Będzie fruwanie i wyjątkowy obrót poniżej, ale wyjątkową 15-meczową noc – 2,5 tysiąca słów, 15 minut Twojego czasu – zaczniemy w starciu dwóch drużyn z Top-4 poprzedniego sezonu.
Rick Carlisle wrócił do Dallas i Pacers zaczęli Mathurinem na Luce, żeby ustrzelić sobie dublet i w ciągu tygodnia pokonać obu finalistów z czerwca. Spędzili całe dwa dni na południu po porażce w N.O. i utracie do końca sezonu Isaiah Jacksona. Więcej teraz więc będzie zależeć od Mylesa Turnera, który nie ma kontraktu na przyszły sezon, za to jego średnia punktowa najlepsza jest właśnie przeciwko Mavericks – i wrócił do tej melodii w poniedziałek w nocy – 30 punktów, 11 zbiórek.
Jest wtorek – idealny dzień, żeby porozmawiać o Indianie, gdy grało akurat 30 drużyn – czyli wszystkie w NBA.
Zobaczmy czy Myles Christian Turner jest z Dallas.
Tak, Myles Turner jest z przedmieść Dallas.
Jackson zaczął nawet przed tygodniem mecz przeciwko Celtics i rzucił szybkie osiem punktów. Będzie go brakować. To sprawia, że najgorzej zbierający w obronie team tego młodego sezonu będzie jeszcze niższy – Obi Toppin grał będzie więcej, Pascal Siakam będzie potrzebny jako rezerwowy center.
W poniedziałek te niższe lineupy nie zmierzyły się z Lively’m, który siedział kontuzjowany na ławce po niedzielnym meczu z Magic. Mavericks próbowali wysoko stawianych picków przeciwko konwencjonalnej obronie Pacers – z pomocą z weakside – żeby wrócić do meczu, w którym przegrywali już 2-15 po kilku dominujących akcjach właśnie Turnera. Jason Kidd zaraz wystawił swój niski lineup, toteż rozpętało się prawdziwe 5-Seconds-Or-Less. Dallas na Indianę, Indiana na Dallas.
Kelly Dwyer chce, żeby teamy oddawały nie więcej niż 33 trójki w meczu. Ja poszedłbym w drugą stronę: w poniedziałki i środy grasz z ławki max-206-centymetrowymi graczami. Swoich dużych, jeśli chcesz, musisz wystawić w pierwszej piątce. Jeśli spadasz poniżej 30% zwycięstw – grasz w ten sposób w każdym kolejnym meczu.
Kidd, który część swojej psychoterapii spędza jako trener Mavericks, zaczął drugą połowę z PJ’em Washingtonem i świetnym Najim Marshallem we frontcourcie. Indiana odpowiedziała strefą i byciem Indianą w kontratakach. Kidd wrócił więc do Gafforda. Ale cały czas to inferno, ten wyrównany mecz zmierzać miał do kolejnego crunch-time testu dla tej indie-muzyki.
Mecz był szybki, Siakam postował efektywnie, Kyrie i TJ szli na siebie jakby to był election day – tylko z finezją. I tylko Luka knocił to wszystko powolnymi dwutaktami i chęcią wizyt na linii – gdzie mógłby odetchnąć, odpocząć – ale jego wiele pudeł w tym meczu – 15 niecelnych z 24 rzutów – Pacers obracali w kontrataki, więc to było sadystycznie miłe.
Mavericks zmęczyli się wreszcie tym fastballem, Siakam szedł do post, gdy byli w halfcourt – szybkie 10-2 we wschodzie crunch-time i zaraz Mathurin trafił Luce izolacyjną, bez kozła, trójkę w twarz i opowiedział mu o niej absolutnie wszystko. 134-127. Kolejne fantastyczne zwycięstwo Kolumbii.
Tyrese Haliburton rzucił 25 punktów i miał 12 asyst absolutnie w swoim sosie. Luce nigdy nie udało się przejąć kontroli nad tym meczem, mimo wizyt na linii w drodze do 34 punktów i 15 asyst.
