Kajzerek: Trzask

8
USA TODAY Sports
USA TODAY Sports

“Pop”, wyraz dźwiękonaśladowczy. Pojawia się w historiach graczy, którzy przeżyli koszmar. Kilka lat temu przerwał jedną z najbardziej spektakularnie zapowiadających się karier XXI wieku. Jedną z moich ulubionych karier.

Zanim wrócę do tego wątku, będzie dygresja – Miałem w życiu dwóch sportowców, którym kibicowałem z całego serca. Pierwszym z nich był Robert Kubica, co wynikało z faktu, że brat zaszczepił we mnie pasję do sportów motorowych. Polak w Formule 1? Historia pisze się na moich oczach. Wypadek nastąpił, gdy miał wchodzić w najlepszy moment kariery. Odebrał jemu i jego fanom całą masę radości. Kubica potwierdził niedawno, że na sezon 2012 był dogadany z Ferrari, które zagwarantowałoby mu możliwość walki o mistrzostwo świata. Na kolejną taką szansę prawdopodobnie będziemy czekać kilkadziesiąt lat. Drugim był Derrick Rose. Wiele razy na łamach 6G starałem się tłumaczyć moją własną walkę z tym, że już nigdy więcej nie zobaczę tego samego zawodnika. Na koniec pozostał żal – zarówno w przypadku Roberta, jak i Derricka. Sport stracił dwie wspaniałe historie. Moja dziewczyna nie znosi we mnie wielu rzeczy, m.in. tego, że strasznie przeżywam i nie pozwalam pewnym wydarzeniom po prostu przeminąć. Jest to szczególnie trudne, gdy sport determinuje twoje życie prywatne i zawodowe. Wystarczy! Bo jestem bliski dramatyzowania.

Derrick Rose “pop” po raz pierwszy usłyszał w 2012. Trzy lata wcześniej to samo stało się z Alem Jeffersonem, który wchodził w absolutnie najlepszy moment swojej kariery. W sezonie 2008/2009 z Minnesotą, notował na swoje konto średnio 23,1 punktu, 11 zbiórek trafiając 49,7 FG%. Jego technika w post-up stała się koszmarem dla defensorów próbujących swoich sił w pojedynkach indywidualnych z Jeffersonem. 8 lutego 2009 – Wolves grali z New Jersey Nets. Jefferson do defensywy podchodził wybiórczo. Akurat wtedy chciał zablokować próbę Seana Marksa (obecnego GM-a Nets).

Spadając źle postawił lewą nogę, zrobił dziewięć podskoków na prawej i upadł na parkiet. Zaraz po zablokowaniu próby jego ciało zmieniło położenie, przez to Al stracił w powietrzu balans.

– Usłyszałem “pop” zaraz po tym jak wylądowałem. Pomyślałem “Oh, shit!”. Wcześniej w tamtym sezonie uszkodziłem boczne więzadło, ale ból był do zniesienia i myślałem, że przejdzie sam. Kiedy siedziałem u doktora i ten potwierdził, że zerwałem ACL to pamiętam tylko łzy i ten wewnętrzny krzyk – wspomina Big Al.

Jego kariera po kontuzji bez wątpienia mogła wyglądać znacznie lepiej, szczęśliwie nie załamała się kompletnie. Po powrocie Jeffersonowi często brakowało pewności siebie w kończeniu indywidualnych akcji. Technika i siła pozostały, ale w obronie Al miał problem z przełamaniem. Grał mało agresywnie, co dawało rywalowi szansę. W sezonie 2013/2014 notował dla Charlotte Hornets średnio 21,8 punktu, 10,8 zbiórki trafiając 50,9 FG%. Steve Clifford w tamtym sezonie opracowali słynny defensywy plan, który miał zasłaniać obecność w obronie Big Ala. Ciągle był wartościową opcją, ale nigdy nie stał się graczem, którego oczekiwano – regularnie dostarczającym po 24/25 punktów co noc.

