To w sumie dość smutne i przygnębiające, że pretekstem do napisania kolejnego tekstu staje się już drugi w ostatnich tygodniach nekrolog ważnej postaci dla historii NBA. Ale to też idealna okazja, aby przybliżyć sylwetkę tak wyjątkowego gracza, jakim był Wes Unseld. Nie tylko dlatego, że obok Wilta Chamberlaina jako jedyny w dziejach był wybrany MVP oraz najlepszym debiutantem sezonu.
Westley Sissel Unseld to typowy przedstawiciel starej szkoły koszykówki. W dużej mierze przez to, że rozpoczynał karierę w NBA jeszcze pod koniec 60., jego styl gry trudno byłoby przedstawić w taki sposób, aby przekonać dzisiaj kogoś, że z całą pewnością poradziłby sobie w obecnym graniu (chociaż nikt mu nie odbierze 50% za 3 w karierze. Nie patrz na próbę!). Jeszcze z 10-15 lat temu pewnie porównalibyśmy go z Chuckiem Hayesem, bo rzeczywiście można by znaleźć mnóstwo podobieństw między nimi.
Nie o to w tym jednak chodzi, a tym bardziej teraz nie jest to odpowiedni moment, aby w jakikolwiek sposób deprecjonować umiejętności czy osiągnięcia tej klasy gracza co Wes Unseld. I nie chodzi tu wyłącznie o fakt zdobycia tytułów MVP i ROTY w tym samym sezonie, o czym szerzej w dalszej części tekstu.
Unseld był przede wszystkim niezwykle unikatowym centrem, w czasach gdy bez klasowego gracza na tej pozycji, nie miało się właściwie prawa marzyć o mistrzostwie. Z tej ówczesnej elity był zdecydowanie najniższy (oficjalnie może ze 2 metry, w czym spora zasługa imponującego afro), ale nie przeszkadzało mu to w byciu czołowym zbierającym ligi, co w żadnym wypadku nie było efektem jakiegoś nadludzkiego atletyzmu.
Unseld, nie przez przypadek nazywany “The Wide U”, to był po prostu kawał chłopa. Był jak mamut i zajmował sporo miejsca czy to pod koszem, czy podczas stawiania zasłony. Może i z trudem odrywał się od ziemi, szczególnie po poważnej kontuzji kolana w 1974 r., ale jego barczysta postura i nie ukrywajmy, spory zad oraz ogromna siła fizyczna i boiskowy spryt wystarczały, aby niejednemu, nawet sporo wyższemu rywalowi wybić koszykówkę z głowy. Wliczając w to innych środkowych z absolutnej czołówki.
“Ludzie zawsze pytali mnie, jak ciężko było grać przeciwko Billowi Russellowi czy Wiltowi Chamberlainowi. Nie rozumieli jednak, że w rzeczywistości tylko Wes Unseld był w stanie tak cię sponiewierać”.
To słynny cytat Willisa Reeda z ceremonii przyjęcia Unselda do Hall of Fame w 1988 r.
Ale anegdoty o jego imponującej i wręcz naturalnej sile krążyły jeszcze wiele lat po zakończeniu zawodniczej kariery. O Unseldzie często mówiło się m.in. to, że miał nieprawdopodobnie mocny uścisk dłoni. Miał ponoć prawdziwe imadło w łapie i trzeba było się pilnować podczas powitania.
Ogromne i silne dłonie Wesa Unselda to zresztą temat na osobną dyskusję. To właśnie nim w głównej mierze zawdzięczał w swoich zawodniczych latach świetny chwyt piłki. Z kolei po udanej zbiórce w obronie mógł przystąpić do swojej firmowego zagrania – długiego podania do kontrataku. Unseld do dziś jest uważany za mistrza lub przynajmniej kogoś, kto jako pierwszy doprowadził do perfekcji tzw. outlet pass.
“Pod tym względem nikt inny nie może się z nim równać. Jest jedynym, którego w tym elemencie cenię wyżej nawet od Billa Russella”.
To z kolei słowa nikogo innego, jak Reda Auerbacha, który był wielkim fanem Unselda. To nie mógł być przecież przypadek, że zaprosił go do jednego ze swoich filmików instruktażowych, nawet jeśli dotyczył swoistej kampanii antyflopingowej.
“Po przyjściu Wesa moja średnia punktowa momentalnie wzrosła z 16 do 22. To wszystko dzięki niemu i jego podaniom”.
Wspominał z kolei Kevin Loughery, ówczesny rozgrywający Bullets, a później trener wielu klubów ABA i NBA.
Dość naturalne jest tutaj dostrzeżenie podobieństw między Wesem Unseldem i Kevinem Love – właśnie pod kątem zbierania piłek oraz podań przez całe boisko. Nieprzypadkowo Love otrzymał w końcu na drugie imię Wesley. Unseld i ojciec Kevina, Stan grali wspólnie jeszcze w czasach Baltimore Bullets. Ich przyjaźń trwała zresztą jeszcze długo po zakończeniu karier i w rezultacie Unseld został nawet poproszony o zostanie ojcem chrzestnym urodzonego w 1988 r. skrzydłowego Cavs.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Błąd w tekście niestety. Po zdobytym mistrzostwie Bullets grali rok później w finale przeciwko Sonics. Autor pisał o tym zresztą kiedyś na łamach MVP…
Napisałem i tutaj w dalszej części :) Ale faktycznie, przeoczenie w tym zdaniu na początku. Już poprawiłem. Dzięki.
Świetny tekst, bardzo dziękuję za niego! Czy są jakieś konkretne plany na przybliżenie kolejnych postaci? I jeśli tak to kogo? Bo właśnie lata 70 wydają mi się pod tym kątem najciekawsze.
Wszelkie propozycje mile widziane w komentarzach :)
W takim razie podaję swoją listę – kolejność nieprzypadkowa: Elvin Hayes (od dawna mnie fascynuje), Dominique Wilkins, Willis Reed, Alex English, George Gervin, Walt Bellamy.
Super, wezmę pod uwagę! :-) Jeśli chodzi o Hayesa to jego kariera zazębia się mocno z Unseldem, więc spory research już mam odhaczony. Ciekawy przypadek, chyba jedna z najbardziej kontrowersyjnych gwiazd swoich czasów. Z drugiej strony statsy z najlepszych sezonów miał wręcz kosmiczne. Jest o czym pisać.
Reed to też temat rzeka, nie tylko ze względu na ten comeback w finale.
Póki co w planie (teksty już w toku od dłuższego czasu) są Sixers z sezonu 72/73 i Bucks z czasów Nelliego. Pewnie będzie też coś o Pistons z 80s.
Pozdro :)
Zaciekawiłeś mnie tym Bobem Dandrigem. Plus chętnie poczytałbym np. o takich graczach jak: Rick Barry, Calvin Murphy, Sydney Moncrief, David Robinson, Arvydas Sabonis i pewnie wielu, wielu innych
Generalnie bardzo lubię Twoje artykuły, więc kogo tam „weźmiesz na tapetę” będzie ok.
Ten art również super. Czekamy na więcej :)
Pozdrawiam
Sidney już był kiedyś, autorstwa Przemysława: https://szostygracz.pl/2014/08/31/moncrief/
Murphy i Barry chodzą po głowie od jakiegoś czasu, więc pewnie pojawią się w niedalekiej przyszłości. :-)
Pozdrowienia!
https://youtu.be/LVaj4dsMzHU