Teraz uważnie przeczytaj wyniki, bo mieliśmy aż 15 meczów:
Bucks @ Cavaliers 114:116 Lillard 36 – Garland 39/8a
Warriors @ Wizards 125:112 Curry 24 – Valanciunas 16/12/7
Lakers @ Pistons 103:115 Davis 37/9z – Cunningham 17/11/11
Celtics @ Hawks 123:93 Tatum 28/9a – Johnson 20/11z
Grizzlies @ Nets 104:106 Morant 25/9a – Schroder 20
Kings @ Heat 111:110 Sabonis 16/16/7 – Herro 27
Jazz @ Bulls 135:126 Collins 28/13z – Vucević 23/10z
Knicks @ Rockets 97:109 Brunson 29/8a – Sengun 25/14z
Hornets @ Timberwolves 93:114 Ball 19 – Reid 25/9z
Magic @ Thunder 86:102 Suggs 19 – Shai 21/9a
Trail Blazers @ Pelicans 118:100 Ayton 19/13z – Ingram 27/7a
Pacers @ Mavericks 134:127 Turner 30/11z – Doncić 34/15a
Raptors @ Nuggets 119:121 Poeltl 24/11z – Jokić 28/14/13
76ers @ Suns 116:118 Maxey 32 – Durant 35
Spurs @ Clippers 104:113 Wembanyama 24/13z – Zubac 17/13z
1) Dwie noce po gamewinnerze Mitchella w Milwaukee, grany był w Cleveland rewanż za ten chyba-najlepszy mecz weekendu. Bucks jednak posadzili Giannisa – teraz już nie tylko z kolanem, ale i z przywodzicielem. Więc Cavaliers poszli w pułapki i switche na Lillardzie, Evan Mobley poszedł w jeden-na-pięciu kontry Giannisa, ale trafił za trzy po koźle w kolejnej akcji. Jarrett Allen nawet się nie zorientował, że dał w kontrze kandydata do dunk-of-the-year, więc my też się nie zorientowaliśmy.
To był must-win dla Cleveland, więc Luke Travers zobaczył minuty już w drugiej kwarcie – złapał jednak szybkie trzy faule w moment. Cavaliers rzucili 73 do przerwy i miało być po wszystkim.
Lillard wreszcie jednak miał dla siebie “Portland” – zrobił pierożki, wystawił pierożki, sprzedawał pierożki. Wszyscy mówią zawsze o pierożkach tym, jak takie mecze potrafią być meczami-pułapkami dla lepszego składu, a zupełnie mniej mówią, jak to gra bez najlepszego gracza potrafi wyzwolić emocje i spójność myśli, czyli “razem” – nie mylić z Razem. AJ Green nagle trafiał trójki wprost z rzeźni ojca w Belfast, trafiając 6 z pierwszych 7 i Bucks prowadzili już ośmioma w czwartej.
Zostańmy na dłuższy moment w ostatniej minucie, bo tu się działo:
Wydarzył się Darius Garland. Jeszcze chwila Dame-Time’u nastraszyła Cleveland, ale podwojony Dame miał kluczowy błąd połowy na 56 sek. przed końcem, a Garland, “Dariuszek” zwyczajnie miał to – 39 punktów na 7-11 za trzy, 8 asyst – jak miał to tydzień temu w Nowym Jorku, i po jego asyście Allen zrolował do kosza, przy plus+2, i skończył na 12.2 sek. przed końcem.
116:114, bo jeszcze z syreną wleciała zza połowy trójka AJ’a Greena z chłodni.
Cleveland jest 8-0 i wyrównało swój najlepszy start w historii, z 1976/77 roku, gdy mieli moje ulubione stroje Cleveland z czerwonym na żółtym. Miałem nawet jeden jersey, wstyd jednak przyznać czyj.
2) DeMar DeRozan przyjechał w poniedziałek do domu Jimmy’ego Butlera na Ballers Game. Kings, jak Heat, próbują w tym młodym sezonie znaleźć nogi pod sobą, zbierać lepiej, rzucać za trzy lepiej. Ten mecz miał jednak przede wszystkim wypisany w przyszłości: crunch-time.
