Flesz: Lakers będą Lakers będą Lakers

12
fot. League Pass

Piszę to z telefonu, bo z kontaktami jak zwykle w TLK naszym tak, że nie przewidzisz. Bateria w laptopach obu emerytowana.

Nie wydaje mi się, że Danny Green miał łatwy rzut. Stoisz na szczycie sam przed koszem, dostajesz podanie pod nogi, podnosisz piłkę na końcu palców do góry i gdy wychodzisz, to pod spodem widzisz wszystkich pozostałych przed sobą pod koszem, widzisz zegar, czujesz presję. Czujesz presję niezależnie kim jesteś i jak dobra masz automatykę. Jesteśmy tylko i aż ludźmi (od kilku miesięcy raczej “tylko”).

To presja, której Green na 7 sek przed końcem fantastycznego meczu nr 5 nie sprostał.

Problem w tym że Lakers nałożyli na siebie tę presję sami. Już kilka minut po wygranym meczu nr 4 na oficjalnej stronie NBA pojawiła się informacja o tym, że Lakers zmieniają plan i czarne koszulki upamiętniające Kobiego Bryanta założą już na mecz nr 5. Planowo – po tym jak zagrali w nich w meczu nr 2 – mieli włożyć je dopiero na mecz nr 7.

Tu nie chodzi o żadne voodoo, tylko o projektowanie przyszłości zanim się wydarzyła. To jak legendarne Finały 69 z Celtics i baloniki zwycięstwa wiszące pod kopułą hali w meczu nr 7, które nigdy nie spadły. Chodzi o niepotrzebne nakładanie na siebie presji, że skoro już zmieniamy plan i zakładamy koszulki upamiętniające Mambę to musimy wygrać i musimy wygrać jeszcze bardziej. Nie twierdzę, że to sprawiło że Green, KCP i Anthony Davis w ostatnich pięciu minutach spudłowali pięć niekrytych trójek, ale nie twierdzę też że nie!

Dawno temu gdy już po przyjściu LeBrona Lakers zaczęli sezon 2018/19 bilansem 2-5, gdy Magic rzucał się na Luke’a Waltona, pisałem tutaj – naznaczony przez lata megalomanią Lakers – żeby po prostu nie stawiać przeciwko temu, że Lakers się nie uda. Że są równi i równiejsi w tej lidze. Że możesz pięć sezonów z rzędu przegrywać po 50 meczów i dlatego właśnie przyjdzie do Twojej drużyny LeBron. Każdy kibic Charlotte czy Orlando, wie że nie ma lepszego planu na zbudowanie kontendera.

Już o tweetach Magica przed meczem z trofeum i z Jerry’m Bussem na zdjęciu pisać nie chcę. Zastanawiam się tylko czy gdy podejmowano decyzję o grze w strojach Mamby ktoś w pokoju nie powiedział “Czekajcie, spokojnie…”.

To jest właśnie ta buta i megalomania, to  wywyższanie Lakers, to poczucie elitarności, które wkurwia. I LeBron stał się tego częścią. Powodzenia.

Poprzedni artykułDniówka: Green i Morris zawalili decydującą akcję, LeBron jakby to już kiedyś widział
Następny artykułDniówka: Przed Game 6

12 KOMENTARZE

  1. W punk – pisałem na FB, że ta podnieta tymi koszulkami to czysta paranoja. Ma wygrać lepszy a nie ten kto ma określony kolor dresu… dowiedziałem się od jednego z komentujących, że się swoim postem “zesrałem”. Bardzo się cieszę że redaktor Kwiatkowski w tak rozsądny jednocześnie Celny sposób skomentował to pompowanie balona!

    0
  2. Prawda jest taka, że Miami nie mając w składzie Gorana Dragica, czy de facto tracąc część swoich zagrań, oraz z kulawym, pozorujących grę Bamem, tracąc przez to kolejne kilka możliwości zagrań, wygrywa z drużyną najlepszego 1-2 punch, po świetnym wręcz meczu, prowadząc większość spotkania. Strach pomyśleć, co by było gdyby dysponowali pełnym składem przez całe finały. Mają u siebie ducha starej szkoły Jimmego Butlera, który pokazuje jak GOAT powinien grać. W ataku i obronie, uczestniczyć w kluczowych akcjach. Impossible is nothing.

    0