8 na 1: Wooden typuje

11

Wschód

Spóźniłem się wczoraj z typami do niepełnego 5 na 4, więc będzie pełne 1 na 8, co za problem, dostałem pozwolenie. A, że jestem sam jeden wśród ośmiu serii, to chciałem tytułem wstępu zauważyć, że po całych tych czarach z seeding games, gdzie spragnieni koszykówki daliśmy się nabrać na zaangażowanie drużyn, na koniec na Wschodzie wszyscy mieli mniej lub bardziej granie głęboko w dupie. Na Zachodzie wszyscy pewni miejsca w playoffs w sumie też, ale o tym będzie niżej. Teraz dopiero zacznie się gra na poważnie i tradycyjnie jak co roku, zaczną się żniwa dla ludzi stawiających mecze u buka, dzięki temu, że pierwsza runda powinna być jak zawsze z meczu na mecz dość przewidywalna. Niestety, jednocześnie gra na poważnie w tym przypadku powinna oznaczać relatywny brak emocji, ponieważ przepaść między Top4 Wschodu a resztą jest w tym roku dość poważna. Będę wręcz zaskoczony jeśli do wyłonienia kompletu półfinalistów na Wschodzie będzie trzeba więcej niż 20 spotkań, sam tu typuję łącznie 19. Typy reszty Redakcji.

(1) Milwaukee Bucks vs. (8) Orlando Magic

Tu nie ma co się rozwodzić – Bucks to team to beat na Wschodzie, a Orlando Magic byli jedną z dwóch-trzech najgorszych drużyn bańki. Dodatkowo stracili Jonathana Isaaca i nie mają firepower zdolnego choć trochę naruszyć zdecydowanie najlepszą obronę ligi. Ta seria będzie szybka i bolesna dla fanów Magic i po wszystkim, jako fan zeszłorocznych Detroit, którzy dostali w Piston będę mógł sobie z nimi zbić piątkę. Jednak, żeby wyrobić limit zdań i wnieść do dyskusji coś więcej niż „Bucks w 4” zerknijmy na podstawowe statystyki zaawansowane. Spójrz na skalę dominacji defensywnej Bucks – statystyki DRTG: 1. Bucks 102.5, 2. Raptors 104.7, 3. Lakers 106.1 – Bucks są o tyle lepsi od trzecich Lakers co Lakers od piętnastych Rockets. A atak Orlando to zdecydowanie najgorszy ORTG wśród drużyn które dostały się do bańki i dopiero 27. eFG w lidze. Jeszcze warto zerknąć na NetRTG obu drużyn – Bucks są tu historycznie dobrzy mając NetRTG na przestrzeni całego sezonu na poziomie 9.4 (drudzy Clippers 6.3) i są pod tym względem o tyle lepsi od siódmych Miami Heat, co Heat od 24. Timberwolves – do tej konkretnej statystyki wrócimy w drugiej rundzie. Tymczasem Magic byli pod tym względem na 19. Miejscu w lidze z ujemnym ratingiem -1.3 punktu na 100 posiadań. Orlando na pewno będzie próbowało spowalniać tu grę i próbować wchodzić w pojedynek na defensywy, co może dałoby im jeden wygrany mecz przeciwko komuś mniej doskonałemu niż Milwaukee, ale w tej konkretnej serii czego by nie robili nie mają żadnych szans. Bucks w 4.

