Dniówka: Game 7 w Cleveland

3
fot. NBA League Pass

Do piątku, w całej wcześniejszej historii NBA tylko Michael Jordan zdobył ponad połowę punktów drużyny w meczu mogącym zamknąć serię. W Game 6 finałów 1998 rzucił 45 z 87 Chicago Bulls, dając im ostatnie mistrzostwo.

Donovan Mitchell walczy dopiero o przepchnięcie swoich Cleveland Cavaliers przez pierwszą rundę, ale właśnie dołączył do MJa. Rok temu zawiódł jako lider, kiedy szybko odpadli z playoffów. Teraz dał z siebie wszystko próbując zapewnić im awans. Wziął zespół na swoje barki w Game 6 i ciągnął ofensywę drużyny. Niestety nawet jego 50 punktów nie wystarczyło do zwycięstwa, dlatego dzisiaj dalej grana będzie jeszcze pierwsza runda.

Pod względem procentu punktów całego zespołu nawet przebił Jordana, ale równocześnie został pierwszym w historii, który ma już na swoim koncie dwie wyjazdowe porażki w playoffach z dorobkiem 50 punktów.

W Game 5 Cavs wreszcie zaprezentowali lepiej zbilansowany atak, do którego włączyło się kilku graczy i udało im się wygrać. Teraz Mitchell był strasznie osamotniony.

Mitchell: 50 punktów, 22/36 z gry (22 celne rzuty to rekord tych playoffów, 18 z nich zanotował w paint)
reszta drużyny: 46 i 20/50 (a można to jeszcze rozbić na – Darius Garland 21 10/17, pozostali 25 10/33)

Jedynie Darius Garland był jeszcze w stanie cokolwiek trafić, ale do czasu, przez pierwsze trzy kwarty. W czwartej Mitchell został już zupełnie sam. Tylko on był wtedy w stanie umieścić piłkę w koszu, co sprawiało, że atak Cavs stał się jeszcze bardziej przewidywalny. Zdobył 18 punktów, podczas gdy jego koledzy spudłowali wszystkie 6 rzutów, a do tego cała drużyna zanotowała 7 strat. I znowu nie dobili do stu punktów (w sumie 100 osiągnęli ledwie dwa razy w ostatnich 11 meczach playoffów).

Orlando Magic tymczasem wreszcie doczekali się bardzo dobrego występu zarówno od Paolo Banchero i Franza Wagnera, a do tego jeszcze z pomocą przyszedł gorący na dystansie Jalen Suggs. Ten tercet w czwartej kwarcie miała tyle samo punktów co Mitchell, a w całym meczu uzbierali 75, czyli więcej niż dwaj najlepsi strzelcy gości.

Skończyło się kolejną wygraną gospodarzy. To już 6-0 w serii dla drużyny grającej przed własną publicznością, a teraz wracamy do Cleveland. Tak więc Cavs będą mieć tę dotychczas decydującą przewagę. Tylko czy Mitchellowi wystarczy sił, żeby ponownie pociągnąć swoją drużynę? W końcu od dawna nie jest w pełni zdrowy, zmagając się urazem kolana, co odbija się na jego dyspozycji. W serii ma duże kłopoty ze skutecznością i w tym ostatnim meczu dalej pudłował z daleka, ale rekompensował to agresywną grą do pomalowanego. Ale też przed Game 6 miał dwa dni przerwy i to najwyraźniej pomogło. Dał z siebie wszystko, grał prawie 42 minuty, oddał 36 rzutów. Ile jeszcze jego kolano wytrzyma? Dzisiaj koledzy muszą mu dużo bardziej pomóc, to jednak nadal od niego będzie się oczekiwało, że stanie na czele Cavs.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułPhoenix Suns cały czas debatują nad przyszłością Franka Vogela
Następny artykułLate-Night: Orlando to ma, nie ma

3 KOMENTARZE