Wake-Up: Sweep i back2back mistrzostwo Warriors. LeBron grał z poważną kontuzją dłoni

42
fot. League Pass
fot. League Pass

Golden State Warriors są mistrzami NBA 2018!

Back-to-back i trzeci tytuł w cztery lata. Tworzą swoją dynastię.

Kevin Durant drugi rok z rzędu został wybrany MVP Finałów.

Sweep. Po raz pierwszy od 2007 roku Finały rozstrzygnęły się w czterech meczach.

Sezon 2017/18 dobiegł końca, Warriors rozpoczynają świętowanie, a cała liga rozpoczyna gorące wakacje.

Wakacje LeBrona Jamesa.

Czy to był jego ostatni mecz w barwach Cavaliers?

Golden State @ Cleveland 108:85 (4-0)

Kevin Durant przypieczętował swoją kandydaturę na MVP zaliczając pierwsze w karierze playoffowe triple-double. Miał 20 punktów, 12 zbiórek i 10 asyst, a do tego jeszcze 3 bloki.

https://www.youtube.com/watch?v=7J4Fz-bjnrM

Stephen Curry szybko zapomniał o problemach z umieszczeniem piłki w koszu z poprzedniego spotkania i już po sześciu minutach miał więcej punków (12) niż w całym Game 3. Ostatecznie trafił 7/15 za trzy, zdobywając najwięcej w tych playoffach 37 punktów. Miał też 3 bloki i 3 przechwyty.

Steve Kerr on Curry not winning Finals MVP: “Honestly, I don’t think he’s that disappointed… Steph went out and recruited KD with this in mind: winning titles. I was there in the Hamptons. I don’t remember anyone asking who is going to win MVP?”

Klay Thompson w pierwszej połowie oddał tylko jeden rzut i był bez punktu, ale potem wszystkie swoje 10 zdobył w trzeciej kwarcie. Draymond Green zanotował 9 punktów, 9 asyst i 3 bloki. Andre Iguodala w pierwszej połowie trafił trzy razy zza łuku, uzbierał 11 punktów, a do tego dołożył po 2 bloki i przechwyty.

Tylko cztery mecze Finałów, a na koniec jeszcze blowout. Warriors bardzo dobrze zaczęli, uzyskując dwucyfrową przewagę w pierwszej kwarcie, w drugiej jeszcze Cavs odpowiedzieli i na chwilę przejęli prowadzenie, ale po przerwie mecz szybko się zakończył. Warriors zatrzymali rywali na 13 punktów w swojej trzeciej kwarcie i ostatnie 12 minut rozpoczynali z +21.

LeBron James rzucił 16 punktów w pierwszej połowie, a po przerwie oddał już tylko 3 rzuty. Ostatecznie zanotował 23 punkty, 7 zbiórek i 8 asyst, a kiedy opuszczał parkiet dostał oczywiście owacje na stojąco od swoich kibiców.

Tuż po zakończeniu spotkania okazało się, że od drugiego meczu serii grał z poważnym urazem prawej dłoni.

“I let the emotions get the best of me, and pretty much played the last three games with a broken hand.”

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Game 4. Ostatni mecz sezonu? Dla kogo MVP Finałów?
Następny artykułFlesz: Golden State Cleveland 4-0, LeBron zmienia klub, NBA ma problem, epoka superdrużyn

42 KOMENTARZE

  1. Dobrze, że ta agonia skończyła się najszybciej jak to możliwe, choć gdyby Cavs wygrali na otarcie łez game 3, może przez moment byłyby jakieś emocje.
    A tak planowo, 4:0 i do domu, typowałem 4:1, więc daleko nie byłem.

    MVP Durant. Ok, Curry znów bez statuetki, ale oni przecież są fajni, że jeden drugiemu kibicuje (bleh).

    Koniec konców, powiedzmy po jakichś tam emocjach w serii Houston, gdzie tak naprawdę, Warriors oddali 2 w końcówce, w zasadzie to była dominacja.

