
Dnia pierwszego marca kilkadziesiąt osób w jednej z sal Hynes Convention Center, a dotychczas niewiele ponad sześćset na YouTube, było świadkami jednego z najbardziej elektryzujących momentów sezonu, gdy John Hollinger – ten sam – rozpoczął część pytaniową po prelekcji Kevina Arnovitza “When Less is More: How the NBA Could Be More Like Peak TV”:
Mam pytanie, które każdy klub z małego rynku będzie musiał zadać: jak zapewnić, że w naszym budynku w każdym sezonie gościć będą Golden State Warriors i Los Angeles Lakers?
Jako klub, nie sprzedajemy tego meczu – sprzedajemy pakiety biletów z tym meczem.
Andrew Bogut zakończył w lutym swój 30-meczowy sezon w lidze australijskiej NBL i 6. marca podpisał kontrakt z Warriors. Dwa tygodnie później powiedział Ethanowi Straussowi z “The Athletic”:
“Czasem graliśmy raz w tygodniu, innym razem dwa razy. Zawsze w weekendy. Ze sportowego punktu widzenia, mieliśmy więcej czasu na odpoczynek i regenerację. Ale pozytywnie odbijało się też na mnie spędzanie większej ilości czasu z moimi dziećmi, wiedziałem że będę z nimi od poniedziałku do czwartku.
Bardzo chciałbym terminarzu, w którym gramy tylko dwa mecze w tygodniu. To byłoby genialne. Gracze w NBA nie grają tak twardo przy obecnym 82-meczowym terminarzu. Prawdopodobnie nie starają się tak bardzo, jak powinni się starać, ale tak to już po prostu jest z 82-meczowym sezonem”
Tak to już po prostu jest…
A tu Zach Lowe, otwierający swój wczoraj opublikowany podcast “Lowe Post”:
“Połowa z tych meczów to śmieć, odpadki. LEPIEJ SPĘDZIŁBYŚ TEN CZAS PATRZĄC SIĘ W ŚCIANĘ.”
Ja nazywam to od wczoraj Drugim Preseasonem, inwersją sezonu regularnego.
Kevin Arnovitz myśli szybko, artykułuje myśli te precyzyjnie – to wolny od uprzedzeń, analityczny dziennikarz z ESPN, który tak się składa, że jest też gejem, foodie’m, namiętnie podróżuje i jest też współwynalazcą kultowego podcastu “Clippers Podcast”. Najbardziej też otwarcie zachęca od lat NBA do skrócenia sezonu regularnego. I od 2011 roku, kiedy zadał pytanie “Dlaczego nasz sezon trwa 82 mecze?” jestem z nim w tej kwestii.
Jestem z Arnovitzem w tej kwestii jeszcze od czasu zanim Gregg Popovich zaczął dawać swoim graczom “terminarzowe” mecze wolnego, zanim podobną drogą zaczął podążać LeBron James, zanim o potrzebie DNP’s otwarcie zaczęli mówić nie tylko Steve Kerr i inni trenerzy najlepszych drużyn, ale i sami ligowi oficjele. Byłem orędownikiem skrócenia sezonu regularnego jeszcze zanim NBA wycofała ze swojego terminarza mecze “4in5” (czwarty mecz w ciągu pięciu dni), zanim gwiazdy NBA zaczęły otrzymywać już w grudniu (!) mecze wolnego, zanim liga NBA stała się tak kwitnącym biznesem jakim jest obecnie, nieco komunistycznym w całościowym swoim założeniu, ale także bez ryzyka uszkodzenia mózgu i bez niepłacenia sportowcom; zanim NBA stała się tym relatywnie czystym biznesem i prawdopodobnie najlepszą globalną ligą sportową na świecie (jeśli w to ostatnie nie wierzysz, zapytaj czasem swojego piłkarskiego kolegi o NBA i wsłuchaj się w to jak pozytywne skojarzenia ma z naszą ligą).
Dawno temu, zanim nastąpiły czasy prosperity dla naszej ligi, gdy zastanawialiśmy się czy David Stern mówi prawdę o tym, że dwie trzecie drużyn przynosi straty, już wtedy marcowe i kwietniowe mecze zaczynały iść w stronę, która rozpościera się dziś przed nami. Nudy. Lowe nazywa to śmieciem, wysypiskiem śmieci. Dziś to epidemia – to “Silly Season”, pisał tydzień temu Maciek.
