Flesz: NBA dostała w niedzielę terminarzową lekcję od NFL

8
fot. Associated Press

Gdy rozmawiasz o ratingach telewizyjnych w USA to najlepiej, żebyś się zamknął. Prawdopodobnie nie wiesz o czym mówisz. Może być taki wstęp?

Zacząłem ostro, bo arcytrudno sprowadzić jest wzrosty/spadki ratingów do krystalicznie jednego i tylko jednego powodu. Zresztą, nawet jeśli nazywasz się “Jacek Kurski” i próbujesz bawić się w skurwysyńsko haniebne kontrolowanie społeczeństwa zawsze możesz chcieć zamówić swoje ratingi, bo źle wychodzą!

Sprowadzać ich wyniku do jednego powodu, czy jednej prawdy, nie chcą/ nie potrafią nawet ludzie, którzy się tym zajmują. A nawet jeżeli już są blisko postawienia tezy definiującej, to drugi ma inne zdanie. Choćby ostatnim razem, gdy mieliśmy tę rozmowę na Szóstym Graczu w kontekście tweetów wkrótce byłego prezydenta USA, poszedłem do niezależnego, słuchanego od lat przeze mnie podcastu Sports Media z Richardem Deitschem i wymienionych zostało tam chyba z dwadzieścia różnych zmiennych, które wpłynęły na słabe wskaźniki ligi w pierwszej połowie sierpnia. (Podcast już w Wake-Upie polecałem, a jeżeli chcesz zgłębić temat okiem, to Ethan Sherwood Strauss w niezależnym “The Athletic” o tym pisze).

Ratingi NBA w Stanach od tamtego czasu się odbiły i zostało to przez NBA oczywiście odtrąbione (nigdy nie odtrąbiasz słabych ratingów). Ostatniej niedzieli liga dowiedziała się jednak, że nawet LeBron James i wielcy Los Angeles Lakers nie mają najmniejszych szans z futbolem amerykańskim. Via Sports Media Watch:

“Lecąc dokładnie w porze NBC Sunday Night Football mecz nr 2 finału Konferencji Zachodniej zaliczył 3.17 miliona widzów w TNT, stając się najgorzej oglądanym meczem finału konferencji od meczu nr 4 Detroit-New Jersey w 2003 roku.

Żaden inny mecz finału konferencji aż od 2001 roku nie miał niższej oglądalności”

2001-2003 to przypomnę czasy, gdy koszykówka NBA prawie zmarła, bo mecze kończyły się wynikami 10 do 8.

Nadawany o tej samej porze bardzo dobrze – ale nie jakoś znowu superekscytująco – zapowiadający się mecz Seattle Seahawks z New England Patriots już bez Toma Brady’ego wygenerował 17.7 mln oglądalności.

Teraz niuans, bo NFL gra po meczu w czwartek, po meczu w poniedziałek, resztę gra w niedzielę, za to piątki i soboty ma wolne:

“Mecz nr 1 Lakers-Denver w piątek wygenerował 4.9 mln oglądalności i był trzecim najlepszym wynikiem w tych playoffach po meczu nr 7 Nuggets-Clippers i meczu nr 2 Rockets-Lakers.”

Proszę się nie trząść, ja wiem, że mało. Nie jesteśmy tam futbolem, a tu piłeczką.

Są dwa generalne sposoby patrzenia na oglądalność NBA. W pierwszym to nie wiem ile razy obejrzałem w poniedziałek w warszawskim metrze rzut Anthony’ego Davisa na ekranie jakiegoś lokalnego i pewnie niewiarygodnego czegoś (trylion razy), a ile razy widziałem w metrze 50-jardowe bomby rzucane przez Russella Wilsona do D.J’a Metcalfa i Davida Moore’a (zero). NBA cały czas zalicza duże wzrosty oglądalności poza USA, bo liga staje się coraz bardziej globalna: 40% All-NBA piątek stanowili gracze spoza Stanów. I wybiegając bardzo daleko nam pozostaje liczyć na to, że w efekcie liga troszeczkę przesunie godziny pierwszych meczów na stałe (5? 10? 20 lat?). To już jednak odległy temat.

Bo nie wiemy jeszcze kiedy rozpocznie się sezon 2020/21, ani kiedy skończy, i w niedzielę Adam Silver sprawdził to co jest dla ligi cały czas ważniejsze, czyli oglądalność w USA. Wynik go pewnie w ogóle nie zaskoczył. Sprawdził tylko co może się stać, gdyby w przyszłości NBA chciała grać playoffy we wrześniu-styczniu.

Nie grać meczów w niedzielę?

8 KOMENTARZE