Mam jeszcze trzy, cztery myśli po zakończonej siedmioma meczami serii Clippers i Dallas, w tym jedną wyżej niż pogoń za pieniędzmi, o którą potyka się ten sezon. Bo w końcu właśnie Los Angeles Clippers sprawili, że jeden z teamów spoza Top-11 efektywności defensywnych odpadł, przez co rosną szanse, że ten sezon może jednak nie otrzyma *gwiazdki*.
1) To widzę w komentarzach po serii przechodzi niezauważone, ale za nami co dopiero trwająca 7 meczów rywalizacja, w której trakcie nie dochodziło do spięć na boisku, w której obyło się bez wygrażania sobie pięściami, w której Luka Doncić nie płakał o gwizdki i która do samego końca grana była na poziomie elitarnym.
Nie oglądamy tak dobrych pierwszych połów meczów nr 7, jak ta w niedzielę. Zwykle umieramy w błocie, podwojenia wykolejają rytm gry, a zmęczone nogi niosą rzuty w pierwszą obręcz.
Dlatego grano tak dobrze, z tak rzadkim dziś już poszanowaniem dla Bogów Koszykówki, bo koszykarze skupili się na koszykówce. Odsunięcie przez Tyronna Lue po trzecim meczu z rotacji Pata Beverleya mogło być dla takiego profesjonalnego przebiegu jak najbardziej kluczowe. Nawet gdy Marcus Morris na 1.15 min. przed końcem siódmego meczu z lewego rogu kończył serię, to zaraz tylko wolno obrócił się w lewo i zamarł w bezruchu. Nie obrócił się nawet, by obejrzeć całą ławkę Dallas, nic nie powiedział. Nikt nie umawiał się z nim po meczu między autokarami. A przecież to była już druga seria Clippers i Dallas w ciągu niespełna jednego roku.
Ten elitarny poziom na końcu okazał się niedostępny dla innych graczy Mavericks, ale wystarczał jeden – Luka Doncić, który jak LeBron James w przegranej serii z Orlando w 2009 roku, pokazał dlaczego dziś powinien być uznawany za najlepszego koszykarza w lidze. Jak James wtedy z Dwightem Howardem w kwiecie prime’u przy obręczy, Doncić wyszedł z 36/8/10 przeciwko zestawowi topowych obwodowych obrońców ligi jak Kawhi Leonard i Paul George, i przeciwko każdemu schematowi obrony, jaki użyty został w tej serii. A użyty został każdy i o żadnym nie da się dziś powiedzieć, że okazał się receptą.
2) Co jednak mówi nam to, że trzech najlepszych graczy NBA nie ma już w tym sezonie z nami? Stephen Curry nie dotarł przecież nawet do playoffów, a 36-letni James przegrał z długim pandemicznym sezonem.
To że w tak ofensywnie kwitnącej lidze, w której po całym roku gry praktycznie bez wytchnienia, bity jest w playoffach rekord efektywności ofensywnej, potrzebujesz już zdecydowanie więcej niż jeden Joel Embiid grający jeden na jednego za dwa na elitarnym poziomie. Już musisz grać za trzy. Już musisz mieć oprócz umiejętności jeden na jednego, potrzebnych Curry’emu i Warriors do wygrywania w ostatniej minucie meczów w crunchtime, atak przez 48 minut tak konstruowany, żeby rzuty za trzy były jego naturalnym elementem.
Znalezienie – i to znalezienie, żadne tam ratowanie nimi posiadań w ostatniej sekundzie – 30 trójek w meczu dziś to absolutne minimum. Może nawet 35. Zrozumiał to wreszcie i przeciwstawiający się tej rewolucji Gregg Popovich i w ciągu ponad dwóch ostatnich sezonów przesiadł się z gry LaMarcusem Aldridge’m na czwórce, w grę tam kozłującym już nagle w otwarte przestrzenie DeMarem DeRozanem.
Jeden gracz już w pojedynkę nie wygra stojącej na elitarnym poziomie serii, a przynajmniej do czasu, gdy nie pojawi się gigant wzrostu Porzingisa i z rzutem Curry’ego, który z podwojeń na połowie wychodził będzie rzutami za trzy nad tymi podwojeniami.
I to piętnastoma, czy dwudziestoma w meczu.
3) Clippers zorientowali się słusznie w trakcie serii, że nikt ich żałował nie będzie, że mało kto im życzy dobrze i że samo się nie wygra, jeśli nie zaczną grać z większym poświęceniem i przede wszystkim – Kawhi Leonard – jeśli nie będą cały czas pod grą.
Występ Leonarda w meczu nr 6, co Piotr pierwszy porównał, przypominał poziom tego Jamesa w 2012 roku w Bostonie – w identycznym położeniu. Jedyna różnica – poza tym, że James nie musiał wtedy kryć gracza formatu Doncica – to inne oczekiwania względem karier obu.
Leonard, po niańczeniu i wychowywaniu go w San Antonio i potem trafieniu w Toronto na jednoroczne wypożyczenie do już zbudowanej szatni, musiał wziąć sprawy w swoje ręce i wreszcie tak naprawdę wziął. James już w Cleveland 2006-2010 musiał niańczyć innych swoimi podaniami na pudłowane trójki i bez niego nie było drużyny i szatni.
