Sitarz: Jak dobrze, że Jimmy Butler i Miami Heat trafili na siebie

6
fot. NEWSPIX.PL

Że w trzecim tygodniu rozgrywek nie będą faworytem do Finałów Konferencji Wschodniej, było wiadomo. Ale że będą bardzo dobrym zespołem, będą rotować w obronie na zabój, a w ataku szukać bardzo dobrych rzutów? Tutaj ktoś mógł mieć wątpliwości, bo wprowadzanie do zespołu gwiazdy, i to gwiazdy o reputacji Jimmy’ego Butlera, powinno być czasochłonne. Tymczasem Miami Heat stworzyli się bardzo szybko, budując kamaraderię na niepisanym kodeksie zasad Jimmy’ego Butlera i Pata Rileya, na posłuszeństwie graczy młodych, na postępie graczy starszych, na doświadczeniu i na zasadach i pomysłach trenera Spoelstry. DNA kultury organizacji opętało wszystkich, zaraz jeden rzuci się za drugim w ogień, a najlepsze jest to, że Miami Heat mają sporo rzeczy do poprawy, że w składzie są gracze, którzy nie grają dobrze albo nie grają wcale, że ten dobrze znany okres w środku zimy dopiero przed nimi.

Można Jimmy’ego Butlera nie tolerować, zwłaszcza w takich dla koszykówki czasach, kiedy dyscyplina, rygor i niepohamowana chęć wygrywania, ustępują miejsca pewnej elegancji połączonej z luzem, co nie świadczy o braku zacięcia np. u dawnych Golden State Warriors, czy pomijaniu ciężkiej pracy, bo przecież wstyd być dzisiaj takim socjopatą jakim bywał Kobe Bryant. Ale jeśli takiego gracza otoczy się odpowiednim zawodnikami, jeśli organizacja dominuję nad jednostką, będąc tym samym z jednostką zgodna, to im więcej z charakteru Butlera da się przenieść na parkiet, tym lepiej.

Heat grają w kilkunastu i to grają według religii czy też filozofii poświęcania się na rzecz dobra zespołu. O tym, że zaczyna się to od Butlera nie trzeba pisać. O tym, że wyliczanka poświęceń jest długa należy wspomnieć. Goran Dragić został przesunięty na ławkę, nieprzewidywalne rotacje Erika Spoelstry wynikają z fachowego oka, które zauważa i reaguje na dobre wejście gracza w mecz, bądź wejście fatalne, Kendrick Nunn jest najczęściej rzucającym zawodnikiem zespołu, kandydat do nagrody MIP Bam Adebayo oddaje w przeliczeniu na 36 minut mniej prób niż w poprzednim sezonie, James Johnson zaliczył jedno DNP, jeden mecz, w którym wszedł na 6 minut i dwa, w których zagrał minut 15, debiutant Tyler Herro przejmuje posiadania w ataku, ale też w obronie (patrz czwarta kwarta meczu z Suns), Kelly Olynyk walczy z Meyersem Leonardem, który jest trzymany na krótkiej smyczy, a wraz z powrotem Justise’a Winslowa gra i rotacja Heat ponownie ulegną zmianom: choćby kosmetycznym.

Na dobrą sprawę to, co oglądamy jest kontynuacją myśli Erika Spoelstry. Jego zespół ma piątą obronę w lidze, fantastycznie dzieli się piłką, rozbija rywali grą drive-and-kick, a że Jimmy Butler ma najwięcej miejsca na parkiecie od kilku dobrych lat, bo priorytetem jest spacing (stąd ci wszyscy strzelcy wyciągnięci z kapelusza, którzy jednak muszą być plusowi, przynajmniej neutralni, w obronie), to lideruje zespołowi w penetracjach na mecz. Dzięki Butlerowi kształtów nabiera dopiero osiemnasty atak w NBA.

A jest osiemnasty, bo m.in. oparty na strzelcach jeszcze w NBA nie sprawdzonych, jak Herro, Duncan Robinson, jak Meyers Leonard, który mimo 39% za trzy w karierze wyrzuca siebie z meczu wieloma innymi elementami, jak stretch-wysoki Olynyk póki co w słabej formie rzutowej (34% z gry, 31.6% za 3). Szybkie zmiany Spoelstry też nie pomagają utrzymać rytmu, a poszukiwania nie zawsze przynoszą skutek. W morzu pozytywów gry Kendricka Nunna nie ma jednak typowego playmakingu, który przydaje się wtedy, gdy Butler jest odcinany od piłki i gdy planem rywala jest ograniczenie ball-movmemntu. Z drugiej strony Butler nie gra na koźle rekordowo często. W pick-and-rollu ma nieco ponad 5 posiadań na mecz, w izolacjach za mało, ażeby zostały uwzględnione przez Synergy. Gracze Heat szukają się nawzajem, wykonują prawie 300 podań na mecz, popełniają sporo strat, ale też sporo asyst i bardzo dużo potencjalnych asyst, a więc nic nowego jeśli chodzi o wizję Spoelstry i nic nowego jeśli chodzi o problemy Heat po 2014 roku: wciąż wychodzą braki w umiejętnościach góra dobrych koszykarzy, ale tym razem prowadzonych przez koszykarza bardzo dobrego i w prime-time.

