Szósty Gracz w Los Angeles: Czy Clippers grają u siebie?

4
fot. Maciej Gąd

Los Angeles Clippers po zaskakująco udanym sezonie wydają się być przed Lakers w wyścigu po Kawhi’a Leonarda i Kevina Duranta. Jak to jest grać dla Clippers w Staples Center sprawdził dla nas Maciek Gąd.


Maciej Gąd

Po meczu 76ers – Bucks myślałem, że to będzie moja jednorazowa przygoda na żywo z NBA, ale moja podróż przez Stany oraz pary i terminarz play-off ułożyły się w taki sposób, że wylądowałem w Los Angeles dzień przed Game 4 Clippers – Golden State Warriors.

Nie mogłem przepuścić takiej okazji, więc od razu odpaliłem stronę z biletami, aby …zderzyć się ze ścianą. Najtańszy solowy bilet kosztował 350 dolarów. Były za 200$, ale można było kupić minimum dwa. Niestety nie na moją kieszeń. Po północy wszedłem bez nadziei jeszcze raz na stronkę, gdzie cudownie pojawiło się dużo nowych miejsc i bez zastanowienia kupiłem bilet za 120$. Wprawdzie prawie pod sufitem, ale nie narzekałem. Miałem obejrzeć mecz play-off w Staples, zobaczyć na żywo mistrzów NBA i największe gwiazdy ligi, co mi się nawet nie śniło tydzień wcześniej.

Postanowiłem kibicować Clippersom.

Podoba mi się kierunek, w którym idzie ta organizacja pod okiem właściciela Steve’a Ballmera, Jerry`go Westa i trenera Doca Riversa. Pamiętam czasy Billa Flitcha, Michaela Olowokandiego, czy Donalda Sterlinga. Różnica w kulturze organizacji jest kolosalna. Byłem ciekaw jak to będzie wyglądać od kuchni i na trybunach. Pod Staples zameldowałem się na dwie godziny przed meczem. Z jednej strony przywitały mnie ogromne banery play-offowej kampanii.

fot. Maciej Gąd

Ale wystarczyło obejść halę pod główne wejście, aby klimat Clippersów szybko uleciał.

Stoi tam istna galeria pomników słynnych sportowców. Wyróżniają się gracze Lakers: West, Baylor, Magic, Kareem i Shaq (jego pomnik robi wrażenie ponieważ …wisi). Poza tym Wayne Gretzky, Oscar de la Hoya, czy słynny komentator Chick Hearn. Jednak główne wrażenie jest takie, że jest to dom Lakersów i hokejowych Kings. Poza pomnikami od razu przytłoczyła mnie …ilość kibiców Warriors. Byli wszędzie i wyraźnie dominowali pod halą nad kibicami Clippers.

fot. Maciej Gąd
fot. Maciej Gąd
fot. Maciej Gąd

Przed meczem

Sklepik klubowy – okna poobwieszane są nalepkami wszystkich klubów grających w Staples, ale asortyment był tylko Clippersów. Ewidentnie cały jest zmieniany pod dany mecz dnia. Straszna bieda jest z jerseyami – tylko 4 zawodników (Lou Williams, Gallo Harrell i Shai Gilgeous-Alexander) na 4 wieszakach po 110$ sztuka. Można za to zrobić na miejscu jersey ze swoim nazwiskiem/ksywą. Ja skusiłem się na letni podkoszulek za 40$.

Co wyróżnia ten sklep, to osobna sekcja Art of the Game. Można rzec, że to taka galeria obrazów itp poświęcona koszykarzom i nie tylko (np. foto Rocky’ego z autografem Stallone’a). Niektóre “dzieła” były dość …wątpliwej urody, vide obraz Kobe’ego poniżej.

fot. Maciej Gąd
fot. Maciej Gąd
fot. Maciej Gąd
fot. Maciej Gąd

Cheerleaders – no to już były bardzo widoczne :)

Osiem dziewczyn siedziało przy stole i rozdawało autografy na specjalnym posterze. Dwie pozowały z każdym chętnym i zamieniały kilka słów. Było na czym oko zawiesić :) Potem w trakcie meczu występowały kilkukrotnie i były widoczne przez całe spotkanie.

fot. Maciej Gąd

Stoisko z kołem fortuny z gadżetami, dwa stoiska “plenerowe” sklepiku, stoisko dla posiadaczy karnetów, roll-upy z zawodnikami, aby porównać sobie z nimi swój wzrost i …to w sumie tyle.

