Dennis Schroder został największym przegranym tegorocznej wolnej agentury. Czekał na duży kontrakt, czekał i czekał, aż ostatecznie musiał zadowolić się roczną umową za mniejsze midlevel exception. A przecież wcale nie musiało go być na rynku, ponieważ pod koniec marca Los Angeles Lakers proponowali mu przedłużenie. Położyli na stole czteroletni kontrakt za około $80 milionów. Wystarczyło tylko podpisać i czekać na pierwsze wypłaty, ale Dennis zrezygnował z tej oferty.
Nie był do końca zadowolony ze swojej roli w drużynie, ale przede wszystkim nie był zadowolony z pieniędzy, bo liczył na jeszcze więcej. Marzył o ponad $100 milionach i był przekonany, że dostanie je jako wolny agent. W końcu występował na wielkiej scenie Los Angeles, był podstawowym rozgrywającym obrońców tytułu, właśnie dostał okazję pokazania się w większej roli pod nieobecność kontuzjowanych gwiazd, a później długa gra w playoffach miała tylko podbić jego notowania. Miał być jednym z najlepszych zawodników dostępnych na rynku, a Lakers nie mieli mieć innego wyjścia jak tylko mu zapłacić, żeby go zatrzymać.
W teorii to mogło mieć sens, choć musiał również brać pod uwagę ryzyko takiej decyzji, bo nie rozgrywał tak dobrego sezonu jak wcześniej w OKC i było też wiadomo, że będzie miał poważną konkurencję, bo wśród wolnych agentów pojawi się sporo bardzo dobrych rozgrywających.
Plan Dennisa nie wypalił. Dużą rolę w tym odegrały krótkie i rozczarowujące playoffy. W serii z Phoenix Suns zdobywał średnio 14.3 punktów trafiając tylko 40% rzutów z gry i 31% za trzy, a do tego w sześciu meczach uzbierał ledwie 17 asyst. Oczywiście to nie jego kiepska gra, a kontuzja Anthony’ego Davisa była główną przyczyną szybko rozpoczętych wakacji w LA, ale tamte występy Schrodera tylko podsyciły dyskusje o jego wartości i wątpliwości czy jest odpowiednim materiałem na podstawowego rozgrywającego w zespole aspirującym do mistrzostwa. Choć nie można też zapomnieć, że w maju Dennis trafił na covidowe protokoły na ponad 10 dni. Po powrocie zdążył rozegrać dwa mecze przed playoffami, a przerwa ewidentnie wybiła go z rytmu, wpływając na jego dyspozycję. To mogło usprawiedliwiać jego słabą grę w playoffach, ale nie usprawiedliwiało mało przekonywującego całego sezonu i odebrało mu szansę udowodnienia, że stać go na więcej.
Nie sprostał ogromnym oczekiwaniom w Los Angeles. Rok wcześniej Lakers oddali za niego Danny’ego Greena i pick w pierwszej rundzie draftu, mając nadzieję, że pozyskują rozgrywającego, który odciąży LeBrona Jamesa od kreowania ataku, a do tego zapewni spacing. Schroder jednak nie powtórzył tego rewelacyjnego sezonu, jaki wcześniej rozegrał w Oklahoma City Thunder, kiedy był drugim najlepszym rezerwowym NBA. Jego skuteczność za trzy spadła do średniego poziomu w karierze (33.5%), gorzej też kończył w pomalowanym i nie był trzecią opcją, która realnie odciążyłaby duet gwiazdorów. Jeszcze rok temu mogło się wydawać, że 2019/20 to przełomowy moment dla Schrodera, ale z perspektywy czasu to coraz bardziej wygląda jak fluke, podczas gdy ostatni sezon w LA był zbliżony do tego, co prezentuje na przestrzeni całej swojej kariery.
Tak więc Schroder nie poprawił swoich notowań, ale jeszcze tuż po sezonie chyba nikt nie spodziewał się, że jego wolna agentura skończy się taką katastrofą. Nadal wydawało się, że ma całkiem mocną pozycję, żeby zgarnąć spory kontrakt, bo przecież Lakers nie mogli sobie pozwolić, żeby go stracić. Nie mieliby wolnych środków na znalezienie sobie innego rozgrywającego. Dlatego nawet nie mając co do niego wielkiego przekonania, mieli mu zapłacić chociażby tylko po to, żeby później móc go przehandlować, albo od razu szukać sign-and-trade, żeby nie zostać z niczym.
Dopiero wymiana po Russella Westbrooka wszystko zmieniała, mocno komplikując sytuację Schrodera. Wtedy stało się jasne, że nie wróci do Lakers, a prawa Birda przestają być jego zabezpieczeniem. Stracił swoją pozycję negocjacyjną, a na rynku miał przed sobą Chrisa Paula, Kyle’a Lowry’ego, Mike’a Conleya, Lonzo Balla i nawet Spencera Dinwiddiego, który co prawda wraca po poważnej kontuzji, ale w odróżnieniu od Schrodera lepiej sprawdził się już w roli startera. Nie pomogło mu także to, że w Nowym Orleanie pozwolili odejść Ballowi, a do listy wolnych agentów dołączył niespodziewanie Kemba Walker. Drużyny szukające rozgrywających mogły sięgnąć po lepszych zawodników i kolejne opcja dla Schrodera szybko znikały.
