Gorący Ekspres (03.06): Po me(h)czu nr 1 Finałów NBA

7
fot. Chris Szagola / Newspix.pl
fot. Chris Szagola / Newspix.pl

Doliczyłem się aż 19-20 drużyn, które w lipcu mogą być w stanie zaproponować maksymalny kontrakt dla zawodników mających za sobą 7-9 lat kariery w NBA (30% salary-cap). Wśród nich będzie kilka spośród najciekawszych nazwisk, które trafią na rynek niezastrzeżonych wolnych agentów – Kevin Durant, Mike Conley, Al Horford. Wszyscy trzej są z Draftu 2007 i każdemu z tej trójki finansowo bardziej opłacało się będzie związać jednoroczną umową z dotychczasowym klubem, aby wrócić na rynek wolnych agentów w 2017 roku i już wtedy podpadać pod trzeci ‘tier’ maksymalnych kontraktów, czyli 35% salary-cap. Ale nie 35% z 92 mln dolarów przewidywanego salary-cap w tym roku, ale 35% z ok. 106-108 mln dolarów.

Jeżeli cała ta trójka wybierze rozwiązanie jednoroczne, to dodatkowo powiększy, to liczbę drużyn, które mogą być zainteresowane wzięciem udziału w drugim rynku jaki może utworzyć się nieoczekiwanie w lipcu. “Drugim”, bo będzie to rynek wymian. “Nieoczekiwanie”, bo zwykle lipiec-sierpień nie przynoszą dużej ilości wymian – te dzieją się zazwyczaj w czerwcu i w zimowym okienku.

Pamiętasz lutową wymianę Detroit Pistons po Tobiasa Harrisa? Dla Pistons było to praktycznie ‘Free Agency 2017’ – przejęli kontrakt Harrisa w zamian za spadającą umowę Brandona Jenningsa i niegwarantowaną umowę Ersana Ilyasovy. Jeżeli dużo drużyn zostanie z cap-spacem rzędu 20 mln dolarów – a powinno tak być, patrząc na dosyć słaby rynek wolnych agentów w tym roku – to od połowy lipca aż przez całe lato GM’owie mogą próbować wciągnąć kontrakty niektórych zawodników do swojego cap-space’u, w zamian np za rozliczenia w drafcie lub inne kontrakty. Plus, drużyny będą musiały w jakiś sposób dobić do tzw “salary-floor”, czyli obowiązkowych 90% salary-cap.

Napisałem wczoraj o planach wszystkich ośmiu półfinalistów konferencji dot. ich udziału we free-agency. Nic wyjątkowego, ale daje pogląd dot. możliwości i potencjalnych zainteresowań Warriors, Cavs, Thunder, Raptors, Heat, Spurs, Hawks i Trail Blazers.

A dziś piszę o tym powyżej, ponieważ – cóż – mecz nr 1 Finałów NBA był trochę listopadowy. Czy przehype’owany to dobre słowo?


Trochę punktów za ostatnie dwa Ekspresy. Dla lidera Bartka Bieleckiego kolejny punkt za odpowiedź na pytanie gdzie widziałbyś Kevina Duranta, gdyby miał odejść z Oklahomy: “Warriors. Mieliście tak kiedyś w szkole, że byliście jedną z dwóch osób w klasie, które ogarniały grę w kosza i na WFie zawsze trener was rozdzielał, ale przychodził ten jeden raz do roku, gdy graliście razem (ku wkurzeniu reszty osób) i mieliście świetną zabawę rozwalając ludzi, którym WF dawał jedyną styczność z koszykówką? KD obok Stepha w Warriors będzie podobną sytuacją. Reszta ligi będzie mogła tylko się skarżyć: „Proszę Pana, to nie fair, że oni grają razem!” i strzelać fochy.”

Nie chodzi tak bardzo o Warriors, co o ideę. Dla Piotrka Sitarza dwa punkty. Za wprowadzenie nowej definicji three-peatu, gdy zapytany został o to kto jest najważniejszą postacią Finałów: “LeBron James. Albo pierwszy dla The Land, albo 2-5 i odwrócony three-peat.”. I za propozycję nowego wysokiego działacza PzKOSZ: “Magdalena Ogórek. Bo jest ładna.”. Nie wiem, która z tych odpowiedzi bardziej mi się podoba.

