Piszę to z telefonu, bo z kontaktami jak zwykle w TLK naszym tak, że nie przewidzisz. Bateria w laptopach obu emerytowana.
Nie wydaje mi się, że Danny Green miał łatwy rzut. Stoisz na szczycie sam przed koszem, dostajesz podanie pod nogi, podnosisz piłkę na końcu palców do góry i gdy wychodzisz, to pod spodem widzisz wszystkich pozostałych przed sobą pod koszem, widzisz zegar, czujesz presję. Czujesz presję niezależnie kim jesteś i jak dobra masz automatykę. Jesteśmy tylko i aż ludźmi (od kilku miesięcy raczej “tylko”).
To presja, której Green na 7 sek przed końcem fantastycznego meczu nr 5 nie sprostał.
Problem w tym że Lakers nałożyli na siebie tę presję sami. Już kilka minut po wygranym meczu nr 4 na oficjalnej stronie NBA pojawiła się informacja o tym, że Lakers zmieniają plan i czarne koszulki upamiętniające Kobiego Bryanta założą już na mecz nr 5. Planowo – po tym jak zagrali w nich w meczu nr 2 – mieli włożyć je dopiero na mecz nr 7.
Tu nie chodzi o żadne voodoo, tylko o projektowanie przyszłości zanim się wydarzyła. To jak legendarne Finały 69 z Celtics i baloniki zwycięstwa wiszące pod kopułą hali w meczu nr 7, które nigdy nie spadły. Chodzi o niepotrzebne nakładanie na siebie presji, że skoro już zmieniamy plan i zakładamy koszulki upamiętniające Mambę to musimy wygrać i musimy wygrać jeszcze bardziej. Nie twierdzę, że to sprawiło że Green, KCP i Anthony Davis w ostatnich pięciu minutach spudłowali pięć niekrytych trójek, ale nie twierdzę też że nie!
Dawno temu gdy już po przyjściu LeBrona Lakers zaczęli sezon 2018/19 bilansem 2-5, gdy Magic rzucał się na Luke’a Waltona, pisałem tutaj – naznaczony przez lata megalomanią Lakers – żeby po prostu nie stawiać przeciwko temu, że Lakers się nie uda. Że są równi i równiejsi w tej lidze. Że możesz pięć sezonów z rzędu przegrywać po 50 meczów i dlatego właśnie przyjdzie do Twojej drużyny LeBron. Każdy kibic Charlotte czy Orlando, wie że nie ma lepszego planu na zbudowanie kontendera.
Już o tweetach Magica przed meczem z trofeum i z Jerry’m Bussem na zdjęciu pisać nie chcę. Zastanawiam się tylko czy gdy podejmowano decyzję o grze w strojach Mamby ktoś w pokoju nie powiedział “Czekajcie, spokojnie…”.
To jest właśnie ta buta i megalomania, to wywyższanie Lakers, to poczucie elitarności, które wkurwia. I LeBron stał się tego częścią. Powodzenia.
Miałem to samo wrażenie kiedy zobaczyłem wczoraj wpisy Magica. Od razu nasunęło się skojarzenie z tamtą historią z finałów ’69. Tylko zamiast rzutu Nelsona, mieliśmy w końcówce defekację Morrisa.
W punk – pisałem na FB, że ta podnieta tymi koszulkami to czysta paranoja. Ma wygrać lepszy a nie ten kto ma określony kolor dresu… dowiedziałem się od jednego z komentujących, że się swoim postem “zesrałem”. Bardzo się cieszę że redaktor Kwiatkowski w tak rozsądny jednocześnie Celny sposób skomentował to pompowanie balona!
Napompował ten balon LeBron z Davisem i nie uciągnęli na boisku. Mam nadzieję, że to będzie dla nich lekcja pokory.
Właśnie dziwię się LeBronowi. Już tyle razy wykrakał, np.: “nie jeden, nie dwa…”, smianie z kichania Dirka, teraz stroje. Miałem wrażenie, że stonował to i wydoroslal. Może tak jest i to nie Jego decyzja ze strojami a organizacji. Wolałem jak LeBron ma social media wyłączone na czas play offs. Wtedy jest skupiony i jak bestia idzie na wyrżnięcie źrebaków. Teraz wrzuca gify, że spać nie może. Niech się skupi bo nie wygra G6 i się zesra… a ja razem z nim. Pomimo, że fan Celtics :)
Pewnie, że to jego decyzja, w kontrakcie miał dopisek o możliwości zmiany stroju według własnego widzimisię. Ta buta mu się odbije czkawką, zresztą już nawet na boisku nie dowozi.
Buta to zbyt duże słowo ;) kiedyś był butny
W nocy nie wyglądał na rozkojarzonego;) Ale jego kumple zawodzą. Przecież on więcej asyst w finałach z średniakami z Cavs 2 lata temu. Tu by miał po 15 asyst gdyby nie marnowali jego podań
Radaktorze Maćku pisz zawsze na telefonie… Właśnie ta buta, czy za blisko Hollywood? Dlatego ciężko ich lubić, nawet wtedy gdy grali/grają fajnie i skutecznie.
Ale dziś był piękny poranek po wygraniu tego meczu przez HEAT :)
Te tweety Magic’owi to chyba Rozenek z Majdanem piszą.
Stroje Mamby powinny też trochę pomóc bo ostatnio w nich wygrywali…
Prawda jest taka, że Miami nie mając w składzie Gorana Dragica, czy de facto tracąc część swoich zagrań, oraz z kulawym, pozorujących grę Bamem, tracąc przez to kolejne kilka możliwości zagrań, wygrywa z drużyną najlepszego 1-2 punch, po świetnym wręcz meczu, prowadząc większość spotkania. Strach pomyśleć, co by było gdyby dysponowali pełnym składem przez całe finały. Mają u siebie ducha starej szkoły Jimmego Butlera, który pokazuje jak GOAT powinien grać. W ataku i obronie, uczestniczyć w kluczowych akcjach. Impossible is nothing.