Flesz: Mo-do-LeBrona, wersja Lakers 2018 ($#X#?!)

8
fot. newspix.pl

Otrzyj łzy kibicu Cavaliers. Co za rozkrzyczanym tłumem nowy zespół LeBrona jest! Pełen nastolatek i wysłużonych z przeszłością. Także pełen ducha, tak, pełen ducha. Ducha walki, dobrego ducha.

W czwartkowy wieczór, kiedy w Portland wspominano ducha Paula Allena, pojawił się także w Moda Center duch Mo Williamsa (Nik Stauskas i jedna czirliderka z nieprawdopodobnie dużymi piersiami).

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: Pierwszy mecz i porażka LeBrona w Lakers. Game-winner Olynyka
Następny artykułFantasy 6G: Drafty w Okręgówkach i System Rozgrywek

8 KOMENTARZE

  1. Szybkie postrzeżenia po tym meczu:
    -Kuzma powinien dostać od Lance’a wychowawczego w szatni. Nic się nie zmieniło, chłop gra tylko pod siebie, co dostanie piłkę, to rzuca.
    -Nie da się grać w 2018 roku lineupem, w którym jest Rondo, Lance i McGee. Tam nie ma w ogóle przestrzeni.
    -W drugiej kwarcie sekwencja – cztery akcje pod rząd: McGee wsad, McGee blok, McGee wsad, McGee blok. Spadłem z krzesła.
    -Rondo jest profesorem, zjada tych dzieciaków swoją inteligencją na parkiecie.
    -Lonzo niech szlifuje lepiej catch and shoot trójki, bo na piłce prawie go w tym meczu nie było.
    -LeBron pracował w końcu nad wolnymi? 8/9.
    Wnioski:
    -Ten zespół będzie miał sens, jeśli obok James’a i Rondo będą tylko gracze z trójką i obroną. Jak najwięcej świetnego Harta, Ingrama, Lonzo. Dawać Myhhailiuka z ławki, bo też da więcej niż niż KCP, Lance czy Beasley.
    -Brakuje drugiego centra. Były minuty bez McGee na parkiecie, gdzie Portland skakało Lakers po głowie.
    -Nie będę mógł oglądać LAL, jeśli Kuzma będzie ciepał ze wszystkiego. Grrr.

    0