Wake-Up: Nie jesteś pijany -> Lakers 127, Warriors 101, w dodatku w Oakland, i to z LeBronem w szatni

15
fot. NBA League Pass

Kevinowi Durantowi było bardzo przykro.

Młoda, żywa i …nieświąteczna obrona Los Angeles Lakers, i jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy mecz w erze Golden State Warriors, dały nam jeden z najbardziej zaskakujących rezultatów w historii świątecznych meczów NBA.

Pomimo utraty już na początku drugiej połowy kontuzjowanego LeBrona Jamesa, dowodzeni przez Luke’a Waltona i Rajona Rondo Lakers przetrwali chwilowy comeback mistrzów NBA, żeby potem rozbić ich w czwartej kwarcie, i to na ich parkiecie.

Przy czym Lakers nie grali wcale tak świetnie, jak mógłby na to wskazywać wynik. To Stephen Curry raz jeszcze w swojej karierze na wielkiej scenie kompletnie rozczarował (w siedmiu świątecznych meczach ani razu nie rzucił 20 punktów). A gorzej od niego zagrali Kevin Durant, i zwłaszcza – przede wszystkim! – Klay Thompson i Draymond Green. W drugiej połowie Warriors przestali nawet grać swoje ulubione zagrywki, wyraźnie skonfundowani swoim położeniem w miejscu, czasie i przestrzeni.

No ale przecież nie wszyscy lubią grać w Święta. Wielu koszykarzy nie chce. Dlatego unikam od lat tych spotkań. Ale teraz, w dodatku po raz pierwszy oglądałem je na trzeźwo i muszę przyznać, że zwykły poniedziałek w grudniu przynosi lepsze wydanie naszego ulubionego sportu.

Dwa pierwsze świąteczne mecze, jak i ten już wspomniany, stały na przeciętnym, najadłemsię-i-gram poziomie: Bucks poradzili sobie z Knicks, ziewając, a James Harden praktycznie w pojedynkę pokonał Thunder.

W trzecim meczu Celtics raz jeszcze pokonali 76ers, tym razem jednak już tylko po dogrywce, a nad ranem Utah Jazz po raz drugi w ostatnim tygodniu przeszli się po Portland Trail Blazers, tym razem u siebie.

Milwaukee @ New York 109:95 (Antetokounmpo 30/14z – Knox 21)
Oklahoma City @ Houston 109:113 (George 28/14z – Harden 41/7a)
Philadelphia @ Boston 114:121 OT (Embiid 34/16z – Irving 40/10z)
LA Lakers @ Golden State 127:101 (Kuzma 19 – Iguodala 23)
Portland @ Utah 96:117 (Lillard 20 – Mitchell 19)

1) Gdy za kilka-, kilkanaście lat będziemy czytać wydane przez SQN książki o dynastii, czy mini-dynastii Golden State Warriors, trenerzy i gracze wracali się będą na ich łamach do meczu rozegranego 25 grudnia 2018 roku. Bo to mógł być najgorszy mecz tych Warriors z Kevinem Durantem w składzie. Tak zły, że aż zjawiskowy. Nic nie odbierając Lakers.

Los Angeles Lakers prowadzili 65:50 do przerwy, następnie na starcie trzeciej kwarty z kontuzją pachwiny stracili LeBrona Jamesa (dziś przejdzie MRI), ale kiedy szybki, trójkowy run Warriors zmniejszył prowadzenie Lakers do 78:76, podopieczni Waltona (i Rondo) wygonili Lakers z hali wynikiem 49-25 do końca meczu.

Wynik końcowy: 127:101.

Lakers z bardzo dobrze grającym LeBronem – 17 PKT, 13 ZB, 5 AST w 21 MIN – byli plus-5. Lakers bez LeBrona plus-21! Koszykarze Cavaliers, którzy grali przez cztery poprzednie sezony z Królem, nigdy czegoś takiego nie widzieli.

Starterzy Warriors zagrali fatalnie, co było szokujące, tylko że raz jeszcze w tym sezonie wyszły braki talentu obrońców tytułu w tych rezerwowych rotacjach. Tam gdzie Warriors grają czasem na Alfonzo McKinnie’ego, brakuje znakomitego rok temu o tej porze roku ojca Davida Westa, a dwaj wingmani-weterani, w tym sezonie raczej rozczarowują. W 15 minut gry z Shaunem Livingstonem na parkiecie Warriors byli -22. W poprzednich sezonach takie rzeczy im się praktycznie nie przytrafiały. W tym sezonie przegrywają te minuty często. Można dorwać Warriors na przełomie kwart pierwsza/druga, trzecia/czwarta.