Nominalna historia na końcu to jednak pierwsza w historii playoffów seria wygrana przez mikroball, czyli przez piątkę z niskim skrzydłowym na centrze. Leonard (“C-awhi”) w meczach nr 3, 4 i 5 grał w ataku nawet w zasadzie jak center, blisko obręczy.
To było dopiero drugie takie podejście po zeszłorocznej, katastrofalnej i sejsmicznej próbie Houston Rockets, która pomogła zmieść klub z powierzchni ziemi. I choć niezupełnie Clippers grali mikroballem od samego startu serii – tylko od pierwszej kwarty meczu nr 3, od stanu 0-2 w serii i 6-22 w meczu – i niezupełnie Mavericks 2020/21 byli na poziomie Lakers z września 2020 – dzięki Doncicowi nie byli też daleko – to widać było różnicę w podejściu Clippers po drugiej stronie boiska. To robotnicze podejście do gry w obronie zrobiło różnicę i jego słusznie prognozowany brak w składzie Hardena i Westbrooka od początku nie wróżył dobrze projektowi Daryla Moreya.
Celtics romansowali w zeszłorocznych playoffach w finałach Wschodu ze swoją wersją i wersja Celtics Walker-Smart-Hayward-Tatum-Brown miała nawet swoje małe momenty. Wygrali nawet tak jeden mecz, “Predator” Jaylen Brown kradł piłkę za piłką, zanim Adebayo stał się odpowiedzią. Wersja mikroballu Clippers grała razem po bronionej stronie, podwajała ostro czasem i w tej samej jednej akcji i Doncica i Marjanovica, i w trzech ostatnich meczach nie tylko musiała zbieraniem piłki razem przez wszystkich nadrabiać jeszcze większą różnicę wzrostu niż Houston do Lakers (Porzingis 221 cm, Marjanović 224), ale podwajaniem zmuszona była bronić w trójkę na czterech, bo Doncić podwojony nie dawał sobie zabierać piłek. Kluczem do zwycięstwa mikroballu było pełne zaangażowanie i przede wszystkim szybkość, szybkość, szybkość – szybkość w obronie do piłki.
To musi kosztować masę sił. Clippers nie dostaną za to co zrobili braw, ale właśnie dokonali czegoś historycznego.
Ciekawe czemu Porzingis był taki niewidoczny. Kontuzje go zniszczyły czy nie lubi grać z Luką.
W NYK miał sety po których wychodził po zasłonach za linię za 3 i walił tróje. Pytanie dlaczego w Mavs nie gra takich akcji?
kamyczek do ogrodka, bo przeciez od x sezonów Maciek mowi,ze Carlise jest jednym z najlepiej adjustujacych trenerow w 7 meczowej serii
George i Leonard nie dali rady w obronie. Jordan by bronił Lukę bardziej fizycznie i po cichaczu walił kuksańce po jądrach. Kiedyś to byli twardziele, paaaanie.
Flesz!!!!!!!
Po takiej serii Kawhia, pisanie, że nie ma już w PO 3 najlepszych graczy NBA jest dosyć ciekawe. Zwłaszcza, że jako jedyny z tej trójki, nie tyle gra po obu stronach parkietu, co po obu dominuje.
FLESZ :O
Super ciekawe lato zapowiada się w Dallas. Jeszcze jeden sezon gdzie Luka będzie sam ciągnął zespół i odpadnie w pierwszej rundzie PO i zaczną się plotki o jego odejściu na większy rynek. Wolnych agentów też zbyt wielu nie ma, którzy pasowaliby do Luki. Może Lowry?
Swoją drogą…tyle jest w sieci artykułów, ‘tłitów’, komentarzy, że LeBron odda koronę najlepszego gracza Giannisowi, a wszystko wskazuje na to, że zza pleców wyjdzie pucowaty europejczyk o twarzy niewinnego chłopca i zgarnie wszystko. Jesteśmy świadkami.
Problemem nr 1 Mavs jest management. W serii nie grał de facto żaden gracz, który przyszedł do zespołu po styczniu 2019 r. (nie liczę pojedynczych minut Richardsona). To oznacza, że przez 2 i pół roku nie udało się wprowadzić do zespołu żadnego gracza do rotacji na play offy! W tym kontekście oddanie Barnes’a i Setha Curry’ego po czasie wydają się fatalnymi ruchami.
Problemem nr 2 jest słabe rozwijanie graczy. Od czasu Brunsona (2018!) do zespołu nie przyszedł nikt z 2 rundy draftu/niedraftowanych graczy, który by miał jakikolwiek impact. Nawet najlepsze zespoły, które teoretycznie maja szeroką rotacje, są w stanie każdego roku znaleźć tego typu graczy. Mann grajacy bardzo dobre minuty dla Clippers jest najlepszym przykładem. Niestety, Carlisle jest przywiązany do weteranow i to mocno nie pomaga.
M. Morris po trafieniu kluczowej trójki w końcówce zerknął sobie na M. Cubana, ot tak…pewnie na pożegnanie ;)
Luka nie płakał o gwizdki?A,pewnie w skrótach meczów tego nie było widać…