Sezon regularny stał się, jak napisałem wyżej, czymś w rodzaju wynalezienia koła – zaczęliśmy od preseason i do preseason dotarliśmy. Cofamy się. Popatrz choćby na ostatni weekend, gdy 4 najlepszych graczy, 4 gwiazdy z 4 najlepszych drużyn Konferencji Wschodniej dostały w tym samym czasie mecze wolnego. Niektóre zespoły tankują, inne ochraniają swoje gwiazdy przed kontuzjami w kontekście zbliżających się playoffów. Mecze o tej porze roku z roku na rok tracą na znaczeniu. Czy tylko ja jestem rozczarowany weekendowymi meczami NBA w tym roku? Co stało się z tak szumnie zapowiadanym “NBA Saturdays” w ESPN? W naszym tu biznesie marzec jest NAJGORSZYM miesiącem i żaden inny miesiąc nie jest nawet blisko. Nawet sierpień, wrzesień. Wiemy o tym, że NBA traci w marcu na znaczeniu. Wystarczy że spojrzę w kieszeń. I nie jest to Twoja wina, nie jest to nasza wina.
Nie jesteśmy też wcale mądrzejsi niż ludzie, którzy siedzą na trybunach meczów NBA. Oni też zdają sobie sprawę jak niskiej klasy produkt otrzymują w marcu i w pierwszym tygodniu kwietnia.
I nie będzie lepiej.
Jeżeli to wszystko, jest dla Ciebie nowe, jeżeli nie myślałeś o tym nigdy, przerwij teraz i posłuchaj 30-minutowego wystąpienia Kevina Arnovitza na MIT Sloan Sports Conference w Bostnie. Język: angielski, koszykarski.
Za misją Arnovitza stoi to, że jeśli jego zdaniem skrócimy sezon regularny o 20%, nie tylko otrzymamy mecze, które będą o 20% ważniejsze, ale gwiazdy NBA nie będą grały po 33-34 minuty, tylko po 39-40 minut. Przez to produkt sprzedawany przez NBA będzie lepszy. Co więcej, grając rzadziej, gwiazdy będą mogły prolongować swoje kariery o dodatkowy rok, dwa. Przez to w tym samym momencie więcej będzie w NBA gwiazd. Ma to sens. Więc w czym problem?
Problem to – przewrotnie – nowe pokolenie, które w czasach wspominanego w tytule “Peak TV” ma tyle ciekawszych do wyboru rzeczy niż czwarty w tym sezonie pojedynek Hornets z Wizards. Problem to, że wg danych Arnovitza oglądalność NBA w tych lokalnych stacjach spadła w tym sezonie o 8-10 punktów procentowych.
Arnovitz przypomina ogromny skok oglądalności, który serial “Gra o Tron” zaliczył gdy z 10-odcinkowej serii przesiadł się na 7-odcinkową. Ale problemem, najbardziej zbitą częścią muru, który trzeba jego zdaniem zburzyć, jest to, że kluby NBA nie chciały będą uciąć 8-16 meczów z lokalnych umów telewizyjnych. Mówi:
“Przechodzimy teraz do części wpływów NBA, której zmiana wydaje mi się najtrudniejsza… Wpływy z lokalnych praw transmisyjnych… Dla przeciętnej drużyny, która otrzymuje 25 mln dolarów rocznie, nie powinien być to duży problem. Mówimy o 4-5 mln dolarów mniej. Problem pojawia się wtedy, gdy mowa o Los Angeles Lakers. Zwykle problem pojawia się, gdy mowa o Los Angeles Lakers…
Lakers otrzymują 150 mln dolarów rocznie od Spectrum SportsNet za prawa do transmisji. Jeśli zetniemy terminarz o 15-20%, mówimy o ok. 30 mln dolarów. Będziemy musieli znaleźć nowe pieniądze dla Los Angeles Lakers.”
Ten problem stanowi wg Arnovitza 20% wpływów NBA, w pozostałych 80% da się jego zdaniem nie tylko utrzymać wpływy, ale przede wszystkim je podnieść.
