Kosze na Drzewach: Thank God I’m a Country Boy

17
fot. DailyHive.com

Zacząłem pisać Kosze Na Drzewach w MVP, ponieważ bardzo chciałem. Maciek Lipowiecki mi na to pozwolił i nie pytał dlaczego, i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Najpierw bardzo chciałem opowiedzieć historie graczy pochodzących z Alaski, potem o tym w jaki sposób Luol Deng wydostał się z Wau w Sudanie. Bardzo chciałem napisać kilkanaście akapitów o jedynym koszykarzu NBA, który urodził się i wychował w stanie New Hampshire (to Matt Bonner i powinieneś to wiedzieć), byłem i do dziś jestem dumny o tym co napisałem o sierotach po Katrinie. Potem zacząłem pisać o koszykarzach z małych miast, z tycich miejsc na mapach, o gościach którzy przeszli maraton żeby dostać się do NBA, o typach z miejsc, które dziś już nawet nie istnieją (to nie jest jeszcze prawdą, ale mam historię o Eduardo Najerze, i napiszę ją, przyrzekam). Chciałbym pisać o miejscach podupadłych, wyludnionych, miejscach, które swoje najlepsze dni mają już dawno za sobą. Dziś nie ma dnia, żebym nie czytał kilkunastu stron książek o legendach futbolu wywodzących się z kiedyś stojącej hutniczym i górniczym przemysłem, a dziś popadającej w ruinę trochę naszej, emigranckiej Zachodniej Pensylwanii. Równie dobrze mógłbym jednak czytać o legendach piłki z naszego Śląska, czy o Nowej Fundlandii, jak i Darłowie. To rozwinęło się w tę stronę.

Ostatnim razem pół roku temu napisałem w tym cyklu uśmiechniętą historyjkę o Mike’u Budenholzerze, o fragmencie jego życia spędzonym w Szkocji i o rowerze, którym jeździł po pewnym duńskim, małym miasteczku. Nie wiem skąd to wszystko wzięło się we mnie. Ta chęć żeby pisać o sporcie ze strony B współczesnego świata. Sam nie wychowywałem się przecież na łąkach, tylko w 11-piętrowym bloku przy Królowej Jadwigi, nie biegałem po ogrodach, polach, jak moja mama w jej czasach młodości, tylko między fundamentami powstających pod koniec lat 80-tych bloków, a potem między nimi, żeby tylko nie ściąć zakrętu i nie wyrypać czołem. Nie bujałem się na huśtawce, nie wspinałem się i nie chodziłem po drzewach na drugim brzegu Parsęty jak ojciec. Tylko słuchałem i do dziś nadal jeszcze słucham o tym, i cieszę się, że mogę słuchać, i słuchać chcę i będę.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Koniec (za długiej) ery Della Dempsa w Nowym Orleanie. Markieff w OKC
Następny artykułMichael Beasley zagra w Chinach

17 KOMENTARZE

  1. Ja wiem, że to portal o koszykówce, ale z chęcią poczytałbym/posłuchał (palma?) co skłoniło Maćka do przeprowadzki do mniejszego miasta/wsi. To byłby naprawdę fajny felieton.

    Sam odczuwam jakiś dziwny pociąg do jednego z warmińskich miasteczek, chociaż nie dzieje się tam kompletnie nic, to jednak siedzi mi w głowie. Od nazywania takich uczuć są właśnie pisarze :-).

    0
  2. Bardzo fajny wpis.

    Natomiast jedna uwaga: takie bezkrytyczne idealizowanie chlopomanii jest troche dziecinne.

    Koles jest obrzydliwie bogaty(good for him!) wiec moze sobie pozwolic na wszystko – takze na to, zeby pogrzebac w grzadkach dokladnie tyle ILE MA OCHOTE i dokladnie wtedy KIEDY MA OCHOTE.

    To nie do konca tak, ze wstaniesz sobie rano, nakarmisz prosiaka, poprzerzucasz przez pol godziny sianko, a potem spokojnie popierdujesz na werandzie, pijac herbate, ogladajac zachody slonca i smakujac Tolstoja.

    Prawdziwe zycie na wsi(TM) to jest brod, smrod i W CH.I CIEZKIEJ ROBOTY. W lecie 16-18h fizyczny zapierdol od switu do poznej nocy nie jest niczym nadzwyczajnym.

    Pozdrawiam!

    0
    • Masz racje, ale wiadomo, że na wsi są dwa światy…”nowobogaccy”, którzy pielą grządki to dla frajdy i “ludzie pierwotni” żyjący z tego…
      Więcej takich dokumentów! Mniej kompletnie nic nie wnoszących laurek o Iversonach i Carterach.
      Marsz po mieście w koszulce i z flagą nieistniejącej drużyny…niezwykle smutne.

      0
  3. Bardzo ciekawy dokument. Tekst oczywiście również. A „Big Country” znalazł swoje miejsce na świecie i fajnie jest to pokazane. Po prostu robi to co lubi, cieszy się z małych rzeczy, a kasa zarobiona w NBA mu to umożliwia.
    Czyli, szukajmy swoich „małych szczęść”! (nawet jak nie graliśmy w NBA) :)

    0
  4. Drogi Autorze, Macieju, za wcześnie na ten dom, za wcześnie. Chyba że masz kogoś kto tam będzie mieszkał kiedy w końcu porzucisz swoją strefę komfortu i będziesz dla Nas pisał o NBA czy NFL ale prosto z USA, choćby z ‘Twoich’ Charlotte.

    0