Milwaukee Bucks nie obronią tytułu.
Będziemy mieć nowego mistrza, ale na pewno nie będą to Phoenix Suns, bo oni też nie wrócą do finałów.
Zeszłoroczni finaliści właśnie rozpoczynają wakacje.
Dla obu drużyn jest to rozczarowujący finisz, ale znacznie boleśniejsza porażka dla Suns. I nie chodzi tu tylko o to, jak zostali ośmieszeni przed własną publicznością w Game 7. Przez cały sezon byli zdecydowanie najlepszą drużyną NBA. Znajdowali się na misji, żeby wreszcie sięgnąć po puchar, którego byli tak blisko w poprzednich playoffach. I jeszcze na początku serii z Dallas Mavericks wszystko układało się po ich myśli. Devin Booker był już zdrowy, a Chris Paul pozostawał jednym z najlepszych zawodników tych playoffów.
To było niespełna dwa tygodnie temu, ale pamiętacie jeszcze Pointa Goda i że to były jego playoffy? Poprowadził Suns pod nieobecność Bookera w pierwszej rundzie, fantastycznie przejmował kolejne czwarte kwarty i zrobił to ponownie w Game 2 półfinałów Zachodu. Bezwzględnie atakował Lukę Doncica, aż 14 ze swoich 28 punktów rzucił w pierwszych sześciu minutach czwartej kwarty i Suns zanotowali drugie zwycięstwo.
Do tego momentu Paul szedł po swoje upragnione pierwsze mistrzostwo.
Potem seria przeniosła się do Dallas, w dzień trzeciego meczu CP świętował swoje 37. urodziny i nagle te playoffy się dla niego skończyły. Nagle cała magia prysła. Jakby to była jakaś bajka i wraz z urodzinami mijał czas trwania czaru – księżniczka znowu zamieniał się w kopciuszka. Z weterana, przeważającego swoim wyrachowaniem i doświadczeniem, stał się staruszkiem, który nie potrafi poradzić sobie z fizycznością młodszych rywali.
Pierwsze 10 meczów Paula: 22.6 punktów przy 58% z gry i 9.9 asyst.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Nie można wykluczyć że rzeczywiście CP3 mial problemy z nogą. Ale…
…jeśli jako druzyna opierasz swój plan na mistrza na zdrowiu 37-latka, który ma dluga historie kontuzji w playoffach, no to sorry, ale sam się prosisz o kłopoty.
Mozna by dużo pisać o Suns i o tym jak w zeszłym roku mieli ścieżkę do finałów w zwiazku z kontuzjami rywali a w tym w koncu trafili na zdrowych przeciwnikow (choć Pelicans byli bez Ziona). Ale nie ma co kopać leżącego. Teraz przed Suns trudne decyzje. Trzeba coś zrobić z Aytonem. Nie wierzę aby wrocil do Suns stąd trzeba znaleźć kogoś kto w zamian da ludzi do grania na teraz.
CP3 przypomina trochę Agnieszkę Radwanka. Niby gwiazda, zawsze w Topie, raz nawet w finale (Aga raz w finale Wielkiego Szlema) ale na koniec kariery spory niedosyt.
Może nie rozumiem dzisiejszej NBA, wychowałem się na baskecie lat 80 i 90 tamtego wieku. Ale przypadek Suns to dla mnie, coś czego nie potrafię przyrównać do niczego innego. Taki zjazd w 2 tygodnie? I nie chodzi tylko i wyłącznie o Paula. Przecież to była maszyna, rotacja 9-10 graczy. Wiem, były kontuzje Ale kto ich nie miał. Nie rozumiem, wszyscy się posypali. Zbiór słabych psychicznie graczy, nie wierzę. Materiał na pracę naukową. Chętnie bym przeczytał. Trener roku, 2-3 obrońca sezonu, snajper który pukał po tytuł najlepszego gracza sezonu, generał parkietu, center który uważa że jest wart maxa. Dobra ławka. Co poszło nie tak. Może lepiej nie drążyć.
Bucks zabraklo Chrisa, nie mówię, że z nim pchnęli by Boston Ale przynajmniej byłaby dogrywka. Biali strzelcy się nie sprawdzili.
Jak oglądam NBA od “Hej!Hej! tu NBA!” to nie pamiętam takiego zjazdu drużyny w tak krótkim czasie. Monstars ze “Space Jam” wyssały mojo, czy co? No proszę ja ciebie. Kibicuje od lat CP3, aby zdobył tytuł, no byłem pewny, że ten sezon to this is it. No WTF. To temat na rozprawę doktorską, którą też bym z chęcią przeczytał.
Kibicowałem SUNS, bo zacząłem kibicować CP3 jak poszedł do OKC. Sam z dzieciakami zrobił w RS 5 miejsce i przegrał z Houston w 7. Wcześniej go nie znosiłem, nie mogłem patrzeć na Lob City. Obejrzałem w RS na żywo z 50 meczów SUNS, a skończyło się tak, ze poszedłem spać w czasie Game 7. To ich wina, CP3, Bookera i innych Aytonow, Bridgesow, TRENERA, ze olalem TEN mecz. Ja, prawdziwy kibic: 1) Bad Boys 89/90 2) SUNS w 1992, 3) BULLS 96/98 i RODMANA od zawsze, 4) PISTONS w 2004, 5) BOSTON w 2008, 6) OKC w 2012, 7) DURANTA w 2017/2018, 8) MIAMI w 2020 no i SUNS 2021. Jak widać nie NIGDY nie kibicowałem LAKERS, LEBRON i SPURS, a faworytom tylko z uwagi na sympatie do zawodnika ( RODMAN/DURANT ). I nigdy się nie zawiodłem. Az do dzisiaj, bo dzisiaj po raz pierwszy w moim kibucowskim życiu zostałem OSZUKANY.
Ale żeby nie było tak smutno to 2 tygodnie temu w pewniej dziurze w Hiszpanii spotkałem Filipe, lat 64, Hiszpan, ale mieszkał LA do 2000 i zaczęliśmy gadać o NBA. I tak od słowa do słowa doszliśmy do finałów 1989 i się zaczęło wymienianie zawodników takich jak: 1) Vinnie Jahnson, 2) John Sailey, 3) Mark Aguirre, nie wspominając o pierwszych piątkach. A on ciagle swoje: SHOWTIME, SHOWTIME, i dopiero jak powiedziałem BILL LAIMBEER, to przestał😂. To była WALKA, a dzisiaj było PHOENIX: drużyna bez ambicji i woli walki…
Chris Pal? Krzyś Połl? Michał Pol? Jak to się k*rwa wymawia?
#teamalvarado
Tak sobie mysle, ze SUNS zabrakło charakteru. Tak to jest jak się dochodzi do NBA Finals, bez choćby jednej przegranej serii PO…
Czyli mądry Chris Paul chciał nauczyć tych swoich yougbloods poprzez doświadczenie porażki i teraz już w przyszłym roku będą gotowi na tytuł. Smart, Marcus Smart. To jednak naprawdę jest point god.