    W finałach (i w pólfinale właściwie też) ani Durant, ani Curry nie musieli wspinać się co mecz na wyżyny swoich skillsów, wystarczy, że na zmianę zrobią swoje.

    I właśnie o to mi chodzi, gdzie np inne superteamy musieły przynosić swoje A game, Warriors wystarczy B, co najwyżej B+ i to niekoniecznie od każdego z allstarów (vide game3).

    Inne teamy musiały się zesrywać nieziemsko z wysiłku, żeby wygrać 1 mecz (Pelicans, Spurs, no i Cavs w game 1).

    Jeśli teraz fani Warriors będą wskazywać na Houston, że liga wcale taka niezdominowana, że Warriors nie byli wcale takim faworytem, to ja wychodzę. 32-6 w playoffach po dodaniu Duranta. 8:1 w finałach. Sezon regularny się nie liczy.

    Mam nadzieję, że Lebron zostanie w Cleveland i nie będzie za wszelkę cenę gonił za pierścieniem, może za kilka sezonów przebudują skład i powalczy tam o jeszcze jeden.

    0
      • Powodów może być więcej, w Cleveland nikt nie będzie oczekiwał tytułu w przyszłym sezonie a może i jeszcze w następnym a na pewno dopóki nie przebudują składu. Plus factor rodziny – nie wiadomo czego oni chcą.

        Szansa na to, że zostanie, są znikome, to tylko moje chciejstwo.

        EDIT: Sprawdziłem salary cap Cavs na następne 2 sezony, oczy krwawią…

        0
      • Jakie były uzasadnienia przenosić Lebrona. James mówił że idzie do Miami dlatego, że chcę spróbować czegoś nowego, na wielkiej scenie, grać z kolegami, w domyśle wygrywać.Stworzył zespół z graczami top ten ligi Boshem i Wadem.
        Powrót był uzasadniany chęcią gry w rodzinnych stronach, pomocą młodym graczom w rozwoju. Inna sprawa, że tych młodych graczy szybko się pozbyto.Dostał zespół z graczami uważanymi powszechnie za top 10-15 Irvingiem i Lovem.
        Ciekawe jakie teraz może być uzasadnienie. Chcę grać z kolegami np. w Houston, chcę sprawdzić jak się gra na zachodzie w play offs, chcę iść do LA, bo tam mam domy, spędza i tak część roku? Ciekawe co tym razem powie James.
        Jedno jest pewne od czasów gry w Miami, Lebron zawsze chciał grać w najsilniejszych zespołach jak się tylko da, mieć największe wsparcie. Przez te wszystkie lata, z wyjątkiem tego roku, miał zdecydowanie najlepszy zespół na wschodzie, i jeden z 2-4 najlepszych w nba. James z tego nie zrezygnuje. Nie będzie chciał w przyszłości walczyć o to, żeby dostać na końcu trzeci raz w finałach sweep.

        0
  2. Kolejny tytuł Warriors a my dostajemy kolejny typowy dla Adama artykuł, w którym trzeba podkreślić jak sezon był nudny i przewidywalny, jak to Warriors i KD zepsuli ligę a w playoffs i finałach brakowało emocji.
    Pal licho te wszystkie poboczne historie, kontuzje, zwroty akcji w serii z Houston i wielkie indywidualne występy w Finałach.Adam nie miał się czum ekscytować.Cóż, nic dziwnego, że Finały nie wprawiły Cię w zachwyt skoro nie wygrali ci którym kibicowałeś ale tyle dobrze, że już nawet nie silisz się na obiektywizm i jasno określasz swoje preferencje pisząc “emocje byłyby jakby przegrali”.

    0
    • Stało się dokładnie to, czego 90% koszykarskiego świata oczekiwało. Jeśli zdecydowany faworyt zdecydowanie wygrywa, to nie ma zbyt wielu emocji. To chyba oczywiste. Adam oddał mistrzom to, co mistrzowskie i podkreślił ich wielkość, ale ma tutaj pisać o niesamowitych emocjach, skoro ich nie było? Seria z Houston była ciekawa, ale finalnie stało się to, co miało się stać i tyle. Trudno być tym podekscytowanym.