I faktycznie był kosz-za-kosz. Miami trafiało połowę swoich trójek, DeRozan w odpowiedzi przychodził z masterklasą w middy na prawym skrzydle. Potem poszedł na Jimmy’ego na lewym, poszedł na Terry’ego Roziera i podał w podwojeniu. Matematyka była jednak z Miami, bo to była ta połowa w tygodniu, w której trafiali trójki, więc prowadzili już dwucyfrowo na starcie drugiej. Teraz był czas, by być twardym teamem HEAT! który nie oddaje przewagi.
Ale Kings są potencjalnie lepsi. Dziesięć minut później prowadzili już siedmioma, grając swoją grę co posiadanie, nie przez DeRozana, tylko przez Foxa i Sabonisa. Kings mają bardzo dużo metod zdobywania punktów, a Heat mają swoje “będziemy grać dobrze, ale rzucimy 99” – co szybko znalazło się w ich kolektywnej głowie. Więc czy był crunch-time?
Oczywiście, że był. Szok, że nie było trzech dogrywek. Sabonis wygrał ten mecz na 0.7 sek. przed końcem, dobijając rzut Foxa. I później jeszcze wszyscy patrzyli się jak Terry rzuca z 11 metrów.
Piłka cały czas leci, kiedy piszę to zdanie. Kings prowadzą 111:110. DeRozan rzucił 26, a Butler 27 punktów.
3) Knicks i Rockets grali w Houston zacięty mecz, ale crunch-time zdecydowanie należał do gospodarzy, którzy wygrali 109:97.
Handy-obrona Rockets zatrzymała Knicks na tylko 24% za trzy, a run 9-0 w czwartej kwarcie dodatkowo uspokoił kolegów w innych koszulkach.
Jedna z tych z-niczego-ale-skaczę-przy-nich-wysoko trójek Jalena Greena zamroziła ten mecz:
Alperen Sengun rzucił 25 punktów, miał 14 zbiórek, 5 asyst i zdjął aż 4 rzuty.
Dla Knicks 29 punktów Brunsona i waleczny, nieskuteczny Karl zebrał aż dziewięć piłek w ataku.
This is sexy, Amen:
4) Celtics przyjechali do Hawks, którzy byli w back-2-backu po efektownej wygranej w Nowym Orleanie – przyjechali bez Jaylena Browna, ale prowadzili 60-49 do przerwy robiąc typowy celtics-blowout 123:93.
15 trójek z 18 mieli już do przerwy. Tatum rzucił w pierwszej połowie aż 26 punktów – ze swoich 28 w meczu. Trafił sześć trójek, nowy realease-rzutowy działa.
Trae Young poszedł w 1-10, zanim uciekł w trzeciej kwarcie do szatni z bólem żeber.
Jayson był w swoim warzywniaku:
5) OKC Thunder ziewali sobie z Orlando, prowadzili i wygrali u siebie 102:86, jeszcze jeden team zatrzymując poniżej sto punktów, jeśli liczyć właśnie Magic bez Banchero i to w back-2-backu – 35% z gry. Magic trafili do przerwy 1 z 17 trójek.
Klasycznie – Shai rzucił 21 i miał znowu dziewięć asyst – siedem już w pierwszej kwarcie – Jalen Williams rzucił 23 punkty, Isaiah Joe z ławki dodał 13, ale główna historia w Oklahomie jest po drugiej stronie boiska.
Rok temu mieliśmy Minnesotę, a póki co to Thunder mamy, jako dających wiarę w to, że liga nie odpłynęła jeszcze w ofensywny kosmos. Jeśli zestawisz w składzie tylu dobrej klasy obrońców, to jest jeszcze szansa bronić w tej lidze.