Zdaniem Arnovitza NBA powinna podjąć ryzyko. Proponuje receptę, przytoczę ją w postaci odezwy na spotkaniu właścicieli drużyn. Ograniczmy terminarz, za to pozyskany w ten sposób czas wykorzystajmy, aby podnieść rozrywkową wartość naszej ligi. Zorganizujmy w środku sezonu turniej 1-na-1 koszykarzy w Chinach, czy w Londynie. Zorganizujmy rozgrywki takie jak turniej o Puchar Ligi, którego zwycięzca będzie odpowiednio premiowany (występem) w playoffach. Zorganizujmy tak często wspominany w ostatnich latach turniej “Play-In”, w którym np drużyny z miejsc 8-15 walczą o dwa miejsca w playoffach. A przede wszystkim wyodrębnijmy czas i użyjmy tego czasu, aby poprawić naszą kreatywność, aby wymyślić rzeczy, o których nie byliśmy w stanie nawet myśleć, bo “mamy 82-meczowy sezon i nie da się tego zmienić i już”.
Ma to sens, nie?
NBA rozwija się finansowo nawet mimo tego, że od trzech lat wiemy kto zostanie w czerwcu mistrzem i nawet bez takiego magnesu jak Zion Williamson. Zdaniem Arnovitza skrócenie sezonu, nadanie meczom większego znaczenia, to ryzyko, którego właśnie teraz NBA powinna się podjąć, żeby przenieść swój biznes do innej stratosfery. Dziś ta maszyna działa dobrze, ale to znowu jest głupiutki miesiąc sezonu i z roku na rok jest coraz głupiej. Drużyny są mądre. Adam Silver jest mądry. Dlaczego to nie może być mądrzejsze?
Pierwsza runde tez poprosze do best of five. Tak bylo w jedynych slusznych czasach. Wszystko w przyrodzie ma swoj sens, rytm i porzadek. Granie do czterech zwyciestw w pierwszej rundzie to jakies wynaturzenie, karczowanie lasu, zanieczyszczanie rzek.
Rozumiem, że w takim razie kontrakty zawodników też zmniejszamy? W latach 60-70 jakoś nikomu nie przeszkadzało, nikt nie chciał by obcinać liczbę spotkań, mimo że drużyn było kilkanaście i każdy z każdy grał o wiele więcej spotkań a podróż na kolejny mecz nie odbywała się ekskluzywnym samolotem własności klubu. Przy obcięciu liczby meczów do np. 60 mecze o nic również będą, tylko, że nie tak jak teraz przy 60-70 meczu, ale przy 40-45, jaka kurwa w tym logika. Jak się komuś nie podoba w NBA okres marzec-kwiecień, to niech nie ogląda i włączy się do gry na play-off. Mam nadzieję, że nigdy do czegoś takiego nie dojdzie i sezon regularny pozostanie w dotychczasowej formule. Wystarczy spojrzeć na tabelę Konferencji Wschodniej i po rozegraniu 79 spotkań cztery drużyny walczą o trzy miejsca w play-off. Jak ktoś nie widzi emocji to ich nigdy nie znajdzie. Nudne spotkania odbywają się również w początkowych miesiącach sezonu.
oczywiście, nie zmieniajmy nic, bo dawniej też mieli ciężko i grali. oczywiscie, Wschód jest emocjonuący, jesli ktoś jara się paraolimpiadą żółwi. no i nie idzie chyba o to ,żeby tylko ograniczyć liczbę meczów o nic, ale dać odpocząć zawodnikom, co ma wpłynąć na ich zdrowie i jakość gry. Arnovitz, Lowe, Kwiatkowski. Wszyscy naraz maja rację.