Widać, że to wszystko jest rozstawiane docelowo na mecz i nie jest tam na stałe. Duuuużo mniejsza oferta angażująca fanów przed meczem niż w Filadelfii. Wszystko przytłoczone jest gastronomią, która jest wszędzie. Można nawet kupić bawarskie precle.

fot. Maciej Gąd

Przed meczem już nie można było podejść blisko parkietu, jeżeli nie miałeś biletu na te sektory. Nie poddałem się łatwo i na jednym wejściu zauważyłem, że ochroniarz gada z kimś obrócony plecami, więc na chama się prześlizgnąłem.

No i mogłem z bliska zobaczyć jak niesamowity jest Stephen Curry. Jak już zbiegał do szatni to podawacz piłek Warriors rzucił jedną w jego stronę. Curry, będąc już w samym rogu, złapał ją tyłem nie patrząc nawet na nią, zrobił taneczny ruch w stylu shaky-shaky i rzucił czyściutką trójeczkę z odchylenia a’la Dirk. Koszykarski kosmita.

KD w swoim naciągniętym kapturze wygląda jak długi pionek. Zauważyłem też dlaczego cały czas siedzi w tym kapturze jak nie jest na parkiecie. Ma łysinę na czubku głowy. Kevon Looney wygląda na 60 lat. Draymond jakby był na haju. Ale od wszystkich biła ta luzacka arogancja i pewność siebie, o której pisał niedawno Szósty Gracz.

fot. Maciej Gąd

Ochrona zaczęła się krzywo na mnie patrzeć, więc udałem się na mój sektor.

Miejsce miałem na samej górze, więc obawiałem się jakości widoku, ale ten był niesamowity. Cały parkiet jak na dłoni. Na każdym krzesełku czekał specjalny play-offowy T-shirt w jednolitym kolorze. Oczywiście w rozmiarze standard w US – XL. Ja noszę S, ale pamiątka jest. Niestety zamysł organizatora, aby zrobić jednolite czerwono – niebieskie sektory zagrzewające Clippers spełzł na niczym, ponieważ okazało się, że 1/3 hali to …kibice Warriors. Byli wszędzie. Obowiązkowo hymn, który wykonała 7-letnia dziewczynka o głosie Whitney Houston. Prezentacja drużyn z laserami i występem cheerleaderek “grających” na świecących bębnach. Game on!

fot. Maciej Gąd
fot. Maciej Gąd

Mecz

Kibice – Clippersom udało się zbudować na dziś całkiem niezły fan base. Cały mecz żywo reagowali na akcje gospodarzy, czasami ktoś inicjował jakiś doping, a część trybun odpowiadała. Nie było czegoś takiego na meczu Sixers. Kiedy w III kwarcie Clips zrobili come-back i wyszli na prowadzenie, hala eksplodowała. Niestety więcej okazji do świętowania mieli kibice Warriors, którzy często kompletnie zagłuszali kibiców z LA. Momentami czułem się jakby mecz odbywał się w Oakland. Razem to wszystko tworzyło jednak bardzo dynamiczną atmosferę. Mimo, że siedziałem pod sufitem, pod kątem radości kibicowania lepiej oglądało mi się ten mecz niż w Filadelfii.

Parachute drop – no tu już bardziej na bogato. Zamiast badziewnych maskotek spadochrony niosły kasę: 25-50$

Występ w przerwie – tym razem wystąpili raperzy Bone Thugs-n-Harmony. Nie znam. Nie moje klimaty, więc wynudziłem się setnie.