6) A propos obrony i Thunder – James Harden ostatniej nocy z chyba-najlepszym klipem młodego sezonu:
Znów bez Gregga Popovicha na ławce, z naszą rosnącą obawą o jego stan zdrowia (“czuje się ok”, pisali w nocy miejscowi dziennikarze), San Antonio Spurs zaczęli bardzo dobrze, prowadzili już 40-14, ale Clippers szybko to dogonili i wygrali u siebie 113:104.
To pierwsze zwycięstwo Clippers, w piątej próbie, w nowej hali. Norman Powell rzucił 23, a Amir Coffey 21 punktów.
Dla Spurs Victor Wembanyama otarł się o triple-double meczem na 24 punkty, 13 zbiórek i aż 9 bloków, z których siedem miał już połowie trzeciej kwarty. Spurs pozwolili jednak Clippers na aż 16 zbiórek na swojej tablicy.
7) Steph Curry wrócił, Steve Kerr wystawił jeszcze inną piątkę – z Paytonem – ale Warriors spokojnie pokonali Wizards w Waszyngtonie 125:112 i są już 6-1 na bardzo łatwym terminarzu, jeszcze bez statement-zwycięstwa.
Steph rzucił 24 punkty w 24 minuty na 4-9 za trzy, trafił buzzer na koniec pierwszej połowy – wszystko w porządku. Buddy rzucił 20, cool.
Jordan Poole rzucił 24 przeciwko swojej jakże już byłej drużynie, ale trzeci z rzędu mecz nie grał Kyle Kuzma, który leczy pachwinę.
Były pieszczoty!
8) Nuggets znowu grali z Raptors, tym razem w Denver – wizytę w Kanadzie wygrali po samej końcówce – i przegrywali dwucyfrowo w trzeciej kwarcie, żeby wrócić i pokonać na końcu Toronto 121:119.
Nr 1 gracza fantasy tego sezonu Nikola Jokić rzucił 28 punktów, zebrał 14 piłek i miał 13 asyst. Nuggets skończyli ten mecz 14-8, po tym jak wyfaulował się Jakob Poeltl. Ale!
Russ, który pod nieobecność Murray’a rzucił 21 punktów na 6-10 – i powinien grać tylko przeciwko Toronto; tam rzucił 22 punkty i dostał po meczu piłkę-meczową od Mike’a Malone’a – grał książkowy man-to-man defense w ostatniej akcji na Barrecie, żeby zamrozić to dla Denver:
Obrona Thunder sponsoruje tę 15-meczową noc.
Nuggets jednak już w pierwszej kwarcie z kontuzją łydki stracili Aarona Gordona.
Dla Raptors Mr. Dick rzucił 26 i jest absolutną rewelacją. Wybrałem go rok temu w dynastii-fantasy aż z #5, żeby cały poprzedni sezon tego żałować.
9) Timberwolves kompletnie zniszczyli Charlotte 113:94, prowadząc już +30-toma. Naz Reid rzucił nam – bo nam oczywiście, a komu innemu – 25 punktów z pięciu trójek i Wolves trafili aż 47% swoich. Anthony Edwards dodał 21 w kolejnej niefrasobliwości składu z Północnej Karoliny.
Bez Williamsa i Richardsa na centrze zaczyna u nas Grant Williams, więc tu jesteśmy.
10) Paul George zaliczył swój oficjalny debiut w koszulce Sixers, ale grał w Phoenix, więc na przeciw wyszedł Kevin Durant.
Mecz był ciasny, zacięty, dobry – nikt nie prowadził wyżej niż jedenastoma, i byli to Suns na samym początku.
KD na minutę przed końcem, po koźle z middy, dał Suns jednopunktowe prowadzenie i potem jeszcze trafił na 24 sek. do końca i skład Coach Buda dowiózł mecz do 118:116. Choć! George miał na końcu szansę.
Durant 15 ze swoich 35 punktów – 14-20 – rzucił w czwartej kwarcie. KD rzucił 13 z ostatnich 17 Suns, gdy odrobili siedem punktów straty.
George w debiucie rzucił 15 na 4-14, Maxey rzucił 32, Guerschon Yabusele miał 19-7-6 w 30 minut swojego najlepszego dotychczas występu.
