New Orleans Pelicans są jednymi z największych przegranych tegorocznego offseason biorąc pod uwagę ambitne plany i duże oczekiwania. Chcieli sięgnąć po któregoś z uznanych gwiazdorów dostępnych na rynku, dlatego jeszcze przed draftem zwolnili miejsce w salary cap. Potem podobno położyli na stole duże oferty kontraktów dla Chrisa Paula i Kyle’a Lowry’ego. $100 milionów jednak nie wystarczyło, żeby przekonać Paula, a Lowry nigdy nie brał poważnie pod uwagę przeprowadzki do Nowego Orlenu, choć byli gotowi dać mu nieco więcej pieniędzy niż otrzymał w Miami.
Przesunęli się niżej w tegorocznym drafcie i oddali picki, żeby ustawić się w pozycji do walki na rynku wolnych agentów, a skończyło się na tym, że ich największym zakupem był Devonte Graham. W dodatku oddali kolejny pick, żeby przejąć go w ramach sign-and-trade. Oddali też Lonzo Balla. Tak więc nie zdobyli nowej gwiazdy, za to pozwolili odejść guardowi, który nadal jeszcze ma jakiś gwiazdorski potencjał. Nie wygląda to najlepiej jeśli patrzymy na nazwiska, zwłaszcza te, których nie udało im się pozyskać. Ale może nie powinniśmy skupiać się na tym, czego nie udało się zrobić. Może ten offseason wcale nie jest porażką Davida Girffina i tak jak pisał niedawno Maciek, Pelicans delikatnie się poprawili?
Boisko zweryfikuje ruchy Griffina, a on jeszcze kończy uzupełnienie składu i wygląda na to, że wreszcie uzgodnił warunki nowego kontraktu z Joshem Hartem. Pelicans mają podpisać z nim trzyletni kontrakt wart $38 milionów, co jest rozsądną ceną za ich najlepszego rezerwowego zeszłego sezonu. Hart jest świetnym zadaniowcem, który gra twardo w obronie, walczy na całym parkiecie i jest jednym z najlepszych zbierających nie-centrów. W poprzednim sezonie miał średnio 10 zbiórek PER-36 mimo tylko 196 centymetrów wzrostu. Jest bardzo dobrym uzupełnieniem dla gwiazdorów, tylko cały czas jeszcze brakuje mu rzutu, żeby stał się pełnowartościowym 3-and-D specjalistą. Przez ostatnie trzy sezony jego skuteczność zza łuku wyniosła tylko 33.6%. Warto jednak przypomnieć, że jako rookie trafiał prawie 40% trójek, a zostając Nowym Orleanie dalej będzie mógł pracować z Fredem Vinsonem, który także pozostał w sztabie trenerskim. To jeden z najlepszych „shot doctorów” w lidze, poprawił rzut Brandona Ingrama i naprawił rzut Lonzo Balla, więc można mieć nadzieję, że z czasem również u Harta zaczną być widoczne efekty jego pracy. Póki co, brak rzutu pozwolił Pelicans zatrzymać go za niższą cenę.
Hart długo czekał na nowy kontrakt, mając ograniczone pole manewru jako zastrzeżony wolny agent. Obecnie nie miał już co liczyć na ofertę od innej drużyny, bo nikt poza Oklahoma City Thunder nie ma już pieniędzy do wydania, a Sam Presti nie interesuje się rynkiem wolnych agentów, na którym przecież nie można zdobyć picków. Hartowi pozostawało więc dogadanie się ze swoją drużyną, albo desperackie szukanie sign-and-trade, ale w tym przypadku też musiałby porozumieć się z Pelicans. Ostatecznie udało się uniknąć dalszego przeciągania liny i Hart znika z rynku, na którym był jednym z najlepszych dostępnych jeszcze zawodników.
Lauri Markkanen za to dalej czeka. On również jest zastrzeżonym wolnym agentem, ale znajduje się w jeszcze trudniejszym położeniu, ponieważ chce odejść z Chicago, a Bulls nie dość, że nie zamierzają mu płacić, to też dużo oczekują w zamian za pomoc w jego przeprowadzce.
Management Bulls gra bardzo twardo, wiedząc, że bez sign-and-trade Markkanen nie dostanie kontraktu, którego oczekuje i spokojnie czekają aż znajdzie się drużyna, która będzie gotowa zapłacić nie tylko Finowi, ale również im. Cena jest jednak wysoka. Bulls chcą w takiej transakcji otrzymać pick w pierwszej rundzie draftu, a co jeszcze bardzo istotne – bez żadnego kontraktu w pakiecie. Nie zamierzają przejmować innego gracza, dlatego oczekują, że ich potencjalni partnerzy znajdą trzecią drużynę, która weźmie taki kontrakt. Tymczasem za pozbycie się umowy też trzeba zapłacić, co najmniej wyborem w drugiej rundzie, więc sytuacja robi się bardzo skomplikowana, a ostateczna cena za Markkanena jeszcze wyższa.