ACL jest rozmiaru palca wskazującego i stabilizuje kolano. Jest jednym z czterech więzadeł, które łączą kość udową z piszczelem. Jego zerwanie to wypadek szybkiego przekręcenia nogi, m.in. gdy źle ją postawimy lub gdy spadamy po wysokim wyskoku. Siła nacisku wraz z przekręceniem powoduje, że więzadło się zrywa wydając charakterystyczny dźwięk. Zazwyczaj uraz nie jest kumulacją różnych zdarzeń, lecz jednym konkretnym złym ustawieniem nogi przy lądowaniu. Oczywiście większe ryzyko występuje u graczy, którzy w dużej mierze opierają się na swoim wyskoku, czego Rose jest najlepszym przykładem.

Od 1970, 97 graczy NBA doznało tego urazu, w tym dziewięciu dwukrotnie. Wśród nich Jabari Parker – nowy zawodnik Chicago Bulls. W drużynie z Wietrznego Miasta żywe jest jeszcze wspomnienie dramatu, jakim była utrata Derricka, dlatego drużyna pozostając ostrożna, w drugim roku umowy wychowanka Duke umieściła opcję zespołu. W latach 80. zerwanie więzadła w wielu przypadkach oznaczało koniec kariery, bo lekarze nie znali technik i nie byli wystarczająco doświadczeni, by radzić sobie z problemem tak, jak radzą sobie z nim obecnie. Zerwany ACL zmusił do przedwczesnego zawieszenia butów na kołek m.in. Douga Collinsa, pierwszy wybór draftu 1973. Rozegrał zaledwie 415 meczów w przekroju ośmiu lat.

To samo spotkało Billy’ego Cunninghama uważanego za jednego z najlepszych nowojorskich koszykarzy w historii. Nazywano go “The Kangaroo Kid”, bo miał gigantyczny wyskok. W 1968 roku zmierzył się z nie lada zadaniem – zastąpił Wilta Chamberlaina w drużynie Philadelphii 76ers. Poradził sobie naprawdę dobrze, o czym świadczyły cztery z rzędu wybory All-Star. 5 grudnia 1975 roku, Cunningham biegł lewą stroną kryty przez Butcha Bearda z New York Knicks. Próbując zmienić kierunek biegu, nagle się zatrzymał i wtedy jego kolano eksplodowało.

– Nigdy w życiu nie czułem takiego bólu. Odniosłem wrażenie, że moje kolano po prostu mnie zostawiło – mówił Cunningham w książce That’s Gotta Hurt: The Injuries That Changed Sports Forever autorstwa Dr Davida Geiera.

Niespełna rok po doznaniu urazu, Billy w wieku 33 lat zakończył karierę. Zupełnie inaczej niż w przypadku Bernarda Kinga, który doznał zerwania więzadła w wieku 28 lat i po powrocie był w stanie odzyskać formę i grać na naprawdę wysokim poziomie. Dlatego tak trudno przewidzieć, co się wydarzy, gdy wrócisz na parkiet. Lekarze podkreślają, że organizm każdego sportowca reaguje inaczej, wobec tego nie ma jednej słusznej drogi. 50% walki to kwestia psychicznej odporności – gotowości do ponownego zaufania swojemu ciału. Na tym polu poległ m.in. Derrick Rose.

Sztaby medyczne nauczone doświadczeniami ostatnich kilkudziesięciu lat, starają się łączyć klasyczną rehabilitację z sesjami u psychologa sportowego, który ma zarówno kontrolować stan psychiczny sportowca, jak i reagować na wszystkie niebezpieczne sygnały wskazujące załamanie nerwowe lub depresję. Ostateczną walkę tak czy inaczej musi stoczyć zawodnik. Każdy krok, każdy wyskok, każde lądowanie będzie testowało jego odporność i sprawdzało, w jakim stopniu jest pasywny.

Specjaliści twierdzą, że potrzebujesz około osiemnastu miesięcy, by całkowicie pozbyć się strachu przed odnowieniem urazu. W połowie marca Atlanta Hawks podpisała na 10-dniowy kontrakt Damiona Lee. Zawodnik po drugim 10-dniowym dostał od zespołu umowę do końca sezonu. Jego historia to przykład udanego powrotu nie po jednym, a dwóch zerwaniach więzadeł. Pierwsze w 2013, gdy był graczem uniwersyteckim i drugie w 2016, kilkanaście meczów po rozpoczęciu profesjonalnej kariery.

