W meczu numer trzy Houston Rockets doznali olśnienia. Z taką grupą skrzydłowych i z takim centrem możemy grać szybciej. (Zagrali). Dysponując dobrą obroną możemy migiem przechodzić do ataku. (Przechodzili). Przy czym wypada nam kontrolować tempo. (Kontrolowali). A hall-of-famerzy na piłce mogą błyskawicznie znaleźć naszych graczy w kontrach. I to na dystansie! (Znaleźli).
Mike D’Antoni i sztab odpowiedzieli na obronę Jazz, slip-screeny Rudy’ego Goberta i trójki Joe Inlgesa, a w drugim meczu z rzędu obrońcy; wyżsi, silniejsi i doświadczeni o ćwierć wieku więcej, zatrzymali Donovana Mitchella. Trzymali ręce w górze na wypadek przerzutów z lewa do prawa i ze szczytu do narożników. Wymuszali straty, wspierali – albo i nie – Jamesa Hardena, który zmieniał krycie nie bacząc na wzrost przeciwnika. Derrick Favors i Rudy Gobert nie mieli tutaj przewagi. A my nie mamy dla nich dobrej wiadomości.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Przeczytałem po meczu numer cztery, ale to co – jak zwykle czegoś się nauczyłem :)