Nic więc dziwnego, że mimo zainteresowania ze strony kilku drużyn (w różnych doniesieniach wymieniano Mavericks, Celtics, Pelicans, Hornets i Timberwolves), Lauri nadal pozostaje na rynku. Bo też czy warto się aż tak starać tylko po to, żeby zaryzykować płacąc duże pieniądze zawodnikowi, który na razie nie spełnił oczekiwań?
24-letni Markkanen może ma spory potencjał i potwierdził już swoje umiejętności rzutowe (ostatnio 40.2% za trzy, 36.6% w karierze) – a trójki są w cenie, ale ciągle nie udowodnił, że może wyrosnąć na gwiazdę i być kimś więcej niż specjalistą zapewniający spacing jako stretch-czwórka. A do tego dochodzą jeszcze ciągłe problemy zdrowotne, bo przez cztery lata w NBA opuścił w sumie 80 meczów z powodu różnych kontuzji.
Trudno ocenić jego wartość, a kolejną przeszkodą są finansowe oczekiwania Fina. San Antonio Spurs mieli brać pod uwagę pozyskanie Markkanena, ale zniechęciła ich cena, dlatego nie został ostatecznie włączony w sign-and-trade DeMara DeRozana. Choć pojawiały się także doniesienia, że Spurs od początku woleli dostać Thaddeusa Younga, co też pasowało Bulls, bo mogli od razu pozbyć się umowy Al-Farouqa Aminu. W każdym razie Bulls zrobili dwa sign-and-trade po DeRozana i Lonzo Balla, które teoretycznie były idealnymi okazjami, żeby w drugą stronę wysłać Markkanena, ale nie znalazł się w żadnej z tych wymian. A jest to tym dziwniejsze, że Pelicans podobno też byli nim zainteresowani.
Zresztą Pelicans cały czas są wymieniani jako jedna z najbardziej realnych opcji dla Markkanena. Mają do dyspozycji trade exception po oddaniu Stevena Adamsa warte $17mln, więc mogliby zaproponować mu duży kontrakt i przejąć w sign-and-trade bez potrzeby oddawania innego zawodnika. Tylko czy będą chcieli mu zapłacić i jeszcze dopłacić Bulls za taką wymianę?
Inną drużyną, która w ostatnim czasie najczęściej pojawia się w plotkach związanych z Markkanenem są Dallas Mavericks. Oni również dysponują trade exception (z wymiany Josha Richardsona), choć mniejszym, bo wartym niespełna $11 milionów i to podobno za mało, bo Lauri oczekuje wyższej pensji. Ale mogą też rozmawiać o bardziej klasycznej wymianie i oddaniu w zamian Maxi Klebera, którym Bulls są zainteresowani.
Jeśli Markkanen nie znajdzie dla siebie zadowalającego kontraktu, w ostateczności może wziąć roczną ofertę kwalifikacyjną za $9 milionów. To też podobno sprawia, że szuka teraz większej wypłaty, skoro może zainkasować $9mln i za rok być już niezastrzeżonym wolnym agentem. Tylko, że w takim scenariuszu musiałby najbliższy sezon spędzić w Chicago, a tego nie chce. Przecież nie tylko pod koniec zeszłego sezonu narzekał na rolę rezerwowego, ale też niedawno otwarcie mówił o “świeżym starcie kariery w innym miejscu”.
Chce wyrwać się z Chicago, ale najwidoczniej bardziej zależy mu na wysokim kontrakcie, więc na razie uparcie go szuka. Bulls tymczasem uparcie czekają aż ktoś im zapłaci za sign-and-trade, więc to jeszcze długo może się tak ciągnąć.
Adam, skąd te zdjęcia bierzesz???:)
Moment…ten Fred Vinson, którego Śląsk Wrocław wywalił w jakoś 2001 albo 2002???
Ten
Lauri, to taki trochę Hamlet.
Weźmie 9mln $ i jakoś przeboleje że nadal musi być w Chicago. Chciwy mtf.
Ale to też jest ryzyko, dzisiaj bierzesz 9 mln, za dwa miesiące łapiesz poważną kontuzję i możesz walczyć o przeżycie w NBA na minimalnych kontraktach.