48 dni do końca sezonu regularnego: Czy Wizards dołączą do Toronto i Chicago?

1
fot. Chuck Myers / Newspix.pl
fot. Chuck Myers / Newspix.pl

Sezon 2013/14 w Konferencji Zachodniej trwa już od przeszło czterech miesięcy i trudno nie odnieść wrażenia, że prawie każda z najlepszych siedmiu drużyn miała już swoje pięć minut, swoją dużą serię zwycięstw i ten czas, w którym zastanawialiśmy się czy jest faworytem czy też może kontenderem.

Jeżeli jednak przypomnimy sobie co myśleliśmy o Zachodzie na początku sezonu – czy powinno nas to dziwić, że tych drużyn jest aż sześć czy siedem i że niekoniecznie zawsze potrafimy je ustawić w kolejności od 1 do 7?

Czy Oklahoma jest dziś Twoim nr 1?

Tacy Golden State Warriors, ze swoją nr 3 obroną w NBA i dopiero 13 atakiem, za to z umiejętnością wchodzenia w wyjątkowe strzeleckie runy, albo Memphis Grizzlies, wygrywający w tym sezonie przeciętnie dwa z trzech meczów kiedy gra Marc Gasol – są odpowiednio dopiero na 7 i 9 miejscu na Zachodzie.

Czy myślisz, że San Antonio Spurs chcieliby zobaczyć w I rundzie Warriors z Andre Iguodalą jako matchupem na Tony’ego Parkera? Albo czy Serge Ibaka chciałby znowu zobaczyć Z-Bo, Kevin Durant podwojenia, a Russell Westbrook pod koszem Dr Marca?

Z całym szacunkiem dla potencjalnego COY’a Jeffa Hornacka i jego Phoenix Suns oraz dla wskrzeszonego Dirka Nowitzkiego i niewskrzeszonej obrony Dallas Mavericks, ale te siedem drużyn Zachodu to OKC, Spurs, Portland, Clippers, Rockets, Warriors i Grizzlies, którzy po serii trzech porażek Suns mają już  do nich tylko 0,5 meczu straty.

Kevin Love nigdy jeszcze nie grał tak dobrze jak w lutym tego roku, ale Minnesota musiałaby prawdopodobnie wygrać teraz ok. 18 ze swoich ostatnich 25 meczów, aby w ogóle wejść do playoffów. Dziś traci całe 5 meczów do Suns i 4,5 meczu do Memphis – aż 4,5 meczu do Memphis.

CHICAGO, TORONTO I WIZARDS GRAJĄ O PRZEWAGĘ PARKIETU

Tymczasem na Wschodzie zarysował się nowy podział, długo wyczekiwany – praktycznie od czasu kontuzji Derricka Rose’a, kiedy dostaliśmy potwierdzenie, że tylko Indiana i Miami grały będą o miejsca 1-2.

Toronto Raptors przez ostatni miesiąc byli wyraźnie trzecim teamem konferencji, ale teraz, wygrywając 7 z 8 ostatnich spotkań, dołączyli do nich Chicago Bulls z – oczywiście że – 2 obroną w NBA.

Nawet jeśli ten sezon Bulls skazany jest raz jeszcze z góry na porażkę, a wciąż częste są noce, w których trafiają tylko trochę lepiej niż jeden z trzech rzutów, to Tom Thibodeau znów pokazuje (który to już raz), że jest mistrzem motywacji i przygotowania graczy do meczu. Sam Phil Jackson mógłby mu pozazdrościć hipnozy, bo jak inaczej w kontekście kolejno przyjmowanych ciosów (Rose, Deng) uzyskać można ten grind, który praktycznie mecz w mecz gra Chicago?

Obecnie są dwa mecze przewagi między miejscem 5 (Washington Wizards), a 6 (Charlotte Bobcats). Wizards bez Nene mogą być zaraz w grupie razem z Cats, ale Marcin Gortat gra w Wizards, my mamy nadzieję, że wykorzysta swoje pięć minut w nowym sezonie, a sam talent Wizzies, nawet bez Nene, to wciąż Top-4 potencjał na Wschodzie.

Umieśćmy więc Wizards w grupie razem z Toronto i Chicago – kilka akapitów poniżej stanie się jaśniejsze dlaczego robimy to trochę na wyrost.

3. Toronto (32-25)
4. Chicago (31-26)
5. Washington (29-28)

Stop – o co dokładnie toczy się tutaj gra? Gra – czyli ten sezon.  Awans do II rundy prawdopodobnie nie da nic więcej niż jedno, może dwa zwycięstwa w starciach z Miami i Indianą.

Bulls grają – i tu raz jeszcze powróci porównanie do Phila Jacksona i jego teamów z lat 90-tych – trochę przeciwko swojemu managementowi, który w trakcie sezonu postanowił osłabić zespół.

Raptors grają o dopiero drugi w historii klubu awans do II rundy i choć pewnie nie będą tak blisko awansu do trzeciej jak Vince Carter był, to za 10 lat od teraz nikt nie będzie pamiętał jak słaba była w tym sezonie Konferencja Wschodnia. Przy okazji Dwane Casey najpewniej zagwarantuje sobie w ten sposób nowy kontrakt, bo fakt, że zatrudnia go teraz inny GM niż ten, który oryginalnie go zatrudnił, wciąż jeszcze stawia to pod znakiem zapytania.