A straty Lakers? To jak z tym bogatym co mu się czwarty z pięciu Maybachów przytarł na parkingu. Problem raczej mentalny. Trzeba tylko woli politycznej Adama S…ilvera
W latach 90, kiedy koszykówka była prawdziwą grą dla mężczyzn, przekroczenie 95 punktów na mecz to już był nie lada wyczyn, a mecze wyglądały jak starcia kolosów w polu trzech sekund np. Mami z Mourngiem kontra New Jork z Youngiem, nikomu wtedy nie przeszkadzał system 82 meczów sezonu regularnego. Nie pamiętam by gwiazdy były wówczas w jakiś szczególny sposób oszczędzane i nie wystawiane w meczach, kiedy tylko były zdrowe. Dzisiaj panienki biegają od linii trzech punktów do linii trzech punktów, połowa ich akcji kończy się bezsensownymi rzutami za trzy, niezależnie czy masz 180 cm, czy 210 cm. Walka w polu trzech sekund jest na wymarciu, sędziowie mają nakazane gwizdać faul przy prawie każdym kontakcie. Moim zdaniem zawodnikom się w dupach z tego dobrobytu poprzewracało i dlatego pojawiają się pomysły, aby nie grać w meczach dzień po dniu lub pomysł ograniczenia sezonu regularnego. Jak się komuś nie podoba to niech szuka przyjemności oglądania kosza w innych ligach, dwa emocjonujące mecze w tygodniu, zero emocji i mniejsze ryzyko kontuzji. Co do siły poszczególnych konferencji to nie ma znaczenia, czy mamy 60 meczów, czy 82, proporcje się nie zmienią.
“W latach 90, kiedy koszykówka była prawdziwą grą dla mężczyzn”. Są zdania , które kończą dyskusję. I nie ma znaczenia czy są prawdziwe.
Naprawdę proszę niebiosa, żeby w jakiś nadprzyrodzony sposób kiedyś można było zestawić takie dwie drużyny z dwóch różnych epok i na zawsze udowodnić leśnym dziadkom, że plotą głupstwa….
Albo odwrotnie. Wystarczy, że do nadprzyrodzonego spotkania dołożysz sędziowanie z tych wyśmiewanych leśnych czasów. Już to widzę … Brodacz pada jak rażony piorunem, sędzia bez mrugnięcia gwiżdże ….. kroki :P
Mam pytanie.
Dlaczego liga nie daje jeszcze zielonego swiatla na reklamy na koszulkach rodem z pilki noznej ? Przeciez to kolejna zrodla dodatkowych pieniedzy.Wiem, ze juz sa takie male, z boku ale generalnie jest jeszcze troche miejsca do zagospodarowania.
Filozofia kaizen :)
Wprowadzenie od początku dużych reklam na koszulkach wywołałoby obawy i bunt kibiców.
Poza tym nie jest to też opłacalne z biznesowego punktu widzenia.
Nasz mądry, łysy komisarz przyjął metodę małych kroczków zamiast rewolucji.
Następne reklamy pojawią się na spodenkach, potem z tyłu koszulek aż dojdziemy do dużej reklamy umieszczonej centralnie. To się stanie na pewno.
Może dlatego, że w żadnej z liczących się amerykańskich lig, loga sponsorów nie sa eksponowane.Zawsze motywem przewodnim jest grafika klubowa, która wyróżnia koszulki na tle innych.Poza tym sporo z tych koszulek jest bardzo tradycyjnych i powściągliwych zarówno w wybarwieniu jak i logotypach.W piłce nożnej masz różnego rodzaju przeszycia, gradienty kolorów, pasy, kraty itd które pozwalają wyróżnić jerseye.Żeby miało to jakikolwiek sens trzeba by dokonać rewolucji wizerunkowej każdej z druzyn a to spotkałoby się z ogromnym sprzeciwem kibiców.Ja wiem na pewno, że nie dałbym czterech stów za białą koszulkę z logiem jakiegoś GEICO czy General Electric.
mysle ze chodzi o porzadek… wartosc estetyczna.
NIe wszytsko musi wygladac jak banery przy drogach w Polsce.
Zawsze mnie to zastanawialo… jakos w innych krajach potrafia znalezc zaklad wulkanizacyjny bez baneru co 100m.
Każdy z każdym 2*29=58 i pyk. Liga bez podziału na konferencje i gra muzyka :)
Tylko koszykarzom sie nie uda pobijać rekordów… ale z drugiej strony będą kolejne – po skróceniu sezonu :)
Albo 3*27 i 87 spotkań. Każdy z każdym a trzecie spotkania w Houston. Potem połowa gra o miśka a druga o rozstawienie w drafcie. Co to by były za emocje widzieć w czerwcu końcówkę 7 spotkania NYK vs CLE walczących o Ziona … :)
Zmniejszenie liczby spotkań niewiele zmieni. Dalej będą spotkania o nic … tyle, że już w grudniu a nie styczniu :) Gracze będą dalej sadzani (bo dlaczego nie?). I skąd niby pomysł, że gwiazdy nagle będą grały 40 minut zamiast 33? Automatyczna proporcja nie zadziała.
