Dniówka: Magic pierze brudy w telewizji i sytuacja Lakers wygląda tylko coraz gorzej

6
fot. ESPN/ youtube.com

Magic Johnson był, jest i pozostanie jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Los Angeles Lakers, ale podczas gdy dotychczas był to przede wszystkim bardzo pozytywny wizerunek uśmiechniętej legendy klubu, przypominający piękne, mistrzowskie czasy Showtime’u, teraz Magic stał się tym, przez którego Lakers najbardziej obrywają.

Najpierw jako prezydent nie potrafił zbudować wygrywającej drużyny wokół LeBrona Jamesa. Potem tuż przed końcem fazy zasadniczej zaskoczył wszystkich, z Jeanie Buss na czele, ogłaszając nagle, że rezygnuje z posady w Lakers. Zrobił to podczas bardzo dziwnej konferencji prasowej, na której niewiele wyjaśnił poza tym, że chce znowu być Magicem i swobodnie tweetować. Swoją decyzją wprowadził jeszcze więcej zamieszania w klubie, w którym i tak panował już spory bałagan. Natomiast teraz, gdy w końcu sytuacja nieco zaczęła się uspokajać i Lakers wreszcie udało się zatrudnić nowego trenera, tuż przed oficjalnym przedstawieniem Franka Vogela, Magic ponownie zaskoczył i ukradł show, pojawiając się w porannym programie First Take.

Po nieco ponad miesiącu od czasu odejścia z biura Lakers, Magic miał przypływ szczerości i w końcu zdecydował się wyznać, co tak naprawdę było powodem jego rezygnacji. Wyrzucił wiadro brudów na Roba Pelinkę, zarzucając mu zdradę i wbijanie noża w plecy. Rob chciał jego posady i większej władzy, mimo że Magic już na samym początku, gdy zaczęli razem pracować, powiedział mu, że będzie tu tylko przez trzy lata, pomoże mu nauczyć się pracy managera i przekaże pałeczkę. Ale mógł to przewidzieć, bo wielu ludzi z ligi ostrzegało go przed Pelinką. Innym problemem Magica w Lakers był brak władzy, mimo że Jeanie zawsze podkreślała, że sprawy koszykarskie należą do niego. Czarę goryczy przelało to, że nie mógł zwolnić Luke’a Waltona, bo nagle pojawiło się wiele osób, które chciały mieć wpływ na podejmowane decyzje.

W ten sposób Magic postawił Lakers w jeszcze gorszym świetle, ugruntował negatywny wizerunek Pelinki, o którym od dawna słychać, że nie jest lubiany w lidze, a także potwierdził obawy, że właścicielka klubu ma za dużo doradców. I ponownie Magic mocno zaskoczył wszystkich w LA, bo nawet Jeanie podobno wcześniej nie wytłumaczył powodów swojej rezygnacji. Przez ostatnie lata wiele razy Buss i Johnson podkreślali, że są dla siebie jak rodzina, jak siostra i brat, ale kiedy próbowała wyciągnąć od niego coś więcej o tamtej decyzji, nie powiedział jej nic ponad to, co mówił dziennikarzom. Nie wspominał nic o tym, że Pelinka wsadził mu nóż w plecy.

Jego komentarze od razu oczywiście stały się bardzo gorącym tematem i przykryty powitalną konferencję Vogela, na której Pelinka musiał odnosić się do słów Magica. Oczywiście zdecydowanie zaprzeczył jego zarzutom, przekonując, że zawsze wspierał swojego szefa. Dlatego też pouczył się zraniony tym co usłyszał. I mocno zaskoczony, ponieważ od czasu rezygnacji Magica pozostawali w stałym i dobrym kontakcie. Dopiero co dwa dni wcześniej mieli rozmawiać o obiecującej przyszłości Lakers.

Tak więc wygląda na to, że Magic też rozgrywa tutaj jakąś podwójną grę (chciałby kupić Lakers?). Wolał na żywo w telewizji wyprać brudy, zamiast wcześniej szczerze porozmawiać i wyjaśnić sobie sprawy z Buss i Pelinką. Woli opowiadać o tym jak to Rob wytykał mu za plecami, że nie ma go w biurze i brakuje mu zaangażowania, zamiast przyznać, że to po prostu nie była praca dla niego. Dlatego ostatecznie dobrze dla Lakers, że odszedł. Styl w jakim to zrobił pozostawia wiele do życzenia, ale przynajmniej dał swojej drużynie szansę na pokładanie managementu od nowa.

