Flesz: LeBron umiera za poziom koszykówki w stanie Kalifornia

5
fot. NBA League Pass

Tak, to naprawdę on.

Trudno było po tygodniu oglądania bardzo dobrych meczów sezonu regularnego w Konferencji Wschodniej nie być ignorantem i nie chcieć naprawdę wyłączyć “meczu” soboty Golden State Warriors i Los Angeles Lakers o piątej rano w Polsce (116-124) już w pierwszej kwarcie.

Jedno z moich-moich ulubionych powiedzeń, czyli “koszykówka nie jest taka zła, dopóki jej nie oglądasz”, zyskuje tutaj dodatkowy wymiar w postaci tła, czyli meczów Miami z Milwaukee czy Milwaukee z Chicago, czy szczerze mówiąc każdego meczu, który widziałem od ostatniego meczu Lakers. Tam na szczęście grał jednak też Luka Doncić.

Steve Kerr zapytany po pierwszych dwunastu minutach gry przez Lisę Salters z ESPN o ocenę obrony Warriors tylko potrząsnął głową, westchnął i powiedział “It’s just a pick-up game”.

I nie można było temu dodać nawet “glorified pick-up game” – czy to ostatnie miałoby być ironią, czy nie.

Warriors są 2-8 w ostatnich 10 meczach.

Lakers są 28-35 w całym tym sezonie.

Do końca sezonu regularnego pozostał już tylko jeden miesiąc.

Albo gdy na starcie trzeciej kwarty Klay Thompson spo koj nie biegnie sobie do kontrataku prawym skrzydłem, jest niepilnowany, dostaje podanie i rzuca za trzy.

LeBron James i Lakers ostatecznie wrócili oczywiście w czwartej kwarcie. W czwartej, bo ich rywalem byli odwrócony Stephen Curry i wywróceni Warriors, ale to wciąż był mikroball, a nie ma nic gorszego w NBA niż źle grany mikroball. I to nawet gdy nazywasz się John C. Reilly i siedzisz w pierwszym rzędzie Staples Center i jesteś prawdopodobnie na zapotekach. Reszta ludzi siedzi znudzona i patrzy się w swoje telefony jak Hamzy Mukbang je koreański street food, bo jest to zwyczajnie ciekawsze (jest, przysięgam).

Bez Anthony’ego Davisa, bez Draymonda Greena, czy nawet bez Jamesa Wisemana, jedynym wysokim graczem w sobotnim meczu koszykówki był Kevon Looney. Zawsze czuje się nieswojo, gdy najwyższy zawodnik na boisku jest mojego wzrostu, a kolektywna aktywność i ruch stóp w obronie przypomina mi moją w niedzielę rano pod stołem, przy którym siedzę. James mógł przez to robić w ataku co chciał – season-high 56 punktów – i próbował ratować to wszystko, jednocześnie raczej wiedząc w czym uczestniczy, dlatego w czwartej kwarcie siedział na ławce dwa krzesełka obok mniej spoconych Austina Reavesa i DJ’a Augustina, którzy biegali z nim po boisku w meczu koszykówki w marcu dla najbardziej utytułowanej drużyny w historii historii.

Mikroball to iluzja koszykówki. Iluzja mikroballu to pułapka.

Widzieliśmy jak fatalnie potrafił być grany w playoffach 2021 przez Houston Rockets – gdy nie pracujesz w obronie i nie zbierasz w obronie razem i wszystko dla przeciwników jest łatwe – a widzieliśmy też jak znakomicie potrafił być grany w dwóch wygranych seriach ostatnich playoffów przez Clippers Tyronna Lue. Tylko, że naprawdę cichą historią tego sezonu jest to, że nikt poza Clippers nie umie grać mikroballu dobrze i jest to jedno z małych rozczarowań. Utah Jazz próbowali, ale Rudy Gay nie wytrzymał.