Dzisiaj grają mniej niż 40 min ze względu na zmęczenie – im mniej meczy i podróży tym więcej zachowanej energii na pozostałe spotkania. Zmniejszenie liczby meczów automatycznie powinno wpłynąć większą liczbę minut / ewentualnie znacznie wyższą intensywność = obydwa przekładają się na wyższy poziom.
Może i skrócenie sezonu ma sens, ale mam wrażenie, że przedstawiony tu jest tylko punkt widzenia dziennikarza/blogera/fana, który dokladnie śledzi NBA i ma o niej o wiele większą wiedzę niż przeciętny kibic. A to jednak ci niekoniecznie dobrze znający się na koszykówce kibice przynoszą lidze największe zyski chodząc na mecze i oglądając je w lokalnej tv. Większość tych kibiców raczej nie ogląda ligi tak często, stąd też niekoniecznie w marcu muszą czuć się zmęczeni sezonem. Poza tym nie patrzą na grę w tak analityczny sposób, z jakim można się zapoznać na szóstym graczu i po prostu chcą zobaczyć na boisku swoich ulubionych graczy i mogą nawet nie dostrzegać czy są zmęczeni. Wydaje mi się więc, że zmianę jakościową dostrzegą nieliczni, a lidze się to po prostu nie opłaca (zyski finansowe wydają się zbyt niepewne).
pytanie czy lepiej zobaczyć 82 mecze, z których w 10 brakuje Twojego ulubionego zawodnika (bo odpoczywa) czy 72 w których zawsze gra ten zawodnik. Jeśli do tego dochodzi wyższa intensywność, wyższa stawka każdego meczu (jest ich mniej więc mniej meczy można sobie odpuścić) to dla mnie, jako przeciętnego kibica, lepszy produkt ten drugi (lepsza jakość, nawet kosztem mniejszej ilości meczów).
W tej całej dywagacji nalezy sobie zadać jedno podstawowe pytanie – Komu zależy na skróceniu sezonu zasadniczego?Lidze?Niespecjalnie, jeśli miałoby się to wiązać z mniejszymi wpływami z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych, umów sponsorskich, abonamentów.
Właścicielom?Hell no!Z wymienionych powyżej i pewnie setki innych powodów ze sprzedażą kubełków kurczaka włącznie.
Graczom?W momencie gdy wartości kontraktów indywidualnych i sponsorskich szybują na nieosiągalnych dotąd poziomach?
“Panie Davis, będzie Pan musiał zrezygnować z tych 200 mln$ ale mamy dla Pana świetną ofertę.150 mln i tylko dwa mecze w tygodniu.Halo, Panie Davis?
Tak naprawdę tej zmiany chcą przedstawiciele mediów, dziennikarze, psychofani z basketball-reference jako stroną startową i inne koszykarskie, nie tylko analityczne głowy.Ogółem ludzie, których te ewolucje nie będą nic kosztować.
Na sam koniec, dosyć niedawno mieliśmy taki skrócony sezon.66 meczy w sezonie 11-12.Czy podkręciło to rywalizację?Czy walka o playoffs trwała do ostatniego gwizdka sezonu regularnego?Nie, dużo rzeczy wyjaśniło się już w marcu a do Finałów awansowali faworyci.Dostaliśmy za to prezent w postaci drużyny z najmniejszą ilością zwycięstw ever, kierunkowy 7-59 Bobcats.
Czy wpływy rzeczywiście musiałyby być niższe? spadek ilości meczów o 10% można przecież zrekompensować podwyżką ceny jednostkowej o te same 10% – sprzedajemy przecież lepszy produkt. to samo dotyczy wynagrodzeń, itd.
Jeśli zmniejszenie liczby meczy rzeczywiście (a tak wg mnie jest) wpłynęłoby na poprawę jakości tych meczy to w długim terminie korzystają na tym wszyscy.
Minus: brak porównywalności pomiędzy sezonami części statystyk.