James doznał kontuzji na 7,51 min. przed końcem kwarty trzeciej, kiedy w walce o bezpańską piłkę poślizgnął się pod koszem Warriors. Próbował rozciągnąć pachwinę, chwilę jeszcze kucał obok ławki rezerwowych, zanim poszedł do szatni.

“Felt a pop” zdawał się mówić. Dziś rezonans magnetyczny. Koszykarze przeważnie opuszczają po kilka tygodni. Wiadomo jednak, że James typowym organizmem koszykarza nigdy nie był.

 

Zobaczymy, może teraz już jest.

Nie, nie jest:

LeBron “It Could Have Been Worse” James.

Stephen Curry trafił tylko 5 z 17 rzutów, w drodze do zaledwie 15 punktów i 5 asyst. W drugiej połowie zwłaszcza Dubs odeszli od swoich splitów, stali i czekali aż mecz się wygra.

Grający na podkręconej kostce Kevin Durant zdobył ziewające 21 punktów, raz jeszcze przypominając, że kiedy reszta gra słabo, to on akurat do niczego nikogo nie pociągnie. Absolutnie fatalnie spisali się za to rozczarowujący w tym sezonie Klay Thompson – 5 PKT w 33 MIN – i Draymond Green – 6 fauli, 4 straty, 4 PKT, 5 ZB. Dobrze grał w zasadzie tylko zostawiany bez krycia Andre Iguodala – 9/12 FG, 23 PKT, 5 ZB, 4 AST. Warriors trafili 41% rzutów i spudłowali 27 z 36 trójek.

Lakers grali jakby nigdy w życiu nie widzieli świątecznego swetra. Tak jakby Święta odwołano. Przygotowani, przeciwko znanemu sobie rywalowi z dywizji, teraz z Jamesem i Rondo w składzie, byli nie tylko o niebo bardziej skoncentrowani na poszczególnych posiadaniach, ale odświeżające było oglądać team Jamesa nieodstający od Warriors na poziomie atletycznym. Na poziomie atletycznym, jak i też mentalnym, bo krycie Warriors, nawet kiedy ssą, nie jest łatwą sprawą. A młodzi Lakers się nie gubili się.

Nikt dla Lakers nie rzucił 20 punktów, co tylko podkreśla rangę zwycięstwa dla tej szatni. Ktoś mógłby nawet za godzin kilka napisać poemat o tym, baśń, jak to James zostawił młodych Lakers w drugiej połowie, żeby wzięli naukę, wygrali i przez to stali się lepsi. To już jednak złośliwość. Wyraźnie był kontuzjowany (czy nie?).

Aż siedmiu graczy LakeShow było w double-figures. Rondo miał 15 PKT, 10 AST i 5 ZB, bez straty. Lonzo Ball nie popisał się statystykami, ale grał dobrą obronę na Curry’m do przerwy. Kyle Kuzma rzucił 19 PKT, Ivica Zubac zastępujący chorego od pięciu spotkań JaVale’a McGee miał 18 PKT i 11 ZB, Brandon Ingram rzucił 14 PKT, w tym raz dymnął KD pump-fakiem i fingerrollem (kto widział ten wie), Josh Hart dodał 12 PKT, a Lance Stephenson 11 PKT.

W ten sposób Lakers nie tylko przerwali passę aż 11 porażek z Warriors na ich parkiecie (nie wygrali w Oracle od grudnia 2012 roku), ale zakończyli też serię 7 przegranych z obrońcami tytułu (ostatnie zwycięstwo odnieśli w marcu 2016 roku).

2) Kyrie Irving trafił back-2-back trójki w dogrywce na swoje sześć z 40 punktów i Boston Celtics odrobili straty, żeby pokonać u siebie Philadelphia 76ers 121:114.

Kyrie, który jumperem na 20 sek. przed końcem czwartej kwarty doprowadził do dogrywki, zebrał także 10 piłek dla Celtics, którzy przegrywali już 108:113 na 3.33 min. przed końcem dogrywki, zanim jego rzuty zrobiły różnicę. Dwa wolne Bena Simmonsa na 2.15 min. przed końcem dały Sixers prowadzenie 114:112, ale to były ostatnie punkty gości w tym meczu.