      0
      • Przecież zwycięstwa faworytów są chlebem powszednim każdego sportu.Dlatego są faworytami.Ile, w przykładowo ostatnich 20 latach, tytułów zdobyły drużyny które od początku nie były w gronie faworytów?Lakers?Celtics?A może Miami?Czy to oznacza, że tamte sezony były pozbawione emocji?Czy emocje są wyłącznie związane z wygraną underdogów?Jeśli tak to nie polecam Adamowi i wszystkim, którzy myślą podobnie oglądania nadchodzących Mistrzostw Świata, gdyż(tu was zmartwię) prawdopodobnie wygra je jeden z 2-3 faworytów a nie Senegal czy reprezentacja Polski.

        A ta seria jak i całe playoffy miały wiele historii.Do końca nie był znany skład Finałów gdyż dostaliśmy dwie siedmiomeczowe potyczki, do końca o zwycięstwach decydowały detale, urazy poszczególnych graczy.W Finałach wynik ustalały pojedyncze zagrania i indywidualne błędy.Przez 3 pierwsze mecze Finałów wynik był na styku do ostatnich kwart.Dla Adama tymczasem nie było emocji bo wygrał faworyt.Cóż, jeśli ktoś utożsamia emocje jedynie ze zwycięstwem słabszej drużyny to nie bardzo miał się czym emocjonować w ostatnich 10, 20, 30 latach.

        Tym bardziej razi mnie więc w tym kontekście wpis sugerujący, że “emocje byłyby gdyby przegrali”.Dla mnie osobiście jest to po prostu żałosne i przypomina pewien kultowy filmik w którym przechodzień zapytany przez reporterkę co go w życiu cieszy odpowiada “Jakby Jan Rodzeń upadł i sobie głupi ryj rozwalił”.Zwłaszcza, że Adam niemal pod każdym artykułem od ponad roku stara się nieustannie umniejszać zwycięstwa Warriors zarówno w pojedynczych meczach jak i po wygranych całych seriach.Tak jakby na te tytuły nie zasłużyli, jakby zwycięstwo w tym roku nie kosztowało ich wysiłku i przyszło im lekką ręką.Wygrali bo przecież mają masę talentu i tyle.Każdy by to wygrał na ich miejscu więc czym się ekscytować.Brzmi to o tyle karykaturalnie gdyż nie przeszkadzało Adamowi podniecać się każdą wygraną Cavs i LeBrona Jamesa kiedy rozjeżdżali w poprzednich latach mniej utalentowanych przeciwników w 4-5 meczach.Wówczas brakowało słów redaktorowi Szczepańskiemu by rozpływać się w zachwycie nad królem i jego dominacją we Wschodniej Konferencji.

        0
    • Twitter Piotrka Sitarza z ostatnich dni dopełnia obraz bóldupczenia na GSW w środowisku redaktorów 6G. Przypomniał mi się wywiad Michała Górnego z Wojciechem Michałowiczem, gdzie ten drugi mówił, że nie kibicowanie konkretnej ekipie poszerza horyzont koszykarski i ciężko się z tym nie zgodzić w kontekście do uprawianej tu narracji jakim to nadczłowiekiem jest LBJ i czego to on nie zrobi, jak mu się będzie chciało ofkors. Boston nie został doceniony, GSW i Durant są jechani i niedoceniani, jakby Cavs wygrali tytuł to moglibyśmy nie znieść tego festiwalu onanizmu do LBJa na tym portalu. Dobrze, że tak się nie stało ;)

      0
      • dokładnie rok temu doceniłem warriors tak: https://szostygracz.pl/2017/06/09/zloto/

        aktualne. fragmenty o jamesie możesz pominąć, chociaż on i gsw to już nierozerwalna historia.

        jeśli bóldupię (nie wiem gdzie i czy na pewno; przecież typowałem warriors w 5) to dlatego, że pokonali mojego ulubionego gracza. tyle. natomiast w narracje, że mu się chce/nie chce, że to nudny sezon był i przewidywalny, proszę mnie nie mieszać.