Piąte z rzędu zwycięstwo Phoenix.
11) Los Angeles Lakers przyjechali do Detroit odebrać dzwon, który zamówili sobie w terminarzu.
W dodatku z kontuzją kostki stracili pod koniec meczu Anthony’ego Davisa, który wcześniej rzucił aż 37 punktów.
To Pistons prowadzili już 33-22 po pierwszej kwarcie i w swoim back-2-backu sobie całkiem ziewali 115:103 na tym dosyć przeciętnym teamie Lakers, któremu brakuje szybkości, trójek, a teraz i zdrowia.
Lakers nie byli w stanie zatrzymać przed sobą Jadena Ivey, który rzucił 26 punktów i trójką na ponad minutę przed końcem odłożył mecz do bagażnika starego Forda, a Cade Cunningham grał sprytnie w drodze do triple-double 17-11-11 i patrz! Austin Reaves On Skates:
Lakers nigdy nie byli w meczu, wyzyskani aż 22 punktami, które stracili z ponowień.
Tak, LeBron grał w tym meczu. Zaraz skończy 40 lat.
12) Ja Morant jeszcze nie kończy 40 lat:
Grizzlies, bez wszystkich swoich wingmanów, byli na Brooklynie grać rewanż za porażkę u siebie z Nets.
Zaczęli bardzo dobrze pierwszą kwartę, Zach Edey miał 19/9 i cztery bloki – 25/12/4 na koniec – już po trzech kwartach, ale Grizz przegrali na końcu z będącym w back-2-backu Brooklynem 104:106, bo na 33 sek. przed końcem Schroder, przy plus+3, radykalnie łatwo objechał Jake’a LaRavię i skończył layup w picku na Edeyu właśnie. Po słabym meczu w niedzielę z Detroit rzucił 20 punktów.
Jeszcze jeden:
Trójka Santiego Aldamy przed syreną nie dała zwycięstwa.
Grizzlies oddali tylko 30, trafili osiem.
Teraz wracają do siebie. W środę w Memphis swoją trasę kończyli będą Lakers.
13) Zach LaVine jest kolejnym koszykarzem, który ma właśnie kłopot z przywodzicielem i nie zagrał w United Center, gdy Chicago Bulls ostatniej nocy niespodziewanie przegrali 126:135 z Utah Jazz.
Jazz, po sześciu porażkach na start sezonu, zaliczyli sobie pierwsze zwycięstwo.
Bulls grają najszybsze tempo w lidze, więc dla Jazz – wciąż bez Lauriego – Keyonte George rzucił career-33 punkty, a John Collins w drodze do 28 wystraszył dunkiem Coby’ego White’a, co nie jest łatwe.
14) New Orleans Pelicans, grający b2b, drugi z rzędu mecz nie wystawili do gry Ziona Williamsona, który w niedzielę na rozgrzewce kontuzjował ścięgno udowe. Nie grał też keep-shooting Jordan Hawkins – i kto jeszcze w składzie Pelicans! – więc po zaciętym przez trzy kwarty meczu wierzgający Trail Blazers wygrali w Bayou 118:100, dominując czwartą kwartę na skrzydłach Dalano Bantona, który rzucił w niej 20 punktów na 8-9, w tym 2-3 za trzy.
Anfernee Simons rzucił 24, a dla Pelicans nagle w piątce wyszedł Brandon Boston Jr. i rzucił 20.
15 meczów jednej nocy? Nie było tak źle. Można powiększać ligę.