– Paradoksalnie drugi uraz mnie wzmocnił. Wiedziałem, że już raz sobie z tym poradziłem, więc dam radę ponownie. Przez cały okres rehabilitacji powtarzałem, że mogę wrócić silniejszy, niż byłem wcześniej. […] Wyzwanie dla twojej głowy zaczyna się od prostych czynności, że po prostu możesz zgiąć kolano i nic w nim nie strzeli. Potem zaczynasz podskakiwać. Tak sobie z tym radziłem- mówi.

W ostatnim sezonie G-League Lee notował średnio 15,8 punktu, 4,9 zbiórki i 2,6 asysty w 38 meczach z Santa Cruz Warriors.

Przykładem, który do tej pory ma niezwykły odcisk i stanowi ogromną motywację, jest uraz Shauna Livingstona i jego droga do zdobycia trzech mistrzostw NBA. Kolano zawodnika zostało wręcz roztargane, lekarze niemal w całości musieli poskładać je na nowo. Livingston wielokrotnie sam sięga po telefon i kontaktuje się z koszykarzami przechodzącymi przez podobną mękę. Rozmawiał m.in. z Kristapsem Porzingisem. Doradzał mu cierpliwość, co – jak sam Łotysz przyznaje – nie jest jego najmocniejszą stroną.

Al Jefferson wrócił do gry po zaledwie siedmiu miesiącach i miał wiele szczęścia. Obecnie rehabilitacja i wejście w trening na pełnym obciążeniu zajmuje zawodnikom znacznie dłużej. W Nowym Jorku nie mają pewności, czy Porzingis w ogóle zagra w kolejnych rozgrywkach. Wysoki nie jest graczem w dużej mierze opierającym się na wyskoku. W jego przypadku zerwanie więzadła było nieszczęśliwym wypadkiem, do którego przyczynił się także rywal. Szkoda tylko czasu, który gwiazda Knicks straci na powrót do zdrowia. Wszyscy jednak będą bacznie obserwować to, jak gracz z potencjałem na jednego z asów koszykarskiej Europy radzi sobie po kontuzji, która dla wielu oznaczała już tylko walkę z własnymi ograniczeniami.

Jaka powinna być w tym wypadku puenta? NBA w ostatnich latach wprowadziło kilka programów monitorujących obciążenie odkładające się na zawodnikach. Na podstawie różnych algorytmów – liga chce dać sztabom narzędzie, które pozwoli im rozszyfrować więcej symptomów. Zachęca też do powtarzania graczom, jak ważna jest asekuracja swojego ciała. Problemu nie da się wyeliminować, ale jestem przekonany, że w następnych latach będą wprowadzane kolejne środki zapobiegawcze, które pozwolą nam cieszyć się karierami tych wielkich i tych potencjalnie wielkich.

Poprzedni artykułDniówka: Jabari w Chicago. Bulls wykorzystują cap space, Bucks tracą talent za nic
Następny artykułDniówka: Raptors mają szanse w wyścigu po Kawhia Leonarda?

8 KOMENTARZE

  1. Zerwany ACL to faktycznie podła kontuzja. Doświadczyłem jej przed 17-urodzinami jeszcze – w tamtym czasie byłem wciąż obiecującym sprinterem. Bez reżimu treningowego biegałem w kadetach granicach 11.5 sek.
    Więzadło zerwałem przy dwutakcie grając w maju w kosza. Do czerwca lekarze wsadzili mi nogę w gips, później prowizoryczna rehabilitacja. Prawidłowej diagnoza dokonał dopiero 7-lekarz specjalista, Pan Marek Ruciński z Poznania. W 48h od pierwszej wizyty miałem pierwszą artroskopię w celu “posprzątania stawu”, miesiąc później odbył się właściwy zabieg rekonstrukcji. Następne 6-miesięcy dochodziłem do punktu w którym lekarz na wizycie kazał mi podskoczyć. Pierwsza próba podskoku zakończyła się na “stanięciu na palcach” kolejne 2 lub 3 zakończyły się tak samo. Prze kolejny rok od tego momentu odbudowywałem ubytek mięśnia w nodze.

    Przez złą diagnozę przez prawie 3 miesiące chodziłem z kolanem, które nie trzymało się w całości, kilkakrotnie czułem jak po stanięciu na nodze coś się dzieje, jakbym tracił grunt pod kolanem. Okropne uczucie – wcale nie bolesne w wymiarze fizycznym – jednak psychologicznie niszczące pewność własnego ciała na absolutnie podstawowym poziomie.