(2) Toronto Raptors vs. (7) Brooklyn Nets

Po tym jak Nets wygrali w bańce aż 5 z 8 spotkań, zyskali prawo do powalczenia w jednym meczu z Toronto Raptors zamiast bezdyskusyjnej miotły od Bucks. Oczywiście, chyba już nikt (poza Kevinem Durantem) nie jest zaskoczony tym, że zagrali tak dobrze po wyeliminowaniu z drużyny Kyriego Irvinga. Jacque Vaughn zamieniając zlepek rezerwowych bez rozgrywającego w pełnoprawny, walczący w każdym meczu zespół, zgłosił mocną kandydaturę do usunięcia dopisku „Interim” przy nazwie swojego stanowiska. Jednak czasy kiedy można było wyrwać wiele spotkań samą walką i większym zaangażowaniem od rywala właśnie się skończyły i Sezon Rezerwowych na Brooklynie właśnie zmierza ku końcowi bez happy endu. Jak gdyby sama ogromna przewaga talentu i doświadczenia nie wystarczała, druga najlepsza obrona ligi, wraz z najgłębszą ławką to wyjątkowo niewygodny matchup dla Nets. Grając wolno nie mają czego szukać w half court przeciwko takiej defensywie, a przyśpieszanie gry w niczym im nie pomoże, bo Raptors to najlepszy w kontrze zespół bieżącego sezonu. Chciałoby się dać tu kopciuszkowi choć jedną wygraną, ale wszystko wskazuje na to, że profesjonalna drużyna koszykówki z Toronto się po prostu po nich przejdzie. Raptors w 4.

(3) Boston Celtics vs. (6) Philadelphia 76ers

W pełnym składzie ten pojedynek powinien być absolutnym hitem pierwszej rundy. Zwłaszcza po tym, jak Brett Brown wreszcie odkrył jak wykorzystywać Bena Simmonsa tak, żeby otworzyć miejsce na boisku dla dodatkowego guarda/snajpera (którego swoją drogą Sixers nie mają). Ale co było a nie jest… W tym momencie wygląda na to, że Boston jest od Philly dużo lepszą drużyną koszykówki. Mają lepszy, bardziej płynny atak, który mieli kolejne drużyny jak maszyna, a ilość drive&kick granych machinalnie co posiadanie, potrafiła rozbić niedawno potwornie zdeterminowanych Memphis Grizzlies i to mimo tego, że Celtics specjalnie się nie starali. Co więcej, tylko drużyny Stevensa i Riversa skończyły sezon równocześnie w Top5 efektywności defensywnych i ofensywnych, a mnogość opcji jaką ma po obu stronach boiska przyszły prezydent USA to coś, o czym Brett Brown może tylko pomarzyć. A jednak, Sixers wciąż mogą zrobić z tego serię z prawdziwego zdarzenia. Al Horford ma idealny skillset, żeby przejąć nową rolę Bena Simmonsa i być rozgrywającym po krótkim rollu/popie, a Filadelfia, nawet jeśli pozbawiona najlepszego obwodowego obrońcy, wciąż może wystawić znakomite defensywne lineupy z J-Richem, Thybulle, Harrisem, Horfordem i Embiidem. I pewnie będzie musiała, żeby mieć tu w ogóle szanse. To gdzie widzę szansę Sixers to wciągnięcie serii w błoto i sprowadzenie jej do pojedynku defensyw i najlepszych graczy. W stylu LeBrona Jamesa w Cleveland 2018. Kontrola tempa i każdego posiadania, bo w pojedynczych posiadaniach to Embiid powinien być najlepszym graczem na boisku. Boję się, że to może się nie wydarzyć, ale postaram się o Sixers wrzucić jeszcze osobny tekst przed startem serii. To dla mnie wciąż najciekawszy zespół tej fazy rozgrywek… Póki co jednak – Boston w 6.