15) NFL? Koszykówka płynie we krwi, bo ojciec grał w nią w latach 70-tych, w latach 80-tych razem oglądaliśmy wczesną Euroligę na czarnobiałym, małym czerwonym telewizorze, a w 90-tych po nocach NBA na też małym, ale już Sony. W 90-tych grałem w kosza, od siedemnastu lat piszę o koszu, ale futbol amerykański pojawił się, jest i zostanie. Stało się to z wielu estetycznych powodów, ale także dlatego wciągnął koszykarskiego-nerda, bo raz, że grany jest jesienio-zimą na zewnątrz – można dostać klaustrofobii przez pół roku jesienio-zimą rano, najczęściej po ciemku i bez głosu, oglądając na kanapie sport grany w dodatku w hali; futbol więc raz w tygodniu grany jest ile fabryka dała – a dwa, że historia futbolu amerykańskiego ma w sobie więcej polskiej emigracji niż nasz sport, NBA. A to ma dla mnie znaczenie.
Będąc fanami NBA jesteśmy przynajmniej troszeczkę zainteresowani Ameryką jako taką. A to kraj imigrantów, stworzony przez imigrantów, cały czas tworzony przez imigrantów. Lata 70-te i 80-te miały nawet swoje osobne polskie sektory na stadionach, zwłaszcza w miastach ludzi-pracujących, jak w Pitsburgu, Cleveland. USA to też także nasz kraj.
I spokojnie: nic kosztem czegoś – to napisałem wczoraj przed snem.
Co między innymi odróżnia futbol od tego europejskiego “soccera” to timing i przerwy. Te drugie denerwują fanów nożnej piłki. W amerykańskiej wersji trybuny dokładnie wiedzą, kiedy robić hałas – czas do napięcia jest tu odliczany, co Brytyjczyków pewnie bawi: sztuczny hałas, daj głos na umówiony znak i te rzeczy. Napięcie jest jednak wyczekiwane i prawdziwe. Rzeczy nie wydarzają się nagle jak w piłce – aaaaale dziś nawet one, te wow-przypadkowe rzeczy są i tak psute przez VAR. Zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. 80 tysięcy ludzi na-raz-dwa robi rumor – chce zagłuszyć komunikację rywali, albo pomóc swoim. Czekasz bo wiesz, że coś na pewno się stanie. W piłce czekasz, ale nie wiesz, czy coś w ogóle się wydarzy. To także sport atletyzmu i siły – którym była nasza koszykówka z 90’s. Dlatego lubię go tak bardzo. Ale od siedmiu lat oglądam NFL sam, wysyłając tylko co jakiś czas sms-y z Karolem Górkiewiczem – więc – jeśli jeszcze tu jesteś – to zwyczajnie chciałem się z kimś podzielić #PchliTarg
Fenomenalny mecz rozegrany został w Week 9 – ten który typowałem przed weekendem. Miami Dolphins próbowali po raz pierwszy od 2016 roku wygrać w Buffalo, było 27-27 na 98 sekund przed końcem, ale Tyler Bass kopnął z aż 61 jardów, na pięć sekund do końca, i Bills uciekli z 30-27 w tym pojedynku Josh Allen-Tua, który okazał się drugim z rzędu heartbreakerem Dolphins i przegranym meczem w ostatniej sekundzie.
Josh Allen był mistrzowsko niebezpieczny ze swoją Ben-Rothlisberger-na-speedzie grą, gdy Miami bardzo rozumnie prowadziło grę dołem – to nowy plan Mike’a McDaniela by być poważniejszym zespołem – tylko że niestety jest już 2-6. Po powrocie Tuy Miami gra jak team playoffowy, ale sezon może się dla Fins zaraz skończyć.
Im bliżej będzie playoffów, to spróbuje pojawić się tu więcej analityki – strategie w playoffach interesują mnie bardziej niż w sezonie regularnym. A póki co w pozostałych meczach: Chiefs ostatniej nocy wygrali z Tampą 30-24 i są nadal bez porażki, Lamar&Henry i Ravens zaskakująco łatwo wygrali w Denver 41-10, Joe i Bengals wygrali z Raiders 41-24, a Rams po dogrywce z Seahawks 26-20, mając już w zdrowiu swoich obu top-receiverów.
One More Time:
Dziś nagrodę imienia Tonnego Snella za “wybitny” performance otrzymuje Gabe Vincent z Lakers!
Prawie 18 min na boisku – w tym czasie raz stracił piłkę, zrobił przechwyt i to by byłoby na tyle.
