Kryzys

21

Kryzysy mają to do siebie, że postępują szybciej niż myślimy i uderzają mocniej niż możemy się tego spodziewać. Uderzają przede wszystkim w optymistów i w ludzi, którzy myślą że są ponad nie.

Teraz kryzys uderzył w nas wszystkich.

Ale najbardziej w ludzi, którzy wierzyli, że są mocniejsi od losu, że dobra sytuacja rynkowa będzie się utrzymywała już zawsze, że 2008 rok się nie przydarzy. Tych, którzy optymistycznie obłożyli się kredytami po uszy, tych którzy agresywnie zainwestowali całą kasę, tych którzy bez wahania ryzykowali swoim majątkiem.

Na naszych oczach padają fortuny giełdowych bonzów, najbardziej znani traderzy w naszym kraju przyznają się do monstrualnych strat, pada transport autokarowy, agencje turystyczne umierają w trakcie milisekund, przemysł transportowy zdycha w zastraszającym tempie, firmy eventowe są zamykane z dnia na dzień, dostanie się bankom, funduszom inwestycyjnym, całym państwom.

Oczywiście powstają też fortuny, jak na każdym kryzysie – układanka bogaczy na polskim i światowym firmamencie będzie za kilka lat, a może nawet miesięcy zupełnie inna niż obecnie.

Jednak kiedy wchodzimy tu – na stronę sportową – nie interesuje nas cała ta gadka o finansach. Nie interesują nas problemy prawdziwego świata. Krachy finansowe, choroby, głód i ból, wstawanie z samego rana do pracy, wracanie wieczorem, mijanie się z partnerem/partnerką, spędzanie zbyt małej ilości czasu z dziećmi, te wszystkie bolesne fragmenty układanki będącej współczesnym światem, tu nie mają wstępu. Na stronach związanych ze sportem rządzą herosi, piękne akcje, wspaniałe wsady. Tu zamiast strat i zysków mamy pięknych atletów dokonujących czynów ponadludzkich. Tu uciekamy od świata, włączamy komputer nie patrząc na ten zalegający rachunek za internet, bo póki go nie odetną możemy patrzeć jak na ekranie ludzie jakby innej rasy, biegają, rzucają, kopią, pływają, skaczą… dają nam igrzyska.

Zamiast czytać o kolejnych debilnych decyzjach jednego czy drugiego rządu, zamiast dowiadywać się o stratach firm na giełdzie, masowych zwolnieniach w korporacjach, tragediach całych zmuszonych do migracji narodów, dostajemy dyskusje o MVP, czy Brodaty jest lepszy od Nienormalnego, czy Król naprawdę rządzi i ile milionów kontraktu dostała Kura. To tutaj cieszymy się sukcesami ludzi którzy nie mają o nas pojęcia i to tutaj zastanawiamy się ile mają pieniędzy i czy słusznie mają 100 mln, czy raczej powinni mieć tych milionów 150. I oczywiście kto którą gwiazdę filmową zaliczył. Albo piosenkarkę. Albo piosenkarza. Albo dziennikarkę. Czy innego celebrytę z tej samej rasy, rasy z komputera, która tak naprawdę nie powinna nas obchodzić, a często obchodzi dużo bardziej niż sąsiad piętro wyżej na którego życie mamy realny wpływ.

Sport jest od zawsze odskocznią, sam to poczułem wyraźnie, kiedy przestałem grać w kosza z dnia na dzień i nagle musiałem nauczyć się radzić w życiu bez wyładowywania się fizycznie kilka razy na tydzień. Dla kogoś, kto mógł regularnie zostawiać wszystkie złe emocje na boisku, konieczność przestawienia się na życie bez tego, choćby tylko na amatorskim poziomie, oznaczała spore początkowe kłopoty. I na pewno wrócę w jakiejś formie do sportu bo ludzie uprawiający go są szczęśliwsi – to jest czyste, to jest proste, to jest nasz azyl.

