Flesz: Kto jest kim w Konferencji Zachodniej przed sezonem 2018/19 – faworyci, kontenderzy i inni

10
fot. newspix.pl
fot. newspix.pl

Houston Rockets dzieliło tylko kilka celnych rzutów za trzy (ehm ehm 1/30…) lub jedna zdrowa noga Chrisa Paula od pokonania Golden State Warriors w finałach Konferencji Zachodniej. Rockets byli bliżej wyeliminowania Warriors, niż to się wielu wydaje, bo nawet po tym co zrobili nad NBA unosiło się to ciągłe już od kilku lat wrażenie niedoceniania Houston.

W dodatku ponad dwa miesiące później możesz postawić tezę, że Rockets stracili w offseason część swojej 6. obrony i top-boiskowej inteligencji, natomiast Warriors wzmocnili się dokładnie na ten matchup. Raz jeszcze Rockets będą musieli radzić sobie z niesprzyjającą im narracją.

Joakim Noah – tak, Joakim Noah – to ostatni, nie licząc Kawhi’a Leonarda, z obecnych koszykarzy Konferencji Wschodniej, który znalazł się w All-NBA 1st Team (pomyśl o tym przez chwilę). LeBron James stał się kolejną gwiazdą Wschodu, po Paulu George’u i Jimmy’m Butlerze, która przeniosła się już do tej wcześniej i tak lepszej konferencji. Król będzie miał wreszcie okazję się przekonać, jak przed nim George i Butler, że wyjście poza pierwszą rundę playoffów Zachodu to zadanie ciut trudniejsze…

Kawhi Leonard za to trafił na Wschód, ale San Antonio Spurs zatrzymali swój playoffowy status pozyskaniem w zamian DeMara DeRozana. Więcej mówiło się o złamanych sercach i lojalności, niż o tym, że DeRozan trafia pod skrzydła Gregga Popovicha i Spurs wcale nie przegrali tej wymiany. W San Antonio, Portland, Oklahomie, Denver i Minnesocie zastanawiają się jednak nad tym, w jaki sposób z bardzo dobrych drużyn stać się teraz elitą. Z kolei w Utah liczą, że doprowadzi ich do niej duet Donovan Mitchell i Rudy Gobert.

Przerywając na moment serię zapowiedzi poszczególnych dywizji, przyjrzyjmy się dziś dokładniej temu kto jest kim przed sezonem regularnym 2018/19, którego terminarz zostanie ogłoszony już dzisiaj o godz. 20.

FAWORYT: Golden State Warriors

Warriors próbują zostać pierwszym zespołem od Boston Celtics w 1969 roku, który zdobył 4 mistrzostwa na przestrzeni 5 kolejnych sezonów. Tamci Celtics, prowadzeni już nie przez Reda Auerbacha, tylko grającego trenera Billa Russella, skazywani byli w finałach z Lakers Westa, Baylora i Wilta na porażkę i musieli wygrać mecz nr 7, grając tuż pod zawieszonymi nad parkietem Great Western Forum balonikami i konfetti. Choć Warriors są niekwestionowanym i największym w historii faworytem do tytułu, to właśnie historia dwóch ostatnich threepeatów (Bulls 96-98, Lakers 2000-02) pokazuje, że formuła superdrużyn wypala się, ludzie zaczynają mieć siebie dosyć i nawet jeśli na papierze wszystko przemawia za Warriors, to nadchodzący sezon regularny będzie potężnym wyzwaniem dla Steve’a Kerra i jego sztabu. Ale fakt, że Kerr był częścią jednego z tych threepeatów może mieć subtelne, acz ogromne znaczenie dla powodzenia tego projektu w najbliższym sezonie.

KONTENDER: Houston Rockets

Wciąż mają Erica Gordona i P.J’a Tuckera, dodali Carmelo Anthony’ego i Jamesa Ennisa – i prawie pokonali Warriors mimo braku kontuzjowanego Luca Richarda Mbah a Moute, który odszedł do Clippers – ale Trevor Ariza to “glue guy”, którego bardzo trudno może być Rockets zastąpić. Wyzwaniem dla defensywnego koordynatora Jeffa Bzdelika i dla sił perswazji Chrisa Paula – w końcu Melo to jego wielki przyjaciel – będzie wytłumaczenie Anthony’emu na czym polega jego rola. Pytanie: czy nawet zaangażowany w obronie i rzucający tylko po chwycie Melo nie będzie przypadkiem gorzej rzucającym Ryanem Andersonem? Rhyno wypadł z rotacji właśnie dlatego, że rywale atakowali go w pick-and-rollu. Bez Andersona nie mieli kogo, więc naturalnie Rockets bronili lepiej.