Dla Przemka Kujawińskiego punkt (a dałbym więcej, gdybym mógł) za alternatywną propozycję wysokiego rangą działacza PzKOSZ, przede wszystkim za wytłumaczenie: “Janusz Korwin-Mikke. Może jemu udałoby się przyciągnąć wreszcie gimbazę na parkiety.”

Punkt dla Oli, Hejterki Curry’ego za nowy 8-tysięcznik. Zapytana o najbardziej po bandzie ruch do wykonania przez Steve’a Kerra: “Posadzilabym na lawce Currego na caly czas trwania finalow, aby sprawdzic ile warta jest ta zlota druzyna.”

Żart w tym, że Curry przegrał mecz nr 1 Finałów – był minus-1. Warriors byli +16 w 13 minut bez niego. Dałbym drugi punkt.

I jeszcze kilka bonusowych punktów za pytania podesłane przez odpowiadających. Dla Maćka Staszewskiego 1,5 punktu za aż trzy pytania. I po pół punktu dla Olka Żerelika i Krzyśka Ograbka, plus dodatkowe 0,5 punktu za to, że zareagowali ochoczo i z pomocą na powód braku Ekspresu wczoraj – czyli fakt, że zabrakło mi dobrych pytań na dzień przed Finałem…

Jako, że w tym tygodniu były tylko trzy Ekspresy (planuję cztery w tygodniu), spadek nastąpi dopiero po poniedziałkowej serii pytań.

1. Bartek Bielecki (8 punktów)
2. Przemek Kujawiński (7,5)
2. Olek Żerelik (7,5)
4. Sebastian Hetman (5,5)
5. Piotrek Sitarz, Ola, Michał Tomaszewski (4)
8. Maciek Staszewski (3,5)
9. Michał Górny, Paweł Kapuściński, Przemek Napierzyński (3)
12. Dawid Ciepliński (2,5)
13. Bartek Tomczak (2)
14. Krzysiek Ograbek (1)

Klasyfikacja pytających trochę nieżywa. Na czele:

1. Łukasz Sosnowski, Mateusz Kunach (6)
2. Zawsze Po Drugie, GP76 (5)
3. Adam Rzepkowski (4)

Pytania przypominam wysyłajcie na [email protected] Gramy:


1. Kto jest MVP Finałów po meczu nr 1?

Michał Tomaszewski: Draymond Green. Dla mnie to był MVP pierwszego meczu. Doceniam to co zrobiła ławka Warriors z Livingstonem i Iguodalą na czele, ale Green wrócił do swojej formy i był wszędzie. Linijka 16/11/7/4/1 i świetny po obu stronach parkietu, szczególnie pod koszem często pomagał bronić tablicy. Mam wrażenie, że seria z Cavs może być idealna dla niego, aby brać go pod kątem MVP całych finałów, bo rywale ze Wschodu nie mieli i nie mają odpowiedzi na niego i często miał dużo miejsca, aby oddać rzut.

Piotr Sitarz: Shaun Livingston. Wystarczyło trafiać rzuty i mieć udział w zwycięskim runie na początku czwartej kwarty, albo w ogóle trafiać niekontestowane próby z mid-range. Za wpływ na mecz i grę zespołu, MVP Game 1 powinna zostać ławka Warriors lub wściekły Steve Kerr, a że nagrodę może otrzymać tylko jeden gracz, to niech będzie to ten, który zdobył najwięcej punktów a jego zespół wygrał mecz.

 

Przemek Napierzyński: Andre Iguodala. 56 procent z gry, 50 za trzy, 7 zbiórek, 6 asyst, najwyższy +/- w zespole, do tego bardzo dobra obrona. Iguodala pokazuje, że staje się specjalistą od świetnych występów w finałach. Po zdobyciu tytułu MVP w zeszłym roku, w tym bardzo efektownie (i efektywnie) rozpoczął kampanię wyborczą, która może mu dać wybór na to stanowisko na kolejną kadencję.