Płacę za rok korzystania z league passa te kilka stów (swoją drogą myślałem że mniej :/) – czy byłoby tam do obejrzenia 2500 meczy rocznie czy 2000 nadal byłbym skłonny płacić tyle samo – w moim przypadku spadek liczby meczów nie przełożyłby się na spadek przychodów ligi
@grasshoper Nieumieszczanie argumentów w kontekście to klasyczny przypadek podpierania się „niekłamiącymi liczbami”. Po lockoucie grali 66 meczy, ale sezon zaczął się 25.12, prawie 2 miesiące pózniej, w związku z czym skompresowali terminarz do 124 dni! Cała idea skrócania sezonu polega na wydłużeniu przerw między meczami ( dla odpoczynku, regeneracji, lepszego snu, braku lotów, częstszego przebywania z rodziną) co miałoby doporowadzić do lepszych występów na boisku.
Ale ja doskonale wiem, że sezon był krótszy.Ba!Pamiętam nawet, że mieliśmy wówczas wysyp wielu powaznych kontuzji tłumaczonych skróconym okresem przygotowawczym.Tyle, ze ja nie o tym.Głównym argumentem w tym wypadku jest przekonanie, że z racji na mniejszą liczbę meczy otrzymamy lepszy produkt bo gracze wypoczęci będą się starać na 100% a każde spotkanie bedzie miało znaczenie.To bzdura.Zasady są niezmienne i o awans walczy po 8 drużyn w konferencji więc i tak dla części ta pogoń skończy się przedwcześnie.Nie ma spadków, zasad premiowania wyższego miejsca w tabeli lepszym procentem wpływów z praw telewizyjnych jak w piłce nożnej, więc w sporo druzyn i tak nie będzie grać na pełny gwizdek.Zawsze będą zespoły w przebudowie, zawsze będą słabi menadżerzy, zawsze będą ligowi przeciętniacy.Tak jest w każdym sporcie.W piłce nożnej masz o połowę mniej spotkan a i tak końcowe kolejki niepozbawione są często meczy o pietruszkę w których nikomu nie zależy.A przecież stawką tych spotkań jest często awans do europejskich pucharów czy większa kasa od ligi.Czemu takim Pelicans miałoby zależeć bardziej gdyby w tym sezonie było 15 spotkan mniej?Czy ich graczom zależałoby bardziej gdyby wiedzieli, że grają o nic ale są bardziej wypoczęci?Śmiem wątpić.
Gdyby sezon ograniczyć do 60-62 meczów, ale jednocześnie nie skracać sezonu (czyli grać go od końca października do połowy kwietnia) to drużyna gra mecz średnio co 2-3 dni, bez konieczności grania back2back i 4in5. To daje dużo więcej możliwości regeneracji, odpoczynku, spędzania wolnego czasu z rodziną, mniej przeciążeń prowadzących do ciężkich kontuzji. Daje też więcej czasu na trening, którego w zaawansowanym sezonie po prostu brakuje. Ale do tego by skrócenie zadziałało na plus w kontekście poprawy sportowej części drużyn, powinny pójść za tym również inne zmiany. Takie, które zmotywują zawodników i drużyny by nie olewały meczów i starały się grać na 100% w każdym spotkaniu. Dlatego pierwszym jest zmiana zasad draftu, do tego dodatkowe punkty dla zawodnika który nie opuszcza meczów, wyrabia określone normy minutowe itp. I te punkty mają później przełożenie w kontekście negocjowania kontraktów.
Ile miałoby być takich spotkań ?
58?
72?
NBA ma okroić liczbę spotkań, bo mi w Polsce nie chce się oglądać? Zasada jest najprostsza na świecie: jeśli nudzą cię mecze w marcu/kwietniu, to po prostu nie oglądaj. Najbardziej chyba przeszkadza to osobom piszącym o NBA, bo muszę te mecze oglądać. Okej, ten spadek oglądalności w TV jest jest solidnym argumentem, ale ludzie chodzą na trybuny itp. Gdyby to się opłacało, to ta ilość meczów już dawno zostałoby ograniczona. Jeśli będzie mniej meczów to tym bardziej będzie chciało się oglądać tylko te najlepsze, natomiast przy takiej ilości jak teraz jesteś w stanie czasem rzucić okiem na jakąś słabszą drużynę. Są założenia że niby skrócenie sezonu nie wpłynie na pensję zawodników, ale jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że właściciele będą chcieli płacić takie same pieniądze graczom, za mniejszą ilość spotkań. A wtedy nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka: albo kasa, albo mniej spotkań.