Przed dwoma laty pobłażliwie uśmiechano się jednak, gdy Mike D’Antoni zapowiadał, że uczyni z Jamesa Hardena rozgrywającego. Rok temu wątpiono za to w to czy Hardenowi i CP3 wystarczy piłki. Rockets swoją postawą w obu ostatnich sezonach dwukrotnie zaśmiali się z tych predykcji, więc spróbują raz jeszcze udowodnić, że ludzie nie wiedzą o czym mówią.

Być może największym wzmocnieniem Rockets na końcu okaże się bowiem …Boogie w Warriors i fakt, że Rockets będą mogli go atakować. A odejście Arizy, który miał ogromne tendencje do ciepania przez ręce, odbierze argument krytykującym Houston za “live-and-die-by-the-three”, bo Rockets staną się cierpliwsi w ataku i mniej przewidywalni.

POWINNI ZROBIĆ PLAYOFFY: Oklahoma City Thunder, San Antonio Spurs

Trafianie rzutów z dystansu będzie jeszcze większym kłopotem dla drużyny Sama Prestiego, niż dotychczas było. Po dziesięciu latach jego pracy ewidentnie widać już za to styl, który ten fan Tribe Called Quest preferuje – styl, który mnie osobiście od dziesięciu lat grzeje – czyli agresywne stawianie na długość ramion i atletyzm. Thunder liczą, że nauczą tych ludzi rzucać. Latem przedłużyli umowę z tym świrem Jerami’em Grantem, dodali te do kostek ramiona Schrodera, Noela i całe grono raczkujących, atletycznych wingmanów (Luwawu-Cabarrot, Nader, Diallo). Westbrook, George i siła talentu na przestrzeni 82 meczów sezonu regularnego wbije ich do playoffowej ósemki, choć o przewagę parkietu będzie trudno. O tym co wydarzy się w Oklahomie wiosną jeszcze bardziej zadecyduje to, czy Westbrook – teraz z Schroderem za plecami – pozwoli się temu wydarzyć. Jeśli nie, Billy Donovan może stracić pracę.

Wielu za to przekreśla przed nowym sezonem Spurs, zapomina o nich, dlatego, że niebo spadło im na głowę i im dłużej od dnia zakończenia kariery przez Tima Duncana, tym dalej Spurs od statusu kontendera. Ale w San Antonio twardo stąpają po ziemi ze składem, który w poprzednim sezonie awansował do playoffów praktycznie bez Leonarda (za to z całą tą dramą unoszącą się wokół zespołu, który grał), a teraz wzmocnił się DeRozanem i już ostro pracuje nad rozwojem ekscytującego atlety Dejounte Murray’a i rookie Lonnie’ego Walkera IV. Spurs już od dawna nie mieli talentu tej klasy do wyszkolenia, a są w tym mistrzami. W tej kwestii ich status nie zmienił się.

MOGĄ ZROBIĆ PLAYOFFY: Minnesota Timberwolves, Utah Jazz, New Orleans Pelicans, Denver Nuggets, Portland Trail Blazers, Los Angeles Lakers

W kategorii wyżej nie chodzi o to, że typuję Thunder i Spurs na 3-4 miejsce Konferencji Zachodniej. Piszę tylko, że nawet mimo podejrzeń o shooting, talent obu zespołów nie pozwoli im spaść poniżej 8. miejsca – Westbrook i George będą przejmować mecze (to jest zespół, który sezon temu w jednym meczu przeszedł się po Warriors w Oakland, jak nikt inny), a Popovich, DeRozan i Aldridge robić to samo po timeoutach w końcówkach czy umiejętnościami gry 1-na-1. Każda z powyższych drużyn może ich wyprzedzić, ale każda ma tzw. niższą podłogę.

