Tylko w jednym meczu z trzech w serii Milwaukee Bucks kontra Miami Heat, ten drugi zespół znalazł się blisko uzyskania ofensywnego rytmu – w pierwszej połowie pierwszego meczu. W kolejnych odsłonach Heat grali coraz gorzej.
Zdobywając 93.2 punktu na 100 posiadań i ani razu nie dając sygnału, że uda się wyjść z wyraźnego dołka w ofensywie – eFG 44.9%, TS 48.9% – potwierdzili, że usprawnienia dokonane przez Mike’a Budenholzera jeszcze na początku obecnego sezonu, były prawidłowe.
Pozostawienie Brooka Lopeza pod bronioną obręczą, wyraźne poświęcenie presji na prowadzącym atak Bamie Adebayo (najczęściej na szczycie, przynajmniej 6 metrów od obręczy) zbiegło się z być może najważniejszą do tej pory decyzją trenera w playoffach – aby Giannisa Antetokounmpo oddelegować do krycia Jimmy’ego Butlera. Ruch ten pomógł Bucks uzyskać wyczekiwany balans defensywny. Przemianowanie Giannisa z obrońcy w pomocy, przez to drugiego obok Lopeza obrońcy obręczy, na obrońcę, który częściej funkcjonuje ponad linią rzutów wolnych, sprawiło, że krytykowany jeszcze w pierwszym meczu tzw. drop w wykonaniu Lopeza, ograniczył próby Miami Heat spod obręczy, których w sumie zanotowali 62 (kolejno: 16, 24 i 22).
Zmuszając rywali do poszukiwania zastępstwa dla pozornie łatwych punktów i agresji ofensywnej, często skutkującej faulami wysokich i rzutami wolnymi, Bucks nadali tej serii sprzyjający bieg. W sensie ustawiania się pozostałych graczy zdominowali przynajmniej dwa spotkania. W aspekcie zachowania nad i pod zasłonami można im zarzucić marginalne pomyłki, wynikające z naturalnej przewagi kozłujących i wybiegających po zasłonach. Obrona pick-and-rolla Dragić-Adebayo została przygotowana zawczasu. Prawdopodobnie jeszcze przed pierwszym meczem.
W ostatnich dniach okazało się, że słuszny eksperyment w sezonie regularnym, polegający na wysyłaniu Lopeza wyżej w obronie i na wielokrotnych zmianach krycia, nie miał znaczenie dla losów pierwszej rundy. Stacjonując w pomalowanym Lopez przyczynił się do katastrofalnej dyspozycji ataku Miami. Dopiero wczoraj zmieniona pierwsza piątka Nunn, Robinson, Butler, Ariza, Adebayo zdobywała 88.1 punktu na 100 posiadań kiedy na parkiecie przebywał Lopez. Piątka z czwartkowego meczu zdobyła 85.7 punktu na 100 posiadań. Oba ustawienia grały wówczas na nieakceptowalnym poziomie efektywności.
W trzecim meczu Bam Adebayo próbował atakować Lopeza z większą werwą. Nieskutecznie. Względem serii z Orlando jeszcze niżej ustawiony środkowy Bucks mógł w teorii dokładniej kontrolować podania lobem. W rzeczywistości Adebayo nie złapał w tej serii ani jednego! Wobec braku efektywnych rozwiązań Heat w pick-and-rollu, między innymi dzięki bardzo dobrzej grze na zasłonach duetu Holiday-Middleton, wspierających dropującego Lopeza, Adebayo został zmuszony do gry indywidualnej. Według Synergy rollował do obręczy 7 razy w 3 meczach, rzadko uczestniczył w grze pick-and-pop, oddał 54% rzutów poprzedzonych przynajmniej jednym kozłem wobec 34% kilka miesięcy temu, został w miarę możliwości odcięty od podań i od rzutów spod obręczy, z tzw. restricted area, które z konieczności zamienił na trudne floatery i krótkie rzuty po koźle.
Heat tylko w blowoutowych minutach drugiego meczu spróbowali pomóc wysokiemu, wyciągając Lopeza spod obręczy parą Adebayo-Dedmon. Tych 8 minut nie miało znaczenia, podobnie jak parowanie Adebayo z Butlerem w pick-and-rollu – z Butlerem zaskakująco słabym mając w pamięci to, że w Finałach NBA spowolniło go dopiero przesunięcie nań Anthony’ego Davisa.