Wizards w drugiej rundzie już byli, ba, zdobyli nawet te najsłabiej wspominane mistrzostwo NBA, ale na przestrzeni 32 lat zagrali w drugiej rundzie tylko jeden raz (!), pokonując w 2004 roku  w pierwszej rundzie 4-2 team Chicago, w którym Kirk Hinrich zdobywał 21.2 punktów na mecz, a Eric Piatkowski trafiał 39% trójek.

Jako, że dziś w nocy o godz. 1:00 Gortat i Wizards próbowali będą w Toronto po raz pierwszy w tym sezonie pokonać Raptors (są 0-3), zobaczmy na pozostały terminarz Wiz, Raps i Bulls.

Spróbowałem wyjąć z niego tzw pewniaki, czyli mecze, w których każda z tych drużyn będzie faworyzowana w Vegas na ok. +8-lub więcej punktów. Wybrałem też mecze, w których będą faworytem 3-4 punktowym. Jeśli pamiętasz to rok temu robiliśmy już tutaj podobne rzeczy.

TORONTO (32-25)

pewniaki (7): Kings, @Celtics, Celtics, Magic, @Bucks, 76ers, Bucks
faworyt (4): Wizards, Pistons, @Pelicans (b2b), Hawks

CHICAGO (31-26)

pewniaki (7): Kings, @76ers, 76ers, @Celtics, Celtics (b2b), Bucks, Magic
faworyt (2): @Hawks, Pistons

WASHINGTON (29-28)

pewniaki (7): @76ers, Jazz, @Magic, Celtics, @Magic, Bucks, @Celtics
faworyt (7): @Bucks, Bobcats, @Kings, @Lakers (b2b), @Nuggets, Hawks, Bobcats

Nawet więc brak Nene do końca sezonu regularnego nie wyklucza jeszcze Wizards z walki o 3 miejsce Wschodu. Mają do rozegrania najwięcej meczów, w których będą faworytem – dużo więcej takich meczów niż np Chicago. Bulls nie miękną przed nikim, ale w meczach z Top10 ligi to tylko 10-21, a 23-28 przeciwko Top16.

Wizards nie przechodzą jednak póki co testu oka, który zdają Raptors i Bulls. To nie tylko mój test oka, ale jestem gotów się założyć, że też i Twój.

Jest tak głównie przez trwające hen od października kłopoty z rezerwową rotacją, która w całości jest w tym sezonie na minusie w +/-. Kilku z tych zmienników ma b.dobre (Webster) lub solidne sezony (Booker, Seraphin), ale problem Wizards zaczyna się wtedy, gdy Randy Wittman musi sięgnąć dalej.

Garrett Temple (-6.5 PER-48) nie jest nawet rozgrywającym, ale przez blisko trzy miesiące pełnił rolę backupu dla Johna Walla. Z drugiej strony Wittman nie znalazł przez cały sezon czwartego wingmana do trio Ariza-Beal-Webster (nawet mimo faktu, że Beal w styczniu przez miesiąc grał limitowane minuty po tym jak Wittman grał nim największe minuty w NBA), za to dał tylko 214 minut w tym sezonie nr 3 Draftu 2013 Otto Porterowi, który w tym krótkim czasie miał b.dobre minuty w obronie (Porter jest nr 1 Wizards w efektywności defensywnej i nr 1 w obronie per-minute wg Synergy Sports). Booker, Seraphin – obaj grają dobrze dopiero od niedawna, a teraz ławka Wizards nagle zmienia się i w rotacji są Andre Miller, Al Harrington i być może będzie nawet Drew Gooden.

Tak, wiem, powyższy akapit jest chaotyczny, ale w tym właśnie rzecz. Kiedy w tym momencie sezonu wiemy już kto gdzie gra w 9-osobowej rotacji Toronto i wiemy też, że Thibodeau mając nawet do dyspozycji siedmiu graczy nie ma skrupułów, by grać swoimi najlepszymi zawodnikami po 45-48 minut – Wizards wciąż są jeszcze znakiem zapytania i przez cały sezon grają w kratkę.

Jeżeli mają kiedyś dojrzeć i przeistoczyć się w team na 48 minut, to jest to ostatni dzwonek. Od tego czy tak się stanie prawdopodobnie zależy praca obu – trenera Wittmana i GM’a Ernie’go Grunfelda.

Brak Nene to problem, ale Miller i nawet Harrington jako stretch-four, którego wcześniej nie mieli mogą być subtelną pomocą w rotacji. Cytując trenera jednego z rywali Wizards – ten team ma wciąż wystarczająco talentu, aby wygrywać mecze. Zwłaszcza na Wschodzie. Czy to zrobią? Jestem sceptyczny, ale terminarz im sprzyja.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (35): Laweta je zgarnie
Następny artykułTrzy niejasności w meczu Rockets – Clippers