Wake-Up: Koniec świątecznej magii

4
fot. NBA League Pass

NBA przyszła z prezentami w pierwszy dzień Świąt i było zaskakująco ciekawie. Ale minionej nocy już zabrakło tej świątecznej magii. Wróciliśmy do smutnej, zdziesiątkowanej protokołami ligi i obejrzeliśmy niemal same jednostronne pojedynki. Z ośmiu rozegranych meczów, tylko ostatni wszedł w crunch time. Były ze to imponujące zwycięstwa i dwie drużyny rozstrzelały się na aż 144 punkty.

Orlando @ Miami 83:93 G.Harris 20 – H.Butler 17/11z
Toronto @ Cleveland 99:144 Y.Watanabe 26/13z – K.Love 22/9z
Philadelphia @ Washington 117:96 J.Embiid 36/13z – S.Dinwiddie 17
Memphis @ Sacramento 127:102 D.Bane 28 – T.Haliburton 18
New Orleans @ Oklahoma City 112:117 J.Hart 29/10z – S.Gilgeous-Alexander 31
Detroit @ San Antonio 109:144 H.Diallo 28 – K.Johnson 27
Indiana @ Chicago 105:113 C.LeVert 27/9a – Z.LaVine 32
Denver @ LA Clippers 103:100 Jokić 26/22/8 – E.Bledsoe 18/10a

1) Najciekawiej było w Los Angeles, gdzie grający w rezerwowym składzie Clippers odrobili 17-punktową stratę. W trzeciej kwarcie przejęli prowadzenie zaliczając run 26-5. Denver Nuggets dopiero co przegrali poprzedni mecz tracąc wysokie prowadzenie i zanosiło się na powtórkę, ale tym razem już nie oddali rywalom kolejnego meczu w prezencie. Uratowali się na finiszu. Austin Rivers miał ważną trójkę na niespełna dwie minuty przed końcem, Nikola Jokić trafił wolne, a Brandon Boston Jr. spudłował rzut na dogrywkę.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

4 KOMENTARZE

  1. Ale fajnie widzieć, że Kevin Love odzyskał radość z gry i od razu idzie to w parze z jakością. To chyba dla niego idealny zespół. Bez wielkich oczekiwań, bez wielkich gwiazd, żadnej presji, on weteranem, gra sobie co parę dni w koszykówkę ze swoim ziomkiem Rubio i bandą fajnych, młodych łepków. A po meczu, gdzieś pod autokarem palą sobie jointy. Życ, nie umierać.

    0