Lubię NBA za to, że jest ligą najlepszych atletów na świecie. Zagrać dobrą koszykówkę (z zachowaniem skali) raz na 2 tygodnie to i w Eurolidze potrafią.
Jednak clou jest takie: nie chcesz, nie oglądaj, ale nie zmuszaj innych do tego, żeby też nie oglądali. Naprawdę to nie jest żaden nakaz. No, chyba że jesteś dziennikarzem sportowym, ale chciałoby się mieć więcej czasu dla siebie – wtedy współczuję.
Wszystko pięknie ładnie ALE gracze i tak będą mieli DNP/Rest, wprowadzenie Pucharu NBA i/lub Pucharu Ligii spowoduje to samo co stało się z all star weekend z tą nową rozgrywką.
Zresztą, pewien król i tak się oszczędza podczas całego sezonu po prostu nie grając defence, skąd przekonanie że będzie mu się chciało nagle grać “bardziej”, czyż od tego król nie powinien mieć swoich pazi i błazna? Wszyscy przecież wiemy co król przynosi do stołu, prawda?
W NFL mamy 16-meczowy sezon regularny mimo większej liczby drużyn niż w NBA, mecze są w weekendy, oglądalność jest ogromna(!).
Skrócenie sezonu to konieczność. Właściciele drużyn nie koniecznie muszą na tym tracić. Jeżeli zespoły będą grały te 2 mecze w tygodniu, to spokojnie można podnieść ceny biletów o 100%, ludzie i tak będą wypełniać areny po brzegi. Poziom rozgrywek będzie większy ze względu na dłuższy odpoczynek graczy i jak ktoś już tutaj napisał to, że będzie mało meczy, które można poprostu odpuścić. Te wszystkie mecze 3w4b2b nie mają najmniejszego sensu. Co to jest za produkt? Jeśli ktoś nie ogląda NBA na bierząco i włączy sobie w TV mecz w środku tygodnia, gdzie jedna drużyna gra b2b, a druga 3w4 bez najlepszych graczy to szybko to wyłączy na rzecz Netflixa i już do tego nie wróci.
”Skrócenie sezonu to konieczność. Właściciele drużyn nie koniecznie muszą na tym tracić. Jeżeli zespoły będą
grały te 2 mecze w tygodniu, to spokojnie można podnieść ceny biletów o 100%”
– spadająca oglądalność w TV!
– spadająca ilość fanów oraz Janusz’y w halach/arenach!
– wysokie zarobki zawodników nie adekwatne do umiejętności (np. Bertans $7 baniek rocznie, mill$ 12.5) lub ten straszne przepłacone kontrakty John’a Wall’a czy Chris’a Paul’a!
A ty jeszcze bardziej chcesz sięgać do kieszeni przeciętnego amerykańskiego obywatela?🤬
https://www.vividseats.com/nba-basketball/washington-wizards-tickets/wizards-4-5-2805947.html
&
https://www.vividseats.com/nba-basketball/san-antonio-spurs-tickets/spurs-vs-mavericks-4-10-2805687.html
dzis grają 3 razy w tygodniu, czasem 4, czy to az taka roznica? zawsze jakis zawodnik moze raz w tygodniu nie grac i na jedno wyjdzie, w koncu to sport druzynowy. W Baseballu graja ponad 160 meczow wiec dlaczego nie porownac NBA do MLB? wiem ze wygodniej jest znalezc przyklad ktory pasuje do tezy (w tym przypadku NFL). W NHL graja tez 82 mecze ale sezon jest jeszcze bardziej rozciagniety niz NBA. USA kocha statystyki, skrocenie sezonu wiadomo co spowoduje.
Inna kwestia to nadrabianie strat. dzis Houston ma szanse na #2. nadrobili to, ale gdyby bylo mniej meczow to by im sie nie udalo. teraz jest wiecej mozliwosci nadrabiania gdy zespol ma klopoty z kontuzjami.
Hej, nie zapominajmy że propozycja skrócenia liczby męczy to ogromna zmiana. Może za nim zmiejszymy wpierw dodamy nowe/stare drużyny? Kansas, Seattle i może Las Vegas żeby zmęczeni (nie tylko) koszykarze mieli trochę dodatkowego odpoczynku/rozrywki?