Olek Żerelik: Shaun Livingston. I co z tego, że nie potrafi rzucać za 3? Czy dzisiejsza koszykówka potrzebuje takich rzutów? neeeee ;) Wyprowadził GSW z kryzysu pod koniec 3 kwarty i był najlepiej punktującym graczem. Na dziś wystarczy. Do tego poprawna obrona.

Ola: Kevin Love:)

Krzysiek Ograbek: Andre Igoudala. Dla mnie ten zawodnik jest zawsze takim cichym MVP. Głównie za to co robi w obronie. Rok temu spowolnił Jamesa i mój typ jest taki, że w tym będzie to samo. Mecz nr 1 był typowym meczem LeBrona z zeszłorocznych finałów, tylko oddał jakieś 15 rzutów mniej.

Bartek Bielecki: Draymond Green w rzeczywistości, Shaun Livingston w świecie NBA. Rok temu najlepszym graczem finałów był Steph Curry, ale to Iggy dostał nagrodę, bo zagrał znacznie powyżej oczekiwań i MVP dla niego było lepszą narracją dla ligi. Jeśli musimy przyznawać MVP po pierwszym meczu, to dla mnie najważniejszą postacią był Green, ale NBA pewnie przyznałaby statuetkę Livingstonowi, bo podobnie jak Iguodala rok temu, zagrał po prostu dużo powyżej swojego poziomu. Green cały mecz świetnie grał w obronie i był sobą w ataku, Livingston rzucił się w oczy zwłaszcza w drugiej połowie, swoimi pull-upami.

Maciek Staszewski: Iguodala, jak zawsze.


2. Co zmieniłbyś przed meczem nr 2 gdybyś był trenerem Cavaliers?

Tomaszewski: Poprawienie zmian krycia i lepsze przygotowanie obronny. Było kilka takich momentów, gdy moje oczy krwawiły, gdy widziałem zmianę krycia i dwóch zawodników zostawało przy jednym, a drugi truchcikiem wbiegał pod kosz i dostawał piłkę na łatwe punkty. Cleveland miało problem z obroną, bo spotkali się po razy pierwszy w tych playoffs z drużyną, gdzie 7-8 zawodników może zakończyć mecz z podwójną zdobyczą punktową i nie wiedzieli do końca jak to wszystko opanować.

Sitarz: Kilka rzeczy. Wyrzuciłbym JR’a Smitha z pierwszej piątki i wstawił Imana Shumperta lub Richarda Jeffersona, albo przynajmniej pomógł temu pierwszemu oddać więcej niż 3 rzuty w meczu. Wyciągnąłbym wnioski ze straconych punktów w transition i obrony LeBrona, która była w tym meczu co najwyżej przeciętna. Na treningach skupiłbym się na komunikacji w obronie, na podaniach, na rolującym LeBronie i tych wszystkich setach, które zaprowadziły Cavaliers do Finału NBA. Zrobiłbym też coś w ofensywnym pick-and-rollu, ale – oprócz Jamesa roll-mana – jeszcze nie wiem co.

Przemek Napierzyński: Dwie rzeczy. Po pierwsze postarałbym się bardziej uruchomić rezerwowych – w tym meczu minuty, jakie dostali gracze z ławki były zbyt małe, aby mogli w jakiś sposób wpłynąć na losy meczu i odciążyć zawodników w pierwszej piątki. Drugim usprawnieniem byłoby wręczenie Kyriemu kasety VHS z jego najlepszymi momentami z pierwszych dwóch rund, aby przypomniał sobie, jak znaleźć odpowiedni balans między hero-ballem a kreowaniem pozycji dla kolegów.

Olek: Mniej izolacji. W ataku zupełnie bez pomysłu, zamiast iść drogą OKC i zachować swoje dobre zagrywki z poprzednich rund – zaczęli niepotrzebnie eksperymentować. W pierwszym meczu testowałbym to co działało dawniej.

Krzysiek Ograbek: Ćwiczył komunikację w obronie. Nie chcę sobie schlebiać, ale sam bym rzucił kilka koszy dla Warriors w tym meczu, biorąc pod uwagę błędy w komunikacji w obronie Cavs. Mecz nr 1 był bardzo nietypowy, bo prawdopodobnie Curry i Thompson nie zagrają już gorzej, natomiast Livingston i Barbossa już lepiej w tegorocznych finałach. Niby zadanie wykonane, bo liderzy złożyli się na 20 punktów, ale przegrali 15-toma. Gdybym był trenerem, to przeczytałbym kolejny artykuł Piotra Sitarza i się dostosował!

