Dniówka: Coach Spo

2
fot. NBA League Pass

Przez ostatnie 13 lat Erik Spoelstra już po raz szósty zameldował się ze swoją drużyną w ostatniej fazie rozgrywek. I co bardzo istotne – z tą samą drużyną. Tylko Gregg Popovich ma dłuższy staż od niego.

Pat Riley od samego początku mocno wierzył w swojego coacha i nawet naciski LeBrona Jamesa, czy bolesna porażka w Finałach 2011 tego nie zmieniły. Z perspektywy czasu oczywiście wiemy, że miał rację. Przecież to wielki Pat Riley, który jak mało kto zna się na koszykówce NBA i może zaraz zdobyć swój 10 mistrzowski pierścień. Ale z perspektywy chociażby niedawnej karuzeli trenerskiej, widać jak było to wyjątkowe podejście. W większości drużyn to by nie przeszło, bo nawet trenerzy z mistrzowskimi pierścieniami szybko tracą pracę. W większości drużyn managerowie ulegają presji gwiazdorów i oczekiwań, dlatego po rozczarowującym sezonie czy dotkliwej porażce w playoffach chętnie sięgają po to najprostsze posunięcie, jakim jest zmiana coacha.

Tymczasem zanim Spoelstra potwierdził swoją wartość, było wiele momentów, w których mógłby zostać zwolniony. Wiele momentów, kiedy tego zwolnienia wręcz oczekiwano. Przecież gdy stworzono Wielką Trójkę i z miejsca Miami Heat stali się głównym faworytem do tytułu, 40-letni Spo nie wydawał się być odpowiednym trenerem dla tego gwiazdorskiego składu. Miał za sobą tylko dwa sezony jako główny szkoleniowiec i jeszcze żadnej wygranej serii w playoffach, a nagle miał poprowadzić drużynę do mistrzostwa. Brakowało mu doświadczenia w tej roli, choć oczywiście nie brakowało mu doświadczenia w NBA, bo przecież wszyscy pamiętamy tę świetną historię o drodze jaką przeszedł z video-roomu w Miami.

W połowie lat 90-tych wiele nocy spędził w klubowym biurze, przygotowując taśmy dla Rileya, a potem przez kolejne wiele lata pracował jako asystent (Rileya i Stana Van Gudy’ego), z czasem zamieniając pokój wideo na salę treningową i zajmując się rozwijaniem zawodników. Pomagał między innymi młodemu Dwyane’owi Wade’owi. W roli asystenta zdobył swoje pierwsze mistrzostwo w 2006, a dwa lata później doczekał się awansu na stanowisko head coacha.

Ale jeszcze zanim przeszedł szkołę Rileya i przesiąknął tą legendarną kulturą Heat, już wcześniej właściwie wychowywał się w NBA, ponieważ jego tata pełnił różne role managerskie i kierownicze w kilku drużynach. John Spoelstra najdłużej pracował w Portland Trail Blazers, przez większość lat 80-tych i to właśnie w Portland Erik dorastał. Często towarzyszył ojcu na meczach rozgrywanych w Memorial Coliseum, zaskakując go swoimi celnymi spostrzeżeniami, a kiedy grał jako rozgrywający University of Portland, pod swoje skrzydła wziął go ówczesny trener Blazers Rick Adelman. Choć wtedy jeszcze Spoelstra nie myślał o trenowaniu, bo marzyła mu się kariera zawodnicza. Goniąc za tymi marzeniami wyjechał do Niemiec, gdzie w drugoligowym TuS Herten dostał posadę grającego trenera. Spędził tam dwa lata, po czym problemy z plecami zmusiły go do poddania się operacji. Wrócił do Stanów i dostał propozycję od Heat. Dołączył do drużyny tuż przed pojawieniem się tam Rileya, który szybko docenił jego pracowitość i koszykarski umysł.

Po wielu latach współpracy Riley dobrze wiedział komu powierza prowadzenie drużyny. Miał pewność co do zdolności Spo i był przekonany, że sobie prowadzi, ale musiał jeszcze przekonać do tego LeBrona. Pamiętamy jak na początku ery Big3 niemal każda decyzja trenera była brana pod lupę, a nawet najmniejsze jego spięcie z Jamesem stawało się głównym tematem dyskusji. Panowało przekonanie, że tylko kwestią czasu jest powrót Rileya na ławkę. I nie były to tylko medialne spekulacje, bo też sam James chciał tego. Presja była ogromna, a kiepski start sezonu (9-8) wydawał się tylko potwierdzać, że Riley musi przejąć stery. Ale Pat trzymał się swojego trenera i nie zwątpił w niego nawet po Finałach, w których Rick Carlisle ewidentnie ograł Spo. Choć tamta porażka wydawała się wręcz krzyczeć o zmianę i sięgnięcie po sprawdzonego coacha.