Okazało się, że bardzo mocno się przeliczył. Nie tylko co do swojej wartości, ale też wartości rozgrywających, bo Paul jest jednym, który zgarnął teraz kontrakt przekraczający $100mln i to nawet nie w pełni gwarantowany.
I tak Dennis dotarł do momentu, w którym $5.9mln w rocznym kontrakcie było najlepszą dostępną dla niego ofertą. Podobno próbował jeszcze negocjować lepsze warunki, chcąc wyższe, non-taxpayer midlevel za $9.5mln, a także opcji zawodnika w drugim roku, ale Boston Celtics nie poprawili swojej propozycji. Nie musieli. Potrzebowali rozgrywającego, a Schroder był najlepszym zawodnikiem pozostającym na rynku, ale i tak nie miał już innych opcji, podczas gdy im bardzo zależało na zachowaniu elastyczności. Celtics nie chcieli wykorzystywać wyższego midlevel, ponieważ to automatycznie nakłada na zespół hard cap i ogranicza przyszłe pole manewru przy ewentualnych ruchach w trakcie sezonu. Nie chcieli też dodawać drugiego roku, ponieważ to zmniejszyłoby ich elastyczność w offseason 2022.
W Bostonie mieli dziurę na jedynce po przehandlowaniu Kemby Walkera, więc Schroeder bardzo im się przyda. Dzięki niemu Marcus Smart nie będzie musiał udawać point guarda, mogąc dalej grać na swojej naturalnej pozycji jako dwójka, Jayson Tatum będzie w mniejszym stopniu obciążony kreowaniem ataku, a też Celtics nie będą musieli przesadnie polegać na drugoroczniaku Paytonie Pritchardzie. Do tego przejmują zmotywowanego Schrodera, który będzie na misji, żeby potwierdzić swoją wartość i zapracować na dużą wypłatę w kolejne wakacje. Pytanie tylko czy Niemiec będzie w stanie odzyskać swoją skuteczność na dystansie, którą prezentował w Oklahomie? Z jego 33% za trzy w karierze obok Smarta (32% w karierze), Celtics mogą mieć jeden z najgorszych backcourtów pod względem zagrożenia zza łuku i spore problemy ze spacingiem, nawet mimo obecności na parkiecie Ala Horforda.
W ostatecznym rozrachunku Celtics zamienili na obwodzie Walkera i Evana Fourniera, na Schrodera i Josha Richardsona. To gorsi zawodnicy, ale znacznie tańsi (łącznie $17.5mln w przyszłym sezonie) i tylko na rocznych kontraktach, co zapewni większe pole manewru. Można uznać to za cięcie kosztów, ale to może też wskazywać, że w Bostonie bardzo wierzą w swoją młodzież – Romeo Langford, Aaron Nesmith i Payton Pritchard – otwierając dla nich furtkę do przejęcia większej roli w niedalekiej przyszłości.
To jednak jeszcze nie musi być koniec porządkowania składu przez Brada Stevensa. Co prawda po dodaniu Schrodera mają już wypełnione niemal wszystkie miejsca, ale nadal szukają możliwości przehandlowania Krisa Dunna ($5mln w schodzącym kontrakcie), a też mówi się, że są wśród drużyn zainteresowanych Laurim Markkanenem. Celtics mają trade exceptions ($7.7mln i $6.9mln), w które mogliby przejąć Fina w ramach sign-and-trade, tylko że wtedy weszliby pod hard cap, czego podobno chcą uniknąć, a też Chicago Bulls podobno cały czas oczekują picku w pierwszej rundzie draftu za pomoc przy takiej transakcji.
—
Na koniec jeszcze wspomnijmy, że Schroder nie jest pierwszym zawodnikiem, który mocno przejechał się na odrzuceniu propozycji przedłużenia kontraktu (kiedyś chociażby Nerlens Noel) i nawet nie jedynym w tym roku, bo przecież Victor Oladipo też miał zgarnąć ogromną wypłatę w te wakacje. Choć w jego przypadku już od kilku miesięcy wiedzieliśmy, że to się nie wydarzy.