Ola: Trenera.

Bartek Bielecki: Nie sądzę by Cavs mieli do dyspozycji decyzję, która umożliwi im wygranie finałów. To trywialne, ale zawodnicy muszą po prostu zacząć lepiej grać – trafiać swoje rzuty i lepiej bronić. LeBron musi włączyć tryb niszczyciela, JR Smith i Kyrie muszą tworzyć śmiertelną broń na dystansie, a Leandro Barbosa nie może mieć ciągle dobrych pozycji rzutowych. Nie wiem czy jako trener Cavs mógłbym coś poradzić.

Maciek Staszewski: Robię z LeBrona rollera i post gracza, do tego ograniczam jego minuty w pierwszej połowie. Cisnę pick Irving/Lebron do zerzygu, To z rzeczy oczywistych. Z popularnych ale mniej oczywistych: wrzucam Shumpa za Love’a do pierwszej piątki, a Kevina wprowadzam w 6-7 minucie pierwszej kwarty za Jamesa i gram nim do połowy 2 kwarty itd. Z rzeczy całkiem nieoczywistych: w drugiej kwarcie próbuję zagrać minuty ustawieniem “przy bandzie” Piotra Sitarza: James-Jefferson-Love-Thompson-Frye, w którym przy każdym rzucie Warriors LeBron bawi się futbol amerykański i wycina dzidę do przodu, czekając na outlet pass i kontrę 1na1, 1na2. W pierwszo-piątkowym ustawieniu Kyrie-JR-Shump-James-Thompson gram Imanem na Klayu, LeBronem na Currym, Thompsonem na Greenie, Kyrie na Barnesie i JRem na Bogucie. Niech Warriors przyjdą do post. Wszystko co wyżej, po to, żeby rozpieprzyć game plan Kerrowi i spróbować w tym chaosie urwać mecz numer 2, bo szczerze mówiąc, nie wierzę, że Cavs grając tradycyjnie i normalnie są w stanie wrócić do domu z 1-1.


fot. AP Photo
fot. AP Photo

3. GP76 pyta się – którego gracza w przeszłości wyśmiewałeś/krytykowałeś, a potem musiałeś puknąć się w pierś (lub wciąż pukasz i jeszcze o tym nie napisałeś – teraz masz okazję!)

Tomaszewski: Chris Paul. Nie doceniałem go nigdy, nie lubiłem i śmiałem się z jego flopów. Przyszedł taki dzień, że bardziej zależało mi już na oglądaniu koszykówki dla przyjemności a nie tylko dla Lakers i zmienił się punkt patrzenia. Od tego momentu pomyślałem, że to jest najlepszy zawodnik pod względem rozgrywania. Stracił swój atletyzm jaki miał wcześniej, ale zaczął to nadrabiać swoim IQ koszykarskim. Naprawdę pukam się w pierś za te wszystkie niemiłe epitety jakie mówiłem kiedyś o CP3 i życzę mu zdobycia pierścienia.

Sitarz: DeMar DeRozan. Przed tym sezonem, ale w sumie od może 2-3 lat, był wg mnie najbardziej przecenionym shooting-guardem w NBA. Sezonem regularnym pokazał, że nie miałem racji, ale po playoffach nie jestem pewien czy jest prawdziwie overrated, czy może tylko w tych meczach, w których nie trafia ciężkich rzutów. Zresztą nie potrafię oceniać potencjału graczy, więc pewnie nie powinienem odpowiadać na to pytanie.

Przemek Napierzyński: Za krótko interesuję się NBA, żebym mógł znaleźć jakiegoś koszykarza, którego kiedyś krytykowałem, a teraz muszę to odszczekiwać. Zresztą w moim przypadku zazwyczaj ma miejsce odwrotna sytuacja: w każdym młodym zawodniku widzę nowego MJ-a, a potem z zawodem i nostalgią w oczach oglądam, jak rzeczywistość weryfikuje moje nadzieje na kolejną megagwiazdę. Natomiast z innych aren, to muszę z pokorą przyznać, że jako hejter Barcelony całą młodość cisnąłem po niejakim Lionelu Messim, ale dziś widzę, że jest to jeden z najlepszych piłkarzy w historii i chyba najlepszy, jakiego miałem okazję oglądać.