(4) Indiana Pacers vs. (5) Miami Heat

To zabawne jak ten świat się układa. W epoce unifikacji stylu gry, gdzie wydawałoby się, że każdy zespół chce biegać i rzucać za trzy, Wschód zapowiada się na trzy pojedynki obron. Także w tej serii, obie strony rywalizacji odnajdują swoją tożsamość w defensywie i to bazując na niej będą szukały kolejnych zwycięstw. O ile Heat znamy lepiej i chyba już wszyscy wiemy, że ich możliwości matchupowania się z kolejnymi rywalami czynią z nich czarnego konia tegorocznych playoffs, tak przy będącej wiecznie w cieniu Indianie nie jest to oczywiste. To bardzo waleczny, bardzo twardo i regularnie grający team. Zawsze walczy blisko swojego sufitu, a każdy kolejny wchodzący na boisko gracz musi bronić, musi rzucać się na piłkę i nie może odpuszczać posiadań. Ten oldskul w prowadzeniu drużyny to coś co charakteryzuje McMillana i co czyni z Indiany szalenie niewygodnego przeciwnika w sezonie zasadniczym. Grali w 22. tempie w lidze przy 6. obronie RS, a w bańce mieli 3. obronę i 9. tempo (przyśpieszenie wynika z gry na PF Warrenem zamiast Sabonisa). Jednocześnie byli w low5 w stratach i w oddanych po nich punktach. Podstawy koszykówki szlifowane do perfekcji, przy gwałtownym podniesieniu sufitu drużyny wobec eksplozji ofensywnej TJa Warrena. Pechowo jednak dla Pacers, trafili na drużynę, która również może fantastycznie bronić i ma odpowiedź właściwie na wszystko czego Indiana może próbować w swoim poniżej-przeciętnym (19. w RS i 16. w bańce) ataku. Oladipo i Warren mogą być kryci przez pełne 48 minut przez trójkę Butler, Iguodala, Crowder, a dzięki pasywności/nieefektywności w post Turnera, kryjący go Bam będzie mógł swobodnie switchować pick and rolle skutecznie zatruwając życie Holidayowi, Brogdonowi i Dipo. W konsekwencji Miami powinno wygrać ten matchup w czterech meczach, ale dodam Pacers jedną wygraną za waleczność, licząc na to, że choć raz uda im się wykorzystać brak czujności Miami i ofensywnie eksplodować. Heat w 5.

Zachód

Tutaj mamy sytuację jeszcze zabawniejszą niż na Wschodzie. O ile drużynom z czołówki Wschodu nie specjalnie chciało się grać w meczach, które były w większości o nic, tak na Zachodzie zespoły po trochu ogrywały swoich starterów, a po trochu sprawdzały co mają na ławkach i taktycznie przesuwały się w tabeli, żeby trafić na wymarzony matchup. I tak mający pewne pierwsze miejsce Lakers zwyczajnie się obijali – liderzy konferencji zagrali na 20. atak bańki, 12. obronę i NetRTG -6.6 lepszy tylko od rezerw Waszyngtonu, Clippers zupełnie się nie starając płynęli przez seeding games wygrywając mecze od niechcenia, samą głębią składu, Denver i Houston bardzo starali się uciec z matchupu z Clippers w drugiej rundzie, przy czym tym pierwszym mniej na tym zależało i mieli trochę za dużo zwycięstw na takie machinacje, Oklahoma i Dallas chciały po prostu przetrwać zdrowe do playoffs, Utah bez Bogdanovica starało się tylko uniknąć Houston, a Blazers walczyli i szarpali i czego byś miłego nie chciał o nich i ich ataku powiedzieć (zdecydowanie najlepszy w bańce), to jak na być może najbardziej starającą się drużynę kampusu zaliczyli defensywną kompromitację mając 20. najgorszą obronę bańki, przeganiając tylko mające kompletnie wyjebane Dallas i Denver. Widzieliśmy też troszkę tankowania po wyższy pick po zapewnieniu sobie playoffs i inne podobne cyrki. De facto seeding games były tu kompletnie niewymierne i pełniły rolę pre-season jeśli nie liczyć walki o 8. miejsce. Typy reszty Redakcji.