Dlatego atak będzie zmierzał do Top15. Wolniej, jeśli nawet w back-2-backu i nawet z najlepszą obroną ligi Heat nie rzucą 81 punktów. Szybciej jeśli Butler wróci na odpowiedni sobie poziom skuteczności, a zdrowy Winslow ruszy akcje pick-and-roll i pick-and-pop z Adebayo i Leonardem z tego, no co tu dużo mówić, zespołowego dna, na którym kozłujący Heat zdobywają tylko 0.77 PPP (za to wysocy aż 1.24 PPP ale w tylko 6 posiadaniach na mecz, dopiero 24. miejsce w NBA). A będą wychodzić dzięki parciu na obręcz, do której mimo wszystko jeszcze nie dostają się tak często jak powinni (28 prób, 19. miejsce) i niestety nie kończą na poziomie ligowej średniej (62%): Butler trafia tylko 55.5% takich rzutów, Winslow tylko 53.6%, Dragić 58%, Nunn lepsze 61%.

*

Po drugiej stronie parkietu, jak to w przypadku Heat, zwłaszcza o tej porze roku, bywa mamy elitarny poziom na 5. miejsce w NBA i na stratę 100.7 punktu na 100 posiadań w każdym meczu. To dużo mówi i póki co przede wszystkim mówi o wartości Butlera i o tym, że pryncypia gracza i organizacji wręcz się powielają.

Ale zacznijmy od trenera. Spoelstra przygotowuje swoich graczy do gry w obronie, jak mało kto. Jest dokładny w wyznaczaniu zadań, wymaga komunikacji (Meyers Leonard zaczyna mecze m.in. dlatego, że wykrzykuje instrukcje), wpada na pomysły rzadko widywane w sezonie regularnym i w listopadzie: Heat przecież podwajali Jamesa Hardena i Devina Bookera. Gracze to kupują, graczom nieustannie zwraca się uwagę na technikalia: jak przechodzić nad zasłoną, gdzie stać na słabej stronie, kiedy zmieniać krycie poza piłką; to są rzeczy niby banalne, ale jak trudno je egzekwować poprawnie pokazują mecze Heat zestawione z większością spotkań innych drużyn; takiej dokładności przez zdecydowaną większość czasu nie znajdziesz w wielu miejscach; takiej obsesji i pogoni za perfekcją w wykonaniu sztabu nie znajdziesz na wielu ławkach.

Heat nie są olbrzymim zespołem, ale silnym i stosującym pressing. Jako, że intensywność męczy, a co więcej wypala, to szczęście jest na wagę złota. I tak to już w NBA bywa, że suma wysiłku i dobrych zagrań równa się właśnie szczęściu. Spójrz na klip, na obronę Winslowa i Robinsona, na pozycję Middletona do rzutu, która była wynikiem pośpiechu, ucieczki przed próbą kontestowanie rzutu zza pleców (“fachowa” nazwa to “rearview mirror contest”):

Spoelstra i Butler monitorują defensywny system: mądrzy gracze mądrość stosują, mniej inteligentnych albo mniej obytych ustawia się w odpowiednich miejscach. Jeśli Butler jawi się komuś jako buc, to jako buc skory do pomocy. Nie jest obrońcą wybitnym, ale aura, którą wokół siebie roztacza w szatni i na ławce, automatycznie przenosi się na parkiet. Gracze zaakceptowali Jimmy’ego i jego świat, co widać w tym, jak szybko Heat stali się pochłaniającą rywali siłą w obronie.