Olek: J.R. Smith. Może jeszcze nie uderzam się w pierś, ale pukałem się w czoło jak Cleveland go brali. Dziś gra w S5 i spisuje się całkiem nieźle. No i przestał rozwiązywać buty przeciwnikom. Ale czasem jeszcze słoma z butów mu wystaje…

Ola: Jeff Hornacek. Bardzzoooo wyprzystojnial na starosc:)

Krzysiek Ograbek: Żadnego. Nie jestem typem hejtera. Zawodników NBA nie wyśmiewam, bo prawdopodobnie nigdy nie grałem przeciwko komuś, kto jest na poziomie najgorszego zawodnika NBA (a wczoraj grałem przeciwko byłemu zawodnikowi Bundesligi i wydawał mi się nadczłowiekiem). Jeśli krytykuję, to za postawę na boisku (np. Harden i Boogie w obronie) lub wypowiedzi typu: jaki to ja nie jestem świetny (np. Rondo). Nie przypominam sobie sytuacji, w której musiałbym stuknąć się w pierś. Pytanie bardzo dobre, ale moje sumienie jest czyste.

Bartek Bielecki: Jest ich trzech – Josh McRoberts, Derrick Williams i Marcus Morris. Raczej nie zdarza mi się, że uważam kogoś za słabego, a potem zmieniam zdanie (za to zdarzają mi się odwrotne sytuacje). Żeby odpowiedzieć na to pytanie, przejrzałem wszystkie składy i najbliżej odpowiedzi jest wymieniona trójka. Nadal nie uważam, że to jacyś dobrzy zawodnicy, ale zawsze gdy ich oglądam zaskakują mnie pozytywnie swoją grą. Mam ich za mniej niż przeciętnych graczy, a chyba pora uderzyć się w pierś i zaliczyć ich do zaszczytnego grona przeciętniaków NBA.

Maciek Staszewski: Czytam to pytanie i przypomina mi się to co pisałem o Billym Donovanie w trakcie G1 serii Thunder/Spurs. Nigdy jeszcze moje słowa mi tak bardzo nie przypieprzyły w twarz, pokłony Billy. To jednak nie gracz. Graczy z reguły aż tak nie jadę, bo jak się zapomnę w bece, to potem trafiają do Detroit jak Josh Smith, bo karma to dziwka jak wszyscy wiemy. Zawsze wyzywałem Brandona Jennigsa od matołów, ale miał taki krótki moment w Pistons, kiedy na moment zamknął mi jadaczkę… zaraz potem zerwał jednak Achillesa i znów jest fatalny. Mimo to pasuje tu, bo jechałem go za głowę, a gość się ogarnął i jest podobno obecnie świetnym kolegą z drużyny. Jak wszyscy jechałem Zacha Randolpha kiedy grał w Knicks i jak wszyscy kochałem go potem w Memphis. Jako że próbuję ostatnio zrobić specjalizację z draftu, to siedzi we mnie mocno też to, że rok temu na potencjalne busty typowałem Porzingisa i Townsa. Obawiam się że to jednak przekreśla moje szanse na tą specjalizację. To wszystko jest jednak względnie delikatne, a najbardziej jaskrawym przykładem jest dla mnie chyba Derrick Rose, którego obrzucałem kupą na forach bezpośrednio przed MVP sezonem. Wciąż go nie cierpię i wciąż uważam, że tamto MVP to był żart, ale przyznaję, że otworzył mi wtedy oczy. A, i śmiałem się też z Reggiego Jacksona, który chce mieć swoją drużynę, a teraz mi nie wypada, więc robię to tylko wtedy kiedy nikt nie patrzy, a publicznie mówię że jest fajny, kocha Detroit i blabla, max player. Nie wiem jednak czy takie zakłamanie się liczy.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (380): Trzecia ręka lutowanie
Następny artykułOdszedł Muhammad Ali, a wraz z nim świat macho

7 KOMENTARZE