Trail Blazers drugie lato z rzędu nie dokonali wielkich zmian, ale drugoroczniak Zach Collins po udanej wiośnie, dodaniu latem mięśni i byciu według jednej z metryk najlepszym obrońcą Ligi Letniej ma szansę na breakout, nie tylko jako gracz zadaniowy, ale ofensywna opcja, jakiej Blazers nie mieli na bloku od czasu odejścia Aldridge’a.

Bez poważniejszych zmian obyło się też w Salt Lake City, gdzie Jazz z kolei liczą na to, że wraz z pełnym sezonem Goberta i w dopiero drugim roku gry Mitchella najzwyczajniej utrzymają kurs z drugiej części sezonu 2017/18 i staną się wyraźnie trzecią drużyną w konferencji. Może nawet drugą.

Pelicans stracili Boogie’ego Cousinsa, ale już po jego kontuzji w styczniu zdążyli stać się lepszym zespołem. Paradoksalnie bardziej mogą odczuć stratę Rajona Rondo. Spróbują zastąpić obu Juliusem Randle’m i Elfridem Paytonem, po cichu licząc na zdrowy sezon Solomona Hilla – 3&D gracza, którego im brakowało.

O ile w Nowym Orleanie ekscytacji nowym sezonem jest dużo, atmosfera w Minneapolis jest zgoła odmienna. Minął rok i nagle Minnesocie w oczy zagląda przyszłość bez Jimmy’ego Butlera, który narzeka na etykę pracy Wigginsa i Townsa, a do tego będzie w ostatnim roku kontraktu. Pozyskanie Anthony’ego Tollivera to dobry ruch, bo Tolliver to jeden z najlepszych, wysokich 3&D graczy ligi, tylko że w podkoszowej rotacji zrobił się nagle tłok, a nadal brakuje zmienników na skrzydłach i elastyczności trenerowi Tomowi Thibodeau.

Gdybym miał utworzyć osobną kategorię “Czarny koń”, znaleźliby się w niej tylko Denver Nuggets. Do młodego zespołu, który wygrał 46 meczów, dodano Isaiah Thomasa i w Kolorado liczą na to, że pełny sezon Paula Millsapa pomoże obronie. Myślę też, że Nuggets mogą być minimalnie lepsi przez samo odjęcie Wilsona Chandlera z gry na pozycji numer trzy. No ale to szczegóły, do których przejdziemy za kilka tygodni.

Za Oceanem i u nas tymczasem powtarza się, że “nie stawiam przeciwko temu, że LeBron James zrobi playoffy”, ale James nie zrobił ich już raz – w swoim pierwszym sezonie w NBA – a jego nowy zespół jest młody, …dziwny i wydaje się mieć niezalepioną dziurę na jakieś aż 25 minut gry. W dodatku myślę, że Clippers z Lou Williamsem i Tobiasem Harrisem jako liderami wcale nie mają gorszego zespołu niż Lakers.

SĄ CLIPPERS: Los Angeles Clippers

Clippers są gdzieś między kategorią powyżej, a tą poniżej i w gruncie rzeczy naprawdę nie wiem gdzie ich ustawić. Odejście DeAndre Jordana i zastąpienie go starzejącym się Marcinem Gortatem może przynieść spadek efektywności defensywnej z 19. do 25-30 miejsca. Z drugiej strony Gortat to dobry obrońca, Patrick Beverley liczy na pełny sezon, Avery Bradley na zdrowy sezon i widzę jak Clippers mogą utrzymać się na tym poziomie. Mogliby też znaleźć się w kategorii poniżej, dlatego że za rok będą mieli miejsce na maksymalny kontrakt. W gruncie rzeczy próbują wykonać przebudowę bez tankowania i między innymi dlatego w tym roku ich lubię.

IDĄ W GÓRĘ: Dallas Mavericks, Memphis Grizzlies

Obie te drużyny łączy to, że wciąż są w nich gwiazdy playoffów sprzed siedmiu lat: Dirk Nowitzki, Marc Gasol, Mike Conley i oczywiście J.J. Barea. Obie różni natomiast, że kiedy Mavericks szybko (za szybko) zaczęli przebudowę po zdobyciu mistrzostwa, Grizzlies trwali długo (za długo) przy swoim.  W pewnym sensie więc to też ich łączy. Dziś Mavericks i Grizzlies znów są w podobnej sytuacji. Wciągnęli na pokład kilku ekscytujących, młodych graczy jak Dennis Smith Junior, Luka Doncić i Jaren Jackson Jr.