        0
        • Dyplomatycznie powiem, że widać, że Twój ulubiony gracz przegrał, ale spoko Twój Twitter Twoja sprawa, można zrozumieć “cierpienie” fana po porażce, po prostu wpisujesz się tę narrację o której pisał Grasshooper.

          Twoją aktywność na 6G cenię najbardziej, w sumie ona sprawia, że ten abonament na konto 6G ode mnie wpada, więc ten tekst czytałem.

          Niech się zatem LeBron uzbroi lub pójdzie tam, gdzie mu będzie lepiej i zobaczymy za rok.

          0
    • Mnie już bawi ta narracja :)

      Golden State Warriors :

      Świetnie zarządzana organizacja,
      Bardzo dobre draftowanie,
      Pożyteczni zadaniowcy,
      Przekonanie KD do wzięcia mniejszych pieniędzy,
      Najbardziej przyjemna dla oka koszykówka,

      Cleveland Cavaliers :
      Najlepszy gracz na świecie,
      W ostatnich latach dwie jedynki draftu z których dziś został im w składzie Kevin Love, George Hill i nieprzydatny Rodney Hood,
      Koszykarski Sławomir Peszko w osobie Jr Smitha,
      Przeplacony Tristan Thompson,
      Raczej słabe widoki na przyszłość,
      Poza Królem jest to skład węgla i papy.

      Zgadnij o kim się pisze na 6g że zepsuli NBA i finały.

      0
      • Nikt nie pisze o Warriors, że są słabą organizacją, że źle draftują etc.
        Wszystko rozbija się o to, że jedna z najlepszych drużyn ostatnich 30 lat (tak, tak uważam) po fuksiarsko przegranym na własne życzenie mistrzostwie w 2016, błagała top 3 gracza, żeby przyszedł i pomógł przegonić niedobrego wujka Lebrona, bo za bardzo musieliby się z nim męczyć. I tylko o to chodzi, że tej rywalizacji na szczycie nie ma.
        Mam nadzieję, że Boston, Philadelphia i inne młode teamy zdecydują się budować swoje teamy bez Jamesa.

        0
        • Nie, problem jest w tym, że piszesz zespół “błagał” w kontekście rekrutowania KD, napisz jeszcze, że LBJ się nie zniża do błagania, dlatego Irving odszedł, a PG13 wylądował w OKC. Taki honorowy z niego gość.
          Może jednak po prostu GSW jest obecnie najlepszą organizacją (przypominam – lata świetlne przed innymi) i budują swój zespół skutecznie (KD), przyszłościowo nie mając dobrych picków (McCaw, Bell, Cook), podpisują dobrych weteranów (West, Livingston) czy odkurzają zapomnianych czy wyśmiewanych graczy (Casspi, McGee), eeee pewnie nie, pewnie znów hejtuję Króla. Eh

          0
          • Nie mam żadnych zarzutów do Warriors, że zbudowali team przez draft, podpisali dobrych role playerów etc. Zarzut mam, czy tak bardzo, tak naprawdę potrzebowali Duranta, żeby być tu gdzie są. Tyle. Z mojej perspektywy tak to wygląda, czuli się zagrożeni i siegneli po pomoc. Pewnie 75% teamów zrobiłoby to samo, ale mówimy o Warriors, drużynie, która przed dołączeniem Duranta robiła 73-9 i przegrała ponoć przede wszystkim z kontuzjami a dopiero potem z Lebronem. Czy jak yo fani Warriors tłumaczą, bo już sam nie wiem.
            Kontekst jest ważny.
            Pzdr

