałem. Maciek Lipowiecki mi na to pozwolił i nie pytał dlaczego, i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Najpierw bardzo chciałem opowiedzieć historie graczy pochodzących z Alaski, potem o tym w jaki sposób Luol Deng wydostał się z Wau w Sudanie. Bardzo chciałem napisać kilkanaście akapitów o jedynym koszykarzu NBA, który urodził się i wychował w stanie New Hampshire (to Matt Bonner i powinieneś to wiedzieć), byłem i do dziś jestem dumny o tym co napisałem o sierotach po Katrinie. Potem zacząłem pisać o koszykarzach z małych miast, z tycich miejsc na mapach, o gościach którzy przeszli maraton żeby dostać się do NBA, o typach z miejsc, które dziś już nawet nie istnieją (to nie jest jeszcze prawdą, ale mam historię o Eduardo Najerze, i napiszę ją, przyrzekam). Chciałbym pisać o miejscach podupadłych, wyludnionych, miejscach, które swoje najlepsze dni mają już dawno za sobą. Dziś nie ma dnia, żebym nie czytał kilkunastu stron książek o legendach futbolu wywodzących się z kiedyś stojącej hutniczym i górniczym przemysłem, a dziś popadającej w ruinę trochę naszej, emigranckiej Zachodniej Pensylwanii. Równie dobrze mógłbym jednak czytać o legendach piłki z naszego Śląska, czy o Nowej Fundlandii, jak i Darłowie. To rozwinęło się w tę stronę.
Ostatnim razem pół roku temu napisałem w tym cyklu uśmiechniętą historyjkę o Mike’u Budenholzerze, o fragmencie jego życia spędzonym w Szkocji i o rowerze, którym jeździł po pewnym duńskim, małym miasteczku. Nie wiem skąd to wszystko wzięło się we mnie. Ta chęć żeby pisać o sporcie ze strony B współczesnego świata. Sam nie wychowywałem się przecież na łąkach, tylko w 11-piętrowym bloku przy Królowej Jadwigi, nie biegałem po ogrodach, polach, jak moja mama w jej czasach młodości, tylko między fundamentami powstających pod koniec lat 80-tych bloków, a potem między nimi, żeby tylko nie ściąć zakrętu i nie wyrypać czołem. Nie bujałem się na huśtawce, nie wspinałem się i nie chodziłem po drzewach na drugim brzegu Parsęty jak ojciec. Tylko słuchałem i do dziś nadal jeszcze słucham o tym, i cieszę się, że mogę słuchać, i słuchać chcę i będę.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Te dwa pierwsza akapity i to zdjęcie na czołówce – damn kid…powieść to mało powiedziane :) Przefajnie się to czyta, tu i teraz w ten piękny słoneczny smogowy dzień ??
Nawet trzy pierwsze. Gratuluję i zazdroszczę znalezienia swojego miejsca, też czuję, że jestem bliżej i bliżej.
Reszta tekstu to taki typowy ‘kajzerek’ ale film na pewno obejrzę.
Nawet trzy‼️
Powodzenia na nowym etapie życia. Obyś szybko doszedł do punktu 2.
Damn fajny tekst, tylko jak się na dobre wyciągnąłem to się skończył. Więcej!
Bardzo przyjemny dokument o chyba jednak trochę niedocenianym graczu, ale przede wszystkim niezwykle przyziemnym człowieku. Polecam.
Dzieki za bdb art.
?
Ten pytajnik to przypadek. Uwielbiam ten tekst, wracam do niego co roku.
Ja wiem, że to portal o koszykówce, ale z chęcią poczytałbym/posłuchał (palma?) co skłoniło Maćka do przeprowadzki do mniejszego miasta/wsi. To byłby naprawdę fajny felieton.
Sam odczuwam jakiś dziwny pociąg do jednego z warmińskich miasteczek, chociaż nie dzieje się tam kompletnie nic, to jednak siedzi mi w głowie. Od nazywania takich uczuć są właśnie pisarze :-).
Bardzo fajny wpis.
Natomiast jedna uwaga: takie bezkrytyczne idealizowanie chlopomanii jest troche dziecinne.
Koles jest obrzydliwie bogaty(good for him!) wiec moze sobie pozwolic na wszystko – takze na to, zeby pogrzebac w grzadkach dokladnie tyle ILE MA OCHOTE i dokladnie wtedy KIEDY MA OCHOTE.
To nie do konca tak, ze wstaniesz sobie rano, nakarmisz prosiaka, poprzerzucasz przez pol godziny sianko, a potem spokojnie popierdujesz na werandzie, pijac herbate, ogladajac zachody slonca i smakujac Tolstoja.
Prawdziwe zycie na wsi(TM) to jest brod, smrod i W CH.I CIEZKIEJ ROBOTY. W lecie 16-18h fizyczny zapierdol od switu do poznej nocy nie jest niczym nadzwyczajnym.
Pozdrawiam!
Masz racje, ale wiadomo, że na wsi są dwa światy…”nowobogaccy”, którzy pielą grządki to dla frajdy i “ludzie pierwotni” żyjący z tego…
Więcej takich dokumentów! Mniej kompletnie nic nie wnoszących laurek o Iversonach i Carterach.
Marsz po mieście w koszulce i z flagą nieistniejącej drużyny…niezwykle smutne.
Epicki tekst.
Super, po prostu super.
Dzięki Maćku za ten dokument, sam bym się pewnie o nim w życiu nie dowiedział.
Złoto.
Bardzo ciekawy dokument. Tekst oczywiście również. A „Big Country” znalazł swoje miejsce na świecie i fajnie jest to pokazane. Po prostu robi to co lubi, cieszy się z małych rzeczy, a kasa zarobiona w NBA mu to umożliwia.
Czyli, szukajmy swoich „małych szczęść”! (nawet jak nie graliśmy w NBA) :)
Drogi Autorze, Macieju, za wcześnie na ten dom, za wcześnie. Chyba że masz kogoś kto tam będzie mieszkał kiedy w końcu porzucisz swoją strefę komfortu i będziesz dla Nas pisał o NBA czy NFL ale prosto z USA, choćby z ‘Twoich’ Charlotte.