Mikroball z naszywką “Don Nelson” to romantyczna historia, ale dziś już parodia, jak sam Don, od kiedy liga obniżyła przez dziesięć ostatnich lat głowy i podobnych meczów jest zdecydowanie więcej niż było w roku “We Believe”. A nawet tamten skład przecież jednak ostatecznie stanął na wysokości zadania i Al Harrington nigdy nie bronił tak dobrze jak w tamtej serii z Dirkiem Nowitzkim. Zanim został rozjechany przez frontcourt Kirilenko-Boozer-Okur z młodym Paulem Millsapem z ławki.

Mikroball bez zmian krycia, uprawiany przez Lakers, to już kompletna, trenerska porażka.

Po to masz na boisku Jamesa, jako centra obok niskich graczy podobnego wzrostu, żeby za wszelką cenę trzymać rywali przed sobą, czyli switchować. Nie ma sensu tego przecież nie robić, skoro i tak nie masz wzrostu pod koszem, na który mógłbyś naprowadzać rywali. Zmiany krycia to 101 mikroballu – wie o tym nawet Nelson.

Russell Westbrook dryblujący wokół pola trzech sekund, bo boi się mocniej chwycić piłki i wyjść w górę to tragedia rozgrywająca się na naszych oczach od kilku spotkań. 37-letni James i 33-letni Steph Curry nie potrafiący nagle dźwignąć swoich drużyn, to już niemal jak klif w Międzyzdrojach i “Champagne Supernova” w słuchawkach.

Nie powinienem dziś rano, zwłaszcza tu w tym miejscu, myśleć o tym czy ktoś mógłby zrzucić coś na koszykarską Kalifornię, na przykład klasę, także dlatego, że Clippers są w tym stanie i Davis (raczej na pewno), Green (raczej) czy Wiseman (kto wie) mogą jeszcze w tym sezonie wrócić i dać tym składom lepszy, mocniejszy wyraz, gdy obręcz się trzęsie po wsadach czy zmieniana jest trajektoria rzutów rywali przy koszu.

To co grane jest teraz przez Lakers i Warriors nie jest dobre. Taka koszykówka nie wygrywa i nie wygra, i jestem pewien, że widać to nawet w highlightach z tego meczu.

To jest także jeden z tych postów, których, naprawdę, specjalnie nie lubię od razu po ich napisaniu, bo wynoszę się wtedy i wsiadam na tzw. wysokiego konia i oceniam koszykówkę i smagam te drużyny jakbym miał dostęp do Bogów. Nie oczekuję też kwiatów, tylko mówię, że na tle reszty ligi to jest żart, i to nie po grzybkach.

Lakers i Warriors to są dwie słabe w tym momencie drużyny i żadna z nich nie jest dziś materiałem na playoffy, o drugiej rundzie playoffów nie mówiąc.

Jest bardzo mało czasu, żeby to zmienić.

Poprzedni artykułFlesz: Luka minął LeBrona i Stepha, rewelacja przyszła znad Potomaku
Następny artykułWake-Up: Memphis na #2 na Zachodzie, 56 punktów Jamesa

5 KOMENTARZE

  1. Robiłeś kiedyś kimchi Maćku? Jakiś miesiąc temu mówiłeś żeby nie kupować kimchi w Lidlach, a jedynie ewentualnie robić. Ja od dwóch lat kimchi robię i nie wiem nawet czy to ma coś wspólnego z kimchi, bo mi szkoda w dyskontach płacić 6 złotych za mały słoiczek dla porównania.
    Wiola kosztowała kimchi z polskich sklepów i mówiła, że niektóre są ok.

    0
  2. Również na tych łamach, jako rozwiązanie na wszystko było przedstawianie podejście “zejść niżej, grać niżej, niski lineup” jakby nie zauważając, że póki co mamy 1 Draymonda Greena, mogącego grać w ten sposób na pozycji “centra”.

    0