Im dłużej trwały ostatnie Finały, tym pokonanie usprawniającej się obrony Milwaukee Bucks stawało się trudniejsze. Systematycznie od pierwszego meczu, w którym Chris Paul rzucił 32 punkty, Phoenix Suns notowali regres. Po dwóch zwycięstwach, w których okazali się lepsi o 21 punktów na 100 posiadań, w dwóch porażkach byli gorsi o blisko 27. Piąty mecz kończył się w crunch-time. Suns niemal odrobili 14 punktów straty. Fantastycznym manewrem Chrisa Paula w daleko granej akcji post-up z Patem Connaughtonem na plecach doprowadzili do wyniku 120-119. Na 20 sekund do końca chwalony, a jednocześnie krytykowany za mierne wskaźniki dotyczące podań i kreacji Booker dostał się do pomalowanego tylko po to, żeby wpaść w pułapkę, zostać potrojonym i stracić piłkę. Dwa zagrania Jrue Holiday’a, kontra Bucks i punkty Giannisa przeszły do historii.
Ale właśnie w Game 5 Suns niejako wrócili do korzeni po wymagającej podróży przeciwko rozkochanym w tzw. losowości Bucks. Znacząco poprawili atak, zwiększyli stosunek asyst do strat, wyjaśnili część mankamentów z dwóch porażek, generowali rzuty za trzy punkty. W ujęciu TS% i eFG% zagrali najefektywniejszy mecz w Finałach, trzeci w playoffach i jeden z dziesięciu w całym sezonie od Świąt Bożego Narodzenia po 20 dzień Lipca.
W gruncie rzeczy ów powrót, ostatecznie nieudany, był niemałym osiągnięciem Monty’ego Williamsa. Im dłużej trwały ostatnie Finały, tym świetnie czujący ruch piłki zespół operujący na wysokim poziomie zrozumienia i słynnych automatyzmów, notował coraz gorsze wskaźniki kluczowe dla skutecznej egzekucji zagrywek opartych na pojedynczych i wielokrotnych zasłonach oraz wyjściach – przede wszystkim Bookera – po piłkę. Zmiany krycia Bucks i tzw. drop spowodowały spadek liczby prób catch-and-shoot. Defensywne uprawnienie Mike’a Budneholzera, polegające na przeniesieniu Jrue Holidaya z Chrisa Paula na Bookera, umożliwiło Suns poprawę płynności ataku. Z kolei usprawnienie ofensywne – atakowanie Paula-obrońcy – przyczyniło się do utraty aż 135 punktów na 100 posiadań. Williams poszukiwał we wszystkim, wiele odnalazł, ale nie miał prawa zniwelować obustronnej dysproporcji pomiędzy trójką najlepszych graczy Bucks, a adekwatną trójką Suns.
Finały wraz z siedmioma pojedynkami aktualnego sezonu wskazały poważniejszy problem niż wymuszone indolencje Game 5 i postawiły pytanie: czy Suns mogą zbudować analogicznie groźne trio?
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
jak zawsze, swietna robota Piotr!
z perspektywy fana Booka i Suns ich sufit w obecnej formie chyba zostal osiagniety w zeszlym sezonie: tylko i az 2 wygrane od tytulu moga sie juz z CP3 nie powtórzyć, więc wlasnie pytanie, co w perspektywie kilku lat nastanie po nim, czy Bridges zaliczy progres w kreacji indywidualnej i co z Aytonem nie tylko w kwestii kontraktu, ale mysle, ze z takim GMem przewaga parkietu w PO na kilka najbliższych sezonów to must-have, inaczej zacznie sie podobne pierdololo o przyszlosci Bookera, jak mamy obecnie z Lillardem.
Statystyka nie kłamie. Poza „25” 3/4 z 4/5 najlepszych graczy zalicza regres w punktach. Trochę to dziwne, wiec poczekajmy jeszcze na kolejne 7/8 spotkań. W sumie to az niemożliwe, lub syndrom „prawie tytułu”….
A może to wpływ Roberta N. Sarvera?