Grając w Toronto przeciwko jednej z najgorszych drużyn ligi, Minnesota Timberwolves mieli niewielkie prowadzenie w połowie czwartej kwarty, ale wtedy oddali inicjatywę rywalom. Niezadowolony Rudy Gobert, który nie otrzymał podania w post, nie kwapił się, żeby opuścić pomalowane, co skutkowało błędem trzech sekund. Julius Randle mu nie dograł. Anthony Edwards nie mógł uwierzyć w to co widzi i krzyczał na Goberta, który zaraz wyładował frustrację faulując Scottie’go Barnesa, a ten na linii dał Raptors prowadzenie. Wolves posypali się i niespodziewanie przegrali. Po meczu w szatni przedyskutowali tamtą sytuację, Edwards powiedział co myśli, Gobert przepraszał za swoje zachowanie, a Randle potem przekonywał dziennikarzy, że świetnie dogaduje się z Rudy’m.
Następnym przystankiem był Boston. W trzeciej kwarcie przegrywali 19 punktami, ale nie przestali walczyć, ruszyli w pogoń i w ostatniej akcji mogli jeszcze wygrać lub doprowadzić do remisu. Nie zdążyli jednak oddać rzutu. Po tym meczu wrócili do Minneapolis, gdzie czekał na nich ważny turniejowy pojedynek z Houston Rockets. I znowu w trzeciej kwarcie wysoko przegrywali, ale tym razem comeback był szybszy i bardziej udany, dzięki czemu na trzy minuty przed końcem to oni kontrolowali sytuację z 5-punktową przewagą. Od tego momentu już nie trafili do kosza, goście wyrównali, doprowadzając do dogrywki, a w doliczonym czasie uciekli runem 11-0.
Trzecia porażka z rzędu. W zeszłym sezonie po raz pierwszy zaliczyli taką serię dopiero w playoffach.
W środę odwiedzili ich mający swoje problemy Sacramento Kings i sytuacja po raz kolejny się powtórzyła. Wolves przegrywali dwucyfrowo na początku drugiej połowy, po czym przypomnieli sobie o obronie, zatrzymali gości na ledwie 12 punktach w trzeciej kwarcie i w połowie czwartej to oni mieli 12 punktów więcej. Zamiast jednak przerwać wreszcie złą passę, znowu dali sobie odebrać mecz. Skończyło się jeszcze boleśniejszą porażką, bo Kings zdominowali finisz 29-6.
Cztery przegrane z rzędu, a w sumie siedem z ostatnich dziewięciu meczów i Timberwolves spadli na dwunaste miejsce w tabeli z bilansem 8-10. W zeszłym sezonie dziesiątą porażkę zanotowali dopiero w styczniu. Wtedy od samego startu byli jedną z największych rewelacji NBA, tworząc świetnie zgraną grupę, grając z dużą energią i imponując fantastyczną defensywą. To był magiczny sezon w Minneapolis i trwał też rekordowo długo, aż do finałów konferencji, ale obecnie zupełnie nie przypominają tamtej drużyny.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Fajny, pogłębiony artykul.
Mi się ruchy Minnesoty w lato podobały- kreatywnie wyciągnęli młodego obiecujacego gracza w drafcie, zamienili KATa na 2 graczy, majac w perspektywie Naza jako zastepce KATa. Problemem jest to, że na razie DDV i McDaniels graja poniżej oczekiwań.
Plus rzeczywiście Conley ma już swoje lata i za sobą masę kontuzji i tutaj dziwiłem się ze nie szukali wzmocnienia doświadczonym graczem. Jak Conley wypada to graja w sumie większość meczy bez rozegrania, a Suns w zeszłym roku pokazali ze to nie jest dobry pomysł. Ciekawe czy np. Fultz byłby do wyjęcia?
https://szostygracz.pl/2024/11/27/markelle-fultz-wciaz-walczy-z-kontuzjami/
McDaniels gra bardzo poniżej oczekiwań. Spodziewałem się jakiegoś progresu w ataku u niego, a tu nie ma.
DDV chyba nadal jest mocno wkurwiony tym tradem. Chyba chłopak psychicznie nie radzi sobie z tym. A Conleya dosięga wiek.