Honorable mention:
Cam Reddish
Wielkie gratulacje dla Panów, dla Gabe’a w szczególności!
Rick po raz kolejny znajduje sposób na Dallas. Pomogły im świeższe nogi, ale to też była czesc tego planu aby zmęczyć Mavs. Lively i Kleber bardzo by się przydali bo Indiana kończyła wszystko w paint.
Natomiast w ataku to ciągle ta sama gra Mavs co zawsze. Miałem nadzieje ze z Klayem będzie więcej ruchu bez pilki ale na moje niewprawne oko zamienili akcje dla THJ na akcje dla Klaya. Problemem jest to że w tym roku zespołu przeciwne są gotowe na loby które tak dobrze działały. Zespoły więcej switchuja a Gafford i Lively są zbyt mało powtarzalni w post. Luka i Kai nadal przyniosą 50-60 pkt na mecz, ale poza Klayem nie za bardzo widac trójki.
Chyba nie było nikogo kto by typował, że równo po dwóch tygodniach rozgrywek Bucks będą najgorszą drużyną ligi
Jest mi ich chwilami nawet trochę żal ale też zaraz przypominam sobie o Docu i od razu to uczucie mija
Niestety, trio Trent – Prince – Wright byli w stanie na razie zagrać tylko jeden dobry mecz. Ten otwarcia z Sixers, potem już dno i wodorosty.
Dziś z fajnej strony pokazała się młodzież Green i Jackson. Niestety trenerski Dyzma jest zbyt przywiązany do grania weteranami, więc pewnie większej szansy chłopaki od niego nie dostaną, a szkoda.
Bobby Portis to zawodnik na maks 15-20 minut w meczu, w obronie jest niegrywalny.
No cóż, jest kurwa źle, a niestety mam przeczucie, że może być jeszcze gorzej…
Portland skończy z lepszym bilansem niż Milwaukee?
Portland, jak Portland ale Charlotte to na pewno
Chyba nie odważę się typować w tej sytuacji…
A może Milwaukee po wielkiemu cichu idą po Coopera Flagga??
No nie bardzo, własne wybory Milwaukee ma dopiero w 2031…
Może kolega chory, może kolega zapił, może kolega zwątpił. Tak tylko w zastępstwie, dla potomnych.
+2.
Bardzo trudne pytanie na chwilę obecną
Milwaukee ma swój pick w 2026, tylko NOP ma prawo swapu.
Vincent powinien chyba być w rotacji za Bronnym.To co stało się z nim po finałach 2023 to wielka smuta.Przydałby się Vando,który nie gra już 9 miesięcy i właściwie nie wiadomo kiedy będzie gotowy do gry.
Tłusto dzisiaj w lidze, dobry wake-up, dzięki.
Dobrze Maćku, że czytasz komentarze i uspokoiles (mnie napewno), że paeudorugby pojawia sie tu i pojawiać będzie, ale nie kosztem NBA. Trudno, będę po prostu omijać akapity. Polecam jednak obejrzeć rugby – to jest sport tak surowy i prosty, że aż piękny, do tego bez kostiumów i hełmów, z sędziami mówiącymi do mikrofonu za co i dlaczego był faul, łatwo się w to wkręcić. Skoro lubisz półprodukt, polubisz i oryginał:)
Dla równowagi zostawię – ja cieszę się bardzo na akapity o NFL, bo to bardzo szybko stał się mój TOP3 ulubiony sport. Pseudorugby bije na głowę poorbasket Euroligi itd. Oglądam stosunkowo od niedawna, ale Superbowl to już święto regularnie wpisywane w kalendarz, najbardziej “filmowa” liga także z powodów opisywanych przez Maćka wyżej.
Natomiast pełna zgoda dot. Wake-upów. Jest klasa, słowa uznania. Także dlatego, że Maciek pisał w off-season że taka formuła jest dla niego wyczerpująca, ale odpowiedział, wrócił, szacun.
Teraz Lilard sprzedaje nie pierożki – tylko porażki.