Spo został. Wyciągnął wnioski, dokonał usprawnień taktycznych, znajdując sposoby na lepsze zintegrowanie gwiazdorów i zapracował na szacunek Jamesa. Udowodnił, że jest świetnym trenerem prowadząc Heat do dwóch kolejnych mistrzostw. Choć nawet wtedy jeszcze nie wszyscy byli co do niego przekonani, bo przecież miał “ułatwione zadanie” z tak gwiazdorskim składem i najlepszym zawodnikiem. Dlatego nawet kiedy w drodze po drugi tytuł Heat zanotowali drugą najdłuższą w historii serię 27 zwycięstw i ustanowili klubowy rekord z 66 wygranymi, Spoelstra nie został nagrodzony tytułem Coach of The Year. Wybrano George’a Karla. Heat mieli MVP.

Jego trenerskie umiejętności były deprecjonowane, ale w Miami dobrze zdawali sobie sprawę z wartości Spoelstry, dlatego kiedy w kolejnych latach drużyna przeszła gruntowną przebudowę, zmieniło się niemal wszystko poza trenerem. Pozostał na swoim stołku nawet kiedy nie zrobili playoffów mając jeszcze Wade’a i Chrisa Bosha, albo gdy na początku 2017 roku Heat mieli fatalny bilans 11-30 (potem poszli w 30-11). Przez pięć lat tylko dwa razy byli w playoffach i ani razu nie przeszli pierwszej rundy. Ale nikt nie winił trenera, który kombinował jak się da, próbując wycisnąć jak najwięcej ze swoich zawodników. Riley wiedział, że musi zapewnić mu lepszy skład, nowego gwiazdora i gdy wreszcie udało im się zdobyć Jimmy’ego Butlera, już w pierwszym sezonie z nim awansowali do wielkiego finału. Rok temu jednej celnej trójki Butlera zabrakło, żeby wygrali Wschód, a teraz są już tylko trzy zwycięstwa od mistrzostwa.

Te playoffy są prawdopodobnie największym osiągnięciem dotychczasowej kariery Spo i to niezależnie od tego, jak się zakończą. Nikt nie spodziewał się, że ten zespół można zaprowadzić aż tak daleko. I nie chodzi tylko o to, że dotarli do Finałów z ósmego miejsca, ale dotarli tu ze składem, który zupełnie nie wyglądał na kontendera. Oczywiście można wskazywać, że to niemal ta sama drużyna, która w zeszłym roku była jedynką Wschodu i grała w Game 7 finałów konferencji, ale teraz nie mają już w pierwszej piątce doświadczonego PJ Tuckera, zdobywający średnio 20 punktów Tyler Herro wypadł z gry już w pierwszym meczu playoffów, a kontuzjowany jest też Victor Oladipo, który rok temu był ważnym rezerwowym. Teraz nie mieli już tak udanego sezonu jak poprzedni, musieli sobie poradzić w wieloma problemami i rozczarowaniami, a mimo to Spoelstra utrzymał jedność zespołu i wiarę w sukces. Nie pozwolił im się poddać, a w playoffach znowu udowodnia jak świetnie potrafi przygotować drużynę i wygrywać koszykarskie szachy. Sprawia, że teoretycznie dużo silniejsi rywale w zderzeniu z Heat zaczynają się gubić i tracić pewność siebie. Umiejętnie ich rozpracowuje, szukając słabości, równocześnie wykorzystując mocne strony swoich zawodników. Nie ma do dyspozycji wielkich talentów, co na każdym kroku jest podkreślane przy wyliczaniu ilu w Heat jest undrafted graczy, ale ma grupę zadaniowców, z którymi pracuje od dawna, którym pomógł się rozwinąć i którzy są gotowi walczyć na całym parkiecie, wykonując powierzone im zadania. Ma też fantastycznego lidera i doświadczonych weteranów, co razem tworzy zgrany kolektyw pod szyldem #HeatCulture.

Po 28 latach spędzonych w Miami i 15 w roli głównego trenera, #HeatCulture = Spoelstra.

Dziś już bezsprzecznie jest jednym z absolutnie najlepszych trenerów NBA, ale nadal jeszcze nie ma na półce statuetki Coach of the Year. Zamiast tego może mieć za chwilę trzeci pierścień.

Poprzedni artykułWake-Up: Wakacyjne tematy
Następny artykułFlesz: COACH OF THE YEAR 2023

2 KOMENTARZE

  1. I paradoksalnie, Spoelstra ma szansę wygrać ten pierścień w stylu Mavs z 2011 roku, którzy półstrefą Caseya sprawili że Lebron wyglądał jak zagubione dziecko. Wielki Jimmy Buckets w ostatnich latach kariery otoczony niedraftowanymi rolsami, oraz spranymi weteranami na których już dawno postawiono krzyżyk. Zespół w który nikt nie wierzył.
    Chwilo trwaj, narracjo rośnij!

    0