Flesz: Smooth Operator

8
fot. NBA League Pass

Gorsze położenie na boiskach do koszykówki, niż bycie jeden na jeden na lewym bloku z Joelem Embiidem samemu. Samemu – raz po raz po raz. Czy istnieje?

Leczący kontuzję James Harden siedział w niedzielny wieczór na ławce w Wells Fargo Center w Filadelfii i ubrany w mięciutki zielono-morski, kreszowy dres oglądał, jak dwukrotny – w 2021 i 2022 roku – runner-up do nagrody MVP Joel Embiid miękko, ale zdecydowanie dominuje największą rewelację i jeszcze do wczoraj niespodziewany nr 1 team w Konferencji Zachodniej.

Oglądał, jak jeden człowiek dominuje mecz na kilka posiadań, ale kolejnych po sobie akcjach w ataku, w obronie, znów w ataku i to znów w obronie. To nie był Ja Morant i jego 49 punktów, nie był to nawet Steph Curry i jego 47-8-8. To był zwłaszcza w drugiej połowie mecz 28-letniego Kameruńczyka na 59 punktów – w tym 26 z 27 jego składu w czwartej kwarcie – 11 zbiórek, 8 asyst i 7 bloków w wygranej 105:98 z Utah Jazz. Nikt inny w historii ligi nie miał takiego meczu. Nie liczono wtedy bloków, ale Wilt nie podawał tak, kiedy rzucał tyle. Umiał zrobić tylko jedną rzecz, albo drugą. Russell nie był nawet blisko. O jumpshotach obu lepiej nie wspominajmy. Rekord Hakeema to tylko 52 punkty.

I był to mecz w back-2-backu. Bo dopiero co w sobotę rzucił 42 punkty, miał 10 zbiórek i 6 asyst w delikatnej dominacji na trzeciej drużynie Wschodu w tym młodym sezonie.

Embiid przejął i zabrał niedzielny mecz z Utah punktowaniem ponad podwojeniami, asystami ponad potrojeniami i blokowaniem rzutów ponad wszystkimi.

Z Hall-of-Fame timingiem ponad kłopotami z kondycją.

Z wyrazami uznania dla Nikoli Jokicia – najbardziej dominujący center w lidze od czasów Shaquille’a O’Neala, jeden z najlepszych w historii. Najlepszy strzelec poprzedniego sezonu, pierwszy od dwudziestu lat center.

Ubrany cały na biało – koszulka “City Edition” z tym łamańcem na przedzie “Brotherly Love”, białe spodenki, białe sleevy na łydkach i białe buty na stopach – skandowanie “MVP” usłyszał na początku czwartej kwarty. Dopiero wtedy zrobił jednak coś, czego żaden inny center w lidze i żaden w historii przy warunkach 213 cm i 127 kg tak miękko zrobić nie potrafił i nie potrafi. O’Neal to był inny dialekt, konkretna, ale prostsza rozmowa.

Embiid, ustawiony za linią wolnych, niedaleko po prawej stronie, zamarkował jumper, żeby ruszyć w prawo i zakozłować. Ale to zdanie napisał kryjący go wtedy Rudy Gay.

Bo Joel tylko zamarkował dłońmi, biodrami i ramionami cały ruch w prawo, ale, jakby cały czas w jednym, smukłym, miękkim ruchu poszedł w lewo, zrobił kozioł i oddał jumper, który trafił.

Był remis. Nie był remis minutę później, gdy już Jazz potrajali go na wprost kosza, ale wyczekał i po prostu poszedł dwutaktem przez Kelly’ego Olynyka, żeby delikatnym layupem doprowadzić do 86-86 na 9 minut przed końcem. Za moment, w następnej akcji, zniszczył pod koszem Jordana Clarksona blokiem o deskę. Za chwilę, już w ataku, znowu miękko, poszedł tym razem w prawo przodem do kosza na szczycie i zachował balans, przy którym Mr O’Neal połamałby się – a Embiid trafił tylko jumper z odchylenia. Za kilka sekund zdjął pod koszem Talena Hortona-Tuckera, jakby ten po zmroku zabłądzić. Nie było nawet formy osobowej. To nie byłem ja, myślała ofiara tego bloku.