Dobiegająca końca seria jest w pewnym sensie rewitalizacją tego, kim kilka lat temu był Brook Lopez. Obrońcą obręczy po jednej stronie, atakującym obręcz po drugiej. Szlifowane przez kilka miesięcy sezonu regularnego fałszywe ustawienie 4-1 w ataku, pozorowane poprzez ustawianie w tzw. dunker spot graczy wysokich i niskich, przyczyniło się do wygrania przez Bucks walki na ofensywnej desce – zbierają 33% piłek, z Lopezem na parkiecie 28.9%, wciąż więcej niż w sezonie regularnym. W ten sposób podkreślili przewagę fizyczną.
Kolejnym skutkiem tego ustawienia było zwiększenie liczby pick-and-rolil z udziałem Lopeza kosztem akcji pick-and-pop. W tym sezonie częściej rollował na bokach parkietu, gdzie przechodził do gry w low-post – w tej serii w kontrze do zmian krycia – lub przekazywał piłkę dalej, zmierzając w wyznaczoną strefę dunker spot. Dzięki temu Bucks musieli nominować kolejnego koszykarza pierwszej piątki do stawiania zasłon na górze parkietu. Tym kimś stał się Giannis, dlatego obejrzeliśmy więcej zasłon Greka dla Khrisa Middletona, mniej dla Jrue Holidaya, w konsekwencji „rollujący Giannis” nie był fantazją blogerów, a realną częścią ofensywnego systemu Bucks.
Ostatnim istotnym i pozytywnym skutkiem przesunięcia Lopeza bliżej obręczy, widocznym w meczu numer dwa, było zwolnienie miejsca na dystansie w czasie kontr i półkontr. W poprzednim sezonie Lopez w transition ustawiał się na obu skrzydłach. W tym wydłużył trasę biegu prosto w okolice obręczy. W ten sposób Bucks zmuszali obrońców – wysokich oraz niskich – do podążania za centrem. To dlatego niżsi i teoretycznie szybsi Heat stracili przewagę mobilności w transition-defense. Ariza, Butler, Herro, Robinson, Iguodala – podążali za Lopezem, przekazując go sobie po drodze na tym pozornie niedużym dystansie po pierwsze całego parkietu, po drugie siedmiu metrów, które dzielą np. prawe skrzydło od dunker spot.
Powyższe przejdzie trudniejszą weryfikacje w drugiej rundzie. Faworyt serii Brooklyn Nets – Boston Celtics gra prościej. Lopez zmierzy się z lepszymi kozłującymi. Dla odmiany wraz z Giannisem będzie funkcjonował w tych samych strefach. Czy będzie zmieniał krycie? Czy będzie podwajał? Czy też szybko zniknie z tej serii? Trener Mike Budenholzer nie otrzyma szansy, żeby na kolejny pojedynek z Nets/Celtics móc przygotować się w następnym sezonie.
Eksperyment z konieczności
Na początku czwartej kwarty trzeciego meczu Denver Nuggets z Portland Trail Blazers trener Terry Stotts wprowadził na parkiet Rondae Hollisa-Jeffersona. Chwile później najniższe w tej serii – i od dłuższego czasu – ustawienie Blazers zaczęło run 8-0, który doprowadził do remisu 91-91.
Moment zwiastujący najgorsze (seria 15-5 Nuggets) pokazał jednak, że Blazers mogą spróbować czegoś innego przeciwko podstawowemu rezerwowemu ustawieniu rywala składającego się z czwórki Monte Morris, Michael Porter Jr., JaMychal Green, Paul Millsap, które w 31 minut jest lepsze od rezerwowych Blazers o aż 16.7 punktu na 100 posiadań.
Wobec wyniku 1-2 Blazers muszą poszukać zysku gdzieś indziej niż wyłącznie w dłoniach Damiana Lillarda i C.J’a McColluma. Istotne będzie ograniczenie fauli przez Jusufa Nurkicia, z którym na parkiecie Blazers są lepszym zespołem (bez gorsi o ponad 8 punktów na 100 posiadań). Niemniej ważne będą minuty rezerwowych przegrywane nieznacznie – 74 do 82 – w których obie drużyny kontynuują walkę na dwa przeciwne style gry. Użycie RHJ na pozycji numer pięć i wykorzystanie umiejętność slipowania pick-and-rolli i podawania piłki, a po stronie defensywnej krycia wszystkich (za wyjątkiem Jokicia), nie jest czymś, obok czego Blazers powinni przejść obojętnie. Do powyższych dochodzą przynajmniej trzy powody.