            0
          • Jeśli możesz mieć kogoś takiego jak KD i potrafisz to zmieścić, to robisz to czy nie? KD jest tego typu zawodnikiem, że 100% drużyn na świecie to robi. Nie skorzystanie z takiej okazji nie jest szlachetne tylko głupie. Jeśli Ariza rzeczywiście chciałby grać w GSW, to puściłbym Younga na zieloną łączkę i brał Trevora, bo na wschodzie już rosną potwory w Philly i Bostonie. To nie GSW ma się ograniczać, tylko inni gonić, zasady są równe dla wszystkich. Dziwię się, że psioczycie na tych którzy robią to dobrze, a nie na tych, którzy robią to niewystarczająco dobrze.

            0
          • Wszystko sprowadza się do tego, że w całej historii NBA tylko Warriors na to wpadli? Come on, nie doceniasz organizacji. Myślę, że nie wszystkie zespoły łasiłyby się na Duranta po tym 73-9. Ale to tylko twoje i moje dywagacje. Zostawiam już ten temat póki co. Podpisali to podpisali, zdobyli co zdobyli, stracili w moich oczach co stracili. I tyle. Kogo to właściwie obchodzi i jakie to ma znaczenie. To tylko sport i życie tamtych sportowców. Historia pewnie spłaszczy te dywagacje i na koniec dla nastepnego pokolenia będą tylko tabelki z nazwą teamu i nazwiskiem.

            0
      • Takie gadanie. Już widzę, jak będąc na miejscu GSW nie podpisujesz jednego z najlepszych graczy ligi, bo wolisz szacunek innych drużyn i większy splendor z pierścieni. Zresztą zaryzykowałbym tezę, że Warriors nie zdobyli by tych mistrzostw bez Duranta.

        0
        • Tego już się nie dowiemy. I też dlatego ubolewam, że przez to nie mogę patrzeć na Warriors nawet jeśli grają zajebisty basket. Wg mnie są na kodach godmode. Ktoś gdzieś napisał, to tak jakby Shaq przeszedł do Bulls w latach 90, albo jak Duncan do Lakers w 2000.

          0
          • Ale każdy na miejscu GSW by podpisał Duranta. Tyle, że to mieszanie dwóch perspektyw, wiadomo, że podpisujesz Duranta bo twoim celem jest wygrywanie, ale NBA to nie jest dyskusyjny klub filozoficzny, ale rozrywka w dość ludowej formie, więc wiadomo, że emocje i pisanie 16543 artykułu na ESPN o tym ma przykuwać uwagę i zainteresowanie. A jak wiadomo kto wygra to jakby nie patrzeć dla części kibiców poziom emocji jakby spada. Choć jak patrzę na 2343 komentarz obóz GSW versus obóz Lebron to mam flashback jakbym czytał supergigant i wieczną kłótnie czy lepszy Mesii czy Ronaldo, Lebron czy Kobe, więc dyskusja jednak jest wciągająca i emocjonująca dla większości

            0
  3. Ja się sporo emocjonowałem playoffami NBA. Od początku do końca grał mój ulubiony zespół i każda porażka bolała. Na szczęście wygrali.
    Powiem Wam, że emocjonowałem się też piłkarską ligą polską, mimo, że moja drużyna grała w dolnej części tabeli, a na zwycięstwo nie miała zbytnich szans.
    Nie emocjonowałem się natomiast chociażby polską ligą koszykówki. Śląsk gra niżej, to ledwo doszło do mnie, że Anwil został mistrzem.

    Tak naprawdę to sami wybieramy to czym możemy się emocjonować. Moim zdaniem sporo z Was emocjonowało się tym, czy ktoś pokona GSW. Wynik okazał się przewidywalny, ale to nie znaczy, że zabrakło emocji.

    Często tak też jest w wyścigach z Marit Bjoerden, Martenem Fourtade’m czy w ligach piłkarskich takich jak niemiecka, włoska, czy francuska (w ostatnich latach). Mimo iż, faworyt wygrywa to emocji nie brakuje.

    0