Wszystko to trwało do późna w nocy, do ostatnich minut czwartej kwarty. Publiczność buzowała, gdy dobijał do 50, gdy blokował Collina Sextona, gdy mijał Lauriego Markkanena i miał już 21 z 22 punktów 76ers w czwartej kwarcie. Zaraz w obronie niby był na Olynyku w lewym rogu, a właśnie zdejmował nad obręczą Markkanena, znakomitą pomocą, timingiem, ale i ekwilibrystyką w ułożeniu dłoni, tak żeby nie dotknąć obręczy, nie popełnić błędu.

Był wyczerpany z sił, gdy mecz był cały czas na styku, gdy Tobias Harris i Tyrese Maxey nie mogli trafić nawet layupu, więc wrócił się najszybciej ze wszystkich do obrony za Sextonem i zdjął go w kontrataku. Nie było tutaj finezji, tylko wysiłek.

Jego jumper ze szczytu dał Sixers pięć punktów przewagi na minutę przed końcem. Było cały czas pięcioma, gdy pół minuty później zdecydował się na fadeaway za 3, żeby dobić do 60 i była to chyba jedyna rzecz, która w niedzielę mu się nie udała.

Dziś oglądamy w NBA połączenie umiejętności Hakeema Olajuwona z masywną siłą O’Neala. Oglądamy od lat dominację na bloku, częściej już przodem do kosza, oglądamy szejki niedostępne innym, podwójne fejki, eurostepy na jedną i na drugą nogę, oglądamy najmiększy nadgarstek, jaki wyobrazić sobie można przy tym wzroście, ale przede wszystkim timing, talent, czucie kto jest otwarty pod koszem, kto grozi pod swoim. Miękkość ruchu. Wszystko to pamiętamy łapał bardzo szybko przez rok w Kansas, był wielki już w czwartym roku gry w koszykówkę. Fenomenalny gracz, którego powstrzymać może tylko to, co od lat dzieje się w jego klubie.

Jest już 39 stron w tagu “Joel Embiid” na naszej stronie. Jednym z pierwszych tekstów był ten Sebastiana pt. “Nowy Hakeem z Kansas”. Pamiętam, nie potrafiłem uwierzyć w jego postępy, gdy wtedy widziałem go najpierw na początku sezonu w listopadzie, a potem w styczniu, już gdy w grudniu zrobił “Dream Shake”. Dziś ten shake nie wygląda nawet imponująco, bo oglądamy go od lat. Od tego czasu nauczył się tyle, że wciąż trudno uwierzyć, że ktoś tak duży potrafi tak grać. Ponoć pokażesz mu i umie. Czasem tylko powstrzymują go jego warunki, ale i to najczęściej nie okazuje się przeszkodą.

Czy był kiedykolwiek bardziej utalentowany gracz na tych boiskach? Talent, jako warunki fizyczne do gry i łatwość przyswajania sobie umiejętności.

Nie wydaje mi się.

Poprzedni artykułWake-Up: Dominujące 59 punktów Embiida. Garland rzucił 51, ale Cavs przegrali
Następny artykułGiannis do Ibaki o Victorze: Ile jeszcze chcesz grać w NBA?

8 KOMENTARZE

    • Maciek ma chyba po prostu swoją definicję talentu, na którą składa się przede wszystkim to, co wrodzone czyli warunki fizyczne, koordynacja ruchowa, naturalne (nie wyuczone) rozumienie gry itd. – pakiet, który dostajesz niejako na wejściu i w tym sensie faktycznie Joel czy Giannis są bardziej utalentowani niż Michaele i inne Stephany, u których, to co wypracowane przeważa chyba nad tym, co z góry dane.

      0