Internet nie jest narzędziem dla wszystkich. Żeby być jego świadomym użytkownikiem musisz mieć żelazną odporność i wiele samodyscypliny. Jest o to znacznie trudniej, gdy jesteś rozpoznawalnym sportowcem i pozwalasz się obserwować. Takie życie prowadzi do wielu sytuacji, w których jesteś narażony. Dlatego właśnie zapisy dotyczące social-mediów stały się częścią podpisywanych przez koszykarzy kontraktów. Kluby organizują spotkania, by specjaliści tłumaczyli zachowanie internetu i przestrzegali przed wszystkimi jego demonami.
Zwłaszcza młoda generacja graczy szczególnie dba o to, by kamera śledziła ich niemal na każdym kroku. Trening na insta koniecznie, no bo jak to wygląda. Wielu największego ambasadora tego trendu upatruje w LeBronie Jamesie, który – gdy nie gra serii play-offs – bardzo chętnie odsłania kawałki swojego życia. Za niektóre musi potem przepraszać, ponieważ nie zawsze jest świadomy tego, co publikuje. To chyba największy koszmar każdego PR-owca. W przypadku LBJ-a zmartwień nie ma, bo to inteligentny gość, który wie, kiedy przekroczył granicę i kiedy powinien za swoje zachowanie przeprosić. Młodzi gracze aż tak posunięci intelektualnie nie są.
Ale co złego jest w dzieleniu się wideo z work-outu? Absolutnie nic. Dla wielu koszykarzy to sposób na budowanie marki i wspieranie pracy ze sponsorem, którego logo zobaczysz, w którymś momencie. Problem z mediami społecznościowymi polega na czymś zupełnie innym… na karmieniu uzależnienia. Niedawno świetny artykuł na ten temat wysmarował Tom Haberstroh z BleacherReport. Okazuje się, że żadna profesjonalna liga w Stanach nie jest tak zaangażowana w media społecznościowe jak NBA – mówimy tu o aktywności zarówno klubów, jak i zawodników. Musimy jednak wiedzieć na czym polega różnica.
– To bardzo ciemne i niezdrowe miejsce – mówił J.J. Redick, który latem 2018 wykasował wszystkie swoje profile społecznościowe. – Te miejsca nie są prawdziwie i nie pomagają twojemu ego. Jeśli mamy to potraktować w kategoriach freudowskich, to jeden wielki krąg złości i braku lojalności. […] Czasami robisz te rzeczy nieświadomie, gdy sięgasz po telefon stojąc na światłach. Zachowanie staje się instynktem. Telefon staje się twoim przedłużeniem i według mnie jest to kurwa przerażające – dodał.
Przerażające jest również to, że tak niewiele osób – zwłaszcza sportowców – zdaje sobie z tego sprawę i wpadło w pułapkę na dobre. Redick stara się uświadomić to młodszym kolegom z drużyny, m.in. Joelowi Embiidowi i Benowi Simmonsowi, których aktywność jest szczególnie interesująca, gdy dissują w postach swoich kolegów lub siebie nawzajem. To młodzi goście, którzy nie mają dzieci i rodzin, ale 34-letni Redick zdał sobie sprawę, że media społecznościowe zabierają mu czas, który mógłby poświęcić swoim dzieciom. To przeraziło go najbardziej.
Niektórzy trenerzy wprowadzili zasadę braku telefonu w momentach integracji – na obiadach/kolacjach, czy spotkaniach towarzyskich. Nie mieli innego wyjścia w trosce o budowę relacji w drużynie. Ekran smartfona stał się ucieczką od konwersacji, a to duże zagrożenie dla zdrowego przepływu informacji. Sztab nie może zawodnikom niczego zabronić, lecz powinien przedstawić zagrożenia, również związane z jego zdrowiem. Wielu dziennikarzy w przekroju ostatnich lat zwracało zespołom uwagę na mechanizm obronny, który wypracowali koszykarze. Mianowicie zaraz po meczu zatapiają się w ekranach swoich monitorów, by tylko zniechęcić lub odstraszyć przedstawicieli mediów próbujących złapać komentarz. NBA w odpowiedzi zaostrzyła przepisy regulujące kontakt zawodników z mediami, co dla jednej z tych grup jest szczególnie kłopotliwe.
– Zawsze jestem na Instagramie – stwierdził Kevin Durant w słynnym już podcaście z C.J.-em McCollumem. – Znaczy, nie zawsze, ale gdy mam czas – o tak.
Przykład Kevina Duranta jest idealny, bo pokazuje, jak nie zachowywać się w mediach społecznościowych, gdy jesteś wybitnym sportowcem i masz skomplikowaną osobowość. Jeśli chcesz mieć w internecie dwa głosy, potrzebujesz automatycznej samokontroli, by nie zacząć brzmieć podejrzanie. KD popełnił najprostszy możliwy błąd – zapomniał przełączyć konta. Tamta sytuacja była dla wielu GM-ów blueprintem – do jakich kroków jesteś w stanie się w social-mediach posunąć, by obronić się przed najbardziej chaotyczną grupą społeczną… hejterami. Kevin Durant podjął próbę i poniósł katastrofalną dla jego wizerunku porażkę.
