Pelicans powinni przehandlować Ziona

9
fot. AP Photo

New Orleans Pelicans byli największymi przegranymi początku sezonu, bo rozgrywki nawet na dobre się nie rozkręciły, a już im uciekły. Po 13 meczach mieli na koncie tylko jedno zwycięstwo. Potem jednak wygrali połowę z kolejnych 12, a Zion Williamson powoli szykował się do powrotu, więc jeszcze była jakaś nadzieja na odbicie i uratowanie tego sezonu. Tym bardziej, że rywale walczący o ostatnie miejsca w Play-In też mieli swoje problemy i pozostawali w zasięgu Pelicans.

Ale teraz to już naprawdę koniec.

Zion zaliczył regres w rehabilitacji. Cały czas odczuwa ból w operowanej w wakacje stopie, dlatego zamiast wejść w ostatni etap przygotowań do gry, jego obciążenie treningowe na dłuższy czas zostanie zmniejszone. Jeszcze kiedy na początku grudnia pojawiły się pierwsze doniesienia o bolącej stopie, w Nowym Orleanie panowało przekonanie, że to jedynie lekkie opóźnienie i nic, czym należy się specjalnie przejmować. Ale przecież według Pelicans on miał być już gotowy na pierwszy mecz sezonu… Więc skoro teraz nawet oni przyznają, że powrót Williamsona musi zostać odsunięty na dłuższy, nieokreślony czas, naprawdę musi być źle.

Może jeszcze Zion zagra w tym sezonie, ale już na pewno nie uratuje swojej drużyny, która w tym momencie znajduje się na samym dnie tabeli Zachodu. W Nowym Orleanie mogą przestać marzyć o Play-In i zapomnieć o szukaniu ewentualnych wzmocnień, bo i tak już nic nie ugrają. Teraz pozostaje im skupić się na przyszłości.

A ta przyszłość jest bardzo niepewna, bo opiera się na młodym gwiazdorze, który ma niewątpliwie ogromny talent, ale przez ponad dwa lata w NBA więcej czasu spędził na rehabilitacji niż na boisku. W debiutanckim sezonie leczył prawe kolano, teraz prawą stopę. Rozegrał 85 meczów, opuścił już 88 i ta liczba będzie rosła w najbliższych tygodniach. Dlatego pozostaje pytanie czy Zion poradzi sobie z problemami zdrowotnymi na starcie kariery podobnie jak Joel Embiid, czy może posypie się niczym Greg Oden?

Teoretycznie te obecne problemy mogą pomóc Pelicans zatrzymać Williamsona, dając im poważny argument w rozmowach o przedłużeniu debiutanckiego kontraktu. Jeszcze niedawno spekulowano, że nie podpisze on nowej umowy, a potem weźmie tylko ofertę kwalifikacyjną, żeby jak najszybciej stać się niezastrzeżonym wolnym agentem i uciec z Nowego Orleanu. W obecnej sytuacji wydaje się, że powinno zależeć mu na finansowym bezpieczeństwie i nie zostawi na stole ogromnych pieniędzy. Bo nawet mimo tych ciągłych kontuzji, nie musi się jeszcze martwić o brak maksymalnej oferty. Nawet gdyby w Nowym Orleanie mieli wątpliwości, to gdzieś ją na pewno otrzyma. W końcu to nadal dopiero 21-letni zawodnik z potencjałem super-gwiazdy. Co też potwierdził w poprzednim sezonie, kiedy został dopiero drugim graczem w historii zdobywającym średnio co najmniej 25 punktów przy skuteczności aż 60% z gry.