O zgraniu, zrozumieniu, byciu po jednej stronie świadczą np. zmiany krycia i to, co dzieje się po nich. Heat wiedzą co robić w mismatchach, a jeśli nie wiedzą to dostają pomoc, a jeśli switch jest wypadkową zdarzeń np. decyzją jednego gracza, to zwykle decyzją obrońcy przynajmniej dobrego:

To nie tylko budowanie muru przeciwko Giannisowi, ale czytanie gry (zasłona Kyle’a Korvera) i reagowanie na wydarzenia. Są w tym Heat przynajmniej dobrzy. Co więcej: nawet wtedy, kiedy Butler siedzi na ławce. Natomiast kiedy Jimmy gra naturalnie “siada” na najlepszym koszykarzu rywali, przez co trenerzy wysyłają go na defensywną wyspę sprowadzając posiadania do gry 4-na-4. Tym samym mówią sprawdzam, np. grupie Nunn-Robinson-Adebayo-Leonard, która daje radę na plus-35.7 per 100 posiadań w 48 minut gry. Tak, z Butlerem obok, ale często z Butlerem daleko od głównego zdarzenia w obronie.

Butler i Spoelstra wynoszą pozostałych graczy wyżej. Przecież w teorii i w praktyce czwórki złożone m.in. z Nunna, Robinsona i Leonarda, linuepy z Olynykiem na środku, z Herro na dwójce, z Derrickiem Jonesem Juniorem na niskiej, na bardzo niskiej, czwórce – przecież kombinacje ustawień złożonych z tych graczy nie powinny Heat pomagać. Póki co jest inaczej. Z 13 najczęściej używanych ustawień, takich, które rozegrały przynajmniej 10 minut, tylko cztery są minusowe (niepokojące jest to, że w dwóch mamy Dragica z Butlerem), a bez Jimmy’ego na parkiecie zadaniowcy są plus-4.8 na 100 posiadań. I to wystarczy, bo ci gracze bronią się… grą w obronie.

Wspomniałem wyżej o zmianach krycia. To od nich zaczynają się całe, bardzo dobre sekwencje w obronie, które Butler obserwuje na słabej stronie, a później zbiera piłkę (Heat są ósmym najlepiej zbierającym zespołem w obronie). Spójrz na switch w pick-and-rollu 1-3. Spójrz przede wszystkim na zachowanie Robinsona, który stanął przed Rubio zanim Nunn przeszedł nad zasłoną Oubre, a więc na zachowanie dwóch graczy, których równie dobrze mogłoby nie być w rotacji poważnego zespołu NBA. Na końcu sprawdź pomoc “jedną-nogą-w-Chinach” Meyersa Leonarda i pomoc będącego wszędzie Bama Adebayo:

To dopiero początek, bo końca dobiega zaledwie trzeci tydzień gry, ale dobrali się wspaniale: Butler z Heat i gracze, którym chce się zapierniczać w nagrodę za posiadania (i pieniądze), z wizją Butlera na temat tego, jak powinna wyglądać koszykówka. Niewiele jest przyjemniejszych rzeczy do oglądania w NBA niż to, jak nastawienie lidera wpływa na graczy, którzy walczą o minuty, którzy muszą gryźć ziemie, dla których status w NBA póki co nie znaczy nic, a w najlepszym wypadku ogranicza się do “profesjonalny koszykarz”. Udało się sprawić, że i Nunn i Robinson i Herro, żeby nie wymieniać wszystkich, odnajdują się w tej rzeczywistości więcej niż zadowalająco. Nie popełniają błędów, zespół nie przegrywa przez nich, dają trenerowi niewiele powodów, przez które mogą stracić miejsce w rotacji. I na czele, wydaje się, braterstwa stoi 30-letni Jimmy Butler będący lustrzanym odbiciem mentalności Pata Riley’a.

Heat stworzyli się na nowo. Nowy podział obowiązków, nowa pierwsza piątka, nowa rotacja, nowy szósty gracz, nowa niepewność co do minut. Tutaj zgranie rodziło się kilka miesięcy temu. Zagrywki z poprzedniego sezonu, przyzwyczajenia, automatyzmy, chemia w pick-and-rollu, chemia w obronie, slang w obronie, asekuracja: wszystko wypracowali. Tak, jak Jimmy Butler chciał, jak to sobie jeszcze w czerwcu wymarzył, ponownie wbijając flagę w ziemię na wąskiej granicy między sukcesem, a katastrofą, bo mimo wszystko trzeba pamiętać o Minnesocie, Filadelfii i może nawet o Chicago, o sprawach, które się powiodły, a które nie, i kiedy zaczęło robić się gorąco, nieprzyjemnie i nie do wytrzymania.

Poprzedni artykułWake-Up: James Harden znajduje swój rytm, kontuzja Haywarda
Następny artykułKajzerek: Billy z Kosciusko

6 KOMENTARZE