Pozostałe to tradycyjne przerywniki: dance cam, kiss cam, wybór poprzez aplauz fan of the game itp. Wodzireje Clips (jedna istny klon Cleo) robili naprawdę niezłą robotę i przerwy zawsze upływały w przyjemny sposób. Potrafili rozgrzać publikę. Poza tym cały czas, nawet w czasie grania akcji, leciała jakaś muza i dżingle. W końcu doczekałem się wkurzającego mnie od początku sezonu w każdej transmisji, w każdej hali, “Everybody clap your hands!”. Kto ogląda mecze na League Pass ten wie. Oczywiście klaskałem jak głupi.

Sam mecz pod dyktando Warriors, z jednym zrywem Clippers w III kwarcie. Co do Warriors. Dopiero na żywo można momentami zauważyć prawdziwą maestrie ich gry, szczególnie jak na parkiecie jest line-up śmierci. Niby pykają sobie normalną akcję, Clips bronią twardo, i nagle ni stąd ni zowąd Thompson/Curry stoją już na otwartej pozycji za trzy. Kiedy? Gdzie? Oko na żywo nie jest w stanie wyłapać sekwencji ich zagrywek w trakcie gry. Również niesamowicie wygląda jak jeden z nich łapie ogień. Thompson w I kwarcie miał 20 punktów. Łatwość z jaką dziurawił kosz była nie do zniesienia. Sam odczuwałem tę bezsilność, a co dopiero koszykarze Clips. No bo co zrobisz jak nic nie zrobisz? Tak samo Durant. Jak wpadnie w trans to klękajcie narody. Nieważne kto go krył. Po prostu szedł w górę i beng! Pokazał to ewidentnie później w Game 6, gdzie do przerwy miał 38, a skończył z 50. punktami Mimo, że kibicowałem Clips to cieszę się, że mogłem zobaczyć grę Warriors na własne oczy.

fot. Maciej Gąd

Co do Clippers to trzeba oddać im wielkiego ducha walki. Gryźli parkiet, ale przewaga talentu Warriors była nie do przeskoczenia.

Szalejący przy linii Doc Rivers robi świetną robotę. Ta drużyna ma charakter i kręgosłup. Ma mądry managment z wizją. Ma kasę na gwiazdy. Ten mecz uświadomił mi, że chyba jedyne czego im brakuje to swój własny dom, aby w końcu odciąć się od Lakers, którzy zawsze będą bardziej cool. No bo wychodzisz ze Staples Center i za rogiem natrafiasz na taki mural:

fot. Maciej Gąd

Po meczu zostałem jeszcze chwile pod halą. Jak spod ziemi wyrośli latynoscy sprzedawcy grillowanej kiełby z wątpliwie higienicznych wózków-rusztów. Ale zostałem nie dla latino-kiełbasy, ale dla Ralpha Lawlera. Legendarny komentator meczów Clippers od 40 lat. Był gościem studia telewizji TNT, które stało na zewnątrz Kto oglądał mecze Clippers ten na pewno kojarzy kultowe “Oh me! Oh my!”, “The pass! The jam!”, czy “Bingoo!” po każdej trójce. Ralph miał w ten dzień urodziny i był to jego ostatni mecz w roli komentatora w Staples, gdyż emerytura (trafił mu się jeszcze jeden Game 6, ale wtedy mało kto to zakładał). Siedział wyraźnie wzruszony, co chwilę jakiś kibic krzyczał “Dzięki Ralph”. Fajnie było przy tym być.

fot. Maciej Gąd

Mecz play-off to jednak inna bajka. Intensywność na parkiecie, elektryzująca atmosfera na trybunach. Zupełnie inna historia niż 74-ty mecz sezonu regularnego. Dziękuję po raz kolejny Koszykarskim Bogom, że było mi dane zupełnie niespodziewanie obejrzeć drugi mecz NBA na żywo w przeciągu 2 tygodni. Tego nawet nie było w moich koszykarskich marzeniach. To co, teraz czas na finał NBA? :)


Szósty Gracz w Filadelfii: Weź podróżuj!

4 KOMENTARZE