    Faktem jest, że każdy przeżywa tę kontuzję w inny sposób – ja zaraz po zerwaniu ACL wstałem i chciałem grać dalej, czułem tylko, ze kolano pracuje jakoś inaczej. Zszedłem z boiska. Jakiś kwadrans później nie bł w stanie ustać na nodze już, po kolejnych 10-minutach całkowicie przestałem ruszać nogą.
    Najgorzej jednak wspominam pierwsze 72 godziny po rekonstrukcji. Momentami ból w kolanie był tak duży, że wpadałem w drgawki, a o bólu coś wiem. Miałem nastawianą kość w nadgarstku bez znieczulenia.

    Po ponad 10-latach od tego zdarzenia mogę stwierdzić, że związane z tym urazem pamiętam wspomnienia wciąż są bardzo żywe. Pamiętam je lepiej niż pierwszą dziewczynę, pierwszy seks, pierwsze picie, etc…

    0
  2. Fajny temat, Michu. Bardzo mi bliski, bo też jestem “torn ACL survivor”. 4 października 2014 r. – walka o zbiórkę w parterze w inaguracji sezonu naszej amatorskiej i bum. Jakby ktoś łomem przywalił. Grałem dalej, dopiero wieczorem i nazajutrz ból dał się we znaki.

    Najlepsze oczywiście było później. Zła diagnoza w szpitalu (“zwykłe skręcenie”), potem długa i żmudna walka na własną rękę (oczywiście prywatnie, nie było co liczyć na szybki finał z NFZ). W końcu się udało.

    Najpierw artroskopia na zrobienie porządku ze stawem (łąkotka rozwalona), a parę miechów później właściwy zabieg rekonstrukcji. Następnie kilka dobrych miesięcy rehabu i jakoś się kula. Dalej można grać, biegać, ale najdłużej zajmuje chyba odzyskanie pewności i poukładanie sobie wszystkiego w głowie po takiej kontuzji. Strach przed ewentualnym odnowieniem jest jeszcze długo obecny. Trzeba zawsze myśleć pozytywnie.

    “Bruised Never Broken”, jak wydziarał sobie kiedyś na swojej galaretowatej klacie Eddy Curry ;)

    0
  3. Ja jestem 13 miesięcy po rekonstrukcji ACL. Dalej nie wróciłem do siebie pomimo intensywnej rehabilitacji. Kolano mi puchnie po każdym cięższym treningu. Nie ustaję w wysiłkach ale ACL może być naprawdę utrapieniem.

    0
  4. 22.12.2016 cross-over i coś w lewym kolanie zabolało. Bul przeszył mi piszczel, aż do okolic stawu skokowego. przykucnąłem… nie słyszałem trzasku, raczej dźwięk przypominający mieszanie w misce wypełnionej galaretą (tak dokładnie taki dźwięk). Wstałem, powiedziałem ekipie, że coś jest mocno Nie Tak… wsiadłem do auta i pojechałem do domu… noga pozwalała stać i chodzić ale zgięcie powyżej 35 stopni równało się potwornemu bólowi (mniej w kolanie bardziej w piszczelu). Z domu do szpitala… RTG i badania – bez złamań, bez odprysków itp… średni obrzęk – zalecenia RICE Rest, Ice, Compression and Elevation… przeżyłem święta z bólem do wytrzymania a 28.12 rezonans, a tam opis na 2 strony z wnioskiem: Zmiany pourazowe – zerwanie ACL, brzeżne pęknięcie MM, stłuczenia kłykci, złamanie tylnej części kłykcia bocznego kości piszczelowej, zwiększona ilość płynu w jamie stawowej. Pęknięcie chrząstki nad złamaniem, obniżenie krawędzi kłykcia…

    1. Zwykły cross, nie tam jak AI tylko delikatny…
    2. Chodziłem z tym przez 5 dni – bolało ale nie tak jak naderwanie mięśnia :D

    Orteza na 1,5 miesiąca. Zakaz stawania bo się kłykcie rozsuwały :D Rehabilitacja od 29.12.2016… 3 razy w tygodniu z rehabilitantem i w domu samemu (gruby zapierdol z płaczem i bólem przy wielkim wsparciu psychicznym @Wooden-a i Redaktora Kwiatkowskiego :D)

    W marcu już chodziłem bez kul… 11.04.2017 przetruchtałem 1 km. potem rower i bieganie… 13.08.2017 przebiegłem 10 km w 55min!