I myślę, że tym azylem, koszykarskim azylem w naszym świecie był Szósty Gracz i nasze NBA. To tu wszyscy uciekamy, żeby przejmować się rzeczami naprawdę nieważnymi, kiedy nie mamy już siły martwić się o te ważne. I to niezależnie od tego czy martwimy się bo idzie dobrze, czy bo idzie źle. Ważne że uciekamy w miejsce gdzie wszystko jest proste i czyste.

Było proste i czyste.

Życie, jak to życie, uderzyło z całą mocą i siłą. Prawdziwy świat wdarł się do naszego azylu, burząc jego doskonałe odrealnienie. Świat sportu wobec tego co się dookoła nas dzieje bardzo długo próbował udawać, że żadna choroba się go nie ima. Że drużyny piłki nożnej i NBA, a także oczywiście innych dyscyplin, które mnie kompletnie nie obchodzą, ale dla Ciebie mogą być ważne, że te drużyny są odporne na rzeczywistość. Przykładem takiej mitomanii było rozegranie ostatniej kolejki Ligi Mistrzów. Jej przykładem jest organizowanie wspólnego oglądania spotkań dla nie mogących wejść na mecz kibiców. Jej przykładem jest wpuszczanie kibiców „na własną odpowiedzialność” do hali przez Golden State Warriors. I oczywiście przykładem jest próba rozgrywania sezonu NBA przy pustych halach.

Wszystko powyższe zostało zweryfikowane dużo, dużo szybciej niż ktokolwiek żyjący w bańce sportu się spodziewał. UEFA i jej władze miały nadzieję, że dograją chociaż najbliższą kolejkę Ligi Mistrzów. I dograły. Po czym okazało się, że piłkarz Juventusu, Daniele Rugani jest zakażony koronawirusem, co w sferze zagrożonej momentalnie stawia nie tylko wszystkich piłkarzy i pracowników klubu, ludzi z którymi mieli oni kontakt przez ostatnie dwa tygodnie, ale także graczy i pracowników Lyonu i Interu i wszystkich, z którymi oni mieli kontakt. I oczywiście kibiców którzy byli na tych meczach. To momentalnie zawiesza Serie A, Ligue 1 i Ligę Mistrzów. Informacja o Ruganimi i jej konsekwencje były znane NBA już wczoraj. Jednak mimo płynącego z tego morału, zmartwione stratami z biletów władze ligi zdecydowały się grać dalej, żeby nie tracić wpływów z praw telewizyjnych. Postanowiły zaryzykować zdrowie swoich gladiatorów, mimo że pytanie dotyczące koronawirusa w NBA brzmiało nie „Czy zostanie wykryty u gracza?”, a „Kiedy zostanie wykryty u gracza?”. To nie-zaskakująca arogancja w lidze, jak każdej sportowej lidze, rządzonej pieniędzmi, prawami i zobowiązaniami sponsorskimi. Cóż liga żyła do tej pory w bańce, bańce pozwalającej jej sądzić, że w tłumie 20 tysięcy osób na trybunach wszyscy są zdrowi, że w tłumie poruszających się po całym kraju dziennikarzy żaden nie miał kontaktu z chorobą, że wśród kilkuset graczy i dziesiątek tysięcy pracowników organizacji NBA nie znajdzie się nawet jedna osoba która zetknęła się z epidemią.

Teraz NBA przyjdzie zapłacić za tę arogancję karę. Karę srogą bo dwuczęściową.

Po pierwsze jest odpowiedzialność społeczna ligi. Zarówno w organizacjach, jak i wokół nich (emerytowani gracze i podstarzali celebryci), pełno jest ludzi z grupy najbardziej narażonej zdrowotnie. Ludzie starsi często stoją na kluczowych stanowiskach organizacyjnych, jeśli Rudy Gobert miał kontakt z wirusem, to powinniśmy się poważnie martwić o zdrowie choćby takich legend jak Rick Carlisle i Greg Popovich. Są o jedno podanie ręki od niego, a w ich wieku i przy ich niezwykle stresującym trybie życia (czego najnowyszym przykładem jest Steve Clifford) są w grupie najwyższego ryzka, ryzyka, powiedzmy to głośno, śmiertelnego.

