Rozmawiamy o książce Adama i skończyliśmy 20 lipca tu:
“Trzeba było znaleźć balans, żeby nie zanudzać przedstawianiem zasad jakieś dyscypliny, ale wyjaśnić co i dlaczego się wydarzyło. To samo dotyczyło czasów w jakich działy się kolejne igrzyska, bo przecież dzieciaki nie znają realiów życia lat 90-tych, a co dopiero wcześniejszych. Dlatego chociażby trzeba było zwrócić uwagę, że kiedy 11-letnia Natalia Partyka poleciała w 2000 roku do Sydney nie mogła wyciągnąć smartfona, żeby połączyć się z rodzicami na messengerze.”
Maciej Kwiatkowski: A możesz przypomnieć jak w ogóle to się stało, że napisałeś książkę? Albo precyzyjniej: co dokładnie sprawiło, że chciałeś ją napisać, co było punktem przełomowym, który zamienił się w postanowienie: okej, chcę to zrobić. Hm?
Adam Szczepański: To był proces (Trust the Process!), na który złożyło się kilka rzeczy. Przede wszystkim szukałem okazji, żeby sprawdzić się w czymś poza NBA i spróbować nieco innego pisania. Po drugie szukałem książek sportowych, które z przyjemnością poczytałbym dzieciom. Strasznie męczyłem się czytając o piłkarskich gwiazdach, gdzie każdy opis opierał się głównie na nazwach drużyn, wynikach i statystykach. Brakowało tam jakiejkolwiek historii, natomiast w biografii Neymara ta historia była zbyt rozbudowana, a mój najstarszy syn nie okazał się aż tak wielkim fanem i nie wiem czy dotarliśmy nawet do połowy, zanim stracił zainteresowanie. Nie mówię, że nie znajdzie się dobrych książek dla dzieci o tematyce sportowej, ale brakowało im czegoś nie tylko o piłkarzach, gdzie będą zebranie historie różnych sportowców z różnych dyscyplin.
Kiedy kupiliśmy bilety na rodzinny wyjazd na mecz Marcina Gortata w Łodzi, postanowiłem, że spróbuję napisać coś dla synów, żeby jeszcze lepiej go poznali. Oczywiście opowiadałem im wiele razy o nim, ale pomyślałem, że to jest właśnie ta okazja, której szukam, żeby spróbować czegoś nowego – napisać historię dla dzieci opowiadającą o drodze Gortata do NBA. Spodobało się, więc potem opublikowałem ten tekst na Szóstym Graczu i zabrałem się za kolejnych sportowców. Ale nie oszukujmy się, po spędzeniu całego dnia w pracy – zaczynającego się od 4 rano – przy komputerze, brakowało energii, żeby spędzać jeszcze wieczory na pisaniu. Chciałem to kontynuować, ale nie miałem wystarczająco motywacji, więc musiałem ją sobie stworzyć. Dlatego wymyśliłem, że jak już napiszę kilka takich historii, zbiorę je w całość i wyślę do wydawnictw, jako propozycję książki. I tak to właśnie się zaczęło.
Kwiatkowski: No ale cały czas musiałeś gdzieś ten czas wygospodarować. Mam wrażenie, że już się Ciebie o to kiedyś pytałem, ale nie jestem pewien – w jaki sposób tym się zajmowałeś? Każdego dnia obowiązkowo po trochu, czy też jak siadłeś, jak czułeś, że chcesz to wtedy pisałeś?
Szczepański: Goniły mnie terminy, więc trzeba było pisać :) Początkowo to był każdy wolny moment popołudniu, kiedy żona wracała z pracy i przejmowała dzieci i nie było innych rzeczy do załatwienia, a obowiązkowo każdy wieczór, kiedy już dzieci były w łóżkach. Pod koniec trzeba było się jeszcze bardziej spiąć i musiałem już znajdować czas popołudniami, a też w weekendy.
Zacząłem w październiku, do końca stycznia musiałem przesłać pierwszą pełną wersję, a potem jeszcze było kilka poprawek i w połowie marca książka była gotowa. To były ciężkie miesiące, generalnie nie spałem za wiele i czasami dosłownie padałem na ryj, ale miałem mnóstwo wsparcia od mojej najcudowniejszej żony. Poza tym po raz kolejny sprawdziła się stara zasada, że jak masz za dużo czasu, to mniej zrobisz, a jak masz mnóstwo rzeczy i wydaje się, że tego czasu brakuje, to lepiej się zorganizujesz, żeby wszystko zrobić. Przynajmniej u mnie tak to działa. I jakoś się udało napisać książkę „na boku”, nie zawalając przy tym codziennej pracy na Szóstym Graczu.
Kwiatkowski: Zmienię bieg, bo ruszył preseason i profesjonalizm koszykarzy jest absolutnie nobilitujący do tego, żeby to co robią w Orlando, potraktować absolutnie profesjonalnie. Mam na myśli to co dzieje się na boiskach. Czuć, że to nie jest zwykły preseason. Że mecze sezonu regularnego już zaraz, więc trenerzy nie tracą czasu na ogrywanie trzeciego garnituru i przez minimum pierwszą połowę, a najczęściej przez całe trzy kwarty ogrywają już podstawową rotację. To jeden z powodów, dla których moim zdaniem mecze stoją na bardzo dobrym poziomie. Drugi to na pewno sami gracze i ich nastawienie. Już oglądając pierwszy dzień preseasonu pomyślałem sobie, że dużo logicznego sensu ma dla nich to, żeby przy okazji promowania Black Lives Matter sami koszykarze zaprezentowali się na boisku dobrze. Wpływ chyba ma też na to względne odizolowanie się od kwestii, które mogłyby ich rozpraszać. Jestem pod dużym wrażeniem tego jak grają. Jest to inspirujące. Nie mogę się doczekać kolejnego meczu i nigdy nie pomyślałbym, że napiszę to w [głosem Allena Iversona] PRESEASON?!.
Książka Adama przedpremierowo jest do zamówienia w najlepszych sklepach. Premiera już w tę środę. Zróbcie prezent swoim milusińskim.
Zamówione :) Recenzję syna przedstawię po przeczytaniu ;)
Ja też zamówiłem już jakiś czas temu. Syn jeszcze za mały na samodzielne czytanie, ale chętnie mu poczytam do poduchy :)
PS. Gdyby kiedyś drugi redaktor zdecydował się wydać w formie książkowej taki np. ranking TOP 100 koszykarzy w historii, też bym chętnie kupił ;)