    Biegam po 15 – 20 km, rowerem po 50 km robię… skaczę na jednej nodze itp itd… Wchodzę na boisko… nie umiem kozłować, nie umiem patrzeć, nie umiem rzucać… jedyne co mam w głowie to myśl o tym czy ktoś mi nie wbiegnie w kolano, czy ktoś mnie nie popchnie, czy ktoś mnie nie nadepnie (próbuję grać tylko ze stabilizatorem). Nie umiem skakać nie, nie umiem mijać, nie umiem NICZEGO. Umiem tylko słyszeć i widzieć swoje kolano… wracam do domu, biorę prysznic z płaczem, że jestem taką pizdą… poprawiam sobie nastrój biegając, skacząc robiąc ćwiczenia których ludzie bez kontuzji nie są w stanie wykonać…
    Wracam na boisko … nie umiem kozłować, nie umiem patrzeć, nie umiem rzucać… jedyne co mam w głowie to myśl o tym czy ktoś mi nie wbiegnie w kolano, czy ktoś mnie nie popchnie….

    Dziękuje Agnieszce Stępniak z CMS w Warszawie i doktorowi Światłowskiemu.
    Trzymam kciuki za wasze małe wielkie wojny z tym kurewstwem. Pozdrawiam

    0
    • Cześć,
      05.05.1999 rok. 7 rok grania w piłkę ręczną, telefony do rodziców z trójmiejskich drużyn czy do juniora wybieram GKS Wybrzeże czy SMS Gdańsk. Wtedy liczyła się tylko piłka, marzenia o największych stadionach niemieckiej Bundesligi jako najlepszej lidze świata. Ostatni mecz sezonu finały makroregionu, druga połowa meczu wyskakuje i opadając czuje,że ktoś mnie popycha. Upadam i czuje jak kolano zapada się pode mną. Leżę krzycze, ale wcale nie boli. Pamiętam strach, przelatujace myśli, marzenia i brak telefonów do rodziców.
      To był pierwszy raz kiedy życie mnie przywitało.
      Byłem naprawdę dobry, takie połączenie twardej ociosanej siłowej piłki ręcznej z finezją i miękkimi ruchami które oddziedziczylem po Tacie który grał w koszykówkę i przywoził kasety VHS z Magiciem i Larrym. Całe lato grałem na podwórku w basket.

      Operacja dwa dni po wypadku dr Cieśla Gdynia. Faktycznie na tamten czas jeden z najlepszych lekarzy w trójmieście.
      Diagnoza: uszkodzona łąkotka -usunieta i zerwane ACL brak rekonstrukcji ze względu na wiek. Gram dalej, kolano wypada mi jeszcze 3 razy w trakcie grania. Kolejny zabieg i usunięta kolejna łąkotka. Wizyta w szpitalu 3 lata później na rekonstrukcję mam 17 lat torbę worek bananów i pomarańczy jako zestaw obowiązkowy każdego porządnego pacjenta. A i jeszcze butelka dobrej niegazowanej wody. Lekarz w ostatnim momencie decyduje nie podejmować ryzyka ze względu na przejście w trakcie operacji przez chrząstke wzrostową. (Od 15 roku życia nie urosłem). Plastykę robię już na studiach. Nie gram, pracuje, studiuje. Życie poszło w swoją strone a mi na zawsze pozostanie pytanie co by było gdyby…?

      Stan na dziś:niewydolny przeszczep- zerwany, w perspektywie 2 operacje. Po bieganiu w kosza woda w kolanie i przez 3 dni ledwo chodzę po schodach. Trzymam się poręczy jak dziadek leśny.
      Szczerze to nienawidzę tej kontuzji i wszystkiego co z tym związane. Oczywiście nauczyłaś się z tym żyć ale wkur… mnie że już nigdy nie poskacze, pobiegam na zdrowych nogach. Chodzi nawet o funkcjonowanie z rodziną.

      Pozdrawiam

      0