(1) Los Angeles Lakers vs. (8) Portland Trail Blazers

Dużo się ostatnio mówiło o kłopotach Lakers (brak Rondo i Bradleya, fatalna forma centrów) i o ich tumiwisizmie w bańce, a także sporo o heroicznej walce Blazers i fantastycznych występach Lillarda. To jakie narracje na tym się zbudowały, sprawia, że możnaby pomyśleć, że to może być równa seria. Niestety, nic bardziej mylnego. To nie tak, że Lakers wylądowali na minie grając z Blazers. Oczywiście będą mieć ciężej niż choćby z Memphis czy Pelicans gdyby te zespoły weszły, ale będą mieć też dużo łatwiej niż gdyby nadziali się na takich Suns. Czemu? Bezobrona Portland to idealne warunki dla LeBrona na rozhulanie swojego leniwego w bańce ataku. Lakers w bańce zdobywali aż o 7 pkt mniej na 100 posiadań niż w sezonie zasadniczym. Nie chciało im się, to oczywiste, ale po takim długim człapaniu zawsze łatwiej będzie się rozgrzać na obronie która grając na full i tak była absolutnie fatalna, a nie na tracących na kampusie 13 pkt na 100 posiadań mniej niż Blazers, czwartych defensywnie w tym czasie Suns. Za to na atak Portland Lakers będą mogli wystawić 3. obronę RS, która nawet mimo bimbania nie zaliczyła w Orlando jakiegoś dramatycznego zjazdu. Dodaj do tego fakt, że najlepszym obrońcą jakiego mogą wystawić na LeBrona Blazers jest Carmelo Anthony w betonowych butach, a Davisa będą długimi fragmentami kryć Zach Collins i co gorsza Hassan Whiteside i nagle masz idealną serią na przetarcie dla drużyny Franka Vogela. Lakers w 5.

(2) Los Angeles Clippers vs. (7) Dallas Mavericks

Seria zapowiada się na fantastyczny pojedynek trenerów i dużo mniej fantastyczny pojedynek drużyn. Nie ma zespołu trudniejszego do gry dla Luki Doncica niż Clippers, którzy mogą go zamęczać rzucając w kolejnych posiadaniach do krycia go Beverleya, Leonarda, George, Morrisa i znowu Beverleya. Nawet fakt, że najlepszy w historii ligi atak Dallas to tak naprawdę small-ball grany wysokimi zawodnikami nie powinien Clippers przeszkadzać, bo drużyna z LA może to kontrować składem niższym ale za to silniejszym, mając na pozycjach 2-5 naraz Leonarda, George’a, Morrisa i Harrella. Trudno o gorszy matchup dla Dallas i ich jedyna nadzieja w tym, że Carlisle wyciągnie z Porzingisa 110% jego obecnych możliwości, bo Łotysz to jedyny zawodnik Mavs, na którego Clippers po prostu nie mają odpowiedzi. Talent, głębia składu i elastyczność matchupów, wszystko to gra na łatwe zwycięstwo drużyny z LA. Nawet przewaga, którą normalnie w grze matchupów daje Rick Carlisle powinna zostać zniwelowana przez niewiele gorszego w te szachy Doca Riversa. Wszystko ponad 4-1 to typ według mnie życzeniowy, bo chciałbym, żeby Luka w którymś meczu pokazał pazury i żeby Dallas rozstrzelało Los Angeles najlepiej w aż czterech meczach, ale boję się, że zamiast o rewelacyjnym Słoweńcu, będziemy po tej serii mówić głównie o tym jak przerażający są Clippers. Clippers w 5.