Od tamtych wydarzeń minęło trochę czasu. Durant rzekomo nauczył się nowego podejścia. Zamiast wdawać się w dyskusje, jego mechanizm obronny reaguje trollowaniem i wyśmiewaniem. Internet nauczył się, że KD bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi. Zaczęto to przeciwko niemu wykorzystywać i trudno powiedzieć, czy największy specjalista od PR-u byłby w stanie do Duranta dotrzeć z jakimikolwiek argumentami sugerującymi, by po prostu ku*** przestał. Pisałem o jego trudnym dojrzewaniu.
Bo w tym wszystkim chodzi o sprawę psychiki. Sportowcy różnie reagują na świat stworzony przez social-media. Niektórzy nie są zdolni do przyjmowania krytyki i w konsekwencji zmienia się ich stan psychofizyczny. Zaczynają się martwić, tracą koncentrację. Żeby sobie z tym poradzić, obniżają dla siebie poprzeczkę i pięć lat później łapią się na tym, że wpadli w depresję. Ostatnie miesiące przyniosły wiele coming-outów w tym kontekście. Między innymi dlatego NBA stworzyła specjalny program, który ma dostarczyć pomoc wszystkim koszykarzom odczuwającym jakiekolwiek niepokojące zmiany nastrojów. Socjolodzy porównują “erę smartfonów” do “ery papierosów”. Obecna niszczy nie płuca, lecz mózg.
W 2017 Stony Brook University przeprowadziło badanie dotyczące formy zawodników po nocy spędzonej na tweetowaniu. Wykazało ono drobne różnice wpływające rzecz jasna na niekorzyść. Do tego stopnia zainteresowało ligę, że ta postanowiła skonsultować się ze specjalistami, którzy doradzili założenie konkretne działania w obrębie zakazów. Pod kątem stosowania różnych metod prewencji NBA nie ma sobie równych. Zespoły same w sobie również zaczęły opiekować się swoimi zawodnikami pod kątem jakości ich snu. Ten jest kluczowy dla regeneracji w trakcie 82-meczowego sezonu regularnego, a uzależnienie od mediów społecznościowych może go skutecznie zaburzać.
Drużyny mając świadomość problemu zaczęły organizować zawodnikom wykłady. Raptors w sierpniu mieli czterodniowy kurs skupiony wyłącznie na nauce o zdrowym śnie. Ekipa z Toronto już od sześciu lat ma dedykowany temu program, który konsekwentnie rozwija. Monitorują, jak wiele zawodnicy śpią i czy regenerują się odpowiednio szybko. Wyniki wpływają również na decyzje związane z logistyką. Rytuałem stały się przedmeczowe drzemki, które dostarczają bardzo ważny zastrzyk energii. Konieczność wdrożenia w swoją codzienność nowych nawyków była szczególnie trudna dla milienialsów, którzy nagle musieli odłożyć telefony. Trenerzy rekompensowali im to rezygnowaniem z części porannych rzutówek, zwłaszcza przy większej serii meczów. Wielu zaczęło korzystać z “headspace’a” – specjalnej aplikacji pomagającej zredukować stres, zyskać skupienie i uregulować właśnie sen.
Ale tak na dobrą sprawę, jeśli masz problem, musisz wprowadzić rozwiązanie LeBrona Jamesa, czyli słynne “Zero Dark Thirty-23”, które stosuje przy każdych play-offach. Wiąże się to z niemal całkowitym odcięciem od publikowania czegokolwiek w mediach społecznościowych. To moment, w którym król koszykówki zbiera energię wyłącznie na rywalizację. W ostatnich latach śladami Jamesa poszli Stephen Curry i James Harden.
– W sieci jest zbyt dużo irracjonalnych rzeczy, by zawracać sobie nimi głowę. Nie w tym okresie – mówił James. – Skupiam się wtedy wyłącznie na grzę i nie chcę, by w mojej głowie pojawiało się cokolwiek innego – dodaje.
Podobne zasady dotyczą konsol. Zespoły posuwają się nawet do kupowania specjalnych okularów, które zawodnicy mają na nosie podczas naparzania w pada. C.J. McCollum i (no cóż) Chandler Parsons dostali DNP za to, że wrzucali posty po północy. Dla wielu trenerów żarty w tym temacie się skończyły, co siłą rzeczy powoduje bunt młodego pokolenia. Zakończę zdaniem jednego z moich wykładowców – you should know how much social media is too much.
Świetny Art- dzięki. Ważny temat w dzisiejszym sporcie.
Potwierdzam. Bardzo ciekawy aspekt. Wszyscy wiemy, że jest taki problem. Spora część czytelników sama ma taki problem, a odpada im przecież kwestia rozpoznawalności…
Ja bym nawrt powiedział, że nie tylko w sporcie, ale i w życiu.
świetny artykuł !
Posunięty intelektualnie!