Po nich Kyrie trafił back-2-back trójki i to był mecz. Zamiast highlightów tylko tego, wrzućmy sobie może 100 sekund Irvinga. To nigdy nie rozczarowuje, nawet oglądane po raz drugi:

Jayson Tatum i Marcus Morris rzucili po 23 punkty dla Celtics. Joel Embiid miał 34 punkty i 16 zbiórek dla 76ers.

3) W świątecznej atmosferze przebiegał mecz w Houston. Tak świątecznej, że w połowie czwartej kwarty zasnąłem.

Raz jeszcze wszystko wskazywało na to, że “James Harden, zobaczysz, dziabnie 40, ale nie będzie miał pomocy”.

James Harden dziabnął 41, ale Houston Rockets ostatecznie pokonali u siebie Oklahomę City Thunder 113:109. Rockets są 7-1 z Thunder w ostatnich meczach.

Harden dziobał jak chciał. Wyraźnie najlepszy strzelec NBA robił to przeciwko topowej obronie, i w swoim tempie, brał co jego. To był już siódmy z rzędu mecz Heezy’ego na minimum 30 punktów, co stanowi nie tylko jego rekord kariery. To także najdłuższa seria takich spotkań od jesieni 2016 roku, gdy Russell Westbrook miał osiem meczów na minimum 30 punktów z rzędu.

Mecz był na styku, ale to Thunder odrabiali prowadzenie w ostatnich minutach. Dwa wolne Paula George’a, po przechwycie na Hardenie, zmniejszyły straty Thunder do dwóch punktów na 43,6 sek. przed końcem. W odpowiedzi Harden objechał kandydata do DPOY na 20,4 sek. przed końcem

Popatrz na tego ziutka raz jeszcze. Hate it or love it, ale nikt nie jest tak dobry w ataku:

George miał 28 punktów i 14 zbiórek dla Thunder, a Westbrook dodał 21 punktów, 9 zbiórek i miał 8 asyst. W tym świątecznym dniu, w którym energia była tym, czego koszykarzom i drużynom brakowało, jakby-nie-miał-Świąt wyglądał też Clint Capela, który w starciu ze Stevenem Adamsem zebrał aż 23 piłki i miał 16 punktów. Rockets grali oczywiście bez Chrisa Paula.

4) Nie było żadnego polowania na jaja Mario Hezonji, bo Mario Hezonja jajo zaliczył w protokole. Zero minut. Giannis Antetokoumpo pokazał za to, że jest jednym z dwóch-trzech najbardziej utalentowanych graczy ligi, z łatwością (Noah Vonleh, spokojnie) zdobywając 30 punktów w drodze do wyraźnego po przerwie zwycięstwa Milwaukee Bucks w Madison Square Garden 109:95. Run 10-2 rozpoczął dla Bucks pierwszą kwartę, run 10-2 zaliczony został na starcie trzeciej i od tego momentu mecz szybko zaczął stawać się historią. Bucks powiększali prowadzenie. Coraz więcej gra dla nich George Hill, spokojnie wprowadzany do rotacji z ławki. Do rotacji, która już zaraz będzie bardzo równa i silna.

Brook Lopez rzucił 20 punktów, a znakomity wczoraj Malcolm Brogdon miał 17 punktów i od groma “winning plays” dla tych Bucks.

Kevin Knox rzucił 21 punktów dla Knicks, którzy przegrali szósty raz z rzędu w Święta. Grali w tym dniu po raz 53-ci. Bucks grali po raz pierwszy od 1977 roku…

5 zwycięstw Bucks w sześciu ostatnich meczach, 1-10 Knicks w ostatnich jedenastu pojedynkach tego sezonu mówi wszystko o dwóch różnych kierunkach, w których zmierzają obie drużyny.

Giannis robił co chciał, poza jedną akcją.

Chciałbym ją zobaczyć w Top-10 defensywnych akcji sezonu.

Noah Vonleh, przyszły center Warriors:

 

5) 237 do 186 Utah Jazz wygrali z Portland Trail Blazers na przestrzeni ostatniego tygodnia.

Tego ostatniej nocy nie widziałem (117:96 w Salt Lake City), pamiętam za to ten sprzed kilku dni. Grały dwie doskonale znające się drużyny – zespoły przecież z tej samej dywizji – i nagle jedna wprowadziła nowego gracza do rotacji, i druga była “Co to jest?”.

