Na początku sierpnia Chauncey Billups odbył trening dla Cleveland Cavaliers i pojawiły się doniesienia, że może być kolejnym, który dołączy do drużyny LeBrona Jamesa. Tak się jednak nie stanie. Po 17 latach w NBA, tuż przed swoimi 38 urodzinami Billups uznał, że to jest ten moment, kiedy trzeba sobie powiedzieć stop i zdecydował się zakończyć karierę.
„To jest po prostu ten czas. Wiem, że on nadszedł. Mój umysł i moje pragnienie nadal są silne. Nie mogę jednak zignorować faktu, że nie byłem zdrowy przez ostatnie trzy lata. Mogę dalej próbować i dojść do punktu, w którym będę grał, ale nie będę w stanie tego utrzymać. Kiedy nie mogę grać w sposób w jaki od siebie oczekuję, to moment, w którym wiesz, że nadszedł czas.”
To rzeczywiście najwyższy czas, po tym jak ostatnie sezony spędził przede wszystkim na rehabilitacji, a rzadko oglądaliśmy go na parkiecie. Wszystko zaczęło się od zerwania ścięgna Achillesa po 20 meczach sezonu 2011/12. Potem zagrał w meczu otwarcia kolejnych rozgrywek, ale dalej doskwierały mu różne urazy i ostatecznie wystąpił tylko w 22 spotkaniach. Rok temu wrócił do Detroit i zamierzał rozegrać tam jeszcze dwa sezony, zanim pożegna się z NBA. Jednak plany trzeba było zmienić, ponieważ po tym jak przypomniał o sobie rzucając 16 punktów w pierwszym meczu, potem przypomniały o sobie problemy zdrowotne i w sumie zagrał tylko w 19.
Billups odchodzi jako mistrz, MVP Finałów, pięciokrotny All-Star i przede wszystkim legenda Detroit Pistons, którego nie przez przypadek nazywaliśmy Mr. Big Shot. Spędził w NBA 17 lat, miał wspaniałą karierę i teraz rozpocznie się dyskusja o jego miejscu w historii, ale warto przypomnieć, że na samym początku nic nie zapowiadało, że spełni pokładane w nim nadzieje i stanie się gwiazdą. Po pierwszych latach panowała zgodna opinia, że jest bustem. Dlatego jego historia nie tylko uczy nas, że nie należy za szybko przekreślać młodych talentów, ale też świetnie pokazuje jak ważne są warunki w jakich zawodnik funkcjonuje. Billups długo nie mógł odnaleźć swojego miejsca w NBA, był journeymanem, ale kiedy wreszcie trafił do odpowiedniej drużyny, pokazał na co go stać.
Przyszedł do NBA w drafcie Tima Duncana w 1997, wybrany z wysokim trzecim numerem przez Boston Celtics. Oczekiwania były bardzo duże, ale w Bostonie szybko stracili wiarę w niego. Nie potrafił dogadać się z trenerem Rickiem Pittino i już w połowie rozgrywek został wysłany do Toronto. Rok później wylądował w swoim rodzinnym Denver, ale tam też nie zagrzał miejsca na długo. Nuggets przehandlowali go w trakcie kolejnego sezonu do Orlando. W barwach Magic nawet nie zagrał, ponieważ stracił większość tamtych rozgrywek z powodu kontuzji ramienia. Potem już jako wolny agent przeniósł się do Minnesoty i tam w swoim drugim roku u boku Kevina Garnetta, kiedy zastępował kontuzjowanego Terrella Brandona, wreszcie udowodnił, że może być bardzo dobrym zawodnikiem. W playoffach co prawda Wolves odpadli już po trzech meczach z Mavs, ale Billups był drugim strzelcem drużyny z średnią 22 punktów.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Legenda Denver. Liczę na rolę w managmencie.
Ważne jest, żeby tacy “generałowie” parkietów obejmowali funkcje w lidze. Szkoda, że kontuzje trochę wcześnie zabrały nam Billupsa.
Salut Mr. Big Shot!