Szasnę, której niestety Lakers nie wykorzystali, bo Jeanie zamiast przeprowadzić proces poszukiwania nowego managera i chociażby porozmawiać z kilkoma doświadczonymi kandydatami spoza klubu, wolała zostać przy tym, co już ma. Bo po co im następca Magica, skoro może po prostu przekazać większą władzę byłemu agentowi Kobiego Bryanta? To co, że Pelinka na razie się nie sprawdził. To co, że managerowie pozostałych drużyn nie mają do niego zaufania i niechętnie z nim rozmawiają. To co, że teraz miał problemy ze znalezieniem nowego trenera i udało im się podpisać dopiero trzeciego z listy kandydatów. A przecież mówimy tu o wielkich Lakers, którzy powinni być jak magnes, nie tylko dla zawodników, ale i managerów i trenerów. Praca tu powinna być marzeniem każdego i Lakers powinni być w stanie przekonać najlepszych nawet do zostawienia swoich obecnych drużyn, tylko po to, żeby móc dołączyć do tej historycznej organizacji i pomóc odbudować jej blask razem z LeBronem. Ale Lakers nawet nie próbowali, bo z dużego grona doradców właścicielki nikt pewnie nie podpowiedział jej tego, co mogłoby zmniejszyć ich wpływy. Dlatego nie mają w managemencie lidera, który wiedziałby co robić, miałby plan i byłby wreszcie w stanie poukładać ten zespół.

Pelinka tłumaczył ostatnio jak to teraz funkcjonuje w Lakers – on konsultuje się z ludźmi odpowiedzialnymi za sprawy koszykarskie, po czym przekazuje sugestie Buss, która podejmuje ostateczną decyzję. Wcześniej pewnie konsultując to też z innymi, jak Linda Rambis, czy wspominani przez Magica Tim Harris i jej ex, Phil Jackson. Tym sposobem nie ma jednej, spójnej wizji, odpowiedzialność się rozmywa, a na koniec najprawdopodobniej największe wpływy mają Rambisowie, bo Kurt doradza w sprawach koszykarskich, a jego żona Linda jest najbliższą i najbardziej zaufaną współpracowniczką Jeanie.

Czy funkcjonując w ten sposób uda im się w wakacje przekonać któregoś z gwiazdorów, że warto dołączyć do Lakers?

Ciekawe co na to wszystko LeBron? Był na powitalnej konferencji nowego trenera, ale nie zabierał głosu, tylko przyglądał się z końca sali. Vogel natomiast zapewniał, że odbył z nim bardzo pozytywną rozmowę tuż po tym jak został zatrudniony. Przekonywał też, że szybko znalazł porozumienie ze swoim asystentem Jasonem Kiddem i nie obawia się, że może on mu zrobić to, co Pelinka Magicowi.

Lakers próbowali wlać jak najwięcej optymizmu, ale to co dzieje się w klubie pozostaje kiepską telenowelą i zanosi się na to, że przez całe wakacje będą tylko dostarczali nam kolejne sensacje, spekulacje i tematy do dyskusji o ich nieudolności. Tymczasem w innych drużynach, które również w ostatnim czasie były pod częstym ostrzałem krytyki, nagle sytuacja zaczyna się poprawiać. W Nowym Orleanie i w Minnesocie pokazują, że można coś zmienić na lepsze jeśli sięgnie się po kompetentnych ludzi, ale w Lakers tego nie widzą.

David Griffin po nieudanym przejęciu Trenta Reddena z LA Clippers, ściągnął do Nowego Orleanu innego managera z dobrze funkcjonującej organizacji, z którym miał już wcześniej okazję współpracować w Cleveland. Nowym generalnym managerem Pelicans został Trajan Langdon, który jest postrzegany jako bardzo obiecujący talent managerski i wydaje się być kolejnym cennym wzmocnieniem. Przez trzy ostatnie sezony pomagał Seanowi Marksowi odbudować Nets i zajmował się także ich drużyną w G-League, za co został uhonorowany w tym sezonie nagrodą Executive of the Year. To doświadczenie na zapleczu ligi będzie tym bardziej przydatne, że Pelicans od kolejnego sezonu wreszcie będą mieć swój zespół w G-League.

