Dniówka: Magic zostawił Lakers. Pistons czy Hornets w playoffach? Rockets spadną na czwarte miejsce?

2
fot. Ringo Chiu / Newspix.pl

To było bardzo emocjonalne pożegnanie Dirka Nowitzkiego (który nie chciał pożegnalnego touru przez cały sezon i dopiero w ostatnim momencie potwierdził, że to rzeczywiście koniec) i Dwyane’a Wade’a (który wykorzystał zakończenie kariery, żeby jeszcze przez ten ostatni sezon znaleźć w centrum uwagi) ze swoimi kibicami, aż zakręciła się łza w oku, ale to nie było jeszcze ich ostateczne pożegnanie z NBA. Obaj zapowiedzieli, że dzisiaj zagrają. Mając w perspektywie długą emeryturę nie muszą oszczędzać się w back-to-back, choć zobaczymy ile zostało im sił, bo wczoraj każdy z nich rozegrał swoje najdłuższe minuty w całym sezonie. I obaj skończyli z 30 punktami.

Ale w międzyczasie Magic Johnson ukradł im nagłówki zaskakując wszystkich swoją rezygnacją z pracy w Los Angeles Lakers. Bo ta praca nie była tym, czego oczekiwał. Wrócił do swojego klubu, żeby pomóc Jeanie Buss posprzątać bałagan po jej bracie, dał nadzieję na lepszą przyszłość i na chwilę jego magia pomogła poprawić wizerunek drużyny. Ale zamiast kolejnego pomnika za przekonanie przekonanego już LeBrona Jamesa do przeprowadzki do Los Angeles, teraz doczekał się tylko fali krytyki, która w ostatnich miesiącach bardzo się wzmogła. Jego genialny plan otoczenia Jamesa playmakeremi nie wypalił. Nie udało mu się też przekonać New Orleans Pelicans do wymiany, nie przywrócił Lakers do playoffów i to on jest teraz stawiany za głównego winnego klęski drużyny. Uwielbiany, zawsze uśmiechnięty i otoczony aurą sukcesu Magic stał się nieudolnym i nielubianym managerem. Nic dziwnego, że nie czuł się dobrze w tej roli, tracąc radość z pracy. Pracy, która od początku nie była dla niego, co widać po decyzjach kadrowych. Johnson jest dużo lepszy jako twarz, ambasador Lakers, który swoim urokiem osobistym dba do wizerunek i nieraz może coś podpowie. Jest showmanem, celebrytą, a nie managerem, który ciężko pracuje za kulisami i podejmuje trudne decyzje. Tą brudną robotą miał zająć się Rob Pelinka, ale on dopiero się uczy i też nie podołał zadaniu.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (745): Magic zostawił Lakers, REAKCJA!
Następny artykułSzósty Gracz w Filadelfii: Weź podróżuj!

2 KOMENTARZE

  1. I przez takie gówniane organizacje LeBron nie będzie top1 ever. Choć tym razem to Jego decyzja. Szkoda, że błędna. Gdyby został wybrany przez Miami zamiast Wade’a (z nr 3) to myślę, że miałby 8 mistrzostw spokojnie i mówilibyśmy o totalnej dominacji. A Cleveland to każdy wie jakie jest. I teraz Lakers się zachciało, którzy bez Bussa seniora to są nawet gorsi od Cavs.

    0
    • No niestety masz dużo racji w tym że losy w NBA najlepszych graczy w historii często zależa od tego do jakiego klubu trafią na starcie kariery… Weźmy jako książkowy( :P) przykład karierę Bobjego Brylanta ( ułatwię wam zadanie – jestem hejterem : ) … Najbardziej over rated koszykarza ever… Gdyby pozostał w klubie który go wybrał zamiast trafić do LAL którzy po przybyciu Shaqa mogli wygrać z 8 tytułów z rzędu, dziś pewnie nikt nie nastanawiałby się nawet czy koleś jest top 20 ever a tak niektórzy dają go nawet do top 10… No chyba że top10 SG to wtedy może by się załapał… Dziękuję za przeczytanie – można zacząć się wielce oburzać :)
      A co do Lebrona – bardzo go lubię ale jeśli słucha się żony zamiast iść do Phila 76 ers i wygrać ze 3 tytuły – to mi go w ogóle nie szkoda…

      0