Pierwszy to dodanie kolejnego koszykarza do rotacji, która wobec nieznanego statusu posadzonego w pierwszej kwarcie Kantera, może składać się z siedmiu graczy (a w obwodzie jest jeszcze Derrick Jones Jr).
Drugi to poszukanie alternatywy dla konserwatywnej obrony, co prawda wzmacnianej mniej lub bardziej celowymi zmianami krycia. W tym przypadku wyłącznie te celowe miałyby skupić się na ograniczeniu ruchu rezerwowych koszykarzy Nuggets, jednocześnie wystawiając się na grę w low-post m.in. Paula Millsapa. To jednak ma marginalne znacznie w obliczu poważnego problemu, którym jest fakt, że rezerwowi Nuggets asystowali przy aż 30 rzutach z 48 celnych. Niewiele było tam gry w izolacjach w porównaniu z rzutami catch-and-shoot, ponieważ Monte Morris prowadzi graczy ku bardzo dobrym pozycjom nieustępliwie atakując m.in. Kantera, a nie tak dobry w czwartek Porter Jr korzysta z drażliwych pomyłek m.in. Anferenee Simonsa i Carmelo Anthony’ego, które napędzają łańcuch podań i decyzji kozłujących i podających. Warto rozważyć zastąpienie obrony man-to-man powszechnym switchowaniem, choćby dlatego, że zmiany krycia wiążą się z powodem trzecim, sprawą najwyższej wagi: podwajaniem Jokicia.
W ostatnim meczu Blazers byli w tej kwestii bardziej zachowawczy niż w pierwszym, ponieważ w czwartek pozostała czwórka musiała ściślej kontrolować obwód – do przerwy Nuggets trafili 12 z 20 rzutów za trzy punkty. Z konieczności Stotts zaufał Nurkiciowi i rzadziej wspierał obronę Serba drugim graczem. Natomiast bez względu na strategię – na ten moment Blazers są w tym aspekcie jednowymiarowi, ponieważ Nurkić jest jedynym obrońcą Jokicia i tylko przez 12 minut tej serii nie bronił Serba, z czego aż 6 przypadło na trzeci mecz.
Kiedy Nurkić zszedł z parkietu na 5 minut i 16 sekund do końca, Stotts nie wrócił do RHJ’a na środku, tylko użył ustawienia Lillard, McCollum, Powell, Anthony, Covington. Ten ostatni bronił Jokicia, Nuggets poszukiwali korzystniejszych mismatchów i w zasadzie to super smallballowe ustawienie Blazers było i o pomyłki w obronie od wygrania meczu (m.in. leniwa i niepotrzebna próba podwojenia Jokicia przez Melo na 2:15 do końca, utrata posiadania po zbiórce w obronie na 45 sekund do końca, wstawienie Kantera przed ostatnim rzutem wolnym w tym meczu) i o normalną dyspozycję Nuggets z dystansu na poziomie nie 52%, a 36% i nie 50% Austina Riversa z 10 rzutów, a 37%.
Najniższa piątka Blazers wcale nie musi Jokicia podwajać. Może, posiłkując się rozsąkiem: powinna, ale nie musi. Nie zagra on w tej serii słabego meczu. Natomiast w przeciwieństwie do Melo, RHJ ma naturalny zmysł do krycia wyższych graczy (robił to na Brooklynie) oraz do poprawnego ustawiania się w obronie z pomocy blisko obręczy. Natomiast wydaje się, że wszelkie piątki, oraz przeróżne kombinacje niższych graczy Blazers z Nurkiciem na parkiecie, powinny zmieniać krycie do momentu, w którym switch spowoduje, że center, RHJ lub Robert Covington nie będą bronić Jokicia.
Kończąc. Jest tutaj coś, co należy sprawdzić, być może jeszcze przeciwko pierwszej piątce Nuggets, wyprzedzając dotychczasowe schematy serii, na mocy których Nurkić gra wtedy, kiedy Jokić. A to dlatego, że w późniejszych fazach spotkania ten pierwszy odczuwa dużo większe zmęczenie, co obniża koncentrację i ruchliwość, a to z kolei wpływa na popełnianie nierozsądnych fauli, które niejednokrotnie ściągały go z parkietu wpędzając zespół w tarapaty.
Samo gęste.
Sitarz nie jest hottejkowy. Stety lub niestety.
Bardzo lubię wnioski wyciągane przez niego i to, że są one “budowane”, a nie hottejkowane.
Jest dużo lepiej niż przy jego pierwszych tekstach, jednak nadal pióro ma momentami równie ciężkie jak wykładowcy na polskich uczelniach technicznych.