Przy okazji przedstawienia nowego GMa, Griffin po raz kolejny powtórzył, że będzie próbował przekonać Anthony’ego Davisa do pozostania w Nowym Orleanie. Odbył obiecującą rozmowę z jego agentem i wierzy, że jeśli tylko dla AD priorytetem jest wygrywanie, zmieni zdanie, bo zaczynają budowę zwycięskiej organizacji. Griffin ma spotkać się z nim w Los Angeles, gdy pojedzie tam na przeddraftowe workouty. Wtedy może coś się wyjaśni.

W Minnesocie natomiast w roli prezydenta stery przejął Gersson Rosas. Doświadczony manager, który spędził wiele lat w sztabie Daryla Morey’a, a teraz wreszcie dostanie szasnę samodzielnego poprowadzenia drużyny. Zobaczymy jak sobie poradzi, ale po pracy w Rockets na pewno ma dobre fundamenty, żeby odnieść sukces i postawienie na niego jest bardzo ciekawym ruchem Wolves. Teraz dużo będzie zależało od tego, jak bardzo Glen Taylor pozwoli mu działać. Początki są obiecujące, bo mimo że od dawna mówiło się, że Ryan Saunders pozostanie trenerem i ostatecznie tak się stało, to wcześniej Rosas przeprowadził cały proces poszukiwań. Rozmawiał z dużą grupą kandydatów i dopiero wtedy zdecydował, że zatrzyma Saundersa. Poza tym, do pomocy ściągnął sobie Gianlucę Pascucciego, który ostatnio pełnił rolę dyrektora odpowiedzialnego za globalny skauting w Nets, a wcześniej pracował w Rockers, więc dobrze się znają. Włoch jest uznanym specjalistą w lidze (to on znalazł Rodionsa Kurucsa)  i zanim przeniósł się do Minnesoty dużo mówiło się, że może wrócić do Włoch, żeby objąć prowadzenie Olimpia Mediolan. Potem był głównym kandydatem do przejęcia roli asystenta GM’a na Brooklynie, kiedy odszedł Langdon. Tak więc Nets tracą dwóch ludzi ze swojego managementu. To poważne osłabienie, ale też widać, jak bardzo NBA docenia to, co zbudował Marks, skoro inni podbierają mu ludzi.

Dopiero czas pokaże czy Griffin rzeczywiście zbuduje wygrywającą drużynę w Nowym Orleanie i czy Rosas będzie potrafił zrobić to zanim Karl-Anthony Towns zostanie kolejnym gwiazdorem żądającym wymiany. To nie musi się udać, ale przynajmniej jest nadzieja, że będzie lepiej. A to już coś. Zwłaszcza, że jak widać na przykładzie Lakers, nawet w maju, będąc już dawno poza grą, można dalej przegrywać.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (765): Czubata
Następny artykułPoznaliśmy najlepszych obrońców sezonu

6 KOMENTARZE

  1. troche nieslusznie pojechales Adam Magica (podobnie jak reszta madrali z kanapy), kto liznal swiata korpo wie ze ten swiat jest pojebany, a tu jeszcze tak publiczna, przesiwetlana “firma” jak LAL…
    partner go dyma wewnatrz i na zewnatrz organizacji, wlaciciel obiecuje decyzyjnosc po czym nie spelnia obietnicy itp. bardzo dobrze ze powiedzial jak jest, wyglada niestety ze to wina Jeanie ten burdel w lal (wina braku porzadnego leadera)
    Caly swiat, miliony “ekspertow” oceniali codziennie Magica, nie dziwne ze chcial miec obiecane 100% decyzyjnosci jesli z tego jest rozliczany, a jak ma byc rozliczany z decyzji Rambisa, Phila czy Harissa no to nie dziwie sie ze podziekowal.
    o jego ruchach jako GM mozna dyskutowac, wiadomo kontendera nie zdazyl zrobic, ale gdyby nie kontuzje kto wie co by bylo, kazdy pamieta gdzie bylo w grudniu jeszcze, a dziela nie dokonczyl, troche jak z Hinkie, zostawia team z LBJ, Lonzo, Kuzma, Ingramem – jednak duzo lepiej niz gdy go przejmowal

    0