Tym razem Kyle Korver trafił dwie trójki i zdobył 10 punktów (19 w poprzednim meczu), Jazz trafili 55% rzutów z gry, mieli siedmiu ludzi w double-figures i zatrzymali Trail Blazers na 39% rzutów za dwa (Rudy Gobert miał 18 punktów, 14 zbiórek i 7 bloków). Dante Exum znów brylował, tym razem miał 15 punktów w 17 minut gry.

Jazz naprawdę nadchodzą. Są zdrowi, trafiają trójki (13/29) i już lada moment powinni wreszcie, na łatwiejszym terminarzu (ten ostatni to Houston, Warriors, Blazers x2, Thunder) ruszyć do góry tabeli z tego rozczarowującego 16-18.

Dla Blazers druga tak wysoka porażka z Utah każe zadać kilka pytań. Damian Lillard rzucił tylko 20 punktów z 21 rzutów, C.J. McCollum ledwie 11, a Jusuf Nurkić, po bardzo dobrym starcie sezonu, gaśnie w oczach.

Wszyscy jeszcze tutaj śpią. Trwa drugi dzień Świąt. Więc spokojnych i zdrowych:)

 

Poprzedni artykułLeBron: “Rekrutowanie to klucz do sukcesu”
Następny artykułLeBron James opuści kilka najbliższych meczów

15 KOMENTARZE

  1. Jak dla mnie te mecze xmas to zero emocji, dodatkowo co roku wpierdol Knicks dostają na światowej scenie, wiec nawet nie ma sie co cieszyć. W tym roku wyjątek, bo Fizdale bardzo ładnie tankuje, oby nic sie nie odmieniło w tym departamencie.

    0
  2. Szczerze mówiąc to nie Boston wygrał ten mecz, tylko Phila go przegrała.
    Widać było duży progres jeśli chodzi o obronę po przyjściu Butlera, który świetnie potrafił wsiąść na Irvinga czy Tatuma, ale co z tego skoro ofensywa to jakiś żart. Albo post Embida i zobaczymy co zrobi, albo jakieś totalnie hero rzuty Reddicka z zupełnie nieprzygotowanych pozycji (jak choćby w ostatniej akcji na game winnera), Butlera nie widać (chociaż wczoraj to akurat trochę ceglił), no i na koniec truskawka na torcie czyli drewniany Ben – to jak ten gość zabija spacing i właściwie cały atak brakiem jakiegokolwiek rzutu sprawia że oczy krwawią. I wydaje mi się, że dopóki się rzucać nie nauczy Phila będzie miała problem.

    0
    • Ująłeś w słowa, to co pomyślałem:) Dodałbym jeszcze bardzo bezbarwnego Chandlera. Myślałem, że więcej wniesie do 76ers. Co do Simmonsa do gość chyba za szybko uwierzył, że jest czołowym graczem ligi i nikt go nie zatrzyma. Na razie zatrzymuje go jego rzut:/ Ogólnie 76ers z tamtego sezonu i ich potencjał byli “wow” obecnie są “meh…”

      0
  3. Czy to nie jest tak, że GSW sezon w sezon dostają w którymś meczu ostry łomot od Lakers, nie ważne kto u nich gra? Widać już taka tradycja, tym razem akurat padło na spotkanie w Święta. Obejrzę sobie ten mecz, ciekaw jestem tej padaki :)

    0
  4. SPOKOJNIE … pięć gwiazd nie wystarczyło – thompson, curry, iguadola, green, durant ALE PRZECIEŻ SZÓSTA ZARAZ WRÓCI … emisariusze zła wszystkich krajów łączcie się !

    spokojnie … jesli cousins nie zaradzi to … przeciez jak zawsze wyeliminują się gwiazdy innych drużyna same BO BOGÓW KOSZYKÓWKI NIE MA a jeśli już to BOGOWIE NIEPRAWOŚCI.

    dziwne … ZNYK i MACIEJ łakna sprawiedliwosci dziejowej aby najlepsi wygrywali i NAJLEPSZY DLA NICH KRÓL więc dla Króla winni pragnąć tytułów … a sprzyjają parszywym słabym nierycerskim pasożytom bez honoru.

    0
  5. Po tym meczu jeszcze wyraźniej widać, jak GSW ma w nosie sezon regularny – jak którejś z gwiazd nie idzie (Curry), druga ma focha (Durant), a dwie inne są w opcji ekonomicznej (Klay i Dray), to ta drużyna nie ma prawa kliknąć. Doszli Lakers bez kontuzjowanego LeBrona na 76:78 i nie potrafili ich pokonać – to jakiś żart, albo sprzedany mecz po prostu.

    0