Warto to powtórzyć – emerytowani gracze, obecni trenerzy i asystenci, starsi GMowie, właściciele klubów i pracownicy organizacji NBA – wszyscy oni znaleźli się teraz w śmiertelnym zagrożeniu. Podobnie jak Twój i mój dziadek swoją drogą. Wobec choroby wszyscy jesteśmy tylko przerażonymi w głębi duszy ludźmi.

Ten sezon to zderzenie z rzeczywistością dla ligi. Zaczęło się od sytuacji na linii Morey – Chiny, która wystawiła na próbę idealizm NBA. Potem mieliśmy śmierć Kobego Bryanta i jego córki, dostając między oczy tym, że nawet najwspanialsi z naszych idoli są tak samo podatni na tragedię jak my. Teraz NBA jest równie przerażone chorobą jak moja czy Twoja firma. A może nawet bardziej, bo przez charakter sportu i masową formę spędzania przy nim czasu jest dużo bardziej podatna na rozprzestrzenianie się choroby. Jednak podejrzewam, że ciągle resztki bańki tam zostały i, choć powinno, to nie to jest najstraszniejsze dla włodarzy ligi.

To ta druga kara. Najstraszniejsze dla nich są straty finansowe. Trochę jak biura podróży, NBA finansowo uzależnione jest od przepływu ludzi. Od ludzi oglądających mecze w TV – stąd się biorą monstrualne zyski z praw telewizyjnych i z reklam na przykład na strojach – i od ludzi na hali. Drużyny z problemami finansowymi walczą co roku ze wszystkich sił o ten blowout w pierwszej rundzie playoffów bo to oznacza dla nich dwa droższe domowe mecze – około 1,5 mln dolarów zysku każdy. Dla drużyn bogatych, jak drukujących pieniądze Golden State Warriors straty z każdego meczu sezonu zasadniczego wyniosą już jakieś 3-4 mln dolarów. Do końca sezony to będzie po kilkadziesiąt milionów dolarów strat średnio na drużynę NBA. Co w takiej sytuacji zrobić z pensjami graczy? Co zrobić z CBA? Jak dograć sezon?

Gdyby NBA była zmuszona zakończyć sezon w tym momencie, straty byłyby niewyobrażalne. Dlatego jestem pewien, że jej włodarze zrobią wszystko, żeby dokończyć sezon w takiej lub innej formie. Już i tak wygląda na to, że przyszłoroczne salary cap może być nie tyle niższe niż prognozowane, ale po korekcie o tegoroczne straty, niższe niż w bieżącym sezonie. To nie spodoba się graczom. Oj nie. Teraz trwa walka o to, żeby ten limit nie spadł za bardzo. Jak dograć sezon?

Nie mam żadnych wewnętrznych informacji oczywiście. Ci którzy je mają, w chwili kiedy to piszę podają sprzeczne dane, tak naprawdę samemu spekulując, ciągle będąc optymistycznie na granicy tej pękającej bańki. Myślę, że wszyscy oni się na razie mylą. Wydaje mi się, że możemy się spodziewać czegoś w tym stylu:

  1. Zawieszenie rozgrywek gdzieś do czerwca.
  2. Dokończenie sezonu z wykorzystaniem serii b2b2b, możliwe, że okrojenie sezonu zasadniczego o 5 do 10 gier.
  3. Rozegranie Playoffs latem – prawdopodobnie wraz ze zmianą formuły w początkowych, lub wszystkich rundach, na best of 5.
  4. Przesunięcie rozpoczęcia kolejnego sezonu na grudzień 2020.

Czemu w ten sposób?