Oladipo przepuścił nawet więcej okazji, bo najpierw zrezygnował z przedłużenia kontraktu w Indianie, a potem podziękował też za ofertę dwuletniej umowy w Houston za $45mln. Mimo, że problemy zdrowotne cały czas go ograniczały i nie wrócił do dawnej formy, nadal był przekonany, że nie potrzebuje finansowego zabezpieczenia i bardziej opłaca mu się poczekać na wolną agenturę. I może nawet zgarnąłby ładny kontrakt, gdyby nie kolejny uraz i konieczność operacji mięśnia czworogłowego. Miał pecha, ale mocno ryzykował stawiając na swoje niepewne zdrowie. W rezultacie, zamiast dużej wypłaty, podpisał z Miami Heat tylko minimalny kontrakt. Dalej będzie próbował wrócić do zdrowia i uratować swoją karierę, ale bardzo możliwe, że już nigdy nie dostanie takich pieniędzy, jakie mógł wziąć w którymś z proponowanych mu przedłużeń.
Adam, wiem, że ten fragment “…Nie był do końca zadowolony ze swojej roli w drużynie…” pewnie zagregowałeś z jakichś doniesień, ale pozwól, że się wyżyję na Schroderze.
Jak to kurwa nie był zadowolony ze swojej roli w drużynie? Czego chciał więcej? Posadzić tatę w crunchu i jebać buzzerbeatery przez ręce? Dostał rolę startera, dostał klucze do ofensywy, jedyne co miał robić to siepać jako spot-up, kilka pullupów, kilka drive and kicków na mecz i zasuwać w obronie. 46 letni Rondo robił to lepiej, dostając jakieś ochłapy z minimum, a ty chłopie grałeś z Pedro i Davisem, ukrywającym twoje braki w obronie i 20 mln rocznie to mało? W dodatku w blasku LA, z domem w Malibu, Snoop Dogiem na trybunach…
Noo ludzie. W dupach się ludziom przewraca, człek ciuła te swe marne grosze i pcha tez wózek jakoś, ale jak widzi takie historie, to jad się z mej januszowej gęby wylewa.
Nie życzę mu źle, ale chciwym chujkiem jest. Użyję sformułowania, które jest zakazane na 6G.
Karma wraca 😁
Hehe szacun za ten rant. Wysoka jakość :)
gdyby tak dobrze pogrzebać to jeszcze okaże się, że faktycznie ma polskie korzenie #chytrababazradomia 😅😁
Postuluję o nadanie Szrederowi honorowego obywatelstwa polskiego – takiego przyjanuszowania nie bylo dawno (Oladipo robił to na mniejszej scenie, Noel takowoż). Wpisujcie miasta, ja zaczynam: “miasta”.
Red. Szczepański nie mógł przegapić okazji by ponownie wrzucić na czołówkę zdjęcie smutnego Niemca. W pełni zasłużenie!
Ładne zdjęcie Pan wybrał Panie Adamie. Już myślałem, że ten dzień skończy się bez zdjęcia smutnego Niemca na pierwszej stronie.
Teraz codziennie trzeba będzie dopasowywać narrację, żeby zdjęcia miało kontekst.
Miałeś chamie złoty róg…
A prawda jest taka że Denis ma wyjebane… , dlaczego? Bo największy leszcz w NBA ma siana jak lodu i jak nie pasi mu gra tu to idzie gdzie indziej, czy 6 czy 20 co za różnica? To wszystko to są już ogromne sumy.. , za 6 żyjesz do końca życia jak król jeśli jesteś mądry.
“za 6 żyjesz do końca życia jak król jeśli jesteś mądry.”
Bardzo odważne założenie w kontekście zawodowych sportowców.
Bardzo odważne stwierdzenie biorąc pod uwagę kolor skóry…
No tak, bo np. biali sportowcy nie bankrutują xd
Te 6 to tak Na prawdę 3 netto na rękę w większości stanów (każdy ma inne prawo podatkowe). Wpisz odpowiednią frazę w Google to Ci wyświetli zarobki na rękę zawodników NBA, szału nie ma po odjęciu wszystkich podatków. Dla człowieka pracującego za 5-10 tyś na rękę 3 mln to ogromna kwota, dla kogoś kto zarabia od wielu lat miliony i na bieżąco je konsumuje bo tak robi większość sportowców (domy, samochody, ubrania, zegarki, biżuteria, przeloty do kolegów itp itd) te 3 mln to żadna kwota..
W serialu “Sukcesja”, opowiadającym o ludziach baaardzo bogatych jest znakomity dialog, kiedy kuzyn Greg dostaje od ojca ultimatum: przestanie pracować w firmie jego zdegenerowanego (w oczach ojca Grega) brata albo ten go wydziedziczy, co oznacza przepadek 5 milionów dolarów. Pyta więc Greg swych nowych ziomków z klasy wyższej co ma robić. Oni zaś mocno wybałuszają oczy i odpowiadają mniej-więcej coś takiego: “5 milionów dolarów? Nie wchodź w to! W przypadku takiego spadku to ani pracować ani zwolnić się z pracy i żyć z procentów od kapitału! Byłbyś najbogatszym-najbiedniejszym człowiekiem w Ameryce” :D
Greg jest cichym MVP tego serialu. Wszystkich na końcu załatwi, nie wiem jak, ale niemota ma to coś.
Dokładnie na to liczę :)