(3) Denver Nuggets vs. (6) Utah Jazz

Cichą historią tego sezonu Utah Jazz jest ich potężny regres defensywny. Rudy Gobert jest jedną z ofiar dominującego w lidze pace & space i drużyny operujące centrem za linią za trzy lub w sposób nietypowy, z piłką w rękach (jak Denver), powoli stają się dla podkoszowego Jazz problemem. W konsekwencji jego drużyna miała w sezonie zasadniczym dopiero 11. obronę ligi, a w bańce było z tym jeszcze gorzej (15. obrona na 22 zespoły). Pozytywny bilans w RS Utah zawdzięcza przede wszystkim poprawie w ataku, lepszemu spacingowi i Bojanowi Bogdanovicowi, dzięki czemu ich atak znalazł się wreszcie w dziesiątce najlepszych. Ten balans uzyskany kosztem obrony spowodował, że w RS Denver i Utah wyglądały statystycznie jak klony (Ratingi: atak 112.1 do 112 dla Utah, obrona 108.8 do 108.9 też dla Utah, bilans Utah 41-23, bilans Denver 43-22). Jednak nieobecność Chorwata wszystko zmienia i nawet w tej radośnie granej bańce efektywność ataku Jazz spadła o 3 punkty na 100 posiadań, a ich eFG z 55.2% do 52.6%. To dramatyczna różnica, a kolejny kłopot, z którym musi mierzyć się Snyder to bardzo płytka i krótka ławka, na której nie ma kto zastąpić grającego teraz więcej ze starterami Inglesa. Trener Utah ewidentnie próbował znaleźć tu jakieś rozwiązanie, poświęcając seeding games przede wszystkim na sprawdzanie rezerwowych w różnych wariantach i widać już teraz, że z ławki poza pewniakiem Clarksonem powinni przeciwko Denver grać Emmanuel Mudiay, Georges Niang, na zmianę Tony Bradley i Ed Davis, oraz, być może w pojedynczych meczach, Miye Oni lub Rayjon Tucker. To nawet nie zbliża się jakością do ławki Nuggets i trzeba przyznać, że nie stawia Utah w najlepszej sytuacji. Dodatkowo wygląda na to, że w przeciwieństwie do rywala, drużyna Mike’a Malone’a podniosła w trakcie przerwy swój potencjał, wdrażając do gry w dużych minutach Michaela Portera Jr. Jeśli na koniec przypomnimy sobie o tym, jak ciężkim matchupem dla Goberta jest Nikola Jokic, trudno w tej serii nie typować Denver. Och, i właśnie bańkę opuścił Mike Conley, co daje nam realne szanse na sweep. Nie daję Nuggets w 4, tylko przez to, że nauczyli mnie już dawno sobie nie ufać. Nuggets w 5.

(4) Oklahoma City Thunder vs. (5) Houston Rockets

Jedyna para pierwszej rundy, która wydaje mi się nieoczywista. Jestem w stanie wyobrazić tu sobie wszystkie scenariusze, od 4:1 do 1:4. Wszystko zależy dla mnie od zdrowia i formy Russella Westbrooka. To on grając w ataku jako funkcjonalny center nadaje smallballowi Rockets nieprzewidywalności i pazura. Z nim, mam w tym matchupie Houston 4-2, bo zupełnie nie wiem kim i jak Thunder mieliby go kryć, zwłaszcza przy tej fantastycznej dyspozycji Jamesa Hardena, jaką ten pokazywał w bańce. Z kolei bez niego, wydaje mi się, że Thunder są może nawet drugim najgorszym matchupem na Zachodzie dla Rockets, w naturalny sposób grając na trzech guardów w kluczowych momentach, z Gallinarim na czwórce. Mogą pokonać Houston w ich własną smallballową grę, dodatkowo dominując tablice Stevenem Adamsem. Mając tak dobry zestaw obrońców na Hardena jak Paul, SGA, Dort i Roberson, Oklahoma może spokojnie próbować kryć go całą serię jeden na jeden, zmuszając go do heroicznych wysiłków w kolejnych izolacjach, jednocześnie przenosząc odpowiedzialność za robienie przewag na pozostałych graczy Rockets, gdzie bez Westbrooka jest to zestaw raczej ubogi w kreację rzutową – zardzewiały Gordon, Austin Rivers i dopiero rozwijający swoją grę z piłką Danuel House. Bez Russa jest tu dla mnie pewne 4-1, 4-2 dla Thunder. Zakładam że Westbrook nie przegapi okazji do zagrania serii przeciwko swojej byłej drużynie, ale według wszystkich dostępnych na dziś raportów, powinien opuścić pierwsze dwa mecze. W takiej sytuacji stawiam na genialną w końcówkach Oklahomę. (Cała trójka Paul, SGA, Schroder rzuca ponad 50% w clutch i łącznie są w tych sytuacjach 99/185 z gry.) Thunder w 6.

11 KOMENTARZE