– Pokrywa się to z szacowaną na ten moment dynamiką zachorowań na koronawirusa

– Powrót do serii best of 5 zostanie radośnie przywitany przez fanów NBA

– Przesunięcie tegorocznych Playoffs na lato i startu sezonu na grudzień to jest coś zgodnego z wieloma postulatami dotyczącymi NBA. Wielu analityków ligi – i ten problem był też poruszany na tegorocznej Sloans Conference – od dawna sugeruje, że przesunięcie startu NBA na grudzień i skorelowanie go z końcem sezonu w akademickim futbolu, pozwoli zmaksymalizować zyski z NBA, poprzez zmniejszenie konkurencji z jaką się ona mierzy. W ten sposób, tylko przez parę tygodni koszykówka będzie rywalizowała z futbolem amerykańskim i NFL, a z terminarza zostaną obcięte dwa najmniej dochodowe miesiące – październik i listopad. Za to latem zostanie hegemonem w amerykańskich sportach, za całą konkurencję mając jedynie MLB. Ta propozycja ma swoje wady, ale NBA to liga od dawna znosząca złote jajka i w ten sposób mogłaby nie tylko zminimalizować straty w krótkim okresie, ale też zmaksymalizować zyski w długim, organicznie i trwale zmieniając terminarz ligi, wykorzystując epidemię za pretekst.

Oczywiście wszystkie powyższe punkty wychodzą z jednego założenia. Chorobę uda się opanować. Nie tylko w NBA – na całym świecie. To jest znowu, bardzo optymistyczne założenie. Ale w tym momencie ten optymizm, który gubi tak wielu na starcie bieżącego kryzysu, może niedługo być tym co nam pozostanie. Musimy zadbać teraz o siebie i swoich bliskich. Zrobić dla dziadka zakupy w rękawiczkach i podać mu je na kiju przez drzwi. Zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. A jak już to zrobimy, możemy pomyśleć ciepło o naszych gladiatorach i igrzyskach jakie daje nam sport. I mieć nadzieję, że oni także wyjdą z tego kryzysu bez większego szwanku niż parę dolarów mniej na koncie.

PS. Doceniajmy idoli póki z nami są.

PS2. Wiecie kto dostanie też po dupie na tym kryzysie bez Was? Szósty Gracz. Bo ta strona żyje z NBA, a NBA nas chwilowo porzuca. Jeśli sierpień zawsze jest dla nas bolesny, to nadchodzący czas wcale nie zapowiada się lepiej. A jak znam Maćka i Adama, wykorzystają sytuację do tego, żeby się podwójnie zmobilizować, żeby dać Wam jak najlepsze treści, nawet kiedy NBA nie gra. Kto jak nie ekipa 6G.

Poprzedni artykułWake-Up: NBA wstrzymała sezon! Pozytywny wynik testu na koronawirusa u Rudy’ego Goberta
Następny artykułDniówka: Dzień, w którym NBA musiała przestać grać

21 KOMENTARZE

  1. Konkretny tekst z masą informacji i wielu domysłów. Lekarstwa na zaistniałą sytuacje nie ma więc tylko rozwój wydarzeń będzie dyktował kolejny ruchy a o wydarzeniach będzie można z pewnością czytać na szóstym graczu. Dużo siły dla redaktorów, bo mobilizacja na pewno jest.
    !SUPPORT 6G!

    0
  2. “Na naszych oczach padają fortuny giełdowych bonzów, najbardziej znani traderzy w naszym kraju przyznają się do monstrualnych strat, pada transport autokarowy, agencje turystyczne umierają w trakcie milisekund, przemysł transportowy zdycha w zastraszającym tempie, firmy eventowe są zamykane z dnia na dzień, dostanie się bankom, funduszom inwestycyjnym, całym państwom.”

    Przykłady poproszę.
    Tak wiem giełda itd ale jeszcze nikt nie zbankrutował.
    O żadnym takim przykładzie w ostatnich dniach, tygodniach nie słyszałem.
    Sytuacja jest bardzo trudna, gospodarcza również ale ostrożnie z tymi porównaniami z 2008 rokiem. Z wielu powodów.

    0
    • Monstrualne straty największych traderów w Polsce – chodzi o Rafała Zaorskiego, kurs polskiej giełdy leci na pysk, wszyscy się wyprzedają, zamknięcie imprez masowych i ograniczenie transportu powoduje bankructwo firm eventowych, zbankrutowały już jedne linie lotnicze w UK – Flybe, Norwegian też ma problemy – moim zdaniem autor wcale nie przesadza. Sporo jest branż takich jak turystyczna, gdzie te problemy dopiero nadejdą, więc myślę, że należy spojrzeć nad ten aspekt nieco szerzej.