W Dallas liczą na to, że zła karta z crunchtime’ów odwróci się i wraz z dodaniem Jordana szybko staną się nie tylko perełką League Passa, ale zespołem na 50% zwycięstw. W Memphis z kolei liczą, że Grizzlies pod J.B’m Bickerstaffem, asystentem Fizdale’a, od razu wrócą się do magicznego sezonu 2016/17, kiedy podobny talentem do tego zespół, oparty o nową, świeżą ofensywę, Conley’a i Gasola zrobił playoffy i wyglądało na to, że w kolejnym sezonie może być jeszcze lepszy.

Tyczy się to zwłaszcza Conley’a, który przed rokiem był moim kandydatem nr 1 na breakout-year, ale kłopoty z Achillesem i piętą pozwoliły mu zagrać w tylko 12 meczach (Grizzlies byli 15-55 w pozostałych). Jeśli Mike nie odzyska sprawności, Grizzlies mogą spaść kategorię niżej. Na końcu to właśnie różni ich od Mavericks.

PRZEBUDOWUJĄ SIĘ: Phoenix Suns, Sacramento Kings

Oczywiście chciałoby się rozdzielić Suns od Kings, ale jako orędownik z poprzednich lat tego, że “Suns będą zaskoczeniem sezonu”, niech Phoenix najpierw zbuduje podstawy sprawnie działającej i dobrej organizacji. Póki co, nie udowodnili jeszcze, że taką mają, a zespół jest przeraźliwie młody pod koszem, z dziurą na najważniejszej pozycji rozgrywającego. W poprzednim sezonie udało się też Suns mieć gorszą obronę, niż Cleveland… Kings z kolei nie zasługują jeszcze na osobny akapit. Bo choć wydaje się, że podstawy organizacji już w Kings jako takie są, to są …tylko jako takie, nadal brakuje talentu, za to nie brakuje log-jamów i podstaw do wszczęcia ogromnych rywalizacji o minuty.

Może te rywalizacje wyjdą Kings na dobre, ale na końcu Konferencja Zachodnia, choć pierwszy raz od 31 lat miała tylko dwie drużyny, które wygrały 50+ meczów, to ma coraz więcej dobrych zespołów. Dlatego około aż 40-45 z tych 52 wewnątrz-konferencyjnych meczów, to nie będą dla drużyn Zachodu łatwe spotkania i praktycznie każdy dzień sezonu regularnego przynosił nam będzie mecz wart obejrzenia (!).

Poprzedni artykułKajzerek: Dwadzieścia cztery
Następny artykułRookie Power Ranking (+fantasy) część 1.

10 KOMENTARZE

  1. W sumie, ciekawiłaby mnie symulacja RS bez podziału na konferencje. Zakładamy, że drużyny są w obecnym kształcie -(takie posunięcie zapewne spowodowałoby karuzelę na rynku – część drużyn z Zachodu poczułaby szansę, ale załóżmy, że przechodzą nad tym do porządku dziennego). Ile zespołów ze wschodu znalazłoby się w poszczególnych koszykach?
    Moja (głównie dla rozkręcenia dyskusji) propozycja.
    KONTENDER: Celtics
    POWINNI ZROBIĆ PLAYOFFY: Raptors, 76ers
    MOGĄ ZROBIĆ PLAYOFFY: Wizzards, Bucks
    SĄ CLIPPERS: Miami (?), Pacers (?), Pistons (?), Cavs (???)
    IDĄ W GÓRĘ: Nets
    PRZEBUDOWUJĄ SIĘ: Hawks, Bulls, Magic, Knicks, Bobcats(?)

    0
  2. “A odejście Arizy, który miał ogromne tendencje do ciepania przez ręce, odbierze argument krytykującym Houston za “live-and-die-by-the-three”, bo Rockets staną się cierpliwsi w ataku i mniej przewidywalni.”

    Chyba, że Melo zacznie ciepać przez ręce :-k

    0