Ale nawet jeśli Pelicans przed kolejnym sezonem podpiszą nową umowę z Zionem, niepewność co do przyszłości drużyny wcale nie zniknie. Niepewność o zdrowie swojego gwiazdora, a także o jego etykę pracy. Nie można Williamsona obwiniać za kontuzje, ale nie pomaga sobie w utrzymaniu się przy zdrowiu, jeśli nie dba o swoje ciało. Według Tima MacMahona z ESPN, na tegoroczny obóz treningowy przyjechał ważąc o ponad 20 kilogramów więcej niż wynosi jego oficjalna waga (128kg). Ale nie tylko w tym względzie brakuje mu profesjonalnego podejścia. Dziennikarz z Nowego Orleanu Jake Madison pisał ostatnio na twitterze, że Zion opuszcza niektóre sesje rehabilitacyjne, a w zeszłym tygodniu przysypiał na sesji filmowej drużyny.

Czy mu zależy? Czy zacznie w końcu bardziej się starać? Z czasem pewnie dojrzeje, z czasem może będzie też zdrowy, ale to wcale nie musi wydarzyć się w Nowym Orleanie. Bo kolejnym ogromnym znakiem zapytania pozostaje to, jak długo będzie chciał tutaj grać? Przecież nawet podpisanie przedłużenia nie oznacza, że spędzi cały ten kontrakt w barwach Pelicans.

Czy jest więc sens pozostawać zakładnikiem Ziona?

Oczywiście nikt nie chce za szybko zrezygnować z młodego zawodnika, a już tym bardziej dobrowolnie oddać franichsie playera i zarazem jednego z najbardziej ekscytujących młodych graczy ligi. Dla drużyny to przecież żyła złota. Tylko czy Pelicnas są w stanie z tego swojego skarbu realnie skorzystać?

Ten najbardziej optymistyczny scenariusz – w którym Zion zapomina o problemach zdrowotnych i w kolejnych latach dogania swój hype, wyrastając na jednego z absolutnie najlepszych zawodników na świecie – nie zakłada, że spędzi długi czas w koszulce Pelicans. Przy pierwszej okazji ucieknie do Nowego Jorku, albo innego bardziej atrakcyjnego miejsca niż Nowy Orlean. A jako, że Pelicans cały czas nie są w stanie zbudować wygrywającej drużyny, stanie się to raczej wcześniej niż później.

Nie ma więc na co czekać. Tym bardziej, że czekając ryzykuje się spełnienie czarnego scenariusza, w którym ciało Ziona się posypie i za kilka lat tylko jego wielki kontrakt będzie przypominał o tym jak wiele od niego oczekiwano. Dlatego to dobry moment dla Pelicans, żeby się wycofać z tej niepewności i ciągłego zamieszania. Pogodzić się z tym, że w dłuższej perspektywie nie zyskają na Zionie. Mogą natomiast dużo zyskać handlując nim. Zwłaszcza teraz, gdy jeszcze mają silną pozycję negocjacyjną – kiedy on nie domaga się wymiany, a jego wartość jest niezwykle wysoka, bo nadal można wierzyć, że w przyszłości jego talent rozbłyśnie pełnym blaskiem.

Choć wiadomo, że tego nie zrobią. To za trudna decyzja.

Zion to ich skarb, więc dalej będą łudzić się, że jeszcze będzie dla nich wygrywał, przyciągał kibiców na trybuny i sprzedawał klubowe gadżety. Tak samo jak łudzili się, że będzie gotowy na pierwszy mecz tego sezonu…

Poprzedni artykułWake-Up: Celtics ograli Bucks. Steph o krok od Allena. Clippers bez PG pokonali Suns
Następny artykułDniówka: Steph idzie po rekord trójek w blasku świateł Nowego Jorku

9 KOMENTARZE

    • Tak, jak już Zion odrobi pańszczyznę w bagnistej delcie Missisipi, Silver ogłosi, że najlepszym rozwiązaniem dla ligi będzie żeby Gruby zagrał 2 lata dla Nowego Jorku i następnie 2 lata dla LA Lakers.
      A potem już może sobie iść robić co lubi najbardziej: grać w gry, jeść chipsy i pić Mountain Dew.

      0