      0
      • “Wszyscy się wyprzedają”. Kim są Ci wszyscy. Polska giełda to leży od lat, to że spadła jeszcze bardziej robi niewielka różnice niestety. Giełda amerykańska również spadła a to ma już większe znaczenie. Ja wiem co powodują konkretne czynniki i jakie są zagrożenia ale pytam się jakie podmioty dokładnie zbankrutowały. Od grudnia 2019 kiedy to wiemy o koronowirusie.

        0
  3. Co mnie obchodzą straty traderow, którzy sami często zyskują grając na spadkach i na nich zarabiając. Mówisz o branży turystycznej, rozrywkowej et cetera. W 2008 roku miałeś do czynienia z upadkiem systemu bankowego oraz między innymi rynku nieruchomości. Bez porównania, przynajmniej w tym momencie.

    0
    • Myślę, że rodzaj branży nie ma żadnej różnicy – ludzie nie mając pieniędzy kredytów też spłacać nie będą i może to spowodować takie same efekty jak w 2008, oraz na rynku nieruchomości. Kryzys jest zawsze kryzysem, a rynek jest zawsze systemem naczyń połączonych.

      0
    • To rzutuje na wszystko- firmy transportowe mają przerąbane- generalnie kryzysy w jednej branży zawsze przełożą się na inne. W tym momencie najgorsze to że pandemia rzutuje na transport i przepływy ludzi i towarów.

      Wiele przedsiębiorstw szczególnie mniejszych to odczuje. Ludzie zostają w domach więc gdzieś ich nie będzie żeby wydawać pieniadze.

      Np samoloty teraz latają puste, żeby utrzymać sloty na lotniskach itp itd

      0
      • Tłumaczysz mi rzeczy oczywiste. Oczywiście że jest tak jak piszesz w kwestiach np. firm transportowych tutaj faktycznie powinienem je dołożyć wyżej aczkolwiek firma w której pracuję korzysta z firm transportowych i na razie nie ma u Nas żadnych opóźnien choć wszystko może się zmienić. Odniosłem się do konkretnego fragmentu i konkretnego porównania. Nie mamy jeszcze takiej sytuacji jak w 2008 roku. I nie widzę tu jeszcze przesłanek do takich porównań mimo że to że sytuacja wywołała spadki i będą jeszcze dalsze reperkusje jest oczywiste,kryzys nadejdzie z pewnością szybciej niż miał nadejść bo w wielu sektorach spadki zaczęły się już wcześniej. Trzeba jednak ostrożnie pisać o pewnych kwestiach i racjonalnie stosować porównania i nie siać paniki. Na razie nie mamy 2008 roku. To moje zdanie. Tyle w temacie.

        0
        • Skutki dla gospodarki będą tak dramatyczne, że na razie trudno je przewidzieć. Jedno jest pewne, kryzys już się zaczął i to dużo gwałtowniej niż ten z 2008r, indeksy w tym s&p500 spadły już o ponad 20%, a sądzę że jeszcze trochę nam do dołka brakuje. Trump będzie chciał za wszelką cenę doczołgać się do kolejnych wyborów drukując na 3 zmiany i obniżając stopy procentowe ile tylko się da. W 2008 miałeś kredyty subprime, dzisiaj masz bańkę kredytowa i wirusa który paraliżuje większość gałęzi przemysłu.

          0
  4. Ludzie nie mieli się czego bać apropo wyjazdow bo nie mieli za co wyjeżdżać bo bankrutowali. ;) Nie myśleli o wyjazdach bo np. nie mieli gdzie mieszkać. Ale to akurat pół żartem pół serio.;)

    Nie mieszajmy dwóch kwestii nie mówię o wymiarze społecznym kryzysu tylko odniosłem się do konkretnego fragmentu
    związanego z finansami i gospodarka.

    0